„Zakochałam się, ale po paru miesiącach okazało się, że mój facet ma żonę. Wyznał, że do szczęścia potrzebuje nas obu”

Relacja w trójkącie fot. Getty Images, Prostock-Studio
„– Kocham cię, ale nie potrafię zostawić żony. Porzucić dotychczasowego życia… Moja żona to fantastyczna kobieta. – No pewnie! I dlatego puszczasz się na boku? – sarknęłam. – To tak nie działa. Musisz wybrać, bo ja nie mam zamiaru być tą drugą”.
/ 13.05.2024 21:15
Relacja w trójkącie fot. Getty Images, Prostock-Studio

W życiu byłam już w różnych relacjach. Nieraz kończyło się to dobrze, innym razem totalną katastrofą. Część eks-partnerów wolę omijać szerokim łukiem, z częścią udało mi się zostać w koleżeńskich stosunkach. Mimo to do tej pory los nie ułożył życia uczuciowego po mojej myśli. I nagle pojawiła się ta osoba. Ktoś, przy kim pomyślałam sobie: „No, wreszcie trafiła mi się druga połówka”.

Wszystko przez ten nieszczęsny wyjazd

„O matko, jak ja tego nie cierpię” – dokładnie taka myśl chodziła mi po głowie, kiedy w mroźny piątkowy wieczór jechałam na totalne wygwizdowo, tylko po to, aby spędzić cudowne chwile z ludźmi z pracy. Los chciał, że nasz przełożony wpadł na genialny pomysł, żeby nas ze sobą zintegrować, natchnąć pozytywną energią i sprawić, byśmy się polubili. Żebyśmy pracowali z większą przyjemnością, w lepszych humorach, z uśmiechem na twarzy, no i oczywiście z większą sprawnością. No po prostu bomba.

Niedawno zaczęłam pracę w tym oddziale, podobnie jak reszta ekipy, więc trudno mi było wyrazić swoją opinię na ten temat. Cóż, nie miałam wyboru. Z wymuszonym uśmiechem na twarzy zameldowałam się, przebrałam się, przybrałam na twarz najlepszą minę, na jaką było mnie stać i udałam się do sali balowej, gdzie akurat serwowano wystawną kolację. No dobra, jakoś to ogarnę, dam radę przetrwać.

Jak na standardy tego typu imprez, ta była nawet niezła. Catering na przyzwoitym poziomie, winka pod dostatkiem, a rozmowy momentami zaskakiwały humorem. Ale po około dwóch godzinach poczułam przesyt, więc wymknęłam się na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Jeszcze złapiesz jakieś choróbsko, dziewczyno  – dobiegły mnie czyjeś słowa.

Na balkonie dostrzegłam faceta. Wydawało mi się, że kojarzę go z pracy, chyba był w dziale na trzecim piętrze.

Jesteś Marta, zgadza się? – rzucił.

– Tak, Marta. A ty…?

– Jestem Andrzej. Z handlowców – wyszczerzył zęby. – Ale proszę cię, narzuć coś na siebie coś, bo jak nic złapiesz jakieś przeziębienie na tym zimnie.

Zerknęłam na moją kreację. Racja, głupio postąpiłam, wychodząc bez kurtki, ale ta została w szatni albo w pokoju, nie jestem pewna.

– Proszę, weź to – ściągnął z siebie płaszcz i otulił nim moje plecy. – Masz już dość? – posłał mi piękny uśmiech.

– Nie przepadam za takimi imprezami – wyznałam.

– Ja również, ale jak trzeba, to trzeba. Już tylko jedna noc dzieli nas od powrotu do rzeczywistości. A teraz chodźmy z powrotem do środka i wypijmy coś na rozgrzanie. Co ty na to?

Było zimno, więc przydałoby się coś na rozgrzewkę

Wybraliśmy się razem do baru. Andrzej wziął dla nas parę fantazyjnych drinków i gadaliśmy przy nich chyba jeszcze z dwie godzinki. Potem jak prawdziwy dżentelmen odprowadził mnie pod same drzwi pokoju, pocałował w rękę i życzył słodkich snów. Następny dzień zleciał na jakichś nudnych szkoleniach motywacyjnych i innych bzdurach. Nie mam zielonego pojęcia, o czym tam gadali. Kac nie dawał mi żyć, a ja miałam totalnie w nosie te wszystkie korporacyjne brednie.

Wieczorem, tuż po kolacji, Andrzej znowu do mnie zagadał.

– Przejdziemy się kawałek? – rzucił propozycję.

– No pewnie, głowa mi już od tego wszystkiego pęka – przytaknęłam.

– Ale włóż na siebie jakąś kurtkę, nie jak ostatnio.

Spacerowaliśmy po parku, gubiąc poczucie czasu. Rozmawialiśmy o różnych sprawach, a jego towarzystwo bardzo mi odpowiadało. Czułam się swobodnie i luźno. Było naprawdę przyjemnie. Kiedy znowu odprowadzał mnie do pokoju, zamiast ucałować moją dłoń jak poprzednio, przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.

Może wejdę do środka? – zapytał cicho.

Sama już nie pamiętam, co mnie wtedy do tego skłoniło. Ale wiem jedno  – odpowiedziałam twierdząco na jego propozycję. No i chyba łatwo się domyślić, co było dalej. Wylądowaliśmy razem w pościeli. Od dłuższego czasu z nikim nie byłam, a on okazał się bardzo delikatny i pełen pasji.

To było po prostu nieziemskie przeżycie

A potem nastał ranek. Musieliśmy się spakować, opuścić hotel i tak dalej. Przez kolejne dwa dni nie mieliśmy okazji się zobaczyć, bo szefowie w swej wielkiej łaskawości dali nam trochę wolnego. Dopiero w środę spotkaliśmy się ponownie w windzie.

 – Dużo o tobie myślałem – wyznał, gdy tylko do niej wsiedliśmy. 

 – Ja o tobie też  – odpowiedziałam cicho.

Niestety do windy na następnym piętrze wszedł jakiś facet i nasza gadka się urwała. Tylko zdążyłam nabazgrać w pośpiechu swój numer telefonu na jakimś starym paragonie wyciągniętym z kieszeni. Pożegnaliśmy się oficjalnie, rzucając kurtuazyjne: „cześć”.

Zadzwonił do mnie już następnego dnia wieczorem.

– Chciałbym cię zabrać do swojej ulubionej knajpki z włoskim jedzonkiem. Smakuje ci taka kuchnia? – zapytał.

– Pewnie. Ale serio masz czas? Zero innych spraw? – upewniłam się.

– Nie, nie mam nic innego na głowie. To jak, umawiamy się?

W knajpce zamówiliśmy smakołyki, wysączyliśmy kilka kieliszków wina, a potem na koniec wieczoru skończyliśmy u mnie w mieszkaniu. Od tamtej pory zaczęliśmy się regularnie widywać. Spotykaliśmy się po pracy oraz w soboty albo niedziele. Głównie w moim mieszkanku, ale na początku nie miałem nic przeciwko temu.

Nigdy nie chodziliśmy do niego

Byliśmy zakochani, siedzieliśmy razem przed telewizorem, oglądając jakieś durne komedie, starając się spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Owszem, on zawsze wymykał się wieczorem, tłumacząc to koniecznością wyjścia z psem na wieczorny spacer. Ale myślałam sobie, że to nic dziwnego, po prostu taki zwyczaj.

Ja w tym czasie kompletnie straciłam głowę, roztapiając się w jego objęciach. Pragnęłam go, byłam totalnie zaślepiona miłością. Bombardowaliśmy się smsami, wisieliśmy godzinami na słuchawce, gdy tylko nadarzyła się okazja. Snuliśmy nawet jakieś mgliste plany wspólnych wakacji, może nawet na naszych ulubionych Mazurach.

Pamiętam dokładnie tę sobotę. Była wspaniała, słoneczna pogoda, idealna na początek wiosny. Wybrałam się na zakupy, ale po drodze musiałam przysiąść na moment na ławeczce w parku. Siedziałam tak, patrząc przed siebie i nagle ich zobaczyłam. Andrzej z jakąś babką. Rozmawiali i śmiali się, a on ją obejmował. Totalnie mnie zamurowało. Dobrze, że mnie nie zauważyli, bo chyba bym tam padła na zawał.

Cały dzień chodziłam jak struta, ciągle o tym myśląc. No bo jak to? Ma jakąś inną? Nie jestem jedyną? Przecież mówił, że mnie kocha. I te wszystkie jego obiecanki, które mi składał.

Zadzwonił wieczorem:

– Cześć skarbie, co tam? Jak ci minął dzień? – zapytał.

Cudownie – odparłam lodowatym tonem. – A jak tam twoja delegacja? Dobrze się bawiłeś?

– Eee, no wiesz, nic ciekawego. Ciągle te same nudne gadki o biznesie, wstępne rozmowy, jakieś pierdoły. Ale bardzo za tobą tęskniłem, to najważniejsze.

– Doprawdy kochanie? – poczułam narastającą we mnie złość. – Naprawdę tak bardzo ci mnie brakowało? Bo wiesz, jakoś tak się złożyło, że widziałam cię dzisiaj w parku, więc daruj sobie te ściemy.

Milczenie w telefonie było naprawdę długie.

– Ech, no wiesz – odezwał się w końcu. – To trochę skomplikowane. Nie mam pojęcia, jak ci to wyjaśnić.

– Po prostu wyduś to z siebie. Masz żonę? Narzeczoną? Ściemniałeś mi, że wyjeżdżasz, a tak naprawdę cały czas byłeś na miejscu?

Mam żonę. Kurczę, żonę – wymamrotał. – Ale to nie do końca tak, jak może ci się wydawać.

– Wszystko między wami wygląda idealnie. Patrzyłam, jak śmialiście się i obejmowaliście. Kim ja w takim układzie mam dla ciebie być? Przelotną historią? Bo ci się znudziła twoja codzienność? Potrzebujesz nowych doznań? – w tym momencie naprawdę straciłam panowanie nad sobą.

– Nie mam pojęcia, daję słowo, że nie mam. Zakochałem się w tobie, ale nie potrafię, ot tak, porzucić wszystkiego. Zostawić całego dotychczasowego życia. Moja żona to świetna kobieta.

– No pewnie! I właśnie dlatego ją oszukujesz? – zaśmiałam się ironicznie. – Chciałbyś upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ale to tak nie działa. Musisz wybrać, ja nie zamierzam być tą drugą.

Odłożyłam słuchawkę i zalałam się łzami

Zakochałam się w tym kolesiu po uszy i jak jakaś idiotka dałam mu się wkręcić w ten popaprany układ. Co ja miałam w głowie? Czemu nie zauważyłam, że od czasu do czasu, kiedy byliśmy razem, zerkał na komórkę i stukał do kogoś wiadomości? Sądziłam, że to pewnie jakiś kumpel albo ktoś tam. Ale wygląda na to, że chodziło zwyczajnie o żonkę, której też prawił jakieś bzdety, że niby jest na kursie, w robocie albo gdzieś tam.

Wzięłam długie zwolnienie chorobowe. Nie dałabym rady funkcjonować w biurze, wiedząc, że on też tam jest, spotykać go codziennie i robić dobrą minę do złej gry. Oczywiście nie oznacza to, że w ogóle o nim nie rozmyślałam. Nieustannie rozpamiętywałam te piękne momenty z nim, wspominałam o naszych zamiarach na przyszłość, nadal czułam dotyk jego ust. Ale nie dałam się złamać. Postanowiłam iść na całość, jak to mawiała moja babcia. Aż w końcu zadzwonił.

– No i co? – zagaiłam bez owijania w bawełnę. – Jak to będzie? Z nami, z nią? Może dla ciebie to wygodne rozwiązanie. Masz przytulne gniazdko, do którego możesz wrócić i jeszcze kochankę na boku do zabawy.

Nie nazywaj siebie kochanką, przecież nią nie jesteś.

– To kim niby jestem? Mówisz, że mnie kochasz, że chcesz ze mną być, a mimo to ciągle do niej wracasz. Ja jestem tylko tą drugą, która czeka, aż łaskawie znajdziesz dla niej chwilę.

– Marta, ja… Przy tobie czuję się taki szczęśliwy, ale z nią też wiele mnie łączy. Potrzebuję was obu. Nie czuję się na siłach, żeby zmieniać wszystko.

– Serio? No to ja też nie czuję się na siłach, żeby dalej ciągnąć tę farsę. W takim układzie to koniec, finito. Zakochałam się w tobie i dobrze to wiesz, ale nie zaakceptuję czegoś takiego. Nie widzę siebie w tej roli. Skoro ty nie potrafisz się zdecydować, to ja podejmę decyzję.

Rzuciłam słuchawką.

Drżały mi dłonie, a z oczu płynęły łzy

Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do koleżanki. Dotarła do mnie po godzinie, otworzyłyśmy butelkę wina. Ułożyła mnie do snu. Potrzebowałam sporo czasu, by dojść do siebie, przestać ciągle o tym myśleć, rozpamiętywać i odczuwać pustkę.

Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie potrafię błagać o uczucie, czułość i poświęcenie. I bez tego czułam się jak skończona kretynka. Do dziś go pamiętam i noszę gdzieś w sercu, ale ukrytego głęboko, w miejscu, gdzie chowa się emocje, które muszą z czasem wygasnąć.

Wkrótce potem odeszłam z pracy. Nie wyobrażałam sobie pracować tam nadal i codziennie go widywać, przypominając sobie o tym, co nas łączyło. Teraz mam już nową posadę i tylko jedno mocne postanowienie. Na ten moment koniec z facetami, zbyt wiele mnie to wszystko kosztowało. Już nigdy więcej się nie zgodzę na taki układ, to jasne jak słońce. Za dużo nerwów i poświęceń.

A jeśli w przyszłości ktoś się znajdzie, to dopilnuję, żeby nigdy więcej nie być tą drugą, na skinienie, na zawołanie.

Marta, 34 lata

Czytaj także:
„Niechcący odkryłem romans żony. Zamiast ją zostawić, postanowiłem obmyślić sposób, by pokochała mnie na nowo”
„Oddałam właścicielowi portfel wypchany pieniędzmi. W zamian od losu dostałam coś więcej niż znaleźne”
„Gdy zobaczyłam teścia mojej córki, osłupiałam. To był mój kochanek sprzed lat, który zabawił się mną i wrócił do żony”

Redakcja poleca

REKLAMA