„W łóżku z żoną oglądam tylko seriale. Wszyscy dziwią się, że nie mamy dzieci, bo nikt nie zna naszej tajemnicy”

para w łóżku fot. iStock by Getty Images, Henglein and Steets
„Zamiast rozmawiać o naszych problemach, po prostu przestaliśmy podejmować próby. Czasami trzymaliśmy się za ręce, czasami Kalina kładła głowę na moim ramieniu, czasami się pocałowaliśmy, ale to było wszystko”.
/ 19.10.2024 20:30
para w łóżku fot. iStock by Getty Images, Henglein and Steets

Gdyby ktoś z zewnątrz spojrzał na nasze życie, mógłby powiedzieć, że wszystko wygląda jak z obrazka. Mieszkamy w ładnym mieszkaniu w centrum miasta, mamy stabilne prace, jeździmy na wakacje, w weekendy robimy wspólnie zakupy na targu, a wieczorami leżymy w łóżku, oglądając seriale. Tak, tylko seriale.

Nikt nie wie, jak jest naprawdę

Gdy spotykamy się z rodziną, wszyscy pytają nas o dzieci. „Kiedy doczekamy się wnuków?”, „Dlaczego tak długo zwlekacie?”. Nawet najbliżsi przyjaciele śmieją się z nas i mówią, że powinniśmy „wziąć się do roboty”. Ale nikt nie zna prawdy. Prawdy, którą ja i Kalina od dawna ukrywamy – nie tylko przed innymi. Myślę, że sami też nie chcemy się z nią zmierzyć. Ale od początku...

Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny. Moi rodzice, dziadkowie, wszyscy żyli zgodnie z nauką Kościoła. Oczekiwano ode mnie, że będę robił to samo. Czekanie ze współżyciem do ślubu nie było w mojej rodzinie czymś wyjątkowym. Było normą. Dorastałem, słysząc o wartości czystości, o tym, że seks to dar od Boga, który należy dzielić dopiero z małżonkiem. Nie miałem wątpliwości – muszę poczekać. I czekałem.

Gdy poznałem Kalinę, wydawało mi się, że znalazłem tę jedyną. Była wierząca, ciepła, serdeczna. Nasze rozmowy na temat życia, przyszłości, rodziny były pełne zgodności. Nie dotykaliśmy tematów intymnych zbyt często: obydwoje mieliśmy podobne podejście. Najpierw miłość. Sprawy łóżkowe to tylko dodatek, a nie podstawa. Było dla nas oczywiste, że nasz związek opiera się na głębokiej więzi duchowej i emocjonalnej, a sfera fizyczna jest tylko dopełnieniem.

Ślub był piękny, taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Nie ukrywam jednak, że czekaliśmy na noc poślubną. Chcieliśmy tego zwieńczenia naszej miłości, chcieliśmy wkroczyć na nowy etap naszej relacji.

Łóżko nas rozczarowało

Noc poślubna, która technicznie rzecz biorąc odbyła się dwa dni po ślubie, nie była tym, czego się spodziewałem. Czułem się niepewny, zestresowany, ale tłumaczyłem sobie, że to normalne. W końcu nigdy wcześniej nie byłem z żadną kobietą w taki sposób. Kalina również wyglądała na spiętą, ale również uznaliśmy to za normalne. Myślałem, że tylko początek będzie trudny, że potem odkryjemy, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a relacja cielesna tylko wzmacnia tę duchową. Niestety, całe doświadczenie było niezręczne i... nieszczególnie przyjemne. A już na pewno nie takie, jak sobie wyobrażałem.

Nie powiedzieliśmy tego głośno, ale wiem, że obydwoje byliśmy rozczarowani. Ale nie załamywałem się. Wierzyłem, że wkrótce się zgramy. Jednak mijały dni, a potem tygodnie, a nasza relacja fizyczna nie ulegała poprawie. Z każdą próbą byłem coraz bardziej sfrustrowany, a Kalina coraz bardziej zamknięta w sobie. Bolało mnie, że nie potrafię jej w żaden sposób zaspokoić, a ją chyba rozczarowywało, że nie umiem wytrzymać dłużej niż kilkunastu sekund. Ale nie chcieliśmy się wzajemnie ranić, więc udawaliśmy, że wszystko jest w porządku.

Unikaliśmy rozmów na ten temat, ale każdy kontakt intymny kończył się dziwnym napięciem, ciszą. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, ale nikt z nas nie chciał tego głośno przyznać.

Przestaliśmy próbować

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęliśmy unikać współżycia. Może to było po kilku miesiącach od ślubu, może później. Zamiast rozmawiać o naszych problemach, po prostu przestaliśmy podejmować próby. Zamiast seksu, były filmy, seriale, wspólne wieczory w łóżku, ale bez jakiejkolwiek intymności. Czasami trzymaliśmy się za ręce, czasami Kalina kładła głowę na moim ramieniu, czasami się pocałowaliśmy, ale to było wszystko.

Ludzie wokół nas zaczęli zadawać pytania. „Kiedy dzieci?”, „Dlaczego jeszcze nie powiększacie rodziny?”. Za każdym razem wymyślałem jakieś wymówki. „Nie teraz, mamy jeszcze czas”, „Pracujemy nad tym”, „Może za rok”. Kalina była bardziej skryta – po prostu uśmiechała się i zmieniała temat. Nikt nie podejrzewał, że prawda była zupełnie inna.

Nie mieliśmy dzieci, bo... nie współżyliśmy. Oswoiliśmy się z tym, że nasze małżeństwo stało się „białym małżeństwem”, choć nigdy go tak formalnie nie nazwaliśmy. Unikaliśmy tej prawdy, chowaliśmy się przed nią za ścianą milczenia i codziennych obowiązków.

Rozwód nie wchodzi w grę

Wiem, że wielu ludzi, będąc na naszym miejscu, zdecydowałoby się na rozwód. Ale dla nas rozwód nie wchodzi w grę. Wychowałem się w wierze, w której małżeństwo to świętość, a rozwód to grzech. Kalina podziela te przekonania. Rozwód oznaczałby, że złamaliśmy przysięgę, którą złożyliśmy przed Bogiem. Co więcej, ponieślibyśmy porażkę. Nie tylko życiową, ale przede wszystkim duchową – pokazalibyśmy, że nie potrafimy żyć zgodnie z zasadami, które wyznacza nam Kościół. No i, przede wszystkim, poza sprawami łóżkowymi, byliśmy kochającą się parą.

Tak więc trwaliśmy w tym związku. Czy to było złe? Nie sądzę. Nasza miłość była prawdziwa, choć nie istniała na płaszczyźnie intymnej. Ale czy to naprawdę oznaczało, że powinniśmy się rozstać?

Żona miała wątpliwości

Pewnego dnia jednak Kalina zadała mi trudne pytanie, zupełnie znienacka.

– Damian, myślałeś kiedyś o tym, co by było, gdybyśmy się rozstali?

Zerknąłem na nią zaskoczony. Nigdy nie poruszała tego tematu.

– Rozstali? Nie, Kalina, przecież wiesz, że to niemożliwe. Nie możemy się rozwieść – odpowiedziałem cicho.

– Wiem, ale... czasami zastanawiam się, co by było, gdybyśmy mogli zacząć od nowa – jej głos był smutny, niemal bez nadziei.

– Ale przysięgaliśmy. Na dobre i na złe – powiedziałem twardo, choć sam odczułem w sercu pewne ukłucie.

Więcej na ten temat nie rozmawialiśmy. A problem, niewypowiedziany, narastał.

Wszyscy pytali o dziecko

Każda rodzinna impreza stawała się dla mnie koszmarem. Pytania o dzieci stawały się coraz bardziej natarczywe. Kiedyś, na urodzinach mojej siostry, wujek Jacek wziął mnie na bok i spojrzał na mnie poważnie.

Damian, dzieciaku, macie jakiś problem? Tyle lat już razem i ciągle bez dzieci. Coś wam nie idzie? – jego głos był niby żartobliwy, ale cała ta rozmowa była kompletnie nie na miejscu.

Nie potrafiłem jednak się postawić. Był w końcu starszym członkiem rodziny, nie mogłem mu niczego odpysknąć, bo okazałbym brak szacunku.

– Pracujemy nad tym – wymamrotałem, choć czułem się jak oszust.

Kalina, słysząc podobne rozmowy, zawsze zamykała się w sobie. Nie odpowiadała, nie tłumaczyła. Wychodziła lub zmieniała temat. Frustrowało mnie to, bo zostawiała wszystko na mojej głowie. A ja tłumaczyłem się i świeciłem oczami za nas oboje, choć sam nie wiedziałem, ile jeszcze będę w stanie to znosić. Nasza tajemnica była coraz trudniejsza do ukrycia.

Przywykliśmy do naszego życia

Nie potrafiliśmy jednak przełamać bariery wstydu, nie byliśmy nauczeni rozmawiania o takich rzeczach: to były kwestie wstydliwe, delikatne. Nie potrafiliśmy się przed sobą otworzyć. Żyliśmy tak więc przez kolejne lata. Bez rozmów o intymności, bez prób zbliżenia. To była nasza nowa normalność. Z zewnątrz wyglądaliśmy jak idealna katolicka para: co niedzielę w kościele, uprzejmi dla siebie, zgodni, pełni szacunku. Ale czasem miałem wrażenie, że tak naprawdę przestaliśmy być małżeństwem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa.

Byliśmy bardziej jak współlokatorzy, dobrzy przyjaciele. Nigdy jednak nie przestałem kochać Kaliny i wiem, że ona także kocha mnie. Możemy na siebie liczyć, jesteśmy dla siebie oparciem, lubimy swoje towarzystwo, w niewielu rzeczach się nie zgadzamy. Ale nie ma między nami żadnej namiętności. Ta, którą odczuwaliśmy przed małżeństwem, kiedy mogliśmy godzinami się całować, obejmować czy trzymać za ręce, zwyczajnie wyparowała. Może dla niektórych nasza relacja byłaby nie do przyjęcia, ale my... nauczyliśmy się z nią żyć.

Czuję, że nasze życie potoczyło się inaczej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałem. Nie jesteśmy parą, która ma pełnię szczęścia, ale też nie jesteśmy parą, która cierpi. Znaleźliśmy własną równowagę w świecie pełnym oczekiwań, z którymi nie potrafiliśmy się zmierzyć.

Rodzina wciąż pyta o dzieci. A ja, za każdym razem, wymyślam nowe odpowiedzi. Bo prawda, nasza prawda, nie jest dla nich. Ale czy kiedyś będziemy umieli sami się z nią zmierzyć?

Damian, 34 lata

Czytaj także: „Żona lubi wydawać kasę, ale nie swoją. Obraziła się, gdy zablokowałem jej dostęp do mojego konta”
„Zawsze czułam się gorsza od siostry. Gdy zobaczyłam ją z kochankiem, poczułam, że w końcu mogę zniszczyć jej życie”
„Jesienią lubiłam biegać po lesie. Mąż nie wiedział, że wracam spocona, także z innego powodu”

 

 

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA