Zaczęło się od ojca. Zawrócił w głowie, obiecywał gruszki na wierzbie i rejs po morzu, przynosił kwiatuszki i drobiazgi, nosił na barana, wyśpiewywał melodie kompletnie nie trafiając w nuty – a potem pewnego dnia rozpłynął się w powietrzu i ślad po nim zaginął.
Tata mnie zostawił
Miałam wtedy zaledwie sześć lat. Byłam bezradną, wystraszoną dziewczynką, która nie ogarniała świata dorosłych. Czekałam, męczyłam mamę pytaniami, czemu tatulek nie wraca, ryczałam jak bóbr. Obiecywałam Bozi, że będę grzecznie jeść na śniadanie nawet tę okropną, glutowatą jajecznicę, byle tylko mi go przywrócił.
Ponoć ojciec postanowił zacząć wszystko od nowa, znalazł inną kobietę i spłodził z nią dziecko, które było dla niego ważniejsze niż ja – taką wiadomość zaserwowała mi pewnego razu babcia. Wystarczyło jedno jej stwierdzenie, by w moim małym serduszku pojawiła się niegojąca się nigdy rana. Mając zaledwie sześć lat, złożyłam sobie przysięgę, że od tej pory nikt nie będzie w stanie sprawić mi bólu. Słowa dotrzymałam.
Przez następne ćwierćwiecze to ja sprawiałam, że faceci się we mnie zakochiwali, najpierw młodzi chłopcy, a potem dorośli mężczyźni. Ale prędzej czy później zostawiałam ich bez żadnego wyjaśnienia i znikałam bez śladu. Nigdy nie miałam w zwyczaju tłumaczyć się z moich decyzji ani słowem któremukolwiek z nich. Zero liścików na do widzenia, przemów pożegnalnych – nic z tych rzeczy. Wystarczyło tylko, że któryś z nich chciał mnie przedstawić swojej familii, a ja już się zwijałam i pakowałam manatki.
Chciałam się zemścić
Wielu mężczyzn padało przede mną na kolana, proponowało małżeństwo i prosiło, żebym urodziła im dzieci. Pod wpływem chwili niemal przystępowałam na te oferty, dzieląc z nimi radość. Jednak gdy tylko opadała fala uniesień, rzeczywistość ponownie stawała mi przed oczami. Gdzieś z tyłu głowy pojawiał się cichy głos: „Ten facet też cię porzuci”, więc jakby w amoku podchodziłam do szafy i szykowałam bagaże.
Zazwyczaj pakuję do walizki tylko jedną rzecz. Prowadziłam życie w nieustannej podróży, więc nie potrzebowałam mnóstwa kobiecych drobiazgów – zdjęć, ubrań, obuwia czy torebek. Moją dewizą było zdanie: „Nie przywiązuj się do niczego”. Kurczowo się jej trzymałam, bo tylko to mi zostało. Nie chciałam skończyć jak moja mama – na lekach, wiecznie pełna żalu, pretensji do życia, tęsknoty i nieobecna duchem. Cień kobiety, którą kiedyś była. Dlatego stałam się nieugięta i sarkastyczna, co pociągało tych wszystkich mięczaków, którzy najbardziej na świecie marzyli o założeniu rodziny.
Jasne, że próbowali mnie odnaleźć. A kiedy już im się udało, żebrali o spotkanie. Wydzwaniali, bombardowali wiadomościami, czatowali pod drzwiami mieszkania i nachodzili w robocie. Ale im bardziej się starali, tym większą odczuwałam do nich niechęć.
– Nie uważasz, że on ma nierówno pod sufitem? – zwierzałam się najlepszej kumpeli.
– A może dałabyś mu szansę? – dopytywała z nadzieją, że wreszcie posłucham jej mądrych rad, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że uciekam ze strachu przed kolejnym zranieniem.
Jednak wpadłam po uszy
Przed spotkaniem Krzyśka nie byłam zainteresowana takimi sprawami. On jednak zdołał przełamać moje bariery. Nie stawiał żadnych wymagań ani obietnic. Był po prostu obecny w moim życiu. Zjawiał się i znikał, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Próbowałam go zrazić do siebie, ale on zawsze reagował tylko uśmiechem, namiętnym pocałunkiem i pomimo wszystko wracał.
Robił to jednak tak, jak jemu pasowało – kiedy miał na to ochotę. Potrafił pojawić się niespodziewanie w środku nocy, przynosząc chińskie jedzenie albo wino, innym razem nad ranem z pęczkiem szczypiorku i świeżym pieczywem, a czasem miał przy sobie bilety od tanich przewoźników i kusił perspektywą weekendowego wypadu do Londynu.
Mężczyzna był oszczędny w słowach, jeśli chodzi o jego własne życie. Chętniej zadawał pytania, na które po prostu nie potrafiłam nie odpowiedzieć. Opowiadałam mu o tacie, o tym jak za nim tęsknię i jak wygląda moje życie, odkąd go zabrakło. Pewnego razu, gdy odpoczywaliśmy razem w pościeli, ni stąd ni zowąd rzucił:
– A nie chciałaś go odnaleźć? – po czym odpalił szluga, nie dając mi dojść do słowa. Chwilę później oznajmił, że musi spadać i zniknął w ciemnościach nocy.
Dokąd się wybierał? Nie dociekałam, choć moje serce, pierwszy raz od wielu lat ścisnęło uczucie. Obawy, że odejdzie i już na zawsze zniknie z mojego życia.
– Jesteś zakochana! – przyjaciółka była podekscytowana, ale też zaniepokojona.
Chyba tylko ona dostrzegała, że facet nie zasługiwał na moją miłość.
Zwyczajnie znikał
Na to pytanie nie udzieliłam odpowiedzi, ale prawda jest taka, że straciłam dla niego głowę. Ciągnęłam tę relację, mimo że coraz częściej zamiast radości, przynosiła mi tylko łzy. Na początku udawałam, że wszystko jest w porządku.
Nie dociekałam, dokąd Krzysiek wychodzi i czemu tak sporadycznie daje znak życia. Dlaczego nie pojawia się na kolacjach, które dla niego przygotuję? Czemu po nocy spędzonej razem nie chce zjeść ze mną śniadania, tylko ulatnia się, rzekomo spiesząc się do roboty? Z jakiego powodu wyłącza komórkę, gdy jest u mnie? Nie oddzwania przez całe dni? Nie pozwala mi poznać swoich kumpli, rodziny, choć jesteśmy razem już pół roku? Dlaczego nie zabiera mnie do kina albo teatru?
– Wstydzisz się mnie! – darłam się, po tym jak skończyłam grać niewzruszoną.
– No coś ty, skarbie – Krzyś zapewniał mnie gorliwie, biorąc w ramiona. – Po prostu taki ze mnie odludek i kawał dzikusa. Uprzedzałem cię, że się możesz na mnie przejechać, ale i tak cię kocham, tylko inaczej to okazuję. Nie gniewaj się, po prostu muszę mieć trochę swobody.
„Trochę?!” – cały mój organizm wrzeszczał w proteście, jednak pozostałam cicho, tak jak w przypadku wielu innych kwestii. Usprawiedliwiałam go, myśląc, że to skomplikowany mężczyzna, oryginalny, niepowtarzalny, „samotnik z wyboru”, i właśnie to mnie do niego przyciągało. Nie dostrzegłam momentu, w którym zaczęłam wyczekiwać każdej jego rozmowy telefonicznej, każdych odwiedzin i najmniejszego komplementu z jego strony.
Było jak w raju
Pewnego dnia, gdy na dworze panowała wiosna, Krzysztof niespodziewanie pojawił się u mnie w domu, wykrzykując radośnie, że wybieramy się na zasłużony odpoczynek. Dwa tygodnie będziemy plażować w słonecznej Italii, nad lazurowym Morzem Śródziemnym – zupełnie jak niegdyś obiecywał mi tatuś.
Uszczęśliwiona wskoczyłam mu w ramiona, nie zadając zbędnych pytań. Choć przyszło mi na kolanach prosić przełożonego o przyznanie mi urlopu w ostatniej chwili i zostawać po godzinach, by nadrobić zaległości służbowe.
Nie skarżyłam się ani słowem. Nie wypadało mi być nudną kobietą, którą interesują tylko przyziemne kwestie, gdy mój chłopak realizował moje najskrytsze marzenia.
To był naprawdę jeden z najcudowniejszych urlopów w całym moim życiu. Gorące promienie słońca, szum fal, wino i my we dwoje na dziewiczych, opustoszałych plażach… Jego czułe gesty, pożądanie i nieoczekiwana deklaracja, która poruszyła mnie do głębi – pragnienie, by się razem zestarzeć. Snuliśmy wspólne plany o mieszkaniu, domu i dzieciach.
Krótko po tym, jak wróciliśmy do siebie, Krzyś wpadł na pomysł, żebym poznała jego starych. Kiedy pojawiłam się u nich w domu, nie byli specjalnie zadowoleni z mojej wizyty. Ich oziębłość była dla mnie szokiem. Od razu zrozumiałam, skąd u Krzysia ta dzikość… Pomyślałam sobie: „Okej, ale ja ofiaruję mu prawdziwy dom i nauczę go, jak się kocha i jak przyjmować miłość”.
Chciałam stabilizacji
Sama się zdecydowałam na ten krok, nie czekając na jego inicjatywę. W tę duszną noc, gdy spoczywaliśmy wyczerpani w pościeli po miłosnych uniesieniach. Objął mnie jak zawsze, złożył pocałunek…
Rankiem obudziłam się sama. Próbowałam się z nim skontaktować na różne sposoby, ale na próżno – zniknął bez śladu. Szukałam go w każdym możliwym miejscu, choć tak naprawdę niewiele wiedziałam o „swoim facecie”. Nie miałam pojęcia kim jest, gdzie bywa, co go pasjonuje, jak spędza czas wolny. W ostateczności udałam się do jego rodziców.
Drzwi otworzył jego tata, a widząc moją pobladłą twarz, tylko ciężko westchnął. Gestem ręki wskazał, żebym weszła do środka. Złożył przeprosiny za zachowanie swojego dziecka.
– Cóż, taki ma charakter – powiedział.
Nie mogłam w to uwierzyć
Bezsenne noce spędzałam na włóczeniu się po ulicach. Pewnego wieczoru natknęłam się na niego w barze. Przytulała go śliczna, uśmiechnięta kobieta. Stałam przed oknem, patrząc na nich bez słowa. On zupełnie mnie nie dostrzegł… Nie miał pojęcia, że widzę, jak idzie z nią do mieszkania, a potem wymyka się stamtąd bladym świtem. Wsiadł do auta, uruchomił komórkę, zadzwonił gdzieś i odjechał.
Przez tydzień chodziłam za nim krok w krok. Okazało się, że zarówno ja, jak i ta ciemnowłosa laska, nie byłyśmy jedynymi, które dały się nabrać temu „samotnemu wilkowi”.
Miałam ochotę głośno zawodzić z bólu i żalu. Niestety, nie było mi to dane, ponieważ straciłam dwa lata życia z kimś, kto okazał się być moim odbiciem lustrzanym! Tak samo bezdusznym i nieczułym, ale tak naprawdę równie przerażonym perspektywą, że jeśli zaryzykuje zaufanie i bliskość – to może zostać głęboko zraniony.
Niby mam tę świadomość, ale co z tego, skoro ból nadal mnie rozdziera. Dokładnie tak, jak w momencie, kiedy porzucił mnie tata…
Milena, 34 lata
Czytaj także:
„Nie mogłem uwierzyć w to, jaką tajemnicę skrywała przede mną siostra. Po śmierci taty jej intryga wyszła na jaw”
„Córka zabrała mnie na babskie wakacje do Chorwacji. Miałam wypocząć, a musiałam słuchać jej wiecznych narzekań”
„Pożyczyliśmy synowi 50 tysięcy, a on jak ognia unika zwrotu. Nikt nigdy tak nas bezczelnie nie oszukał”