Kiedy wszyscy rozpaczają, że obostrzenia wprowadzone w związku z epidemią, uniemożliwią im coroczne, tradycyjne tournee po ciotkach i wujkach... Dla mnie nic się nie zmieni.
Od kiedy jestem dorosła, nie biorę udziału w tej szopce i konsekwentnie odmawiam uczestnictwa w grzecznościowych wizytach u babci Feli, cioci Krysi, cioci Iwonki i kuzynki Wandy.
Przez całe dzieciństwo nienawidziłam świąt
OK, były prezenty, był Mikołaj, była choinka i duuużo ciast... Ale oprócz tego był szaleńczy pęd, żeby zdążyć odwiedzić wszystkich - u babci przepisowo 2 godziny, bo do cioci jedziemy aż 100 km, u cioci tylko na obiad, bo już u drugiej ciotki szykują kawę... Paranoja. I te powierzchowne rozmowy:
- Jak tam Oleńko, u ciebie w szkole? A powiedz, masz już może jakąś sympatię? Jak ja byłam w twoim wieku...
Zawsze po świętach byłam znudzona, zmęczona i zdenerwowana. Marzyłam o tym, żeby siedzieć w zaciszu własnego pokoju, bawić się nowymi zabawkami, nie przebierać się z piżamy i zjadać wszystkie pyszności - to jest prawdziwe świętowanie! Współczułam też mojej mamie, która zawsze 27 grudnia wyglądała, jakby się cieszyła że może iść do pracy, zamiast kisić się z ukochaną rodzinką. Oczywiście, kiedy tylko ją o to pytałam, zawsze zaprzeczała.
Jeśli chodzi o tatę... Och, on był w swoim żywiole. U wujka Mietka kieliszeczek koniaczku, u wujka Franka zawsze tylko czysta, bo innej nie uznaje, u wujka Grześka z kolei tylko swojaki, bo to przecież jego specjalność. Rezultat był taki, że pod wieczór tatusia trzeba było praktycznie zbierać z podłogi. Trzeźwiał zazwyczaj dopiero po sylwestrze, ale w sumie też nie na długo. To kolejny powód, dla którego nienawidziłam świąt i całej tej obłudy. Spotkania to chyba tylko przykrywka do tego, żeby razem sięgnąć po kieliszek i mieć ku temu dobry pretekst.
Wiedziałam, że gdy tylko stanę się pełnoletnia, owszem - wieczerzę wigilijną zjem z rodzicami, ale na żadne świąteczne objazdy nie dam się namówić
Oczywiście, nie spotkałam się ze zrozumieniem
Pamiętam że wtedy ojciec wrzeszczał i mówił, że wstyd mu przynoszę i że co to są za wymysły, że święta to święta, mam jechać i już. Mama łagodziła sytuację:
- Powiemy, że Olę głowa boli i musiała zostać. Albo że ma okres. Bolesny okres, z tym to nigdy nikt nie dyskutuje. Pozdrowimy wszystkich od ciebie. I powiemy, że żałujesz, że nie mogłaś przyjechać z nami.
Zabroniłam kłamać. Powiedziałam, że za rok w święta też będę mieć bolesny okres. I że wcale nie żałuję.
A potem... spędziłam pierwsze wspaniałe święta. Zjadłam sama pół blachy sernika. Obejrzałam kilka świątecznych filmów pod rząd. Godzinę rozmawiałam przez telefon z przyjaciółką.
Już wiedziałam, że ten schemat chcę powtarzać co roku...
...ale wtedy poznałam Dawida. Od zawsze wiedziałam, że jesteśmy swoimi przeciwieństwami. On był bardzo rodzinnym człowiekiem, ale w sumie nie widziałam w tym nic dziwnego - jego rodzice to chyba najcieplejsi ludzie, jakich znam, a siostra jest bardzo sympatyczna.
Dawid uwielbiał świąteczne zloty i spotkania. A w sumie... czy tak naprawdę uwielbiał? Czy może raczej nie chciał sprawiać rodzicom przykrości odmową? Nigdy nie udało mi się dojść prawdy, chociaż zawsze podejrzewałam to drugie.
Początkowo nie było problemu z tym, że ja nie chciałam nikogo odwiedzać w święta. Jego rodzina traktowała nasz związek raczej niezobowiązująco, w końcu Dawid miał dopiero 22 lata, ja 21. Kilka lat później zaręczyliśmy się i wyznaczyliśmy datę ślubu. I zaczęły się świąteczne awantury.
- Mama prosiła, żebyśmy naprawdę pokazali się u cioci Irenki. Chcieliby cię poznać. No i zobaczyć pierścionek. Przecież nie mogę przedstawić cię dopiero na naszym weselu.
Ja jednak nie zamierzałam marnować najwspanialszych dni w roku na to, żeby sztywno siedzieć za stołem u obcych ludzi i słuchać nudnych rozmów o polityce. O nie! Kłóciliśmy się chyba 2 godziny. Dawid obrażony pojechał sam i wtedy byłam prawie pewna, że odwoła zaręczyny. Mimo wszystko, nie zamierzałam ustępować. Wrażeń miałam już dosyć - na wieczerzy wigilijnej mój ojciec był pijany w sztok, bo w tym roku rozpoczął swoje świętowanie wyjątkowo wcześnie.
Pogodziliśmy się, ale święta nadal są dla nas kością niezgody
Ostatecznie się pogodziliśmy. Ślub odbył się zgodnie z planem 3 lata temu, a ja zniosłam nawet tournee herbatek u rozmaitych cioć i kuzynek - Dawid chciał osobiście zaprosić je na nasze wesele. To nie były jednak święta, miałam więc z tym zdecydowanie mniejszy problem i nawet starałam się robić dobrą minę do złej gry.
Co roku przed świętami Dawid próbuje mnie namówić na przynajmniej jedną wizytę. Jest jednak coraz mniej przekonujący - chyba nie wierzy, że kiedykolwiek złamię własne zasady. A ja mam plan idealny - jeśli kiedyś będziemy mieć dzieci, wszyscy razem będziemy w Boże Narodzenie jeść sernik w piżamach!
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Matka zniszczyła mi życie. Mam 32 lata i nawet ubieram się pod jej dyktando
Mając 49 lat, zostałam prababcią... Trochę się tego wstydzę
Dla męża wyrzekłam się nawet własnej matki, a on i tak mnie zostawił
Były mąż wyśmiewał się z naszego syna, że nosi rurki
Zgodzę się na ciążę, pod warunkiem że od razu wrócę do pracy