„Znalazłem na ulicy kupon z totolotka. Ktoś miał ogromnego pecha, a ja zyskałem kupę kasy przez przypadek”

szczęśliwa mężczyzna fot. Getty Images, Antonio Garcia Recena
„– Co masz tak minę? – zapytała Justyna. – Miałam dobre przeczucie? Trafiliśmy czwórkę? – ucieszyła się. – Nie, nie czwórkę... szóstkę – niemal wyszeptałem, jakbym bał się, że głośniejszy ton wybudzi mnie z tego pięknego snu”.
/ 13.05.2024 22:00
szczęśliwa mężczyzna fot. Getty Images, Antonio Garcia Recena

Czasami bywa tak, że pech jednej osoby zamienia się w szczęście drugiej. Gdy schylałem się po niewielki blankiet, który leżał pod ławką, nie sądziłem, że podnoszę z ziemi miliony. A jednak los puścił do mnie oko, a później obdarzył mnie promiennym uśmiechem! Trafiłem szóstkę i choć cieszę się jak dziecko z gwiazdkowego prezentu, to głos w mojej głowie przez cały czas podpowiada mi, że te pieniądze nie należą do mnie.

Nie wierzyłem, że można wygrać

Nie jestem wyznawcą teorii spiskowych. Daleko mi do tych wszystkich „foliarzy” i „płaskoziemców”. Nie wierzę w reptilian, Atlantydę i zmowę masonów. Śmiechem kwituję relacje o spotkaniach z zielonymi ludzikami. Ale jeżeli chodzi o gry liczbowe... przyznaję, tam zawsze węszyłem podstęp. Bo trudno mi uwierzyć, że w tym kraju średnio raz w miesiącu ktoś zostaje milionerem. Pytam, gdzie ci wszyscy bogacze? Gdzie ich wille? Gdzie te lśniące limuzyny? Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, żeby przypadkowa osoba mogła zgarnąć całą pulę. W dobie superszybkich komputerów, ustawienie losowania nie byłoby żadnym problemem.

Wśród moich znajomych jestem odosobnionym przypadkiem. Każdy gość, którego znam, jest głęboko przekonany, że kiedyś szczęście uśmiechnie się do niego. „Nie grasz, nie wygrasz” – powtarzają. A ja im na to: „Już wygrałem. Kwotę, którą zaoszczędziłem na tych oszukańczych kuponach”. Nie wierzyłem, że sześć trafnych skreśleń może komukolwiek przynieść fortunę, ale w końcu miałem przekonać się, że nie miałem racji.

Znalazłem kupon

To był sobotni poranek. Wracałem z piekarni z jeszcze ciepłymi bułkami w siatce, gdy coś mnie tknęło. Pomyślałem, że wydłużę sobie drogę do domu i wrócę przez park. „Jest piękna pogoda, więc warto się przespacerować” – przeszło mi przez myśl. Kupiłem pączka w pobliskiej cukierni i przysiadłem na ławce.

Nagle coś zaszeleściło obok mojego buta. Spojrzałem w dół i zobaczyłem niewielki blankiet. Podniosłem go z ziemi i już miałem zrobić z niego kulkę i cisnąć ją do kosza na śmieci, gdy zorientowałem się, że to kupon totolotka. „Ktoś zgubił swoje marzenia” – przyszło mi do głowy. Schowałem znalezisko do kieszeni z ambitnym planem odnalezienia właściciela, chociaż nie miałem pojęcia, jak to zrobić.

Chciałem znaleźć właściciela

Wróciłem do domu i odpaliłem komputer. Gdy system był już załadowany, otworzyłem przeglądarkę i wpisałem adres naszej miejskiej strony z ogłoszeniami.

– Co robisz? – zapytała Jola, moja żona.

– Znalazłem w parku kupon totolotka. Zamieszczę post z informacją, może ktoś będzie chciał zgłosić się po zgubę.

– Chyba oszalałeś – stwierdziła.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. A skąd taki pomysł?

Przecież dziś wielka kumulacja. Napiszesz, że w parku znalazłeś kupon, a po chwili będziesz miał skrzynkę zapchaną wiadomościami od kilkuset rzekomych właścicieli zguby.

– A wiesz... chyba masz rację.

– No pewnie, że tak. Pamiętaj, kochanie, twoja żona zawsze ma rację.

– Więc po prostu wyrzucę to do kosza.

– Nie rób tego. Skoro weszliśmy do gry za friko, szkoda się wycofywać.

– Chyba nie wierzysz, że ktoś przypadkowy zgarnie taką kasę?

– Nie, chyba nie. Ale co nam szkodzi sprawdzić?

Znów nie mogłem odmówić jej racji. Kupon był darmowy, więc nic nie zaszkodziło sprawdzić wyników losowania, choćby by upewnić się, że nawet nie otarłem się o trójkę, a co dopiero o szóstkę.

Nie myślałem o kuponie

Był piękny dzień, więc szkoda było marnować go na siedzenie w domu.

– Chłopaki, co powiecie na wypad do zoo? – zawołałem do synów.

– Wolę pograć z chłopakami w piłkę – odpowiedział Marcel, nasza młodsza pociecha.

– A ty, Kacper?

– Tato, mam 16 lat. Jestem już za stary na zoo – odpowiedział urażonym tonem, jakbym popełnił jakąś straszną gafę.

– Na zoo nigdy nie jest się za starym – skontrowała go Justyna. – Skoro nie chcecie, zostańcie. My nie zamierzamy kisić się w domu. Obiad macie w lodówce. Odgrzejcie sobie, jak zgłodniejecie.

Spędziliśmy miłe popołudnie i całkowicie zapomniałem o znalezisku. Gdy wróciliśmy do domu, było już po dziewiętnastej. Dzieciaki siedziały zamknięte w swoich pokojach, a sterta naczyń w zlewie wskazywała, że nie zapomnieli o obiedzie. Wziąłem prysznic i usiadłem do lektury. Ani się obejrzałem, a było już przed północą.

Myślałem, że to sen

– Położę się już – powiedziałem do żony i odłożyłem książkę na szafkę nocną.

– Sprawdziłeś kupon? – zapytała Justyna.

– Kupon?

– Ten, który znalazłeś dziś rano.

– Racja, na śmierć o tym zapomniałem. Spojrzę na wyniki jutro.

– Sprawdź od razu. A nuż trafiliśmy chociaż czwórkę.

– Skoro tak bardzo ci na tym zależy – powiedziałem i poszedłem do salonu po kupon. Na swoim smartfonie otworzyłem stronę z wynikami i chwilę później przecierałem oczy ze zdumienia.

– Co masz tak minę? – zapytała Justyna.

– Wygraliśmy – odpowiedziałem zdumionym tonem?

– Miałam dobre przeczucie? Trafiliśmy czwórkę? – ucieszyła się.

– Nie, nie czwórkę... szóstkę – niemal wyszeptałem, jakbym bał się, że głośniejszy ton wybudzi mnie z tego pięknego snu.

– Coś źle patrzysz. Daj mi to – poleciła i wzięła ode mnie kupon i telefon. – O rany! – wykrzyczała po chwili.

– Chyba jednak dobrze spojrzałem.

– No... chyba tak. Naprawdę wygraliśmy!

W szczegółowych informacjach przeczytaliśmy, że tego losowania było tylko jedno trafienie. Oznaczało to, że cała kasa była nasza. Chyba nie muszę mówić, że tamtej nocy nie zdołaliśmy już zmrużyć oka?

Sumienie dało o sobie znać

Do rana planowaliśmy, co zrobimy z wygraną. Rozmyślaliśmy nad posłaniem synów na dobre uczelnie i zapewnieniu im przyzwoitego startu w dorosłość. Myśleliśmy nad nowym samochodem i nad inwestycjami, które zabezpieczą naszą rodzinę. Aż w końcu naszła mnie pewna myśl.

– Skarbie, ale wiesz, że tak naprawdę te pieniądze nie należą do nas?

– Jak to nie? O czym ty mówisz?

– Ktoś teraz pewnie pluje sobie w brodę, że zgubił zwycięski kupon.

– I co mogłeś na to poradzić? Miałeś plan znaleźć właściciela, ale to nie mogło się udać. Gdybyś zamieścił to ogłoszenie, zgłosiłby się pierwszy lepszy cwaniaczek i kupon i tak nie wróciłby do właściciela.

– Wiem, ale i tak czuję się podle.

Następnego dnia wspólnie zadecydowaliśmy, że skoro nasze szczęście jest dziełem przypadku, wypada się nim podzielić z innymi. Postanowiliśmy, że połową wygranych pieniędzy wesprzemy kilka fundacji charytatywnych. Tak po prostu trzeba zrobić. Nie ma co być zachłannym. I tak zostanie nam na tyle dużo, że spokojnie ustawimy nie tylko naszych synów, ale także ich dzieci.

Roman, 44 lata

Czytaj także: „Rodzice powtarzali, że więzi rodzinne są najważniejsze. Gdy odmówiłam siostrze pomocy, nazwali mnie podłą wiedźmą”
„Synowa traktuje syna jak bankomat. Żal mi go, bo zrezygnował z marzeń, by spełniać jej zachcianki”
„Córka wrobiła męża w drugie dziecko, a teraz dziwi się, że on chce rozwodu. Sama jest sobie winna”

 

Redakcja poleca

REKLAMA