„Mąż był tyranem i sknerą. Kiedy umarł, wreszcie poczułam ulgę. Nie spodziewałam się jednak, że czeka mnie nowa miłość”

Dojrzała para nad morzem fot. Getty Images, monkeybusinessimages
„– W życiu skosztowałem niezliczonych specjałów serwowanych na najróżniejszych talerzach. Niektóre potrawy wprost rozpieszczały podniebienie. Ale ty dla mnie jesteś jak te pierogi z jagodami, które jadłem u mojej babci w jej letniej kuchni”.
/ 13.05.2024 20:30
Dojrzała para nad morzem fot. Getty Images, monkeybusinessimages

– Po raz kolejny lecę w to samo miejsce – moja sąsiadka rozsiadła się wygodnie w samolocie niczym kwoka na grzędzie. – Mam w tym pewien plan… Zdradzę go pani podczas lotu – zapowiedziała.

Miała prawie sześćdziesiąt lat, ale prezentowała się fantastycznie! Perfekcyjny makijaż, fryzura, modna garderoba… Przy niej czułam się jak biedna kuzynka. Istny kopciuszek.

Ten wyjazd to nie był mój pomysł. Moje córki tak się uparły, żebym koniecznie poleciała do Hiszpanii, że w końcu musiałam się zgodzić. Wykupiły mi wczasy all inclusive i dosłownie zaciągnęły mnie na samolot, choć się opierałam rękami i nogami. Wszystko w podzięce za to, że przez cały rok pilnowałam ich pociech. Broniłam się, ale nie dawały za wygraną.

– Dajcie wy mi spokój – gadałam. – Najwyżej wpadnę do Zośki na działkę. Podobnież w tym roku maliny obrodziły jak nigdy. Nasmażę wam dżemów, sok na zimę zrobię… Szkoda waszych ciężko zarobionych pieniędzy na takie wymysły!

Gdzie tam, uparły się i już. No to teraz tkwię w tej maszynie i tylko się modlę, żeby się nie rozbiła po drodze. Bo ileż to się człowiek nasłucha o przeróżnych katastrofach…

Od ponad pięciu lat żyję samotnie, jestem wdową. Moje małżeństwo, które trwało blisko trzydzieści lat, było pasmem monotonii i przygnębienia. Mąż okazał się despotą i sknerą. Nie wypada negatywnie wypowiadać się o tych, co odeszli z tego świata, ale gdy umarł, powiedziałam sobie stanowczo: dość! Nikt mnie już nie przekona, żebym znów związała się z mężczyzną… Lepiej mi w pojedynkę! Tylko raz udało mi się wyjechać poza granice kraju, jeszcze za czasów istnienia Jugosławii. Kumple namówili nas wtedy, żebyśmy spróbowali handlu. Jestem nieśmiałą osobą, więc wciskanie klientom różnych rzeczy na targowisku i czasochłonne negocjacje cenowe były dla mnie istną udręką…

Podobno żadna mu się nie oparła

Wystrojona dama trajkotała jak najęta, a ja nie potrafiłam jej uciszyć. Przymrużałam powieki, dając do zrozumienia, że zapadam w sen, ale ona kompletnie to ignorowała. Trajkotała o pewnym rodaku, u którego goszczą zorganizowane grupy turystów. To gospodarz niewielkiego, acz przytulnego zajazdu w Blanes, nad wybrzeżem Costa Brava.

– Niech pani zobaczy – rozpływała się w zachwytach. – Komfortowo, z klasą, a jednocześnie tak swojsko... A właściciel jakby żywcem wyjęty z ekranu! Ja straciłam dla niego głowę od pierwszej wizyty. Od tamtej pory odkładam każdy grosz, żeby móc tam co jakiś czas pojechać.

– On też stracił dla pani głowę? – wyrwało mi się odruchowo.

– Niestety nie – wydała z siebie westchnienie. – Zjeżdżają do niego dziesiątki wielbicielek z różnych zakątków globu i każda żywi jakieś nadzieje...

– W jakim jest wieku?

– Podobnym do nas – powiedziała od niechcenia, ale nieco mnie to zabolało, bo ona na pewno była ode mnie sporo starsza.

Pewnie sprawiałam wrażenie kompletnie zaniedbanej. Nawet nie poszłam przed wycieczką do fryzjera, żeby opanować sytuację z odrostami czy skrócić kitkę.

Katalonia skojarzyła mi się z jej narodowymi barwami: złotym i czerwonym… Ma absolutnie wszystko: piękne morze, rzekę Ebro, równiny, wzniesienia, szczyty i cudną plażę. Fantastyczne zabytki, świetne zaplecze dla turystów, fascynujące ogrody z roślinami, długaśne ścieżki na spacery… To istny Eden! Pensjonat, w którym spaliśmy, faktycznie nie był jakiś wielki, ale schludny i urządzony z klasą. Wylądowałam w dwójce, no jasne, że z panią Gabrielą. Ta od razu wpadła w wir szykowania się, bo gospodarz zawsze witał gości podczas pierwszej kolacji.

– Chcę się prezentować obłędnie! – stwierdziła. – Istnieje szansa, że w końcu mnie dostrzeże? A pani, pani Alu, co planuje założyć?

Spakowałam jedynie kilka koszulek z bawełny, dwie spódnice, spodnie i jakieś piżamę. Nie miałam ze sobą nic eleganckiego w odróżnieniu od mojej współlokatorki.

Nie przyjechałam tu na konkurs piękności, nie mam potrzeby się stroić – odpowiedziałam jej.

Oczekiwałam z zainteresowaniem na przybycie gospodarza, gdyż Gabriela wzbudziła moją ciekawość. I faktycznie, nie zawiodłam się. Miał niesamowitą urodę, siwe włosy i przypominał mi mojego ulubionego gwiazdora, Gregory’ego Pecka. Może nie dorównywał mu wzrostem, ale emanował męskością. Charakteryzowały go szlachetne rysy twarzy, ciemne brwi i czarujący uśmiech. Jadalnia z minuty na minutę wypełniała się fantazjami wczasowiczek niczym balonik, ponieważ nie tylko Gabriela wpatrywała się w gospodarza rozmarzonymi oczami.

Nazywał się Kuba i po śmierci żony stał się samotnym mężczyzną. Jego jedyny z rodziny wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Potem przybył do Hiszpanii w latach 70. ubiegłego wieku w celach zarobkowych. Zdecydował się osiąść tu na dobre... Przyznam szczerze, że dotychczas żaden facet nie wywarł na mnie podobnego wpływu. Nawet pojawił się w moim namiętnym, absurdalnym śnie, jakiego od dawna nie doświadczyłam. Już rozumiałam, co czuła moja współlokatorka.

Tak jakbyśmy przyjaźnili się całe wieki

Czas leciał jak szalony. Smuciłam się na myśl, że to wkrótce dobiegnie końca i na nowo będę musiała borykać się z monotonią dnia codziennego. Wieczory spędzałam chętnie na niewielkim balkonie, oddając się fantazjom, że przyszłość stoi przede mną otworem… Pewnego razu dobiegł mnie z oddali dobrze znany dźwięk ptasich treli.

– To chyba wilga, ale skąd ona tutaj? – wyrwało mi się.

Tak, to wilga… – odparł przyjemny, męski głos. – W Polsce często nazywa się ją Zofijką, ponieważ zwykle pojawia się w maju, kiedy obchodzimy imieniny Zofii.

Zorientowałam się, że od jakiegoś czasu niepostrzeżenie towarzyszył mi pan Jakub. Stał nieopodal, pod osłoną winorośli pokrywającej balkon i z uśmiechem obserwował moją reakcję.

– Mama i tata mieli u siebie na wiosce przepiękne wilgi – kontynuował opowieść. – Wie pani jak taki ptaszek wygląda?

– No jasne! Ma bajeczne ubarwienie: jest żółciutki, błękitny, szarawy i czarny, a do tego ma czerwone oczka w czarnych oprawkach. Ale ciężko mu się dokładnie przyjrzeć, bo chowa się pośród listowia. Jednak przepada za wiśniami, więc niekiedy da się go wypatrzeć. Czereśniami też nie pogardzi...

– I nie przejmuje się, gdy pada.

W tej chwili krzyknęliśmy zgodnie: „Zofija, fija...”, po czym parsknęliśmy śmiechem. Spojrzeliśmy na siebie życzliwie i zaczęliśmy rozmawiać tak swobodnie, jakby nasza znajomość trwała od wielu lat. Szybko wyszło na jaw, że letnie miesiące spędzałam nieopodal miejscowości, z której on się wywodził, toteż mieliśmy mnóstwo wspólnych wspomnień. Nawet na grzyby chadzaliśmy w te same miejsca! Wyznałam mu, iż jest to w zasadzie moja pierwsza wyprawa poza granice kraju, bo zazwyczaj nie mogę sobie pozwolić na podobne luksusy.

– Czy to miejsce przypadło pani do gustu?

– Och, jest cudowne! Zupełnie jak z jakiejś baśni. Jest słoneczne, pełne barw i otoczone aurą tajemnicy... Tylko żal, że to moja pierwsza i ostatnia wizyta. Dlatego zamierzam chłonąć te widoki i czerpać z pobytu pełnymi garściami.

– W takim wypadku biorę panią pod swoje skrzydła – zaoferował Jakub. – Oprowadzę panią i pokażę wszystkie miejsca warte zobaczenia. To dla mnie również wielka przyjemność móc towarzyszyć uroczej rodaczce. W dodatku tak czarującej i sympatycznej...

Skąd mogłam przypuszczać, że ten moment wyznacza początek miłości mojego życia? Gdyby ktokolwiek zasugerował mi miesiąc wcześniej, że zakocham się bez pamięci niczym nastolatka, wyśmiałabym go bez cienia wątpliwości!

Wilga wygwizdała mi miłość

– Ojej, ale z pani cwaniara! – droczyła się pani Gabriela. – Pozornie taka cichutka, niewarta zainteresowania, a tu nagle – niespodzianka… W całej naszej grupie wycieczkowej aż huczy od plotek na wasz temat! Ale chyba nie ma pani nadziei na coś trwałego? Prawda?

– Nie mam, choć nie pojmuję, czemu tak mało pani we mnie wierzy – odparłam oschle.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale co pani ma do zaoferowania? Tu pojawiały się wykształcone i majętne kobiety z klasą, czasem wręcz wybitne. Nic to nie dało, więc czemu pani miałaby się wyróżniać? Jaki zawód pani wykonuje?

– Jestem kucharką, pomywaczką, sprzątaczką, prowadzę księgi rachunkowe, robię za gospodynię domową… Skończyłam technikum. Byłam kasjerką na dworcu, ale go zamknęli i zostałam na bruku. Jakoś próbuję dotrwać do wieku emerytalnego, ale łatwo nie jest.

– No to tym bardziej nie ma pani żadnych szans! – zachichotała. – Ja to w ogóle uważam, że on chyba woli facetów! Bo gdyby tak nie było, to już dawno by się zakochał w jakiejś fajnej babce.

Ale on wcale nie wolał mężczyzn. Przekonałam się o tym, spacerując z nim brzegiem morza. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak intensywnych uczuć i przyjemności. Co więcej, nawet nie sądziłam, że to możliwe!

Zostań tutaj – wyszeptał. – Jesteś niesamowita…

Poczułam, że zaraz się rozpłaczę, bo dlaczego niby niesamowita? Przecież jestem całkiem zwyczajną kobietą po czterdziestce. Ale dotąd nikt nie zwracał się do mnie w tak delikatny i miły sposób. Kompletnie nie wiedziałam, co robić…

– Wiesz co? – zaczął wyjaśniać. – W życiu skosztowałem niezliczonych specjałów serwowanych na najróżniejszych talerzach. Niektóre potrawy wprost rozpieszczały podniebienie – były wyrafinowane, niecodzienne, intensywnie doprawione, aromatyczne, słodkie i świeże… Ale ty dla mnie jesteś jak te pierogi z jagodami, które jadłem u babci w jej letniej kuchni pomalowanej na biało. Nigdy później, przenigdy i nigdzie indziej nie udało mi się odnaleźć tego zapachu, smaku, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Dopiero gdy cię spotkałem, to wszystko do mnie wróciło.

W tamtym momencie łzy pociekły mi strumieniami po policzkach. To było niczym seans najbardziej wzruszającego filmu w moim życiu. Pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie!

– Ten ptak mnie do ciebie zaprowadził. Jego śpiew rozbrzmiewał wśród gałęzi starego orzecha, jak dawniej, kiedy babcia mawiała: „Zanosi się na deszcz, ale niech sobie pada, będziemy mieli pełno grzybów!”.

Tuliłam się do niego, a on mnie prosił:

– Nie wyjeżdżaj. Zostań tu ze mną. Jesteśmy teraz wolni, a przeznaczenie samo nas do siebie przywiodło...

Mimo to wyjechałam.

Jeśli zechcesz, to mnie odnajdziesz – odrzekłam. – Kocham cię, ale potrzebuję pewności, że ty czujesz to samo!

Kiedy w Polsce siedziałam na ławce w parku, wsłuchana w melodyjne trele ptaka, zanurzona w myślach, wciąż tliła się we mnie nadzieja, że on mnie pamięta. Moje modlitwy w końcu zostały wysłuchane! Nagle przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam na telefon, a tam wiadomość, na którą czekałam z utęsknieniem: „Za dwa dni u ciebie będę. Też cię kocham”.

Podobno ten śliczny ptak zwiastuje nadejście deszczu swoim śpiewem... Jak widać, potrafi również być posłańcem miłości!

Alicja, 46 lat

Czytaj także:
„Po 5 latach związku oświadczyłem się ukochanej. Myślałem, że słuch mi szwankuje, gdy odpowiedziała”
„Córka jest z innej planety. Nosi kuse ciuszki i nakłada tonę makijażu. Mój słodki cukierek, stał się wstrętną landryną”
„Mój ojciec na starość jest jak małe dziecko. Nie mogę spuścić go z oczu, bo zaraz coś nawywija”

Redakcja poleca

REKLAMA