Zwykle byłam zadowolona ze swojego małżeństwa. Z Patrykiem poznaliśmy się jeszcze na studiach, a potem tak jakoś samo wyszło z tym narzeczeństwem i ślubem. Kochałam go, może nie jakąś namiętną, żarliwą miłością, ale tym bardziej, że akceptował mnie taką, jaką byłam. Nie przeszkadzało mu, że nigdy nie będziemy mieli dzieci i zawsze wspierał mnie jak umiał.
To on zaproponował adopcję psa, który szybko stał się moim towarzyszem, gdy on wyjeżdżał w delegacje. Muffin, bo tak nazwałam naszego uroczego kundelka, rekompensował mi brak czasu ze strony Patryka. Mimo tego, że mąż wiecznie wymawiał się pracą, pilnymi sprawami, które zawsze miał do załatwienia w innym mieście, nie złościłam się na niego ani temu nie sprzeciwiałam.
Nigdy nie mieliśmy czasu odpoczywać
Wierzyłam, że chce dobrze. Nie narzekałam więc też wtedy, gdy uparcie odmawiał wszelkich wakacyjnych wyjazdów, bo „trzeba było zarabiać na godne życie”. Co z tego, że i ja przecież miałam skromną pensję bibliotekarki. On, kierownik jednego z najważniejszych działów w firmie, miał przecież pełne ręce roboty. I przynosił do domu niezłe pieniądze. Jak mogłam narzekać?
Kiedy w środku lipca Patryk zaczął coś przebąkiwać o problemach swojego kuzyna, Radka i o tym, że chciałby mu jakoś pomóc, wesprzeć go, dojrzałam w tym moją szansę. Radek mieszkał w Gdańsku, a ja bardzo pragnęłam spędzić chociaż kilka dni nad morzem.
– No to jedźmy do Gdańska – wypaliłam ku lekkiej konsternacji męża. – Ty zajrzysz do Radka, pogadacie sobie i w ogóle, a przy okazji spędzimy miło czas. Wreszcie jakieś wakacje!
– Nie wiem, Martyna… – mruknął. – A nie będziesz się nudzić, jak zostawię cię w jakimś hotelu czy innym pensjonacie i pojadę do Radka? Ja wiem, ile to zajmie?
– Niczym się nie przejmuj – przekonywałam dalej. – Będę miała Muffina. Najwyżej wybierzemy się na jakiś dłuższy, przyjemny spacer.
Patryk jeszcze trochę protestował, ale wreszcie zdecydował się wziąć w pracy tygodniowy urlop.
Ten wyjazd był początkiem naszego końca
Cieszyłam się wtedy jak głupia. Nie miałam pojęcia, że właśnie ten wyjazd będzie początkiem naszego końca. Kiedy dotarliśmy do Gdańska, nie posiadałam się ze szczęścia. Od razu zaplanowałam nam pierwsze dni, bo Patryk twierdził, że Radek może się z nim spotkać dopiero pod koniec tygodnia.
Dużo spacerowaliśmy, spędzaliśmy razem tyle czasu, co nigdy. Wspólne zachody słońca, wpatrywanie się w spienione fale – to wszystko, o czym marzyłam, ziściło się w jednej chwili. Dawno nie czułam, żeby mój mąż był ze mną tak blisko. Miałam nawet wrażenie, że przeżywamy wspólnie drugą młodość – tę nastoletnią, która daje tyle frajdy.
Po intensywnym dniu przeznaczonym na zwiedzanie i kręcenie się po gdańskiej starówce, walnęłam się na łóżko w hotelu. Był środek tygodnia, a ja czułam się, jakbym pierwszy raz znalazła się na wakacjach z prawdziwego zdarzenia.
Patryk poszedł pod prysznic, a ja wypoczywałam. Nawet Muffin miał chyba dość, bo ułożył się w nogach łóżka i zasnął. Ja natomiast wsłuchiwałam się bezrefleksyjnie w szum spadającej wody za drzwiami łazienki. Było mi tak błogo, cudownie – jak w raju.
To było dziwne, bo pamiętałam, że oboje mamy włączone dzwonki, a usłyszałam tylko wibracje. Zerknęłam na stolik i zobaczyłam, że nasze telefony leżą obok siebie na blacie, ciemne. Usiadłam więc i rozejrzałam się po pokoju, poszukując źródła dźwięku. Byłam prawie pewna, że dochodzi z podręcznej torby podróżnej Patryka. Tej, której tak zawzięcie pilnował i praktycznie nie pozwalał mi dotykać.
– Mam tam pewne rzeczy do pracy – tłumaczył się. – Lepiej, żebyś w tym nie grzebała, bo coś mi gdzieś zaginie.
Powstrzymałam się wtedy od komentarzy, że nawet tu zabiera ze sobą pracę, bo jeszcze gotów się obrazić, ale teraz… Z bocznej kieszeni wygrzebałam telefon, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
Prawda była gorsza niż przewidywałam
Pomyślałam, że to może z firmy próbuje się skontaktować. Smartfon przestał już wibrować, więc weszłam w nieodebrane połączenia.
„Kotek” – przeczytałam. No to mi na kontakt z firmy wyraźnie nie wyglądało!
Mocno już zdenerwowana i zaniepokojona, wybrałam podświetlony numer.
– No nareszcie – usłyszałam po drugiej stronie niemal natychmiast. Kobiecy głos. Trochę podniesiony. – Dzwonię do ciebie i dzwonię, a ty…
– Przepraszam, kto mówi? – przerwałam jej stanowczo.
Na moment zapadła zupełna cisza.
– A z kim rozmawiam? – odezwała się wreszcie tamta kobieta. – Gdzie jest Patryk? Jesteś jego…
– …żoną – dokończyłam ostro. – A ty, „Kotku”, kim jesteś?
Znów przestała się odzywać. Pomyślałam nawet, że zaraz się rozłączy.
– Jesteś… może w Gdańsku? – spytała niespodziewanie.
– Tak – przyznałam, zanim zdążyłam się nad tym dobrze zastanowić.
– Spotkajmy się jutro o ósmej rano – rzuciła. – Adres wyślę ci esemesem. Musimy porozmawiać.
Przełknęłam z trudem.
– Chyba… chyba tak.
Długo nie mogłam się pozbierać po tej rozmowie. Tamta kobieta rzeczywiście niemal natychmiast podesłała esemesa z obiecanym adresem. Szybko go wykasowałam z sekretnego telefonu mojego męża, schowałam smartfon w to samo miejsce i z bijącym sercem wróciłam do łóżka.
Kim była dla niego ta kobieta?
Oszukiwał mnie – to na pewno. Ale jak bardzo? Kim była dla niego ta kobieta? Co ich łączyło? Fakt, że nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na te pytania, doprowadzał mnie do szału. Tak, myślałam, że zwariuję. Kiedy Patryk wrócił z łazienki, miałam mu ochotę wszystko wygarnąć i wymusić na nim wyjaśnienia.
Jakaś część mnie jeszcze wierzyła, że to wszystko to jakieś nieporozumienie. Że da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć, nie robiąc ze mnie głupiej baby. Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Przewracałam się z boku na bok, wierciłam, myślałam nawet, że obudzę Patryka, ale on spał jak zabity. Nie wiedziałam, jak tak może. Czy nic się dla niego nie liczyło? Poważnie był aż tak nieczuły?
Na godzinę przed spotkaniem zebrałam się ostrożnie i wyszłam z hotelu. Patryk lubił długo spać, więc nie było z nim żadnego problemu – nawet się nie poruszył, gdy zamykałam drzwi od pokoju. Weszłam do kawiarni, którą wskazała mi tamta kobieta, zajęłam stolik i czekałam.
– Żona Patryka?
Uniosłam głowę i spojrzałam na nieznajomą, która przystanęła tuż obok.
– Tak – rzuciłam niepewnie.
– Miło mi – odparła, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. – Jego partnerka.
I miałam ją przed sobą – kobietę mojego męża. Była ładna, to prawda i w podobnym wieku do mnie. Nie wyglądała ani na jakąś świruskę, ani na taką, która wyrywa każdego zajętego faceta. W dodatku wydawała się tak samo poruszona i zdesperowana jak ja. Wykiwana przez tego samego drania.
Przynajmniej obie zaczniemy od nowa
– Przepraszam… kto? – spytałam, czując dławiącą gulę w gardle.
– Patryk nigdy nie chciał ślubu. – wzruszyła ramionami. – Teraz już wiem, dlaczego. – uśmiechnęła się krzywo. – Anita.
– Martyna.
Przechyliła lekko głowę, uważnie mi się przyglądając.
– Macie dzieci?
Wzdrygnęłam się.
– Ja nie mogę…
– My mamy – stwierdziła, jakby pozwalała mi nie kończyć. – Kacpra i Olę.
Oczy momentalnie mi zwilgotniały.
– Tobie też wciskał, że wyjeżdża stale w delegacje? – ciągnęła. – Bo mnie ciągle tłumaczył, że trzeba godnie żyć, więc musi dużo pracować, wyjeżdżać… Pewnie wtedy bywał u ciebie, co?
Pokiwałam głową, już na nią nie patrząc.
– Pewnie tak.
Spotkanie z Anitą nie należało do przyjemnych. Mimo wszystko udało nam się znaleźć wspólny język. I wspólny cel. Prosto z kawiarni udałyśmy się do hotelu, a potem z satysfakcją zaskoczyłyśmy Patryka. Jak on się wtedy jąkał, jak gubił we własnych słowach!
Nie potrafił jednego sensownego zdania sklecić i nie umiał się zdecydować, którą z nas tak naprawdę kocha. A może raczej którą z nas bardziej warto przekonywać, że jest tą jedyną.
Teraz jedno wiem już na pewno – moje małżeństwo to przeszłość. Nic mnie z tym człowiekiem nie łączy i nie chcę mieć z nim dłużej nic wspólnego. Wystąpiłam o rozwód, zabrałam Muffina i przeniosłam się do koleżanki. Z tego, co wiem, Anita również nie zamierza dawać Patrykowi drugiej szansy. Z tym, że jej sprawa jest bardziej skomplikowana, bo dzieci. To jednak twarda babka i mam nadzieję, że jakoś sobie poradzi i że obie nas czeka w życiu jeszcze coś miłego.
Martyna, 38 lat
Czytaj także:
„Mój facet był hiszpańskim chorizo, ja zwykłym pasztetem. By na niego zasłużyć, chodziłam na bardzo krótkiej smyczy”
„Wszyscy się bali, że Karola zostanie starą panną. Po 30. urodzinach ciągle nie miała obrączki, a jej kwiat przekwitał”
„Zerwałam z facetem, bo randki musiałam spędzać w toalecie. Nie byłam w stanie wytrzymać, a wystarczyło odstawić gluten”