Kamil był zaradnym dzieckiem. Zawsze świetnie sobie ze wszystkim radził, nigdzie się nie spóźniał i potrafił zrobić coś z niczego. Tylko, biedny, nigdy nie miał głowy do kobiet. Wszystkie dziewczyny, które poznawał, a potem przyprowadzał do domu, okazywały się okropne. Albo były potwornie puste i nie umiały rozmawiać na żaden inny temat poza ubraniami i kosmetykami, albo udawały kogoś, z kim nie miały nic wspólnego.
Zawsze wiedziałam, że źle wybrał
Najgorsza jednak była ona – Alicja. Okropna dziewucha, której wydawało się, że może wszystko. Że skoro jej tatuś prowadzi dużą firmę logistyczną, może się zachowywać jak jakaś księżniczka. Kiedy usiadła przy moim stole po raz pierwszy, opowiadała z uśmiechem o wymyślnych daniach, które jadała w najdroższych restauracjach.
– Chciała zrobić ci przyjemność – tłumaczył ją później mój syn. – Porównywała przecież te wszystkie restauracyjne obiady do twojej kuchni. Wiesz przecież, że świetnie gotujesz.
– Wiem – odparłam zdawkowo. – Ale zupełnie nie o to jej chodziło.
Nie byłam głupia, a Alicja właśnie za taką mnie miała. Nie przejmowałam się nią jednak zanadto – uznałam, że odejdzie, tak jak wszystkie poprzednie. I tu popełniłam błąd. Zlekceważyłam przeciwnika. Bo ona została. Na stałe. Przyczepiła się do mojego biednego Kamila jak rzep do psiego ogona. A kiedy jej się oświadczył, wiedziałam już, że tę bitwę przegrałam. Ale na pewno nie wojnę.
Nie lubiłam, gdy przychodzili razem
Zawsze kreowała się na taką paniusię. Opowiadała, co to nie robiła w ciągu tygodnia i gdzie zrobiła sobie fryzurę czy paznokcie. Powiedziałabym jej do słuchu, i to nie raz, ale niestety Kamil był w nią taki zapatrzony… Czasem naprawdę miałam ochotę wydrapać jej oczy. Bo weszła z butami w moje życie i najwyraźniej strasznie dobrze jej tam było!
W moim domu niby była uprzejma, niby stale się uśmiechała, a nawet uparła się, żeby mówić mi „mamo”, ale ja ją przejrzałam. Zachowywała się tak dlatego, żeby wyjść na tę cudowną i wspaniałą, a ze mnie zrobić potwora, który za nią nie przepada.
– Można by zaszaleć trochę z kolorem w salonie na ścianach – odezwała się kiedyś przy kolacji, na którą wpadli. – Nie myślała mama może o remoncie, tak dla odświeżenia?
Spojrzałam na nią krzywo.
– No nie jest to niby zły pomysł – odezwał się niespodziewanie mój mąż, Kazik. – Rzeczywiście, tyle czasu nic się z tym mieszkaniem nie robiło…
– Nie robiło się, bo jest dobrze urządzone – przerwałam zirytowana. – I póki ja żyję, takie pozostanie.
Wiedziałam, że na pewno nie pozwolę jej się rządzić. Nie miała co na to liczyć.
Zaprosiłam ich na Święta
Musiałam jakoś przełknąć dumę i zaakceptować tę wywłokę jako moją synową. Przekonywałam się oczywiście, że to tylko tymczasowe, że wystarczy tylko czekać, aż Kamil przejrzy na oczy i w końcu się rozwiedzie. Uważałam, że małżeństwo to Święta rzecz, ale w tym wypadku chyba nawet Bóg przymknąłby oko. Na razie jednak musiałam wejść w rolę kochającej matki i wyrozumiałej teściowej, bo zbliżały się święta. A Kazik nie darowałby mi, gdybym nie wyszła z inicjatywą.
Uznałam, że wyślę Kamilowi SMS-a. Nie chciało mi się do nich iść, zwłaszcza że musiałabym wtedy wysłuchiwać mądrości synowej. Zaprosiłam ich więc krótko i zwięźle na Wigilię i pierwszy dzień świąt, a potem uznałam sprawę za załatwioną.
To był cios prosto w serce
Następnego dnia po południu, ku mojemu zdziwieniu, zjawił się u nas w domu Kamil. Minę miał jakąś nietęgą i zupełnie nie potrafił się wysłowić.
– No co się z tobą dzieje! – nie wytrzymałam w końcu. – Mów, co chcesz powiedzieć, a nie się tak czaisz!
– Mamo… – Wziął głęboki oddech. – Bardzo dziękujemy za zaproszenie, ale… nie będziemy mogli przyjść na święta.
Zamarłam w pół kroku. Nawet Kazik podniósł głowę, zaskoczony tą informacją.
– Jak to nie będziecie mogli? – powtórzyłam. – Kamil, nawet się nie wygłupiaj. To święta. Przecież nie zostaniecie w domu, bo dobrze wiem, że ta twoja Alicja ma dwie lewe ręce do gotowania. Kto zrobi ci wieczerzę?
Mój syn westchnął ciężko. Popatrzył przez chwilę na ojca, a potem się skrzywił.
– Nas w ogóle nie będzie w Polsce na święta, mamo – wyznał w końcu.
– Co takiego? – nie dowierzałam. – A niby gdzie będziecie?
– Na Bali – mruknął. – Alicja bardzo chciała odpocząć od zimowej aury, spędzić raz święta w jakimś cudownym, ciepłym miejscu.
– No oczywiście – rzuciłam z przekąsem, spoglądając na Kamila, który miał wyraźne problemy z patrzeniem mi w oczy. – Ona zawsze jest ważniejsza ode mnie!
– To wcale nie chodzi o Alicję, mamo – tłumaczył się, jak zwykle pokrętnie. – Po prostu chcieliśmy gdzieś wyjechać… Wiesz, gdzieś, gdzie będzie ciepło. Sama nie lubisz zimy…
Byłam wściekła
– Ale święta to święta – ucięłam stanowczo. – I mają być białe, zimne i polskie!
– Przesadzasz, naprawdę – próbował dalej mój syn. – Mamo, trzeba iść z duchem czasu. Próbować nowych rzeczy. A skoro wszystko już zaplanowaliśmy…
– To niedorzeczne – burknęłam. – Nie tak cię wychowywaliśmy! Powinieneś mieć większy szacunek do tradycji! Bronić świąt, a nie robić takie głupoty, jak ona!
Kamil wyraźnie się zirytował – jakby to co najmniej była moja wina, że zachowywał się tak niedorzecznie.
– Przykro mi, mamo – stwierdził szorstko. – Wyjeżdżamy, więc nie uwzględniaj nas w swoich planach. Mam nadzieję, że święta wam się udadzą.
Mąż mnie nie wspierał
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Kamilem, prychnęłam ze złością.
– Do czego to podobne – burknęłam. – Na plaży się jej zachciało smażyć w środku zimy. No proszę, jaka wygodna!
– Dałabyś jej już spokój – odezwał się niespodziewanie Kazik. – To taka fajna, miła dziewczyna, a ty ciągle o coś się jej czepiasz.
Na moment zaniemówiłam. Nie potrafiłam sobie poukładać w głowie, że oto właśnie strofuje mnie mój własny mąż. Zamiast wziąć moją stronę, wesprzeć w tym wszystkim, on staje przeciwko mnie. Nie miałam pojęcia, co go napadło.
– Kazik, czy tobie zupełnie rozum odjęło? – załamałam ręce. – Przecież to są święta! Wyjątkowy czas! Wszyscy się cieszą, wyczekują śniegu i mroźnej pogody, a oni będą się na słońcu palić!
– I co ci to przeszkadza? – Zerknął na mnie z ukosa, a potem uśmiechnął się lekko. – Przyznaj. Będzie ci brakować tych komplementów od Alicji, choć zawsze udajesz, że nic nie słyszysz?
Pokręciłam głową – energicznie i z mocą.
– Niczego nie udaję – warknęłam. – I przeszkadza, bo zaprosiłam ich na święta. Po Bożemu, jak trzeba. A oni tu jakieś szopki odstawiają.
– Chcą po prostu odpocząć. – Westchnął i przymknął oczy, rozciągając się na kanapie. – Też bym poleżał i się poopalał na jakiejś tropikalnej wyspie, a nie tylko w tym zimnie, śniegu albo chlapie.
Popatrzyłam na niego ze zgrozą.
– Co ty mówisz, Kaziu – wyszeptałam. – Bój się Boga…
– Myślę, że Bóg nie miałby nic przeciwko – przerwał mi i uśmiechnął się lekko. – To by były całkiem rodzinne święta, tylko po prostu w przyjemniejszej scenerii.
Zostawiłam go samego, bo nie wiedziałam już, jak z nim rozmawiać. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nawet, czy to się dzieję naprawdę. Bo może tylko wyobraźnia płatała mi figle?
Wszystko sobie zapamiętam
W tym roku święta będą cokolwiek dziwaczne. A przez kogo? No oczywiście, że za sprawą mojej przebrzydłej synowej! Ja lepię pierogi, a mój biedny syn tuła się z tą koszmarną kobietą po jakichś obcych, dzikich plażach Bóg wie gdzie. Kazik nic sobie z tego nie robi, choć wypominałam mu już, że jest nieczuły i nie przejmuje się naszym dzieckiem. On twierdzi, że Kamilowi jest dobrze. Akurat się na tym zna.
Ale niech jej będzie. Niech tylko spróbuje za rok pojawić się w święta u mnie w domu. A Kamil, jak taki mądry, niech sobie zjada te breje, które zaserwuje mu na wieczerzę wigilijną jego cudowna żona. Zobaczymy, co wtedy powie. Chyba że kolejne święta spędzą w Afryce.
Natalia, 55 lat
Czytaj także: „Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”