„W domu czekają na mnie złośliwy mąż, zrzędząca teściowa i marudny pasierb. Nie tak miało wyglądać moje życie”

Zmęczona kobieta fot. Getty Images, stockphotodirectors
„Od pierwszego wejrzenia straciłam głowę dla Jeremiego. Ignorowałam wszystkie krytyczne głosy dookoła, zarówno mamy, jak i przyjaciółek. Niespełna rok później otrzeźwiałam, siedząc w poplamionej buraczkami bluzie i z przetłuszczonymi włosami”.
/ 16.05.2024 19:00
Zmęczona kobieta fot. Getty Images, stockphotodirectors

Jak zawsze, nic nie poszło po mojej myśli. Wazon, który sprawiłam teściowej, kompletnie nie przypadł jej do gustu, mimo że według mnie świetnie pasował do wystroju jej mieszkania. Jeremi też był na mnie cięty.

Zawsze musisz wszystko zepsuć! – psioczył na mnie. – Nie lepiej było kupić jej jakieś perfumy?

– A może sam powinieneś był to zrobić? – odcięłam się. – W końcu to twoja mama! Ja muszę o wszystko zadbać i przypilnować każdego szczegółu, a ty jedyne co potrafisz, to mieć do mnie pretensje!

Miłość była na pierwszym miejscu

Obraził się, sugerując, że chyba za wiele od niego oczekuję – zarabiania na dom i dodatkowo zajmowania się „błahostkami” w stylu kupna upominków.

Wtedy straciłam cierpliwość i powiedziałam mu, co myślę o zachowaniu jego mamy, która przy wszystkich stwierdziła, że dostała „flakon z wyprzedaży z marketu”. A przecież to był kosztowny wazon, którego szukałam kilka godzin, chodząc po centrum handlowym.

– Możesz być pewny, że nawet gdybyśmy jej podarowali diament w złotej oprawie, to i tak by mnie skrytykowała. Ciągle próbuje mi dogryzać – rzuciłam zirytowana.

– Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że pożyczyła nam forsę na zaliczkę na mieszkanie. Mogłabyś wobec tego traktować ją z większym szacunkiem! – uciął krótko.

Nie da się ukryć, że mamusia mojego męża wsparła nas finansowo przy zakupie mieszkania, przeznaczając na ten cel czterdzieści tysięcy. Dodatkowo dorzuciła się do odnowienia lokum i kupna mebli. Ale gdyby ktokolwiek twierdził, że zrobiła to z dobroci serca, parsknęłabym śmiechem. Za każdą zainwestowaną przez nią złotówkę musiałam się odpłacić, tyle że nie pieniędzmi...

Mało kto z otoczenia zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo w rzeczywistości poświęciłam się dla naszego wspólnego życia z Jeremim. Po ślubie porzuciłam swoją karierę zawodową, bo ktoś musiał zaopiekować się jego małym synkiem, którego samotnie wychowywał od czasu, gdy zmarła jego poprzednia żona.

Jeremi wcale nie robił z tego tajemnicy, że mu zależało, aby „dziecko miało matkę”. Przystałam na to, więc oczywistym następstwem stało się porzucenie przeze mnie posady juniorki od mediów społecznościowych w sporej i rozpoznawalnej korporacji.

Początkowo jego rodzice byli w porządku

Od pierwszego wejrzenia straciłam głowę dla Jeremiego, zupełnie jakbym znów miała naście lat. Byłam przekonana, że przeżywam miłość swojego życia, jedyną i niepowtarzalną. Ignorowałam wszystkie krytyczne głosy dookoła, zarówno mamy, jak i przyjaciółek, które nie popierały mojego wyboru. Niespełna rok później otrzeźwiałam, siedząc w poplamionej buraczkami bluzie i z przetłuszczoną czupryną.

Postanowiłam być jak najlepszą mamą dla Olka – zadeklarowałam z niezachwianą pewnością siebie. – Chcę stworzyć kochającą się i zgodną rodzinę! Nie mam zamiaru rezygnować z własnego szczęścia na rzecz robienia kariery zawodowej.

Odejście żony syna było dla teściów bardzo bolesne, martwili się, w jaki sposób mały Olek poradzi sobie z dorastaniem bez mamy u boku. Gdy Jeremi zaprezentował mnie rodzinie i oznajmił im, że przypadłam do gustu jego synkowi, odniosłam wrażenie, jakby kamień spadł im z serca.

– No i jak tam się czujesz w roli matki i żony? – zapytała moja siostra Maja kilka miesięcy po ślubie.

– Czuję się fantastycznie – odpowiedziałam bez wahania.

Ale to nie była prawda. Mimo starań, nie potrafiłam pokochać Olka tak, jakby to było moje własne dziecko. Prawdę mówiąc, posiadanie dzieci nigdy nie było moim marzeniem. Miłość potrafi jednak nieźle namieszać człowiekowi w głowie...

Jakby tego było mało, Jeremi zaczął naciskać, abyśmy mieli drugie dziecko. Świetnie odnajdywał się jako tatuś. Pewnie dlatego, że prawie go nie było, bo albo był w pracy, albo miał jakieś służbowe obiady i kolacje.

Mąż ciągle był zmęczony albo zajęty

Wbrew temu, co może sugerować nazwa, spotkania te były w rzeczywistości wyjściami na wysokim poziomie do ekskluzywnych lokali, o których mogłam jedynie pomarzyć.

– Marzę o tym, żebyśmy raz w miesiącu gdzieś wyszli – mówiłam do niego. – Ciągle chodzę w domu w tym samym dresie, a mam ochotę ubrać się w ładną kieckę, zrobić makijaż... Zabierz mnie gdzieś tylko we dwoje, na randkę!

Restauracje już mu wychodziły bokiem, kina też go nudziły, o teatrze i innych atrakcjach nawet nie wspominając. Odnosiłam wrażenie, że moje towarzystwo też powoli zaczyna go męczyć…

– Nie przesadzaj – przewracał oczami, gdy wypominałam mu, że ma gdzieś moje potrzeby. – Zasuwam jak głupi, masz wszystko, co ci potrzebne. Daj mi po prostu w spokoju odpocząć w domu, jak wracam padnięty! I czemu znowu są te przeklęte pierogi?! Serio tak trudno choć odrobinę się postarać i przygotowywać jakiś nowy obiad?

Pierogi z wczoraj zostały, bo Olek nie miał na nie ochoty, a ja marzyłam tylko o czekoladzie i ciastkach po całym dniu męczarni z nim. Ano właśnie. Męczyłam się z Olkiem. Nie zajmowałam się jego wychowaniem czy opieką, tylko po prostu się z nim użerałam...

 – Nie daję mu miłości – zwierzyłam się któregoś dnia Mai. – On działa mi na nerwy. Wszystkie maluchy doprowadzają mnie do szału. Zdaję sobie sprawę, że to przeze mnie, a nie przez niego, ale co mam zrobić?! Strasznie mnie to wkurza, jak nie chce jeść, mam mdłości, kiedy trzeba zmienić mu pieluchę... O rany, przecież ja marzyłam o czymś innym...

Po roku małżeństwa czułam się ruiną

Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że to się tak skończy, mimo iż starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Moi bliscy od samego początku powtarzali mi, że za bardzo się śpieszę i powinnam dać sobie trochę czasu, a nie wchodzić w ten związek po raptem paru spotkaniach. Ja jednak byłam przekonana, że wiem, co robię.

Szybko straciłam dla niego głowę. Byłam absolutnie zauroczona i oczarowana Jeremim. Wierzyłam głęboko, że zbudujemy razem wspaniałą, kochającą się rodzinę. Dałam sobie wmówić przez niego, że Oluś mnie kocha, a ja stanę się dla niego cudowną matką.

Czułam się tym podbudowana i odsunęłam gdzieś w głąb siebie wszystkie lęki dotyczące macierzyństwa. Pragnęłam wierzyć w to, że jeśli ludzie naprawdę się kochają, to żadne problemy nie są w stanie tego zniszczyć.

Wystarczył rok, bym zmieniła zdanie.

– A może zechcesz rozważyć powrót do swojej pracy? – zasugerowała delikatnie mama. – Przecież Jeremi nie jest w stanie cię zmusić, abyś non stop przesiadywała w czterech ścianach, opiekując się maluchem. Poza tym, twój synek niedługo skończy trzy latka i pójdzie do przedszkola. Zastanów się nad powrotem do zawodowych obowiązków.

Mogłam nad tym dumać, ile tylko chciałam. Sęk w tym, że mąż coraz bardziej nalegał, abyśmy „powiększyli naszą rodzinę”. Zupełnie nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Moja przerwa w pracy trwała już półtora roku, przybrałam nieco na wadze i szczerze mówiąc, nie byłam pewna, dokąd właściwie zmierzam w życiu.

 – Mam już dosyć tego wszystkiego – bycia żoną i matką. Kompletnie nie rozumiem, co mnie podkusiło, żeby za niego wychodzić. Na dodatek teściową mam okropną, ciągle ma do mnie pretensje. Zastanawiam się, co ja najlepszego zrobiłam z własnym życiem – skarżyłam się siostrze w zaufaniu.

Siostra doradziła mi wizytę u wróżki

Nie rozważałam rozstania. Moja siostra wyszła z zupełnie innym pomysłem. Zasugerowała, żebym odwiedziła… wróżkę.

– Zobaczysz, karty powiedzą ci, co przyniesie przyszłość i jak pokierować swoim życiem…

To był mój pierwszy raz u takiej osoby, dlatego nie miałam pojęcia, jak będzie przebiegać spotkanie. A pytanie, które mi zadała, kompletnie zbiło mnie z tropu:

– Proszę mi powiedzieć, co pani postanowiła dać od siebie? – kobieta z pozłacanym wisiorkiem patrzyła na mnie życzliwie, a jej spojrzenie emanowało życiową mądrością.

– Dać od siebie? – byłam kompletnie skołowana.

– Dokładnie tak. Podarować – potwierdziła. – Żeby cokolwiek zyskać, trzeba też coś oddać. Niektórzy rezygnują z uczuć na rzecz pracy zawodowej, a jeszcze inni wyrzekają się swobody, by zyskać aprobatę najbliższych… A pani? Czego pani pragnie i co jest gotowa ofiarować w zamian?

Pomyślałam sobie, o co mi tak naprawdę chodziło? Chyba przede wszystkim o to, żeby znowu robić to, co dawało mi szczęście. Żeby wrócić do pracy, przebywania wśród ludzi, spełniania własnych aspiracji. Podzieliłam się tym z tą kobietą, a ona spytała mnie wprost, czy w takim razie jestem w stanie poświęcić satysfakcję małżonka, jego matki i pasierba.

Z gabinetu wróciłam rozczarowana

– A może inaczej? – dała mi możliwość wyboru. – Może zrezygnuje pani z własnych pragnień i celów, aby zapewnić zadowolenie bliskim?

– Nie ma mowy! – niemalże wykrzyczałam. – Zresztą oni i tak nie są zadowoleni. Teściowa bez przerwy mnie krytykuje, mąż oczekuje czegoś, czego nie jestem w stanie mu zapewnić, a dla pasierba nigdy nie będę jak rodzona matka…

– W takim razie nie potrzebuje pani szukać rozwiązania w kartach. Sama odkryła pani, co powinna zrobić – na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Czułam się skołowana. Powinnam zapłacić za przepowiednię. Zależało mi, aby wieszczka rozłożyła dla mnie karty tarota i wyjawiła, jaka przyszłość mnie czeka lub jakie kroki powinnam podjąć.

– Nie wezmę od pani zapłaty i nie postawię tarota – stwierdziła. – Nie potrzebuje pani wcale moich usług.

Marzyłam o tym, aby ktoś przejął stery mojego życia i dokładnie wskazał mi drogę, którą powinnam podążać. Niestety, spotkało mnie spore zaskoczenie. Zadzwoniłam do Majki, aby ponarzekać, a ona doradziła mi, żebym po prostu szła za głosem swojego serca i tym, co odkryłam o sobie.

– Nie jest to wcale łatwe… – zaczęłam mówić i nagle dotarło do mnie, co tak naprawdę wygaduję.

Ciągle szukałam pretekstów, użalałam się nad sobą i czułam się pokrzywdzona przez los. Ale przecież żadne wróżby ani karty nie przeżyją za mnie mojego życia. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i sama się tym zająć.

Pogadałam z Jeremim i konkretnie mu powiedziałam, że idę z powrotem do roboty. Mój mąż musiał zrozumieć, że na ten moment nie planuję kolejnego dziecka i Olek nie będzie miał mamy siedzącej cały czas w domu.

Po roku sporo się zmieniło

Pracowałam jako ekspertka od mediów społecznościowych w firmie, o zatrudnieniu w której marzyłam od dłuższego czasu. Praca dawała mi dużo satysfakcji, a imprez i spotkań z ludźmi miałam już serdecznie dosyć, więc zaczęłam doceniać ciszę i spokój w domu.

Kiedy Jeremi ujrzał mnie w obcisłym kostiumie i butach na obcasie, ponownie dostrzegł we mnie kobietę, w której się zadurzył. Iskra na nowo zapłonęła między nami. Moje stosunki z Olkiem również uległy poprawie.

Zrezygnowałam z prób bycia idealną matką dla niego, teraz staram się po prostu być dobrą macochą. Chyba całkiem nieźle mi idzie, bo chłopczyk jest radosnym i pełnym werwy brzdącem.

Ciągle nie daje mi spokoju myśl, czy tamta kobieta faktycznie posiadała zdolności jasnowidzenia, bo jej podejście przypominało raczej postawę wykwalifikowanego psychoterapeuty! To właśnie dzięki niej przyswoiłam sobie nawyk regularnego zastanawiania się nad tym, do czego tak naprawdę dążę. No i później po prostu próbuję wcielić to w życie. Taki mój prosty przepis na radość i spełnienie.

Karolina, 34 lata

Czytaj także:
„Znalazłem na ulicy kupon z totolotka. Ktoś miał ogromnego pecha, a ja zyskałem kupę kasy przez przypadek”
„Zakochałam się, ale po paru miesiącach okazało się, że mój facet ma żonę. Wyznał, że do szczęścia potrzebuje nas obu”
„Mąż był tyranem i sknerą. Kiedy umarł, wreszcie poczułam ulgę. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie nowa miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA