Biegałam codziennie. To była moja jedyna ucieczka, jedyny moment, kiedy mogłam poczuć, że jestem wolna. Kiedy moje stopy uderzały o ziemię, a oddech stawał się coraz szybszy, choć na chwilę zapominałam, kim jestem i co mnie czeka po powrocie do domu. Za każdym razem zostawiałam za sobą rutynę, codzienne problemy i Pawła – mojego męża, z którym dawno straciliśmy bliski kontakt.
Oddaliliśmy się od siebie
Nasze życie od miesięcy przypominało jedynie koegzystencję. Jak dwie planety krążące wokół siebie, ale nigdy się nie spotykające. Zamiast rozmów, były tylko krótkie wymiany zdań w kuchni, łazience, sypialni. Jakbyśmy żyli obok siebie, nie razem. Paweł był coraz bardziej zamknięty w sobie, a ja coraz bardziej zagubiona.
Każdego ranka, zanim dom na dobre się obudził, wymykałam się na bieg. Zostawiałam za sobą to puste mieszkanie, które kiedyś było pełne ciepła, i biegłam w stronę lasu. Tam, między drzewami, czułam, jak moje myśli się oczyszczają, jak zapach wilgotnej ziemi i śpiew ptaków wyciszają mój umysł. To był mój czas. Bez Pawła, bez naszego milczenia, bez tego wszystkiego, co nas dzieliło.
Ale któregoś dnia coś się zmieniło. Zauważyłam go. Biegał tą samą trasą co ja, ale przez długi czas nie zwracałam na niego uwagi. Był jednym z tych biegaczy, których mijałam, skupiona na własnych myślach. Aż pewnego poranka nasze spojrzenia się spotkały. Przystanął na chwilę, uśmiechnął się delikatnie. I wtedy coś we mnie drgnęło.
Ten mężczyzna mi się spodobał
Tamtego poranka, kiedy po raz pierwszy zamieniliśmy słowo, biegłam wolniej niż zwykle. Noc wcześniej nie mogłam zasnąć – myślałam o Pawle, o tym, jak daleko od siebie się znaleźliśmy. Moje ciało było zmęczone, a myśli chaotyczne. Właśnie wtedy go zobaczyłam.
Zatrzymał się tuż obok mnie, jakby biegł tą samą trasą od miesięcy, ale dopiero teraz postanowił się odezwać. Uśmiechnął się lekko, co wydało mi się dziwnie uspokajające.
– Biegasz codziennie? – zapytał, zerkając na mnie spod przymrużonych oczu.
Jego głos brzmiał pewnie.
– Tak, to takie... oderwanie od rzeczywistości – odpowiedziałam, czując, jak serce bije mocniej, ale tym razem nie od biegu.
– Wiesz, czasem lepiej zgubić się w lesie niż w problemach – odpowiedział z uśmiechem, jakby doskonale rozumiał, o czym mówię.
Zachichotałam nerwowo.
– Chyba znam to aż za dobrze.
Przez kilka minut biegliśmy obok siebie w milczeniu. Wydawało się, że te proste słowa otworzyły między nami coś, co dotąd było zamknięte. Tamtego dnia zauważyłam, że bieganie przestało być tylko ucieczką – stało się czymś więcej. Biegiem do Marcina.
Zbliżyliśmy się do siebie
Nasze spotkania stały się niemal codzienną rutyną, choć każde z nich wydawało się inne, świeże, pełne napięcia. Marcin biegał zawsze o tej samej porze, co ja, jakby nieprzypadkowo dostosował się do mojego rytmu. Z każdym dniem coraz bardziej czekałam na te momenty. Paweł, choć wciąż obecny w moim życiu, stawał się coraz bardziej odległy, niewidoczny. Marcin zapełniał przestrzeń, którą Paweł zostawił pustą.
Rozmawialiśmy więcej. Początkowo o bieganiu, trasach, drobiazgach, które wydawały się nieważne. Ale to właśnie te rozmowy sprawiały, że czułam się, jakbym budziła się z długiego snu.
– Czasem mam wrażenie, że bieganie to jedyne, co trzyma mnie w pionie – przyznałam pewnego dnia, gdy siedzieliśmy na ławce po treningu, złapawszy oddech.
Marcin spojrzał na mnie uważnie.
– Też tak mam. Las daje poczucie wolności, którego trudno znaleźć gdzie indziej.
Z każdym spotkaniem nasze rozmowy stawały się bardziej osobiste. Coraz częściej łapałam się na tym, że myślę o Marcinie, nawet kiedy nie biegaliśmy razem. Był tajemniczy, ale w jego oczach widziałam coś, co mnie przyciągało. Pewnego razu, po zakończeniu biegu, nie mogłam się powstrzymać.
– Chyba mnie lubisz, prawda? – zapytałam.
Marcin spojrzał na mnie intensywnie, po czym uśmiechnął się tym swoim zmysłowym uśmiechem.
– To zdecydowanie coś więcej.
Tamtego dnia, między drzewami, po raz pierwszy mnie pocałował.
Zostaliśmy kochankami
Po tym pierwszym pocałunku wszystko się zmieniło. Spotkania z Marcinem stały się intensywniejsze, bardziej naładowane emocjami, które dawno przestałam czuć w swoim małżeństwie. Każdy bieg, każda chwila spędzona razem, sprawiały, że świat poza lasem przestawał istnieć. Biegłam do lasu po chwile uniesienia. Zaczęłam żyć podwójnym życiem – z jednej strony byłam Anną, żoną Pawła, tą samą kobietą, którą byłam przez lata, a z drugiej strony czułam się, jakbym odkrywała nową wersję siebie.
Paweł zauważył, że coś się zmienia. Wieczory stawały się jeszcze bardziej ciche, nasze rozmowy coraz rzadsze. Kiedy pytał, co się dzieje, unikałam odpowiedzi. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy – że zakochuję się w innym mężczyźnie.
Z Marcinem wszystko wydawało się takie proste. Nie musiałam się tłumaczyć, nie musiałam ukrywać swojej frustracji. On rozumiał mnie bez słów, jakbyśmy od zawsze byli połączeni. Każde jego spojrzenie, każdy dotyk sprawiały, że czułam się pożądana, żywa.
Myślałam o wspólnej przyszłości
– Myślisz czasem, co będzie dalej? – zapytałam go pewnego dnia, kiedy leżeliśmy na miękkiej trawie.
Marcin spojrzał w niebo, jakby szukał tam odpowiedzi. Milczał przez chwilę, a potem powiedział spokojnie:
– Nie jestem facetem, który planuje cokolwiek. Lubię to, co jest teraz. Tu i teraz jest dobrze, nie sądzisz?
W jego głosie nie było wahania, ale ja zaczęłam czuć, że coś jest nie tak. Potrzebowałam więcej niż „tu i teraz”. Chciałam, żeby Marcin był częścią mojej przyszłości, ale on zdawał się unikać tych rozmów.
Zaczęłam wtedy myśleć o Pawle. O tym, że nasze małżeństwo było już skończone, i tylko formalności trzymały nas razem. Marcin wydawał się rozwiązaniem – wyjściem z martwego związku. Ale im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że to ja muszę podjąć decyzję, zanim zrobi to za mnie życie.
Chciałam zostawić męża
– Musimy porozmawiać – powiedziałam ostro, kiedy Paweł wrócił z pracy. Czekałam na ten moment całymi tygodniami, a teraz, kiedy nadszedł, czułam w sobie wzbierającą burzę.
– O co chodzi? – zapytał zmęczonym głosem, ściągając buty, jakby to była kolejna codzienna rozmowa.
– O nas. O to, że to koniec. Nasze małżeństwo... nie ma sensu. Nie chcę tego dłużej ciągnąć – wyrzuciłam z siebie w jednym tchu, zanim zdążyłam się wycofać.
Paweł zamarł. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakbym mówiła w obcym języku.
– Koniec? Po prostu tak? – Uniósł głos, jego twarz zaczynała czerwienieć. – A ty myślisz, że to wszystko takie proste? Chcesz to rozwalić ot tak, bez słowa?
– Paweł, już od dawna nic nas nie łączy! – krzyknęłam, czując, jak wewnętrzna tama pęka. – Próbowałam, ale ty nawet nie zauważyłeś, że nas nie ma! Żyjemy obok siebie, jak obcy ludzie!
– A co z tym twoim "bieganiem"? – syknął, zaciskając pięści. – O kim myślisz, kiedy wychodzisz? Myślisz, że tego nie widzę?
Milczałam. Paweł wiedział. A ja nie miałam siły, żeby kłamać. W jego oczach widziałam złość i ból.
– Nie wierzę – rzucił gorzko, patrząc na mnie z pogardą. – Naprawdę myślisz, że znajdziesz coś lepszego?
– Cokolwiek jest lepsze niż to, co mamy tutaj – odpowiedziałam zimno.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem wyszedł, trzaskając drzwiami.
Kochanek nie chciał związku
Następnego dnia zadzwoniłam do Marcina. Czułam, że teraz, kiedy rozstaję się z Pawłem, wszystko nabierze sensu. Z nim miałam zacząć nowy rozdział. Mój świat, choć wstrząśnięty, w końcu zmierzał w jasnym kierunku. Kiedy usłyszałam jego głos w słuchawce, serce zabiło szybciej.
– Zrobiłam to. Zostawiłam Pawła – powiedziałam, próbując zapanować nad emocjami, które kłębiły się we mnie.
W moich słowach było więcej nadziei, niż chciałam przyznać. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Czułam, jakby Marcin ważył każde słowo, ale nie tak, jak tego oczekiwałam.
– Aniu… – zaczął powoli, jego głos był inny, zimniejszy. – Nigdy nie prosiłem, żebyś to robiła.
Zamarłam. Te słowa uderzyły we mnie jak lodowaty wiatr. Próbowałam to zrozumieć, wcisnąć w ramy wyobrażeń, które miałam o naszej relacji.
– Co masz na myśli? Przecież... my... – zaczął mi się łamać głos, a ręka, w której trzymałam telefon, zaczęła drżeć.
– Było nam dobrze, Anna, ale nigdy nie mówiłem o niczym więcej. Ty... ty chyba za dużo sobie wyobraziłaś – jego ton był tak obojętny, że aż mnie sparaliżowało. – Nie szukam związku, nigdy tego nie chciałem.
Patrzyłam w pustą ścianę, próbując zrozumieć. Moje serce zaczęło walić jak szalone, ale teraz nie z miłości. Z gniewu, rozczarowania i narastającego strachu.
– To była tylko przygoda? – spytałam w końcu, głos załamał mi się na ostatnim słowie.
– Anna... Przygoda, coś, co nam dobrze wychodziło. Ale nie buduje się na tym przyszłości – odpowiedział chłodno.
Telefon wypadł mi z ręki, a świat, który sobie stworzyłam, rozsypał się na kawałki.
Zostałam sama
Siedziałam w mieszkaniu, które jeszcze niedawno dzieliłam z Pawłem. Każdy kąt przypominał mi o tym, co zniszczyłam. Marcin był tylko chwilową ucieczką, która miała nadać sens mojemu życiu. Ale teraz, kiedy wszystko się rozpadło, zostałam z pustką. Bez Pawła. Bez Marcina. Sama.
Patrzyłam w okno, próbując złapać oddech. Po raz pierwszy zrozumiałam, że nie ma szybkich rozwiązań, że nie mogłam uciec od samej siebie. Zostałam z niczym – ale może właśnie od tego trzeba było zacząć. Teraz musiałam zbudować wszystko na nowo. Tym razem bez złudzeń.
Anna, 35 lat
Czytaj także: „Żona przepuszcza kasę na głupoty. Boję się odezwać, więc patrzę na konto, które kurczy się jak wełniany sweterek w praniu”
„Wredna babcia całe życie ciosała mi kołki na głowie. Nie pisnęłam słówka. Czekałam, aż umrze, a ja dostanę spadek”
„Bogata siostra nie dała ani złotówki chorej matce, ale na pogrzebie płakała najgłośniej. To było żałosne”