„W Święta moja matka i teściowa toczą spór o pierogi i karpia. W końcu wydrapią sobie oczy, bo każda chce być lepsza”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Shy
„Ich kłótnie stały się nową świąteczną tradycją, a ja przestałam lubić Boże Narodzenie. Zamiast cieszyć się świąteczną atmosferą, siedzę przy stole jak na szpilkach i czekam, która pierwsza da popis bezsensownej arogancji”.
/ 22.12.2024 13:15
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Shy

Święta powinny jednoczyć, nie dzielić. Szkoda, że moja mama i teściowa nie potrafią tego zrozumieć. Każdego roku stają do bzdurnej rywalizacji w zawodach, które same sobie wymyśliły, i każdego roku zachowują się żenująco. Przy wigilijnym stole czuję się jak w piaskownicy zdominowanej przez rozwydrzone dzieciaki. Przez nie, z niecierpliwością czekam na koniec świąt. Jak tak dalej pójdzie, dorobię się przedwczesnej siwizny.

Święta mnie nie cieszą

– Ale super, już za chwilę Boże Narodzenie – cieszyła się Marta, moja koleżanka z pracy.

– Zazdroszczę ci nastroju – stwierdziłam.

– Dlaczego? – zdziwiła się. – Nie cieszysz się, że idą Święta?

– A z czego tu się niby cieszyć? Gdy przychodzi grudzień, zmieniam się w Grincha. Najchętniej anulowałabym Wigilię i całe Boże Narodzenie. Wymazałabym te dni z kalendarza i poszła do pracy.

– Jak można nie czuć ducha Świąt?

– Można. Zaufaj mi, gdybyś spędziła Wigilię w domu mojej mamy, straciłabyś ochotę na świętowanie.

Gdy mówię, jaki mam stosunek do Bożego Narodzenia, ludzie biorą mnie za dziwoląga. „Przecież święta to czas radości” – powtarzają. Dobrze o tym wiem i to nie tak, że mam coś przeciwko Bożemu Narodzeniu. Jestem katoliczką i doskonale rozumiem, jak ważne są to dni. Zgadzam się, że przy wigilijnym stole zawsze powinna gromadzić się cała rodzina. Popieram ideę wybaczania krzywd i puszczania w niepamięć waśni i niesnasek. Skoro tak, to pewnie zastanawiacie się, skąd we mnie tyle negatywnych emocji? To zasługa dwóch osób – mojej mamy i teściowej.

Sama to zaproponowałam 

Ja i Rafał zawsze staraliśmy się sprawiedliwie dzielić mój czas między naszymi rodzinami. Gdy uświadomiliśmy sobie, że łączy nas poważne uczucie i zamieszkaliśmy razem, ustaliliśmy, że Boże Narodzenie będziemy naprzemiennie spędzać w moim i jego rodzinnym domu. Ta strategia sprawdzała się dość dobrze, ale gdy się pobraliśmy, uznałam, że najwyższy czas zacząć mówić nie o dwóch, a o jednej rodzinie.

Zaproponowałam mamie, żebyśmy każdego roku wszyscy spotykali się przy wspólnym stole. „Wspaniały pomysł, kochanie” – zgodziła się. Byłam zaskoczona pierwszą Wigilią spędzoną w większym gronie. Trochę obawiałam się, że będzie niezręcznie. W końcu obie rodziny prawie nie miały ze sobą kontaktu przed naszym ślubem. Niepotrzebnie się niepokoiłam, bo nie było ani sztywno, ani tym bardziej niezręcznie.

– Muszę przyznać, że nasze mamy pozytywnie mnie zaskoczyły – powiedziałam do Rafała, gdy wróciliśmy do siebie po wigilijnej kolacji.

– To prawda. Bałem się, że będzie między nimi dystans, a one zachowywały się, jakby były najlepszymi przyjaciółkami – zgodził się ze mną.

Oboje nie mieliśmy pojęcia, że to była tylko cisza przed burzą. Nasze matki mają dominujący charakter, a gdy na jednym terenie znajdą się dwie samice alfa, starcie jest nieuniknione. Przekonaliśmy się o tym przy okazji kolejnych świąt. Już wtedy zaczęłam żałować, że wysunęłam propozycję wspólnego spędzania Wigilii.

Ich rywalizacja trwa od wielu lat

Teściowa przyniosła ze sobą pierogi z kapustą i grzybami, mimo że mama zapowiedziała, że sama zajmie się przygotowaniem kolacji.

– W zeszłym roku ta potrawa nie wyszła ci zbyt dobrze, więc pomyślałam, że pokażę ci, jak się robi smaczny farsz – powiedziała, a mama przeszyła ją wzrokiem.

– Miło z twojej strony. Może znajdzie się ktoś, kto się skusi – odpowiedziała, a w jej głosie aż za wyraźnie było słychać zawziętość. Jakby starała się powiedzieć: „Przyjmuję twoje wyzwanie”.

Prawdziwy kabaret zaczął się podczas kolacji. Gdy zjedliśmy zupę grzybową, mama zaczęła nakładać wszystkim pierogi, a teściowa nie pozostała jej dłużna. Przyniosła z kuchni półmisek ze swoimi smakołykami i nie pytając nikogo, wyłożyła wszystko na talerze.

– Jak wam smakuje, kochani? – zapytała mama.

– Pychotka – odpowiedzieliśmy zgodnie.

– Jeżeli mnie byś zapytała, powiedziałabym ci, że trochę zepsułaś ciasto. Jest grube, lepkie i bez smaku. Nie to, co moje. Prawda? – domagała się potwierdzenia swoich słów, patrząc nam prosto w oczy.

– Wszystko jest pyszne – odpowiedział dyplomatycznie Rafał. – Mógłbym jeść tak na co dzień.

– Gdybym każdego dnia miała na stole takie rarytasy, szybko przestałabym się mieścić w swoim rozmiarze – próbowałam załagodzić sytuację.

Było coraz gorzej

Rok później nasze mamusie pozwoliły sobie na jeszcze więcej. Zapomniały o świątecznej życzliwości. Zamiast być dla siebie miłymi, wzajemnie się krytykowały. Obie potrafiły doczepić się dosłownie do wszystkiego. Do wigilijnych potraw, świątecznych dekoracji czy swoich strojów. Istny cyrk na kółkach! 

Ich kłótnie stały się nową świąteczną tradycją, a ja przestałam lubić Boże Narodzenie. Wigilia stała się dla mnie stresującym, niemal traumatycznym wydarzeniem. Zamiast cieszyć się świąteczną atmosferą, siedzę przy stole jak na szpilkach i czekam, która pierwsza da popis bezsensownej arogancji. Na wszystkie świętości, Święta to nie dożynki! W Boże Narodzenie nikt nie organizuje konkursu o tytuł najlepszej gospodyni.

To jest męczące

W zeszłym roku, kiedy dotarliśmy do mieszkania rodziców, teściów nie było jeszcze na miejscu, a to oznaczało, że chcąc nie chcąc, będziemy świadkami pierwszych gromów. Nie musieliśmy długo czekać. Rodzice Rafała dotarli na miejsce dziesięć minut po nas. Mamy już w progu niemal skoczyły sobie do gardeł.

– No proszę! – zaczęła mama. – Czyżbym przespała ostatni tydzień?

– Chcesz coś powiedzieć? – zapytała teściowa zadziornym głosem.

Ta sukienka nadałaby się na sylwestrowy bal w remizie, ale niekoniecznie pasuje do dzisiejszej okazji.

– Och, pomyślałam sobie, że idealnie skomponuje się z twoją tandetną choinką. Bo nie sądzę, że w tej kwestii coś się u ciebie zmieniło.

Gdy siedliśmy do stołu, nastąpił gwóźdź programu – przepychanki dotyczące kucharskich umiejętności.

– Widzę, że nie skorzystałaś z przepisu na karpia w galarecie, który ci dałam – stwierdziła teściowa.

– Chętnie bym skorzystała, gdybym miała psa, który mógłby to zjeść. Bo to, co chciałaś, żebym zrobiła, nie nadaje się dla ludzi – dogryzła jej mama.

– Zapewniam cię, że mój karp jest bardziej zjadliwy, niż to coś. Co to w ogóle jest? Rybie odpadki w przypalonej, przesiąkniętej tłuszczem panierce?

Miałam dość

Co roku starałam się je ignorować, żeby nie psuć nastroju, ale tym razem nie wytrzymałam.

– Czy wy nie możecie dać sobie na wstrzymanie? – wybuchłam. – Co roku powtarza się ta sama historia. Docinacie sobie na każdym kroku. Jedna krytykuje drugą, jakbyście były małymi dziewczynkami.

– Właśnie – poparł mnie Rafał. – To staje się nie do wytrzymania. Popatrz na ojca, mamo. Aż się w nim gotuje, ale nie odzywa się, bo wie, że nie wygra z tobą – wskazał na teścia, a on spuścił wzrok, jakby nie chciał się w to mieszać.

Skarbie, ale my się tylko przekomarzamy – usprawiedliwiła się mama.

– To takie nasze świąteczne żarciki – dodała teściowa.

Ładne mi żarciki. Może one lubią chorą rywalizację, ale niech pomyślą choć trochę o innych. Nikogo nie bawi ich żenujące zachowanie.

Następne święta spędzę w tropikach

– Co ty na to, żebyśmy świąteczny obiad zjedli u nas? Bez naszych mam? – zapytał Rafał, gdy wracaliśmy do domu.

– To najlepsze, co dziś usłyszałam – zgodziłam się. – Powiem więcej. Następne święta powinniśmy spędzić sami. Z dala od ich chorych zawodów.

– Co ci chodzi po głowie?

– Jakiekolwiek miejsce, w którym będziemy mogli odpocząć. Może jeden z tych tropikalnych rajów? Zawsze marzyły mi się święta pod palmami. To może być miła odmiana.

– W tej sytuacji, każda odmiana byłaby miła. Ale przyznaję, wpadłaś na świetny pomysł.

– Więc postanowione. Od jutra zaczynamy oszczędzać na świąteczny wyjazd. Jak mamusie tak bardzo lubią sobie skakać do gardeł, niech to robią. My nie musimy na to patrzeć.

Daria, 32 lata

Czytaj także: „Święta u teściów to koszmar, bo teściowa nie umie gotować. Jej barszcz czerwony smakuje jak pomyje, a kapusta śmierdzi”
„Synowa na Święta woli jeść owoce morza pod palmami niż karpia z teściową. Będę się modlić za tę grzesznicę”
„Teściowa ma swoje wnuki w nosie, ale w Święta zgrywa babcię na medal. Drogimi prezentami chciała kupić ich miłość”

 

Redakcja poleca

REKLAMA