„W wieku 25 lat zostałam wdową. Teściowa pilnowała mnie jak cerber, bylebym tylko nie zapomniała o jej synu przy innym”

Smutna kobieta w domu fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Była teściowa biega po całej wsi i wyzywa mnie od najgorszych. Ponoć dała mi wszystko, przyjęła pod swój dach, przez lata wyręczała we wszystkim. A ja odwdzięczyłam się, bezczeszcząc pamięć jej zmarłego syna i prowadzając się z jakimś obcym”.
/ 21.10.2024 13:15
Smutna kobieta w domu fot. iStock by Getty Images, fizkes

Z Grześkiem znaliśmy się praktycznie od piaskownicy. Pochodzę z niewielkiej miejscowości, w której jest jedna podstawówka, jeden kościół, jeden przystanek i jeden sklep spożywczo-przemysłowy. Kilkadziesiąt domów rozrzuconych po dwóch stronach krętej drogi. W takich miejscach nie da się niczego ani zgubić, ani ukryć. Wszyscy wszystkich znają i wszystko o sobie wiedzą.

Matki od dzieciństwa planowały nasz związek

Grzesiek był dwa lata starszy ode mnie, dlatego w dzieciństwie nie spędzaliśmy zbyt dużo czasu wspólnie. Miał jednak młodszą siostrę, z którą chodziłam razem do przedszkola, podstawówki, gimnazjum i liceum. Kasia była moją najlepszą przyjaciółką, dlatego siłą rzeczy jej brat zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu.

Nasze matki też znają się jeszcze z czasów szkolnych, dlatego były zachwycone przyjaźnią swoich dzieci. Doskonale pamiętam, że już w dzieciństwie planowały, że zostaniemy parą.

– Nasza Ola i Grześ świetnie razem wyglądają, czyż nie? – Marzena powtarzała przy każdej okazji. – Zobaczysz, kochana, nasze dzieci kiedyś na pewno będą razem. Wtedy połączy się gospodarstwa i będziemy wszyscy razem żyć jak jedna szczęśliwa rodzina – śmiała się.

Ja strasznie złościłam się, słysząc te sugestie. Na podśmiewanie naszych matek reagowałam nawet przesadnie. Gdy miałam kilkanaście lat, tupałam nogami i twierdziłam, że kiedyś się stąd wyprowadzę i nigdy więcej mnie nie zobaczą.

– Skończę ASP, będę podróżować po świecie i żyć z robienia fotoreportaży – twierdziłam. – Na pewno nie utknę w tej waszej pipidówce na dłużej.

Nie znosiłam tej naszej wioski. Wydawała mi się zacofana, zamknięta i pełna plotkar czyhających za każdym rogiem. Marzył mi się wielki świat. Chciałam zwiedzać egzotyczne zakątki, poznawać nowe miejsca, chodzić na co dzień do kina i teatru. Z koleżankami umawiać się w eleganckich kawiarniach, a nie na przystankowej ławce czy przy szkolnym boisku.

W liceum zostaliśmy parą

Jednak marzenia sobie, a rzeczywistość sobie. W liceum rzeczywiście przychylniejszym okiem spojrzałam na Grzegorza. Wyrósł z niego niezły przystojniak, który łamał serca okolicznych dziewczyn. Imponowało mi to, że koleżanki z klasy zazdrościły mi znajomości z nim, dlatego jeszcze przed osiemnastką zostaliśmy parą. Czy byłam w nim zakochana?

Na pewno nie było to jakieś wielkie uczucie rodem z komedii romantycznych. Nie usłyszałam fajerwerków nad głową, gdy pierwszy raz mnie pocałował. Nie miałam motyli w brzuchu na jego widok. Dogadywaliśmy się jednak całkiem dobrze, a Grześ zawsze się mną opiekował. Zapraszał mnie na randki, specjalnie dla mnie organizował wycieczki rowerowe, spacery przy blasku księżyca, romantyczne ogniska. Przy nim czułam się bezpiecznie i nie chciałam tego zmieniać.

Gdy byłam w ostatniej klasie liceum, Grzesiek przejął już gospodarstwo swoich rodziców. Sam skończył technikum rolnicze i wybrał zaoczne studia, żeby móc na co dzień angażować się w pracę na wsi.

– Zobaczysz, kiedyś przerobimy starą stodołę na klimatyczny pensjonat i stworzymy agroturystykę. Ty świetnie gotujesz, umiesz rozmawiać z ludźmi. Na pewno uda nam się biznes i będziemy mieli rezerwacje na rok do przodu.

Uśmiechałam się do tych naszych marzeń. Na razie nie mieliśmy pieniędzy na remonty i inwestycje. Wierzyłam jednak, że z czasem uda się nam zrealizować ten plan. Przestałam już żyć swoimi dziecinnymi mrzonkami o zostaniu słynną podróżniczką. Zaczęłam bardziej realnie patrzeć na rzeczywistość.

Ten pomysł z pensjonatem rzeczywiście mógł się udać. Gdyby tylko udało się nam dostać kredyt, wymienić dach i urządzić pokoje, mieliśmy szansę na stabilny i dochodowy biznes.

Kiedy więc tuż przed maturą okazało się, że jestem w ciąży, nie rwałam włosów z głowy.

– Niech będzie, co ma być – powiedziałam tylko do matki, a ta zamiast denerwować się, że jej dziewiętnastoletnia córka zaszła w ciążę, ucieszyła się.

Maturę zdążysz jeszcze zdać przed rozwiązaniem. Grzesiek na pewno ci się oświadczy. My z Marzenką pomożemy wam z dzieckiem, a wy będziecie mogli spokojnie zająć się gospodarstwem – mówiła ze spokojem w głosie.

Po ślubie wprowadziłam się do teściów

Monikę urodziłam, gdy moje koleżanki z klasy biegały na swoje pierwsze wykłady i cieszyły się studenckim życiem. Ja swoje plany studiowania odłożyłam na przyszłość. Wzięłam ślub z Grześkiem i przeprowadziłam się do jego domu. To znaczy do domu jego rodziców. Oprócz nas i teściów, mieszkała tam jeszcze osiemdziesięcioletnia babcia i moja przyjaciółka Kasia, czyli młodsza siostra męża.

A może wyremontujemy poddasze i urządzimy sobie tam oddzielne mieszkanie? Mój brat twierdzi, że spokojnie da się podciągnąć na górę wodę, zrobić kuchnię i łazienkę – zaproponowałam, ale Grzesiek był przeciwny temu pomysłowi.

– Ale po co mamy ładować tyle pieniędzy w ten remont? Przecież tutaj mamy duży pokój. Jest sens bulić mnóstwo kasy w oddzielną kuchnię i łazienkę? Źle ci, gdy mama z babcią ugotują, pozmywają, pomogą przy małej, a Kaśka posprząta?

No cóż, czy było mi źle? Może nie bardzo źle, ale nie do końca swobodnie. Chyba dopadł mnie silny instynkt macierzyński i marzyłam o tym, żeby stworzyć swoją własną rodzinę. A tutaj czułam, że weszłam do czyjejś rodziny. Teściowa i jej mama przyjęły mnie bardzo życzliwie, ale na zasadzie kolejnej córki i wnuczki, a nie pani domu. W praktyce to one decydowały o tym, co ugotować na obiad  i przyrządzić na kolację, jakie kwiaty posadzić w ogrodzie, i kiedy będziemy robić dżemy na zimę.

Wszystko robiłam wspólnie z teściową

I tak szczęśliwie mijały nam lata. Grzesiek skończył swoje zaoczne studia, rozwinął szklarnie, zaczął ekologiczną uprawę warzyw. Ja pomagałam mu w gospodarstwie, zajmowałam się dzieckiem, spędzałam mnóstwo czasu z teściową. Woziłam ją na zakupy, w odwiedziny do ciotek, na cmentarz, do kościoła. Wspólnie planowałyśmy codzienne posiłki, dbałyśmy o ogród i kwiaty, robiłyśmy przetwory na zimę.

Ani się obejrzałam, a moje przyjaciółki pokończyły studia i zaczęły układać sobie dorosłe życie. Szły do pierwszych poważnych prac, wychodziły za mąż, zachodziły w ciążę. Jasne, ja już niby miałam rodzinę, ale cały czas czułam, że coś mnie ominęło.

Myślami zaczęłam wracać do swoich dziecięcych i nastoletnich marzeń. Zwłaszcza gdy oglądałam na Facebooku czy Instagramie zdjęcia z podróży szkolnych koleżanek – Paryż, Rzym, Wenecja, Mediolan, Berlin, Oslo, Tajlandia… Teraz podróże stały się o wiele bardziej dostępne niż jeszcze kilkanaście lat temu. Tanie loty, możliwość upolowania biletów za przysłowiowe grosze, dostęp do aplikacji z rezerwacjami noclegów i inne udogodnienia sprawiły, że można było zwiedzać świat, nie wydając na to kroci.

Tymczasem my z Grześkiem najdalej byliśmy nad polskim morzem. Tak się składało, że zawsze były jakieś ważniejsze inwestycje w gospodarstwo. Do tego rolnicy nie mają wiele wolnego, bo wciąż jest coś do zrobienia. Tutaj nie ma urlopu, gdy zamyka się drzwi biura i na trzy tygodnie nie myśli o pracy. Sadzonki i zwierzęta nie poczekają przecież na powrót gospodarza.

Zostałam młodą wdową

Zaczęłam zastanawiać się nad zmianą swojego życia. Planowałam studia, może znalezienie pracy w pobliskim mieście. Jednak los znowu zadecydował za mnie. Grzesiek pojechał po nowy opryskiwacz i już nie wrócił. Jego samochód wpadł w poślizg i wylądował na przydrożnym drzewie.

I tak, w wieku zaledwie 25 lat, zostałam wdową. Z momentu, gdy dowiedziałam się o tym wypadku i pogrzebu, nie pamiętam niemal nic. To rodzice męża zajęli się wszystkimi sprawami organizacyjnymi, a Moniką opiekowała się moja mama. Ja nie byłam w stanie niczego zrobić.

Gdy jednak minął pierwszy szok, zaczęłam zastanawiać się, co dalej.

Oczywiście, że zostajesz z nami – teściowa nie miała najmniejszych wątpliwości. – To jest twój dom i mój syn chyba straszyłby mnie zza grobu, gdybym kazała ci się stąd wyprowadzić.

Formalnie dom należał do teściów i mogli powiedzieć, żebym wróciła do własnych rodziców. Nie zrobili jednak tego. Teraz myślę, że powinnam była od razu spakować swoje rzeczy i się wyprowadzić. Wtedy straciłabym o wiele mniej nerwów.

Po pogrzebie zostałam w domu teściów

Ale nie miałam na tyle pewności siebie i siły przebicia, żeby postawić na swoim. W efekcie zostałam z teściami i dalej żyłam pod ich czujnym okiem. Nadal wszystko robiłyśmy wspólnie z Marzeną. I tak minął rok, potem drugi.

Plany o własnym pensjonacie poszły w zapomnienie. Szklarniami męża zajął się teść. Formalnie należały one do mnie, ale w praktyce zyski szły do naszego wspólnego budżetu.

Tak, bo my budżet dalej mieliśmy wspólny. Teściowie byli dla mnie bardzo mili, ale co z tego? Jeszcze nie miałam nawet trzydziestki, a teściowa chciała, żebym już do końca życia zachowywała się jak pogrążona w smutku i żałobie wdowa. A ja chciałam żyć. O ile jeszcze za życia Grześka zaczęłam mieć wątpliwości, czy dobrze ułożyłam swoją przyszłość, o tyle teraz moja codzienność stała się nie do zniesienia.

Stałam się nerwowa i przybita, nic mnie nie cieszyło. Codziennie rano musiałam zmuszać się, żeby wstać, wyszykować córcię do szkoły i z uśmiechem wypełniać swoje domowe obowiązki.

Teściowa pilnowała mnie niczym cerber

„I tak ma być już do końca? Już nic więcej w życiu mnie nie czeka?” – zadawałam sobie pytania, na które nie umiałam odpowiedzieć.

Nawet moja matka zauważyła, że to jest nienormalna sytuacja.

– Córuś, co planujesz dalej? – kiedyś powiedziała mi po cichu, gdy akurat spotkałyśmy się bez czujnej obecności Marzeny. – Przecież jesteś jeszcze młoda. Powinnaś kogoś poznać, ułożyć sobie życie. Nie chcesz chyba już na zawsze być wdową?

Nie chciałam. Moja teściowa, Marzena, pilnowała mnie jednak jak cerber i robiła wszystko, żebym jak najmniej czasu spędzała poza domem. Bo jeszcze, nie daj Boże, kogoś bym poznała i się zakochała. A wtedy koniec z pamięcią o jej synu i ciągłymi wspólnymi wyjazdami na cmentarz, które były naszym rytuałem.

Szanowałam Grześka, tęskniłam za nim i było mi bardzo przykro, że odszedł tak szybko. Ja jednak dalej żyłam. Czy jego matka miała prawo mi mówić, że już zawsze powinnam być sama?

Po wyprowadzce wreszcie poczułam się wolna

Tak, wreszcie wyprowadziłam się od teściów i przeniosłam do swoich rodziców. Zaczęłam też zaoczne studia. Marzę o założeniu własnej firmy zajmującej się projektowaniem ogrodów i zrobię wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Na uczelni poznałam Tomka. Na razie to jeszcze świeży związek i nie wiem, czy na całe życie. Ale spotykamy się, umawiamy na randki. Czasami nawet wyjeżdżamy na weekendy tylko we dwoje, bo mama chętnie zostaje z Moniką.

A teściowa? Marzena biega po całej wsi i wyzywa mnie od najgorszych. Ponoć dała mi wszystko, przyjęła pod swój dach, przez lata wyręczała we wszystkim. A ja odwdzięczyłam się zapominając o jej synu i prowadzając się z jakimś obcym. Dokładnie tak się wyraziła. Ale jej słowa nie robią już na mnie żadnego wrażenia. To moje życie. Mam je jedno i już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś decydował o nim za mnie.

Aleksandra, 28 lat

Czytaj także:
„Siostra podrywa mojego świętoszkowatego męża, a jemu się to podoba. Boję się, że to coś więcej niż tylko głupie żarty”
„Sąsiedzi myślą, że udzielam korepetycji dwudziestolatkom. A ja uczę ich podstaw biologii w mojej własnej pościeli”
„Mąż nie mógł mi dać dziecka, o którym tak bardzo marzyłam. Bez problemu jednak znalazłam innego tatusia dla maleństwa”

Redakcja poleca

REKLAMA