„W Hiszpanii miałam tańczyć na plaży, a zamiast tego pląsałam na zmywaku. Ta podróż otworzyła mi oczy na prawdę”

dziewczyna na zmywaku fot. Getty Images, Thomas Barwick
„Na zapleczu było jeszcze gorzej. Całymi dniami sprzątałyśmy kuchnię, kroiłyśmy owoce i targałyśmy kartony z napojami, a na koniec jeszcze wchodziłyśmy na zmywak, gdzie, w duchocie i wszechobecnym smrodzie mokrych ścierek i gąbek, szorowałyśmy szejkery, szklanki i sprzęty kuchenne”.
/ 26.08.2024 08:30
dziewczyna na zmywaku fot. Getty Images, Thomas Barwick

Ludzie mówią, że nic tak nie przyspiesza dorosłości jak pierwsza praca. W moim przypadku było dokładnie tak samo. Dopiero te wakacje uświadomiły mi wartość pieniądza. A miało być tak pięknie…

To były wakacje po maturze

Już w połowie roku szkolnego zadecydowałam, że moje najdłuższe, pomaturalne wakacje spędzę prawie w całości na pracy. Złożyłam papiery na uczelnię w swoim rodzinnym mieście i zamierzałam jeszcze przez jakiś czas pomieszkać z rodzicami. Nasz dom znajdował się jednak na przedmieściach, więc codzienne dojazdy do szkoły przez trzy lata liceum zdążyły mnie już zmęczyć. Miałam więc plan zarobić na samochód, żeby mieć czym dojeżdżać na zajęcia.

– Tylko gdzie przez trzy miesiące zarobię taką kwotę? – zastanawiałam się głośno, siedząc w sypialni mojej przyjaciółki Magdy.

– Wyjedź za granicę! Mój kuzyn w zeszłym roku zatrudnił się jako pomoc w hotelu i nie dość, że zarabiał w euro, to jeszcze przez całe wakacje sączył wino na plaży, chodził na imprezy z innymi pracownikami i wylegiwał się na plaży – podsunęła.

– Naprawdę? Kurde, to brzmi świetnie… Nie dość, że zarobię cztery razy tyle, co w Polsce, to jeszcze spędzę wakacje życia w jakimś ciepłym kraju. Czy może być lepiej? – podekscytowałam się.

Od razu zabrałam się za poszukiwania ofert pracy i wypoczynku dla młodzieży. Znalazłam też grupę na Facebooku, w której studenci i licealiści (bo oni stanowili większość zainteresowanych pracą w takim systemie) opowiadali o swoich doświadczeniach.

„Wiadomo, trochę popracować trzeba, ale po pracy zupełna wolność i zabawa!”, napisał niejaki Adam z Grodziska Mazowieckiego.

„Siedziałam w portugalskim kurorcie przez całe pięć miesięcy i zarobiłam więcej niż moja mama przez rok”, napisała inna internautka.

Byłam niezwykle podekscytowana tą perspektywą. Oczami wyobraźni już widziałam siebie w plażowym kurorcie. Kilka godzin pracy, a potem relaks, zabawa i najlepsze wakacje życia. A może do tego jakiś letni romans? Kto wie!

Nie mogłam się doczekać tego wyjazdu

Zgłosiłam się na turnus rozpoczynający się dwa tygodnie po ostatnim egzaminie maturalnym. Razem ze mną miała jechać moja przyjaciółka Ulka. Obydwie nie mogłyśmy się doczekać wyjazdu.

– Co pakujesz? Myślisz, że dwie pary szpilek wystarczą? – zapytałam ją, gdy po raz kolejny konsultowałyśmy bagaże.

– No coś ty! Tam jest tyle klubów, że hej! A my będziemy tam przecież aż trzy miesiące. Ja biorę cztery pary szpilek, jedne trampki i jedne klapki – odpowiedziała mi Ula.

– Masz rację, w końcu jedziemy na imprezę życia – zachichotałam. – Biorę więc wszystkie swoje świecące, dopasowane i powycinane sukienki, trzy komplety bikini i dosłownie kilka tiszertów, żeby zarzucić na kostium kąpielowy…

– Pewnie, wystarczy. W końcu jedziemy tam pracować nad opalenizną, po co nam więcej ciuchów – zgodziła się Ula.

Nasze toboły były ogromne, ale w końcu wakacje miały być długie, więc było to zrozumiałe. Gdy dojechałyśmy na miejsce, od razu wybrałyśmy się na wycieczkę po okolicy. Nasze wdrożenie do pracy miało się odbyć dopiero następnego dnia, więc chciałyśmy wykorzystać dzień przyjazdu na rozeznanie po klubach, barach i najlepszych plażach.

Do naszych obowiązków miała należeć obsługa hotelowego baru położonego nad basenem. Na stronie internetowej ośrodka widziałam uśmiechniętą dziewczynę w eleganckim stroju serwującą drinki opalonym przystojniakom i dokładnie tak wyobrażałam sobie naszą pracę. Niestety, pierwszy dzień był dla mnie kubłem lodowatej wody. Szefowa była ostra i wprowadziła rygorystyczne zasady.

– Będziecie spędzać większość dnia na słońcu, więc w strojach kąpielowych nabawicie się oparzeń. Nasz uniform to pomarańczowe koszulki z długimi rękawami – oznajmiła.

– Co za obrzydliwy kolor… – szepnęła do mnie Ulka. – To by było na tyle z roboczych stylówek, które sobie wymyśliłam.

Gdy szefowa wprowadzała nas w zasady obsługi baru, dowiedziałyśmy się także, że zmiany trwają po… jedenaście godzin.

– Rany boskie! To kiedy my będziemy miały czas na ogarnięcie się, sen, odpoczynek i jakiekolwiek imprezy? – przestraszyłam się.

– Nie wiem, ale jakoś to ogarniemy… Najwyżej zarwiemy kilka nocek – pocieszała mnie Ula.

Na nic nie miałyśmy siły

I tak też zrobiłyśmy po pierwszym dniu pracy. Chociaż nogi bolały nas jak po wspinaczce na Rysy, po skończonej zmianie pobiegłyśmy do pokoju przebrać się w sukienki i natychmiast obrałyśmy kurs na klub, w którym odbywała się impreza. Bawiłyśmy się doskonale! Tańczyłyśmy na plażowym parkiecie do szóstej rano. Wszystko było cudownie – do momentu, w którym rano nie zadzwonił budzik. Wyczerpane, wciąż lekko wczorajsze i obolałe zwlekłyśmy się z łóżek po zaledwie trzech godzinach snu.

– Matko, nie wiem, jak my dzisiaj wyrobimy w tej pracy… Przecież ja ledwo stoję na nogach – jęknęła Ulka.

– Damy radę, spokojnie. Dziś jest z nami za barem ta dziewczyna z drugiego budynku, to może trochę nas wyręczy… – wyraziłam nadzieję.

Niestety, nie miałyśmy żadnej możliwości odpoczynku, bo gdy tylko dotarłyśmy do baru, czekała na nas szefowa.

– Drogie panie, pięć minut spóźnienia! Proszę, aby to się więcej nie powtórzyło – zrugała nas.

Miałyśmy nadzieję, że po tej naganie zaraz sobie pójdzie, ale nie spuszczała nas z oka przez następne trzy godziny.

– Szybciej, szybciej, ruszacie się dziś jak żółwie! Uśmiech, klienci chcą uśmiechniętych barmanek, a nie ziewających i nierozgarniętych! – musztrowała nas.

– Ulka, zaraz wyzionę ducha… – szepnęłam do przyjaciółki.

– Ja też. Trzymaj się, damy radę – pocieszyła mnie.

Faktycznie, dałyśmy, ale po zakończonej zmianie ledwo widziałyśmy na oczy ze zmęczenia. Wróciłyśmy do pokoju, umyłyśmy się i natychmiast poszłyśmy spać.

Gdzie te wymarzone wakacje?

Liczyłam, że taka regeneracja dobrze nam zrobi i następnego dnia odzyskamy siły, ale tak naprawdę nawet po całej nocy snu nie czułam się wypoczęta. Nogi bolały mnie coraz mocniej, a praca dłużyła się coraz bardziej. Co gorsza, po kilku dniach szefowa stwierdziła, że średnio radzimy sobie za barem i mamy się przenieść na zaplecze.

– No świetnie! – warknęła do mnie Ulka. – Niech nam odbierze ostatnią szansę na poznanie kogoś ciekawego, flirtowanie z facetami i prace nad opalenizną…

– Cicho, bo jeszcze usłyszy – ostrzegłam ją.

Na zapleczu było jeszcze gorzej. Całymi dniami sprzątałyśmy kuchnię, kroiłyśmy owoce i targałyśmy kartony z napojami, a na koniec jeszcze wchodziłyśmy na zmywak, gdzie, w duchocie i wszechobecnym smrodzie mokrych ścierek i gąbek, szorowałyśmy szejkery, szklanki i sprzęty kuchenne.

– Mam tego dosyć! – rozpłakała się Ulka po trzecim tygodniu pracy. – Jeszcze nigdy nie byłam tak zmęczona. Nie chcę tych całych pieniędzy, jeśli tak to ma wyglądać.

– Ale co zrobimy? Przecież już się zadeklarowałyśmy, że będziemy tu trzy miesiące… Nie możemy teraz się wycofać, bo kogo znajdą na nasze miejsce? – podrapałam się po głowie.

– To nie nasz problem! – nadąsała się przyjaciółka. – Chcesz spędzić wakacje w ten sposób? To miały być nasze najlepsze! Tańce na plaży, randki przy zachodzie słońca, książki i drinki nad basenem… A tak naprawdę to zwykły obóz pracy! Nawet jak już mamy chwilę na odpoczynek, to zwyczajnie nie mamy siły na nic poza leżeniem.

– Wiem… Ale chyba nie mamy wyboru – westchnęłam smutno.

W ciągu całych trzech miesięcy byłyśmy dosłownie na kilku imprezach i to wyłącznie w weekendy. Resztę czasu przesiedziałyśmy w hotelowym pokoju, a tak naprawdę połowę całego wyjazdu przespałyśmy, regenerując zmęczone mięśnie. Owszem, zarobiłyśmy całkiem sporą kasę i wiedziałam, że uda mi się kupić nawet nieco lepszy samochód niż początkowo planowałam, ale… powrót do domu przyjęłam z ogromną ulgą.

– Praca mi chyba obrzydła do końca życia – warknęła Ulka, gdy oddawałyśmy uniformy ostatniego dnia pracy.

– To nie masz wyboru, musisz bogato wyjść za mąż – zaśmiałam się.

– Taki właśnie miałam plan! Chciałam tu poznać bogatego hiszpańskiego biznesmena, rzucić studia i zamieszkać z nim w jego rodzinnej willi w Andaluzji… Niestety, nie miałam czasu go poznać, bo szorowałam podłogi i szklanki!

– No cóż… – westchnęłam. – Przynajmniej teraz dwa razy się zastanowimy, zanim wydamy jakieś pieniądze. Skoro już wiemy, jak wiele krwi, potu i łez nas to kosztowało…

Ewelina, 19 lat

Czytaj także:
„Ojciec odszedł, gdy byłam dzieckiem. Przez całe życie mściłam się na facetach, aż los znów odwrócił się przeciwko mnie”
„Brat mnie wykiwał i w spadku po rodzicach dostałem okrągłe zero. Ale potem przypomniałem sobie o tajemniczej skrytce”
„Znalazłam cudzy portfel i wydałam z niego całą kasę. Wreszcie miałam okazję pożyć w luksusie, na który zasługuję”

Redakcja poleca

REKLAMA