Od dawna chciałam pojechać do Egiptu, i to do niejednego. A najlepiej z moją przyjaciółką, Kasią. Chciałyśmy się rozerwać, zostawić w co najmniej trzy diabły ten betonowy świat obowiązków. Jednak stale coś stało nam na przeszkodzie – a to praca, a to jakieś szkolenia, choroby, czy zwyczajnie brak kasy.
W końcu zrobiłyśmy to
– Marzy nam się rajska wyspa – marzyła Kasia.
– A mnie się marzy jakiś opalony Afrykanin – marzyłam ja.
Pewnego dnia postanowiłyśmy zatrzymać ten beznadziejny kołowrotek i udać w kierunku piaszczystych plaż wyspy Bali. Ostatecznie jednak wybrałyśmy Egipt, bo tam wiadomo, przystojni południowcy i cały ten niecodzienny anturaż. Ja nie mówię, i nie mówi też Kasia, żebyśmy od razu szły w romanse, ale... Egipcjanie czy Tunezyjczycy są mistrzami w sztuce adorowania.
W dodatku uwodzą nie tylko młode babki, ale i te starsze, czy mniej zgrabne. Nam z Kaśką niczego nie brakuje, ale nie mamy klasycznych figur modelek. Kaśka jest zaokrągloną brunetką o ponętnych ustach, a ja niewysoką szatynką o dużych, zielonych oczach.
– Hello, habibi, aj lajkju twoje blond włosy skąpane w moim słońcu! – miałyśmy nadzieję być owiewane takimi mniej więcej zalotami.
Spakowałyśmy więc walizki, zamknęłyśmy mieszkania i ruszyłyśmy na powitanie egipskiej przygody. Wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik mojej oliwkowej tuniki – bo to ja ogarniałam bilety. Miałyśmy wyjechać w sobotę rano. W piątek wysyłałyśmy sobie esemesy wzdychające do afrykańskiego słońca i piasku oraz zapachu historii. Aż tu nagle w piątkowy wieczór:
– Hej, Wiki, widziałaś esemesa?
– Jakiego?
– No jakiego? Od linii lotniczych, sprawdź. Nie jedziemy!
– Co ty mówisz, zaraz zobaa... – powiedziałam. – O, kurczę, rzeczywiście!
Rozłączyłam się i aż musiałam usiąść. Chyba nie słyszałam powiadomienia o tej wiadomości. Lot do Kairu odwołany z przyczyn technicznych. Przepraszają za niedogodności. Katastrofa.
Tylko tam były wolne miejsca
– I co robimy? – Zadzwoniłam do Kaśki.
– Następny lot mamy równo za tydzień – powiedziała.
– Ale co z urlopem? – włączyłam rozmowę na głośnik i ukryłam twarz w dłoniach.
– No nie... – Kasia też była zrezygnowana.
– Tyle planowania! – powiedziałam.
Postanowiłam przejrzeć oferty last minute.
– Nie dam sobie zmarnować urlopu, kurde! – powiedziałam.
– I ja! Co będziemy robiły cały tydzień? Obżerały się chipsami i wzdychały do gwiazdorów w Netflixa zamiast do prawdziwych habbibi?
– E tam, habbibi – powiedziałam. – A co to, przystojniacy są tylko w Afryce?
– No w sumie... – zamyśliła się Kaśka.
Jak na złość, czy też na klątwę faraonów, wszystkie popularne kierunki były zarezerwowane. Szukałyśmy razem i natrafiłyśmy na Mielno. Tydzień w tamtejszym pensjonacie stał przed nami otworem. Wyjechałyśmy więc do Mielna. Niby wszystko było ok, ale...
– Co ty taka naburmuszona, Wikuś – zapytała mnie Kaśka.
– No co? Mielno to nie Egipt, a Bałtyk nie Morze Śródziemne.
– Aha, lepiej przyznaj, że najbardziej chodzi ci o przystojniaków. Jeszcze ich spotkamy! – pogłaskała mnie po głowie.
– No co? A ty nie? – powiedziałam.
– Phi – machnęła ręką i poszła się rozejrzeć w stronę molo.
Ogarnęłam spojrzeniem tutejsze atrakcje i rzeczywiście, nie wyglądało to najlepiej: przepełnione plaże, maluchy babrające się w piasku, budki z goframi.
Cóż mogły robić 30-latki nad morzem?
Ale! O ile na początku sporo marudziłam, to już wieczorem dostrzegłam w Mielnie pierwsze plusy – na przykład orzeźwiające powietrze. Orzeźwiające, niczym egipskie lody w drinku – rozmarzyłam się. Nasze coraz lepsze samopoczucie zaprowadziło nas z kolei do kawiarenki z mielnickimi lodami. Nie mogłyśmy się nimi nacieszyć. A wieczorami? Cóż mogły robić wieczorami dwie trzydziestolatki nad morzem? Spacerowałyśmy promenadą i wzdychałyśmy do tego, co akurat było pod ręką, czyli do zachodów słońca.
Trzeci wieczór spędziłyśmy w knajpce ze świeżymi rybami. Fryteczki, jesiotr w maśle i inne miejscowe specjały sprawiły, że poczułyśmy się niecodziennie. Muzyka na żywo przygrywała do naszych roztańczonych myśli. No i tak od fryteczki do rybeczki, od rybeczki do drineczka – przy którym to... barze stał wysoki brunet o jasnym spojrzeniu. Cerę miał oliwkową, niczym nasze marzenia o urlopie w Egipcie. Rozdawał uśmiechy po całej knajpie, ale spojrzenie rzucił tylko jednej osobie – mnie.
Łał! Ten łobuzerski kontrast opalonej skóry i niebieskich oczu...
– Ej, widzisz to, co ja? – powiedziała konspiracyjnie Kaśka.
– Cicho – szepnęłam.
– Spodobałaś się typkowi.
– No...
– No całkiem niezły – powiedziała Kasia.
Wypuścili go z korpo kołchozu
Popatrzyłam w jego stronę i aż mnie rzuciło o oparcie krzesła. Motyle w brzuchu czy inna iskra... jeden amor wie. Mężczyzna chwilę rozmawiał z barmanem, a potem zaczął iść w moją stronę.
– Hej, dziewczyny, widzę, że się fajnie bawicie. Mogę dołączyć? – wyglądał na dosyć odważnego, a moje serce wyrywa się do takich!
– Oczywiście! Jestem Kasia, a to Wiki.
– Super, ja jestem Mateusz – powiedział, przysiadając się do stolika.
– Właściwie to jeszcze kilka dni temu wybierałyśmy się do Egiptu! Wiki jest niepocie... – zaczęła Kasia, ale stuknęłam ją w nogę pod stolikiem. Co ona sobie wyobrażała?
– Ale... mała zmiana planów? – kontynuował.
– Zgadza się – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
– Całe szczęście! – powiedział przystojniak i rzucił mi gorące spojrzenie.
– Czym się zajmujesz, Mateusz? – zapytała moja przyjaciółka.
– Marketing – odpowiedział lakonicznie.
– O, czyżby jakaś warszawka?
– Zgadza się! A co?
– Pewnie wypuścili cię na weekend z jakiegoś korpo kołchozu? – zaśmiała się Kasia.
Siedziałam onieśmielona.
– No, można tak powiedzieć. A was skąd wypuścili?
– A z biura – udało mi się odpowiedzieć.
– No, bo my takie biurwy jesteśmy – zaśmiała się Kaśka i spojrzała znamiennie to na mnie, to na Mateusza.
Czy ja gram w jakimś filmie?
Siedzieliśmy jeszcze z dwie godziny w knajpce, a potem Mateusz poprosił o mój numer telefonu. Następnego dnia umówiliśmy się na spacer po plaży. Potem na wycieczkę rowerową. Kasia była niepocieszona, bo to przecież miały być babskie wczasy. Ale kolejnego dnia poznała jakiegoś innego typka i zrobiła się równie zajęta.
Pewnego wieczora siedzieliśmy na plaży, jedliśmy czosnkowe bagietki i popijaliśmy je winem.
– Wiesz, chyba nie było mi tak dobrze z żadną dziewczyną. Te twoje wielkie oczy i... – szeptał mi do ucha.
Było jak w filmie, więc powiedziałam:
– Czy my gramy w komedii romantycznej?
– Ja jeszcze chętniej zagrałbym w erotyku – pocałował mnie.
– O! – nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Chcesz? – szepnął.
– Tak – objęłam go.
Nigdy nie byłam w Egipcie, ale myślę, że ta noc była równie gorąca jak egipski piasek, a nawet gorętsza. Spływała po nas ta noc niczym lawa, lepka, tak przepiękna, niczym iskra jego brązowych oczu odbita od zwykłego lusterka – zapisałam tę myśl w notatniku telefonu. Zawsze chciałam zostać poetką.
– Przestań już z tym Egiptem – powiedziała Kasia, przyglądając się temu, co zapisałam. – Wygląda na to, że Mielno bardziej ci służy.
– Może zostanę poetką? – powiedziałam.
– Na to wygląda. Mielnicką – zaczęła się śmiać.
Do domu wróciłyśmy rozmarzone i rozklikane. Niemal całą niedzielną podróż siedziałyśmy w swoich telefonach i pisałyśmy wiadomości. A potem znowu pisałyśmy i pisałyśmy. Pod koniec tygodnia dostałam taką wiadomość:
– Starszy marketingowiec z warszawskiego kołchozu melduje się! Czy wiesz, jaki jutro dzień? – napisał.
– No... piątek – kliknęłam.
– Raczej piąteczek i piątunio na dokładkę – rozmarzył się nad piątkiem Mateusz.
– Ten słynny piątunio? – odpisałam w równie weekendowym nastroju.
– Tak, kochanie – wyświetliła się wiadomość.
– No to chyba musimy go jakoś uczcić? – odpisałam.
– Widzę, że ty też jesteś już w weekendowym nastroju – napisał.
– No a jak? Tym bardziej że chyba spędzę go z przystojnym warszawiakiem – flirtowałam z nim.
– Tak myślisz?
– Coś tak myślę. Krótko mówiąc, wypuszczają cię z korpo?
– O tak, będę mile widziany u ciebie?
– Pewnie!
Minęły już 3 lata od tego urlopu
Nie wiem, jak to zrobił, ale rano już czekał pod moimi drzwiami. Wzięłam robotę do domu, ale robota nie była mi w głowie. Nadrobię pod koniec weekendu – pomyślałam. W głowie były mi brązowe, ogniste oczy Mateusza. Zaszyliśmy się w sypialni i... nie wychodziliśmy z niej do niedzieli.
A już w następnym miesiącu przyjechał z... pierścionkiem zaręczynowym. Tak właśnie skończyła się moja przygoda wakacyjna, a wręcz zaczęła. Od tego czasu minęły trzy lata, a my już jesteśmy dwa lata po ślubie. Zastanawiam się tylko, co byłoby, gdyby wtedy nie odwołano lotu do Kairu? Może dzisiaj byłabym żoną Egipcjanina?
Wiktoria, 32 lata
Czytaj także:
„Facet zdradził mnie na swoim kawalerskim. Zemściłam się, jadąc w podróż poślubną z kimś innym”
„Mógłby być moim synem, a został gorącym kochankiem. Korepetycje skończyły się nauką języka miłości i... awanturą”
„Teściowa mną pomiatała, a mąż donosił jej nawet o moich wpadkach w sypialni. Wreszcie stało się coś o wiele gorszego”