„Teściowa ma swoje wnuki w nosie, ale w Święta zgrywa babcię na medal. Drogimi prezentami chciała kupić ich miłość”

babcia z wnuczką fot. Adobe Stock, Drazen
„Drogie prezenty, zwykle dokładnie takie, jakie sobie wymarzyły, a jakich pewnie z Piotrkiem byśmy nie kupili, żeby ich nie rozpieszczać, stanowiły pewnego rodzaju zadośćuczynienie za brak jej obecności w ich życiu. Tyle że to nie było w porządku”.
/ 18.12.2024 21:15
babcia z wnuczką
fot. Adobe Stock, Drazen

Kochałam swoją rodzinę. Uważałam zresztą, że w życiu podjęłam bardzo dobre decyzje, a swojego Piotrka nie wymieniłabym na żadnego innego faceta.

To nudziarz – skomentowała kiedyś Paulina, moja koleżanka z pracy.

– Jak ty z nim wytrzymujesz?

Wzruszyłam wtedy ramionami, bo nie miałam zamiaru się tłumaczyć ze swoich wyborów. Zresztą, co takiego nudnego było w Piotrku? Że zamiast w piątki i soboty latać z kolegami na piwo, on wolał spędzić czas ze mną i dzieciakami? Że nie lubił hucznych domówek, a zawsze był chętny położyć się ze mną na sofie przed telewizorem i zrobić maraton serialu?

Jedynym słabszym punktem naszej rodziny była matka Piotrka. Na początku starałam się zwrócić jej uwagę. Zjednać ją sobie, zaproponować wspólne spędzanie czasu, wyjścia na zakupy. Teściowa jednak – samotna wdowa – była wiecznie zajęta. A to wybierała się gdzieś z koleżankami, a to leciała na zajęcia do domu kultury, a to miała wizytę u kosmetyczki czy fryzjera. Myślałam, że gdy doczekamy się dzieci, trochę się między nami pozmienia. Naiwnie liczyłam, że babcia będzie chciała mieć kontakt z wnukami, wytworzyć jakąś więź. Jak się okazało, byłam w błędzie.

Kiedyś dzieci na nią czekały

– Babcia przyjdzie, babcia przyjdzie! – krzyczał od progu Kornel, gdy tylko teściowa zapowiadała swoją wizytę, a zdarzało się to raczej rzadko – nie częściej niż raz na dwa miesiące.

– Będziemy się fajnie bawić! – wtórowała mu trzy lata młodsza Lidka.

Problem w tym, że rzekome wizyty prawie nigdy nie dochodziły do skutku. Zwykle teściowa dzwoniła uprzedzić, że coś jej wypadło.

Wiesz, Beata, ja nie mam tyle czasu co ty – twierdziła za każdym razem, gdy próbowałam robić jej wyrzuty lub chociaż dowiedzieć się, czemu nie włożyła w to większych starań. – Poza tym, to przecież wasze dzieci, nie moje. Nie umrą, jak mnie nie zobaczą.

Dzieciakom starałam się to przekazywać delikatniej, ale i one coraz rzadziej pytały o babcię, a na wieść o jej przyjeździe nie skakały już z radości jak wcześniej. Miały świetny kontakt z moimi rodzicami i to na ich wizyty czekały. A nie było tygodnia, żeby do nas nie wpadali.

W Święta coś się zmieniało

Jedynym, o czym pamiętała teściowa, były święta Bożego Narodzenia. Traktowała je jak świętość, której absolutnie nie wolno pominąć.

– To ważny, rodzinny czas – powtarzała nieodmiennie, gdy patrzyłam sceptycznie, jak pojawia się u nas w domu z kolejnym workiem bożonarodzeniowych prezentów. – I nie można go lekceważyć.

Nikt nie zamierzał tego robić, zwłaszcza że święta były jedyną okazją, w której przypominała sobie o naszym istnieniu. Z roku na rok jednak coraz bardziej drażniło mnie, że kupuje sobie miłość dzieciaków. Drogie prezenty, zwykle dokładnie takie, jakie sobie wymarzyły, a jakich pewnie z Piotrkiem byśmy nie kupili, żeby ich nie rozpieszczać, stanowiły pewnego rodzaju zadośćuczynienie za brak jej obecności w ich życiu. Tyle że to nie było w porządku. I oboje z Piotrkiem nie wiedzieliśmy, jak to rozwiązać.

Teściowa podpytywała o prezenty

Skrzywiłam się, gdy podczas świątecznej krzątaniny rozdzwonił się mój telefon. Mój grymas jeszcze się pogłębił, gdy sprawdziłam, kto to.

– Co słychać, mamo? – mruknęłam niechętnie, bo dobrze wiedziałam, co mi zaraz powie.

– Powiedz mi, co by Lidka chciała pod choinkę? – zapytała teściowa bez ogródek.

– Może wypadałoby z nią więcej rozmawiać, to byś wtedy wiedziała? – wyrwało mi się.

– Nie truj – burknęła. – Lepiej mów, co jej kupić.

Opowiedziałam więc o większości maskotek, za którymi obecnie przepadała nasza córka, a kiedy teściowa była zadowolona, rozmowa zeszła na Kornela. Nasz dwunastoletni syn ostatnio zakochał się w klejonych modelach samolotów. Powiedziałam jej więc o tym, a gdy skończyła swój wywiad, prędko się rozłączyła, burknąwszy tylko, że wpadnie w Wigilię „tak na piątą”.

„No jasne” – pomyślałam. – „A my będziemy czekać z jedzeniem, aż łaskawie ściągniesz”.

Po dłuższym namyśle uznałam, że nie będę jej kolejny raz nadskakiwać. Jak przyjdzie, a my będziemy już po wieczerzy, najwyżej coś sobie odgrzeje. A jak jej nie pasuje, to droga wolna.

Wnuki ją rozczarowały

Jak łatwo było przewidzieć, teściowa nie przyszła wcale o piątej, tylko tuż przed wpół do ósmej. Zdziwiłam się trochę, bo w poprzednim roku Lidka biegała co chwilę do okna, by wypatrywać jej przyjazdu.

Babcia jest trochę jak pierwsza gwiazdka – powiedziała mi, kiedy spytałam, czemu to robi. – Też się na nią czeka i czeka.

„I widzi się tylko raz w roku” – dodałam w myślach, ale milczałam, by nie psuć dzieciom nastroju. Kornel już dawno stał się dość oszczędny w uczuciach wobec teściowej, więc wcale mnie nie zaskoczyło, gdy po obejrzeniu prezentów wstał od stołu i poszedł do siebie, by poczytać nową książkę o samolotach.

– No dobrze – rzuciła dziarsko teściowa, gdy już jakoś przebolała, że śmieliśmy nie czekać na nią z jedzeniem. – To moja mała księżniczka na pewno chce zobaczyć, co zostawił dla niej u mnie święty Mikołaj!

Lidka spojrzała na nią sceptycznie.

Mikołaj nie istnieje – oświadczyła. – A ja nie jestem mała. Nie jestem też księżniczką.

Mimo to, rozdarła papier i wyciągnęła z niego nowiutką żyrafę.

– Fajna – rzuciła bez entuzjazmu. – Ale bardziej podoba mi się ten lew od ciebie i taty, mamo.

Zachciało mi się śmiać na widok miny teściowej, ale dzielnie milczałam.

– Kornel, chodź do nas! – zawołał Piotrek, chcąc chyba ratować sytuację. – Babcia czeka z prezentem!

– Nie chcę! – usłyszeliśmy z pokoju syna. – Nie potrzebuję jej prezentów!

Była wściekła

Teściowa poczerwieniała ze złości.

– Przemów swoim dzieciom do rozsądku, Piotrek! – odezwała się z przekąsem. – Nakupić im prezentów, a one jeszcze niezadowolone! Co to za zwyczaje w ogóle?

Zanim Piotrek zdążył się odezwać, ona już znalazła wytłumaczenie.

– Aha! – krzyknęła triumfalnie i wycelowała we mnie oskarżycielsko palec. – To ona je nastawia przeciwko mnie!

Tego było za wiele.

– Wiesz co, Piotrek? – zwróciłam się do męża. – Idę do Kornela. A ty pogadaj sobie z mamusią, bo ja mam dość.

– No pewnie – oburzyła się. – Uciekaj. Dzieci nie umiesz wychować…

– Teraz to już przesadziłaś! – zdenerwował się Piotrek. A to akurat było dziwne – z jego spokojem i chęcią do polubownego rozstrzygania sporów. – Beata jest najlepszą matką, jaką można sobie wyobrazić. Dzieci ją kochają. A ciebie? – Posłał jej wrogie spojrzenie, chyba pierwszy raz w życiu. – Co z ciebie za babcia?

Teściowa się zapowietrzyła.

– Nie sądziłam, że tego dożyję – wycedziła. – Jak widzę, nie jestem tu w ogóle mile widziana. Więc dobrze. Świętujcie sobie sami!

I poszła. A my staliśmy naprzeciwko siebie, nie wiedząc do końca, czy powinniśmy się śmiać, czy raczej płakać.

Może nie zjawi się za rok

Reszta świąt przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Pierwszy raz z nikim się nie pokłóciłam, Piotrek nie miał wyrzutów sumienia, a dzieci nie zastygały w niepewności, nie wiedząc, jak się zachować. I pomyśleć, że wystarczyło tylko spędzić Boże Narodzenie z dala od teściowej. W takim składzie byliśmy prawdziwą rodziną – nie taką, która ma dobrze wyglądać na zdjęciu. Dbam o to, by Lidka i Kornel mieli jak najszczęśliwsze dzieciństwo i nie pozwolę nikomu tego zepsuć – nawet komuś, kto uważa się za ich babcię wtedy, gdy mu wygodnie.

Piotrek próbował dzwonić do matki – bez skutku. Teściowa śmiertelnie się obraziła i nie zamierzała z nami dyskutować na żaden temat. Nie, żebym jakoś szczególnie nad tym ubolewała. Po cichu liczę nawet, że nigdy jej nie przejdzie i nie będę jej musiała w ogóle oglądać. Wiem jednak, że to wciąż matka Piotrka i on pewnie tak ją postrzega. Co prawda zapewnia, że jest inaczej, ale ja wiem swoje. Jeśli teściowa musi – niech zjawi się za rok. Byle tylko zachowywała się przyzwoicie i nie czepiała się moich dzieci.

Beata, 40 lat

Czytaj także: „Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”

 

Redakcja poleca

REKLAMA