„Zgodzę się na ciążę, pod warunkiem że jak najszybciej wrócę do pracy, a dzieckiem zajmie się mój mąż”

zakochani mężczyzna i kobieta fot. Adobe Stock
„Wybij sobie z głowy, że będę wstawać w nocy albo karmić piersią”. Najchętniej wróciłabym do pracy prosto ze szpitala, ale obawiam się, że jednak będę musiała trochę odpocząć po cesarce...
/ 12.12.2020 14:07
zakochani mężczyzna i kobieta fot. Adobe Stock

Ja i Łukasz jesteśmy małżeństwem od 7 lat. Pamiętam, że kiedyś usłyszałam takie zdanie, że po 7 latach często przychodzi kryzys - utkwiło mi to w pamięci, bo u nas dokładnie się sprawdziło. Przed ślubem umawialiśmy się, że nie chcemy mieć dzieci. Ja nigdy nie czułam instynktu macierzyńskiego, a poza tym nie mogłam sobie pozwolić na długą przerwę w pracy. Zawsze wolałam robić karierę i podróżować, niż zmieniać pieluchy. Dzieci znajomych czasem mnie rozczulały, ale bardziej w ramach ciekawostki...

Łączyła nas umowa, że nie będziemy mieć dzieci

Mój mąż miał identyczne podejście. Nie byliśmy też nigdy specjalnie rodzinni - mnie wychowywała tylko mama, która zmarła kilka lat temu, ojca nigdy nie poznałam, nie mam też rodzeństwa. Sporadycznie odwiedzam babcię, która mieszka kilkaset kilometrów dalej. Łukasz też jest jedynakiem, a jego rodzice postanowili 10 lat temu wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Od ślubu widziałam ich raptem kilka razy, kiedy raz na jakiś czas przylatywali do Polski. Raz my polecieliśmy do nich na wakacje.

Zawsze byliśmy sami dla siebie i to nam wystarczało. Zwiedziliśmy razem kawał świata, dopóki pandemia koronawirusa nie ograniczyła nam możliwości podróżowania. W tym roku trochę zasiedzieliśmy się w domu i to chyba przez to Łukasz zaczął mieć różne głupie myśli...

Co roku odwiedzaliśmy kilka państw. Zimą narty w Alpach, Wielkanoc i majówka w którejś z europejskich stolic, wakacje w egzotycznej destynacji i dodatkowo jesienny wypad, aby złapać witaminę D w upalnym klimacie. Tylko Boże Narodzenie spędzaliśmy w kraju - nie potrafiłam pogardzić grudniowym nastrojem Zakopanego i okolic, zawsze więc wynajmowaliśmy domek w górach. Oczywiście, w 2020 nie udało nam się zrealizować większości planów. Zamiast koncertów i wypadów ze znajomymi, trzeba było bardziej polubić domowe zacisze. Nie odpowiada mi ten tryb życia - jestem stworzona do intensywnego przeżywania codzienności, ale Łukasz chyba w miarę się w tym odnalazł...

Łukasz poczuł, że chce być ojcem

Gdy latem świętowaliśmy 7 rocznicę ślubu podczas romantycznego wieczoru w Sopocie, zaskoczył mnie jak nigdy w życiu.

- Wiem, że kiedyś umawialiśmy się inaczej, ale... Chcę mieć dziecko. Nic na to poradzę. Sylwia, my przecież mamy świetne geny. Musimy przekazać je dalej. Jak to będzie synek, to na pewno potem przejmie mój biznes. A córeczka... Na pewno będzie taka śliczna jak ty! No pomyśl, nie chciałabyś mieć swojej małej kopii?

Czułam się, jakby trzasnął we mnie piorun. Może dlatego odpowiedziałam trochę od rzeczy, wyciągając z kontekstu jego słowa.

- Chcesz mieć dziecko tylko po to, żeby było śliczne?! I co, może jeszcze po to, żeby dobrze wydać córkę za mąż? To nie zabawka, która ma spełniać chore ambicje ojca.

Łukasz chyba był szczęśliwy, że nie powiedziałam NIE. Dlatego szybko zaczął łagodzić sytuację:

- Dobrze, dobrze, będzie jak chcesz. Córki wcale nie będziemy wychowywać na modelkę, od razu zapiszemy ją do żłobka z angielskim, a w ogóle to przecież wykształcenie jest najważniejsze, niezależnie od płci.

Szybko otrzeźwiałam.

- Zaraz, zaraz. Jakie dziecko?! Jaka córka, jaki syn?! Przecież umawialiśmy się, że nie chcemy mieć dzieci! Oszukałeś mnie!

Pamiętam tylko, że Łukasz zaczął się potem gęsto tłumaczyć. Mówić, że wszyscy znajomi mają dzieci i że on nie potrafi już dłużej skrycie zazdrościć kolegom. Że pandemia sprawiła, że wszystko się dla niego przewartościowało. Że w sumie to polubił siedzenie w domu i że brakuje mu tupotu małych stóp. Z każdym słowem coraz bardziej nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Spanikowana powiedziałam, że musimy się rozwieść. Że ja nie chcę i nie potrafię dać mu dziecka, że nie zgadzamy się w tak podstawowej kwestii. W jednej chwili czułam, jakby cała moja życiowa sielanka runęła w gruzach przez głupi kaprys mojego męża.

Łukasz łagodził sytuację. Głaskał mnie po ręku i mówił, że może jeszcze uda mi się to przemyśleć. Że on nie naciska. Że jest ze mną szczęśliwy, ale to szczęście nie jest pełne. Że jego rodzice chcieliby mieć wnuki. Pamiętam, że ten argument zadziałał na mnie jak płachta na byka. Dobre sobie - wnuki jako maskotka, żeby oglądać je na Skypie zza oceanu, a raz na kilka lat odwiedzić na parę dni! Warknęłam tylko, że nie zamierzam mieć dzieci przez cudzy kaprys.

Temat dzieci został zawieszony

Potem zmieniliśmy temat, ale sztywna atmosfera pozostała. Podczas kolejnych dni byliśmy dla siebie raczej chłodni. Ale potem nasze stosunki zaczęły wracać do normy, a Łukasz więcej nie wspominał o dzieciach. Uznałam, że może wie że się wygłupił. A może chwilowo wzięły go jakieś sentymenty. A może po prostu wino, które wypiliśmy, uderzyło mu do głowy.

Bardzo się jednak myliłam, bo kilka tygodni później, w najmniej oczekiwanym momencie, mój mąż wrócił do tematu dzieci. Pytając oczywiście, czy się namyśliłam. Odpowiedziałam chłodno, że nie myślałam nad tym, bo uważałam tamtą rozmowę za zwykłe nieporozumienie.

Im dłużej patrzyłam na Łukasza, tym bardziej upewniałam się, że to jednak nie jest kaprys ani nieporozumienie. On naprawdę chciał mieć dziecko. Ten temat będzie wracał jak bumerang, a mityczne marzenie zrujnuje nasze idealne małżeństwo. Wiedziałam to. Powiedziałam tylko, że pomyślę.

Chcę mieć dziecko, ale na moich warunkach

Po kilku tygodniach znowu pojawił się temat dziecka. Ja miałam już jednak przygotowaną odpowiedź.

- Mogę zostać matką, ale na moich warunkach. Ciążę jakoś zniosę, ale potem nie mam zamiaru się poświęcać. Sprawdziłam w internecie, obowiązkowy macierzyński to 14 tygodni, tego nie przeskoczę. Odsiedzę w domu te 2,5 miesiąca, ale potem wracam do pracy. Ty zajmiesz się dzieckiem. Za bardzo cię kocham, żeby cię unieszczęśliwiać. Ale nie potrafię też zmienić samej siebie. Nie wiem, może weźmiemy opiekunkę. Jak będzie miało rok, może pójść do żłobka. Wieczorami chętnie się z nim pobawię. Ale od razu mówię - wybij sobie z głowy, że będę wstawać w nocy albo karmić piersią. Jeśli tak bardzo ci zależy, to musisz się poświęcić.

Moja przemowa nie wywołała oczekiwanej euforii. Łukasz miał raczej zmieszaną minę. No nie, nie dość że oczekiwał ode mnie cudów, to w dodatku jak najmniejszym kosztem ze swojej strony?!

- Wiesz, Sylwia... Może jeszcze potem zmienisz zdanie. Dziecko potrzebuje matki. Oczywiście, ja mogę wstawać w nocy, ale... Chyba nie wypiszesz się tak całkiem z jego życia? To nie chodzi o moją wygodę przecież. To tylko dla dobra dziecka...

Prychnęłam. Niech sobie gada, co chce. Ja wiedziałam, że zdania nie zmienię. Na pewno. Ale... ostatecznie, jeśli to będzie córka, może naprawdę będzie podobna do mnie? Wszelkie porywy serca nadal nie wchodziły w grę, ale zaczęłam coraz mocniej wierzyć, że naprawdę chcę to zrobić dla mojego męża.

Od niedawna staramy się o dziecko. Sama nie wiem, czy co miesiąc nie czuję jednak większej ulgi, że jeszcze się nie udało...

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Marlena uważała, że w imię przyjaźni powinnam ukrywać jej romans
Zostałam starą panną z wyboru i koleżanki mi zazdroszczą
Mama zawsze wolała moją młodszą siostrę, niż mnie
Matka zniszczyła mi życie. Od zawsze mną manipulowała
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć

Redakcja poleca

REKLAMA