„Facet zdradził mnie na swoim kawalerskim. Zemściłam się, jadąc w podróż poślubną z kimś innym”

Kobieta na plazy fot. iStock by Getty Images, da-kuk
„Pewnie sądził, że mu odpuszczę i zrzucę całą sprawę na karb stresu, a po latach będziemy się z tego śmiać jak z dobrego żartu. Gdy wymierzyłam mu siarczysty policzek, oświadczając, że między nami koniec, dosłownie oniemiał z wrażenia”.
/ 06.08.2024 20:30
Kobieta na plazy fot. iStock by Getty Images, da-kuk

– Nie ma potrzeby używać żelazka. Aparatem cyknąć zdjęcie, do internetu wstawić i po robocie – moja koleżanka, Hanka, dzierżyła reklamówkę, a w środku była moja ślubna suknia. – Jak cenę niezłą dasz, to zaraz ktoś kupi.

Jeszcze niedawno pewnie bym ją zrugała za podobne słowa, ale teraz przyszło mi do głowy: „Dobrze, że postawiłam na uniwersalny, klasyczny styl, a nie jakieś dziwaczne, wymyślne rozwiązanie”.

– Niby czemu miałaby się nie sprzedać, przecież to nowiutka sukienka, a w cenie z drugiej ręki – stwierdziłam, siląc się na wisielczy humor.

Hania zachichotała i dorzuciła:

– Wrzućmy do środka też kilka zaproszeń. Kto wie, może akurat znajdzie się jakieś małżeństwo o takich samych imionach jak wasze.

Nie dało się ukryć, że doszłam już do momentu, w którym umiałam po prostu śmiać się z tego, że nasz ślub oraz wesele zostały odwołane – i muszę przyznać, że zdecydowanie poprawiało mi to nastrój. Zwłaszcza że obie uroczystości były dokładnie zaplanowane i dopięte na ostatni guzik: miejscówkę załatwiliśmy dwa lata wcześniej, ciuchy wybierała nam stylistka, a o dekoracje i jedzenie miała zadbać firma z prawdziwego zdarzenia, żeby jakoś pogodzić tradycję (rosołek i flaczki dla wujków i ciotek) z nowoczesnością i aktualnymi trendami (młodsze kuzynostwo i znajomi na różnych dietach – bez glutenu, dla wegan, na odchudzanie i tak dalej). Krótko mówiąc – my mieliśmy być po prostu szczęśliwi, a nasi goście bawić się świetnie i mówić o naszym weselu aż do samej śmierci.

Miało być idealnie, wyszło dramatycznie

Plany legły w gruzach, niczym po wybuchu bomby. Podczas gdy ja grzecznie spędzałam czas z koleżankami na panieńskim, a naszym największym grzechem było zamówienie zbyt dużej ilości procentów, skutkujące porannym bólem głowy u niektórych, mój przyszły mąż postanowił zaszaleć na całego.

Niemal tuż przed ślubem wyznał mi, że w trakcie imprezy kawalerskiej wylądował w łóżku z panienką do towarzystwa, którą jego kumple zaprosili jako tancerkę. Nie, nie dowiedziałam się o tym przypadkiem ani nikt nie podesłał mi potajemnie nagranego filmu. On sam mi o wszystkim powiedział, bo dręczyło go sumienie. Stwierdził, że chce wkroczyć w nowy etap życia bez żadnych sekretów, ale chyba nie spodziewał się, jak zareaguję.

Co za drań! Pewnie sądził, że wielkodusznie mu przebaczę, zrzucę winę na stres związany z przygotowaniami, a po latach będziemy się z tego śmiać. Kiedy dałam mu w twarz, mówiąc, że to koniec, totalnie go zatkało! Nawet moja własna matka uznała, że przesadzam, bo faceci po alkoholu robią gorsze rzeczy, a mojemu po prostu odbiło ten ostatni raz na wolności.

Przecież cię przeprosił, no nie? – oznajmiła.

Dla niej taka kompromitacja jak anulowany ślub jedynej córki tuż przed ceremonią była nie do zniesienia. Odniosłam wręcz wrażenie, że wolałaby, abym stanęła na ślubnym kobiercu, a potem czym prędzej wzięła rozwód, niż w ogóle zrezygnowała z zamążpójścia. Przynajmniej wtedy plotek byłoby mniej.

– Jej zdaniem to, co powiedzą inni, jest najważniejsze – żaliłam się koleżankom w dniu, gdy miałam pójść do ołtarza, a jednak nie poszłam.

Spora porcja zamówionego jedzenia nie nadawała się do oddania, a byłoby kiepsko, gdyby poszła do kosza. Urządziłyśmy zatem imprezę, którą ochrzciłyśmy mianem „zamiastwesela”, na której sączyłyśmy szampana i głowiłyśmy się nad sposobem odzyskania chociaż części kasy. Mój eks-przyszły małżonek, być może dręczony gryzącymi go od środka wyrzutami, wielkodusznie wziął na siebie pokrycie kosztów sali, zaliczek dla fotografa, kamerzysty oraz wypasionego auta, których nie dał się już odzyskać.

Kasa za dekoracje i kwiaty w kościele też przepadła, ale nie przejęłam się tym za bardzo. Pomyślałam sobie: „No cóż, za głupie decyzje się płaci”. W tym przypadku błędem był zły wybór przyszłego męża. Koleżanki stwierdziły jednak, że powinnam spieniężyć wszystko, co tylko się da.

– Po pierwsze, nie będziesz się tym zadręczać i wspominać. Po drugie, uzbierasz trochę kasy i sprawisz sobie coś fajnego, żeby poprawić sobie nastrój – namawiały mnie. Szczerze mówiąc, mój nastrój polepszyłaby jedynie informacja, że mój były smaży się w piekle, ale niech im będzie. W najgorszym razie za uzbierane pieniądze zorganizujemy jeszcze jedną imprezę.

Teściowie ufundowali nam wakacje w Tajlandii

Hanka postanowiła sprzedać moją nieużywaną, ale w pełni przygotowaną do założenia białą suknię za połowę początkowej kwoty na portalu z ogłoszeniami. Jak się spodziewała, już kolejnego ranka znalazła się chętna nabywczyni. Miejmy nadzieję, że ta panienka będzie miała w życiu więcej szczęścia. Dla świętego spokoju wolałam nie zdradzać, czemu podjęłam decyzję o pozbyciu się tej sukni.

Wkrótce nadszedł kolejny sukces! Udało mi się sprzedać na innej aukcji nie tylko bolerko i rękawiczki, ale też moje przepiękne białe szpilki. Pozbyłam się welonu i podwiązek, choć uczucie było porównywalne do wywalania jedzenia do kosza. Zimne ognie, które miały rozbłysnąć o północy, postanowiłam odpalić na siódmych urodzinach córki mojej siostry – mam nadzieję, że dzieciak będzie miał niezapomniane wspomnienia. W skupie udało mi się opchnąć albumy na zdjęcia i kieliszki, które planowaliśmy dać gościom w prezencie. Kiedy wydawało mi się, że pozbyłam się z mieszkania i życia wszystkiego, co mogłoby przypominać mi o tej życiowej porażce, Hanka wycelowała we mnie paluchem i powiedziała:

A co z podróżą poślubną?

Zupełnie wyleciało mi to z głowy. To był prezent od mojego narzeczonego i jego rodziny na nowy rozdział w życiu. Fakt, trochę dziwnie na to patrzyli, czemu zamiast jakiegoś auta, mebli, sprzętu grającego czy czegoś innego, co by nam długo posłużyło, wolę wydać kasę na coś tak zbędnego i przemijającego jak wycieczka, ale się uparłam: marzę o tym, żeby z moim świeżo poślubionym małżonkiem wybrać się w jakieś piękne, ciepłe, egzotyczne miejsce, na które zazwyczaj nie mogłabym sobie pozwolić. „Przecież ślub bierze się tylko raz i tylko raz jest się młodą parą małżeńską” – tłumaczyłam im.

Wtedy święcie w to wierzyłam

Rodzice mojego ukochanego ostatecznie stwierdzili, że nie będą robić problemów – w końcu chodziło o ślub ich najstarszej latorośli. Postanowili więc sprawić nam niezapomniany prezent – dwa tygodnie spędzone w bajecznej Tajlandii. Szalałam ze szczęścia niczym mała dziewczynka na wieść o tym, że dane mi będzie zaznać raju na ziemi! Ponieważ podarunek został zakupiony na długo przed terminem wyjazdu, moi przyszli teściowie natrafili na jakąś wyjątkową promocję. Dzięki temu w standardowej cenie otrzymaliśmy pobyt w luksusowym domku postawionym na palach tuż nad lazurową wodą, z zapierającym dech w piersiach widokiem na śnieżnobiałą plażę otoczoną wysokimi palmami. Mój wiecznie zabiegany narzeczony nie dysponował czasem, by udać się do biura podróży ani nawet ustalić termin wylotu, dlatego ja zajęłam się tymi drobiazgami. To moje dane widniały na bilecie z opłaconą rezerwacją.

A jak tam sprawy z tym wyjazdem? Co myślisz o tym, żeby odzyskać chociaż część pieniędzy i pomyśleć o innym kierunku? – Hania nie dawała za wygraną.

Dokładnie przestudiowałam wszystkie rachunki i paragony, ale nawet dziecko by się zorientowało, że cena była tak atrakcyjna, bo wykupiona bez możliwości zwrotu. Pokiwałam głową na „nie”, a Hania tylko ciężko westchnęła.

– Liczyłam na to, że uzbiera się chociaż na parę dni w jakimś pensjonacie nad Bałtykiem albo w jakimś spokojnym zakątku. Po tych wszystkich przejściach dobrze by ci zrobił solidny relaks z dala od całego tego zamieszania.

„Też coś!” – westchnęłam w myślach. Po tych wszystkich fantazjach o rajskich plażach i egzotycznych drinkach czeka mnie las albo nawet polskie morze, które bywa nieprzewidywalne. Patrzyłam tępo w swoje dane na potwierdzeniu rezerwacji, to znów zerkałam na Hankę. W głowie powoli kiełkował pewien pomysł... Jeszcze raz przyjrzałam się kartce. „Zuzanna O. Termin wyjazdu... Liczba osób – 2”. I nagle mnie olśniło, że mogę to zrobić.

– Słuchaj – zwróciłam się do Hanki. – Dajmy sobie spokój z wczasami na odludziu i modłami o słoneczną pogodę. Mam dla ciebie propozycję – jedziemy do Tajlandii!

Hanka właśnie segregowała różne dokumenty i kartki leżące na blacie, gdy to usłyszała. Zastygła w bezruchu niczym posąg, trzymając je w dłoniach. Kiedy spojrzałam na nią, uśmiechając się i kiwając głową, wyrzuciła je wszystkie w górę, chwyciła mnie za ręce i zaczęłyśmy tańczyć.

– Plaża, kokosy, egzotyka – wrzeszczałyśmy, gdy spadał na nas grad moich weselnych podziękowań, kokardek, którymi już nic nie ozdobimy, i kwiatów zabranych z sali. Po raz pierwszy, odkąd wykrzyczałam, że nie wezmę ślubu, poczułam prawdziwą radość.

Moja matka, zgodnie ze swoim zwyczajem, stwierdziła, że chyba oszalałam i co sobie pomyślą inni, ale miałam to totalnie gdzieś. Byłam tak podekscytowana wycieczką, że zdecydowałam się nie wdawać z nią w dyskusje ani tym razem nie przeciwstawiać, a zamiast tego ją ugłaskać.

– Mamuś, wycieczka jest zarezerwowana na moje nazwisko. Jeżeli nie pojadę, to przepadnie, a kasy nie będzie można odzyskać. Już tyle włożyliśmy, byłoby bez sensu, gdyby i to poszło na marne – przekonywałam.

Moja mama marudziła, że wywalę tyle kasy, ale w końcu pękła i powiedziała, że jakby Hania się wycofała, to sama chętnie poleci ze mną. Taa, jasne – jakby miała odpuścić taką wyprawę!

Faceci odwracali się za mną, bo promieniałam

W następnym tygodniu stałyśmy na lotnisku w kolejce do stanowiska przyjmowania bagażu, aby nadać nasze walizki. Każda z nas po raz pierwszy w swoim życiu leciała tak daleko i być może już nigdy więcej nie będziemy miały takiej okazji, dlatego trochę się denerwowałyśmy. Nie przyznawałyśmy się jednak przed sobą do tego strachu, który i tak był przysłaniany przez podekscytowanie na myśl o tym, co nas czeka.

Było jak w bajce! Zdjęcia z katalogów nie kłamały w żadnym calu: woda miała kolor szmaragdowy, piasek na plaży był śnieżnobiały, a słońce świeciło, jakby było ze szczerego złota.

Gdybym mogła, to całymi dniami kąpałabym się w oceanie, który był przyjemnie ciepły, ale w okolicy działo się tak wiele ciekawych rzeczy, że szkoda byłoby to przegapić!

Wraz z Hanką zdobyłyśmy się na odwagę i postanowiłyśmy wyjść poza bramę hotelu, by lepiej poznać tę egzotyczną dla nas okolicę. Okazała się ona niezwykle gościnna i intrygująca, a mijani ludzie przyjaźnie się do nas uśmiechali, pokazując gestami, skąd odjeżdżają autobusy. Mnóstwo frajdy sprawiła nam też przejażdżka wynajętym na miejscu oryginalnym pojazdem – czymś pomiędzy skuterem a samochodem, poruszającym się na trzech kołach, bez szyb w oknach, nazywanym przez tubylców tuk tukiem. Wybrałyśmy się nim na całodniową wyprawę, wiodącą przez malownicze pola ryżowe.

Nasz szofer oprowadził nas po wielu pobliskich chramach, a potem zawiózł na bazar. Tam zdobyłam się na odwagę i skosztowałam krewetek z ryżem, przyrządzanych w ogromnym kotle nad paleniskiem. To chyba najbardziej pikantna potrawa, jaką w życiu jadłam! Ciekły mi łzy, ale jakoś to przełknęłam! Kierowca chichotał i klaskał z uznaniem.

Kiedy już się najadłyśmy, schodziłyśmy do przestronnego parku hotelowego, żeby potańczyć i spędzić tam resztę wieczoru. Jeszcze całkiem niedawno sądziłam, że mam totalnie dość facetów (a poza tym, który normalny chciałby teraz ze mną gadać, skoro mam minę jakbym chciała pozabijać cały świat), a tu nagle – niespodzianka. Chętni do tańca ze mną ustawiali się jeden za drugim, nie mogąc się doczekać, aż wyjdą ze mną na ten nasz prowizoryczny parkiet, czyli trawnik.

Hanka nachyliła się do mnie i wyszeptała mi do ucha:

– Wybierz tego przystojniaka z Włoch. Owiniesz go sobie wokół palca, nagadasz mu o jakimś ślubie, a potem powiesz, że chcesz w prezencie wypad na rajskie plaże Karaibów. Na koniec z nim zerwiesz i polecimy tam tylko we dwie, co ty na to?

No cóż, pokładała we mnie spore zaufanie, bo jej plany były naprawdę ambitne. Karaiby! Wysepki porozrzucane pośród fal, rum i przejażdżki łódeczką – rozmyślałam, zerkając na przystojniaka z Włoch. Po dwóch dniach, przy zamożnym Szwajcarze, wpadłyśmy na podobny pomysł, tyle że z podróżą do Kenii (w końcu kto nie chciałby na własne oczy ujrzeć lwów i słoni na wolności), a następnie nieco flegmatyczny Brytyjczyk miał nas zabrać na wycieczkę do Australii. Przyznaję, że nasza wyobraźnia tak szybowała, że gdyby minęło jeszcze parę dni, to pewnie chciałybyśmy lecieć na Księżyc!

Cieszyłam się sporą popularnością. Plotkowano, że mam w sobie coś, co sprawia, że faceci za mną szaleją. Kiedyś, po wyjątkowo fajnej imprezie, jakaś kobieta w średnim wieku z naszego turnusu podeszła do mnie i zapytała, jaki jest mój przepis na to, że przyciągam chłopaków jak magnes. Byłam wtedy w świetnym humorze, więc opowiedziałam jej historię o moim byłym narzeczonym, który wystawił mnie do wiatru na wieczorze kawalerskim, odwołanych zaślubinach i „miesiącu miodowym”, na który pojechałam z kumpelą. Chyba nie do końca mi uwierzyła, bo patrzyła na mnie jak na kosmitkę, a potem rozpowiadała wszystkim dookoła, że ukrywam jakiś sekret.

Ja marzyłam wyłącznie o przyjemnym spędzaniu czasu. Cieszyłam się, że los pchnął mnie w to urokliwe miejsce. Byłam wdzięczna za promienie słońca, szum morza, ciepłe noce, kołysanie się palm i soczyste owoce. Jeszcze niedawno roniłam łzy i kipiałam ze złości, a teraz w głębi duszy dziękowałam byłemu narzeczonemu za ten numer, który mi wyciął. To sprawiło, że pojęłam, iż istnieje mnóstwo dróg do szczęścia – niekoniecznie tylko małżeństwo.

Będąc na lotnisku, wysłałam jeszcze pocztówki mamie i przyszłej-niedoszłej teściowej. W pierwszej napisałam, że warto iść za głosem serca i własną intuicją, a nie słuchać rad innych, oraz że odwołane wesele wyszło mi na plus. W drugiej – bez urazy podziękowałam za udany urlop...

Zuzanna, 27 lat

Czytaj także:
„Pracuję w warzywniaku za liche 3000 zł na rękę. Dzieci się wstydzą, że mają matkę handlarę, ale ja mam powód do dumy”
„Synowa naczytała się głupot i teraz zaciąga męża do niańczenia dzieci. Facet ma pracować, a kobieta bawić potomstwo”
„Ślicznotka z sanatorium zarzuciła haczyk na mojego ojca. Sądziła, że wyrwała bogacza, a w jego portfelu piszczała bieda”

Redakcja poleca

REKLAMA