„Jestem kobietą uwięzioną w ciele mężczyzny. Od matki usłyszałam, że jestem wybrykiem natury”

Kobieta w ciele mężczyzny fot. Adobe Stock
Od dziecka czułam, że coś jest ze mną nie tak. Dopiero gdy dorosłam, zrozumiałam, że jestem kobietą uwięzioną w ciele mężczyzny.
/ 27.07.2020 12:27
Kobieta w ciele mężczyzny fot. Adobe Stock

Och! Jaka śliczna dziewczynka – obca twarz zawisła nad moim wózkiem, a potem szerokie, prawie, żabie usta rozpłynęły się w uśmiechu.
– To chłopczyk – usłyszałam roześmiany głos mojej mamy.
– Chłopczyk? – twarda dłoń pogładziła mnie po głowie. – A taki ładny jak dziewczynka.
– Wszyscy tak mówią – powiedziała mama.
To chyba moje pierwsze wspomnienie dotyczące płci. Chłopczyk – to słowo nic mi wtedy nie mówiło, a było bardzo ważne. Mogłam mieć wtedy może ze trzy lata, ale tę sytuację zapamiętałam bardzo dobrze.

Dzień, w którym powiedziałam o tym matce, był słoneczny i ciepły. Wiosna w pełni. Wiatr unosił zapach grillowanych kiełbasek i palonych liści na pobliskich działkach. Celowo wybrałam spacer brzegiem Wisły, z widokiem na trwające jesienne prace w ogródkach i krzątających się tam ludzi. Mamę taka atmosfera odprężała. Sama miała swój kawałek ziemi za miastem, na którym pieczołowicie pielęgnowała przeróżne rośliny. Był też drugi powód. Miałam nadzieję, że na neutralnym gruncie, nie wpadnie w histerię, nie zacznie krzyczeć ani mnie oskarżać.

Wyrzuciłam z siebie wszystko jednym tchem, nie pozwalając sobie przerywać. Długo przygotowywałam się do przekazania jej tej wiadomości. W domu przed lustrem ćwiczyłam to setki razy. Nie potrafiłam tylko przewidzieć jej reakcji. Musiałam jednak przez to przebrnąć. Była moją matką i chociażby z tego powodu zasługiwała, aby poznać prawdę.
– Mamo... – zaczęłam – chcę porozmawiać.
– O czym, synku? – ujęła mnie pod ramię. – Poczekaj, nic nie mów, ja wiem. Przedstawisz mi swoją dziewczynę? – spojrzała na mnie z radością. – W końcu! A może zostanę babcią?
– Nie, to nie to – oswobodziłam rękę. – Mamo… – zaczęłam wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, słowa, których uczyłam się przez ostatnie tygodnie, a może miesiące, jednocześnie ze strachem patrząc, jak twarz mojej matki tężeje z obrzydzenia.
– Michał – zaczęła machać rękoma, jakby odganiała się od natrętnej muchy
– Przestań, przestań. Co ty opowiadasz?!
– Lekarz powiedział, że do tego typu zaburzeń dochodzi we wczesnym okresie życia płodowego i ma to związek z ilością hormonów występujących w organizmie matki – zakończyłam szybko swój monolog, czując, że trafiłam tym zakończeniem jak kulą w płot i tylko pogorszyłam swoją sytuację.

Poczułam, że robię się czerwona. Nie tak to przecież miało wyglądać. W jakimś sensie zepchnęłam na nią odpowiedzialność, próbując się usprawiedliwić. Było mi wstyd. Nie chciałam jej urazić, ale ten szczegół, o którym wiedziałam, był moją asekuracją przed spodziewanym atakiem z jej strony. Poza tym, w końcu musiała coś zauważyć, nie była przecież głupia. A może widziała, tylko udawała, że nic nie dostrzega, nie chciała widzieć problemu, odpychała go od siebie?

Nigdy nie akceptowałam swojej płci, choć jako dziecko, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Byłam jednak inna. To wiedziałam na pewno. Nie lubiłam z chłopakami gonić za piłką ani chodzić po drzewach. Bałam się tych ciągłych przepychanek, bójek, agresywnych gier na komputerze. Ciągnęło mnie do lalek, wózków i sukienek mojej mamy. Bawiłam się z dziewczynkami w dom, w mamę i tatę, później też wolałam dziewczyny. Koleżanki ciągały mnie po sklepach, bo twierdziły, że jak żaden facet potrafię doradzić i pomóc w zakupach różnych fatałaszków.
– Michał, twoja żona będzie miała z tobą super – podsumowała kiedyś jedna z koleżanek. – Nie marudzisz podczas zakupów i pomożesz jak nikt.

Ojciec tego nie akceptował. Próbował zrobić ze mnie mężczyznę na siłę. Bił mnie i szydził z moich upodobań. Być może, dlatego nie chciałam teraz o tym z nim rozmawiać. Mama była inna. Powiedziała nawet kiedyś do ciotki, obserwując mnie:
– Michał powinien był urodzić się dziewczynką.
Nie wiedziała, że nią byłam, tylko w skórze chłopca. Pamiętam nasze wspólne spacery i rowerowe przejażdżki na obrzeża miasta. Zmęczone kładłyśmy rowery na skraju drogi, a potem ganiałyśmy się wśród łanów zbóż. Czasami mama plotła wianek z kwiatów i zakładała sobie na głowę. Włosy miała jasne i długie jak u anioła.
– Ja też chcę – domagałam się stroju na głowę.
– Jesteś chłopcem – zniżała konspiracyjnie głos. – Chłopcy nie noszą wianków na głowie.
Innym razem kładłyśmy się na trawie, obserwując płynące po niebie chmury i odgadywałyśmy, jakie mają kształty. To były dobre, beztroskie chwile.

Patrzyłam na nią teraz i było mi smutno, bo ona mnie nie rozumiała.
– Opowiadasz mi niedorzeczne, zwariowane... – próbowała znaleźć właściwe określenie – historie. Jakieś głupoty. Pewnie naczytałeś się gdzieś takich bredni i jeszcze usiłujesz obarczać mnie za to winą. – krzyczała oburzona. – Czy ty jesteś nienormalny? Powiedz, gdzie popełniliśmy błąd? Co zrobiliśmy nie tak?
– Mogę to wyjaśnić – powiedziałam, widząc przerażenie na jej twarzy. – Mamo, wysłuchaj mnie do końca, nie oceniaj tak szybko, proszę cię.
– Nie chcę tego słuchać! – zatkała uszy rękoma. – Nie chcę tego słuchać. To jakiś obłęd. Co ja takiego zrobiłam?! – łzy spływały jej obficie po policzkach, a płacz stawał się coraz bardziej spazmatyczny.
Ludzie przechodzący obok odwracali oczy z zaciekawieniem.
– Masz natychmiast iść do psychiatry. Musisz się leczyć. – nie panowała nad sobą. – Nie pozwalam ci tego zrobić. Jestem twoją matką. Zabraniam ci. Słyszysz? – zaczęła mną szarpać jak szmacianą kukłą.

Wyjęłam z kieszeni telefon komórkowy. Pospiesznie wystukałam na klawiaturze numer ojca.
– Przyjedź po mamę – powiedziałam krótko. – Jest w szoku. – podałam szybko nazwę ulicy, do której zmierzałyśmy.
– Mamo – złapałam ją mocno za ramiona i przytrzymałam. – To nie twoja wina, ale moja też nie. Byłam już u psychiatry, u psychologa – wyliczałam – nawet u seksuologa. Przeszłam wszystkie możliwe badania medyczne i genetyczne. Lekarze już wiedzą, jak mi pomóc – wzięłam głęboki oddech. – Ja też wiem, czego przez całe życie pragnęłam. Teraz potrzebuję tylko twojego wsparcia – mówiłam do niej czule, jak do dziecka, a żal ściskał mi gardło.
– W tej sprawie na mnie nie licz – wykrztusiła. – Jeśli to zrobisz, nie chcę cię znać do końca życia. – wyrwała się z mojego uścisku. – Nie dotykaj mnie, nigdy! – krzyknęła widząc, że ponownie wyciągam w jej stronę ręce.
– Mamo... – próbowałam jeszcze coś zrobić, choć sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. – Pamiętasz moje próby samobójcze… To dlatego właśnie – tłumaczyłam jak w amoku. – Powiedziałaś wtedy, że mi pomożesz… – brakowało mi słów. – Już chcę żyć, ale po swojemu.
Zmierzyła mnie bardzo dziwnym, lodowatym wzrokiem.
– Nie jesteś już moim dzieckiem. Jesteś wybrykiem natury. – wyrzuciła z siebie i w popłochu zaczęła oddalać się w stronę ulicy.

Odprowadziłam ją wzrokiem. Widziałam, jak podjeżdża samochód ojca, on wybiega z niego, troskliwie pomaga jej wsiąść do środka. Potem chwilę rozmawiają, odgarnia jej włosy z czoła, by po kilku minutach ruszyć w stronę domu. Ich domu! Wiedziałam, że dla mnie nie ma już w nim miejsca.

Kiedyś często miewałam sen. Śniłam, że za sprawą jakiejś czarodziejskiej mocy moje ciało zaczyna się rozpadać, kawałek po kawałku, a z jego wnętrza bardzo powoli zaczyna wyłaniać się dusza. Początkowo z trudem, rozciągając oblepiającą ją skórę, potem coraz swobodniej, aż do zupełnego wyzwolenia. Raduje się i unosi, a ciało w tym czasie zamienia się w proch. Wybuchają fajerwerki: żółte, czerwone, fioletowe. Dusza tańczy w obłokach. I nagle cisza! Chmury przystają, popioły rozwiewa delikatny podmuch. Duszę ogarnia smutek. Zaczyna falować nad ziemią w poszukiwaniu pięknego kobiecego ciała, aby w nie wstąpić…

Ten sen sprawił, że zaczęłam myśleć o zmianie płci. Skontaktowałam się z przychodnią specjalistyczną. Pamiętam, jak lekarz tłumaczył:
– Jest to rozbieżność między płcią fizyczną a płcią mózgu. Najnowsze badania dowodzą, że do tego typu zaburzeń dochodzi we wczesnym okresie życia płodowego... – zawiesił głos, widząc moje zdziwione spojrzenie. – Przypuśćmy, że są już wykształcone pierwotne cechy płciowe, a dopiero zaczyna kształtować się płeć mózgu. Jeśli w tym czasie w organizmie matki występuje nadmiar estrogenów, prawdopodobne jest, że urodzi się chłopiec z mózgiem kobiety – rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę. – Jak ty – dodał. – Badania wykazały 95% kobiecości.
– Co teraz? – zapytałam z jakimś wewnętrznym spokojem.
– Terapia hormonalna – odparł zdecydowanie lekarz. – Potem musisz wystąpić do sądu z wnioskiem o zmianę metryki i dokumentów, na podstawie ekspertyzy naszych specjalistów. Gdy to już będzie załatwione, pozostanie tylko operacja. Pomyślałam sobie, że właśnie to wszystko próbowałam powiedzieć swojej matce. Nie zrozumiała. Albo nie chciała zrozumieć.

Operacja trwała kilkanaście godzin. Po przebudzeniu poprosiłam pielęgniarkę o środki przeciwbólowe. Bardzo chciałam się upewnić, czy rzeczywiście ciało mam już kobiece, ale się bałam. Zsuwałam rękę w dół, pod palcami czułam grube warstwy bandaży, a potem natychmiast zabierałam dłoń. Bałam się, że wszystko okaże się tylko snem, a ja wciąż mam ciało mężczyzny. Strach nie pozwalał mi również zapytać. Nie zniosłabym zaprzeczenia. Z opresji uwolnił mnie lekarz, który niby to żartem, rozwiał moje obawy.
– Cóż to za mina? – zapytał, podchodząc do mojego łóżka. – Byłaś kobietą, brakowało ci tylko ciała. Teraz je masz – oświadczył. – Cóż więc jeszcze dla ciebie mogę zrobić?
I wtedy uśmiechnęłam się.
– Już nic doktorze – odparłam.

Gdy odszedł, pod warstwami opatrunków, szukałam źródła swojego dotychczasowego nieszczęścia. Nie znalazłam go i odetchnęłam z ulgą. Gdy leżałam w szpitalu, rozmyślałam o przyszłości. Planowałam ją już wcześniej. Nie brałam pod uwagę pozostania w moim mieście. Tutaj zawsze ktoś by wiedział…

Chciałam zacząć nowe życie z czystą kartą. Pomoc obiecała mi kuzynka mojej mamy, jak się później dowiedziałam, za jej zgodą. Zadzwoniła do mnie któregoś dnia. Długo rozmawiałyśmy. Kuzynka zaproponowała mi zamianę mieszkania. To już było coś! Kolejny krok na drodze do spełnienia moich marzeń. Kobiecych marzeń.
Wyglądasz jak prawdziwa kobieta – powiedziała z uznaniem ciotka, obserwując, jak upycham ostatnią walizkę. Kiedyś, to by było nie do pomyślenia – przyglądała mi się uważnie. – Gdybym cię nie znała, w życiu bym nie pomyślała, że byłaś kiedyś mężczyzną.
– Ciociu – upomniałam ją delikatnie. – Ale to dobrze – westchnęłam. – Zacznę nowe życie i nikt się niczego nie dowie. Bardzo dziękuję ci za pomoc, za zmianę mieszkania    – uścisnęłam ją mocno.
– No dobrze, już dobrze – próbowała przywołać mnie do porządku. – Musisz mi wyznać jedną tajemnicę – była wyraźnie zakłopotana. – Czy te piersi... hm... są prawdziwe? – wykrztusiła
w końcu, a jej twarz oblała się rumieńcem. – No wiesz, ciekawa jestem, jak to jest możliwe...
– To hormony ciociu – starałam się być wyrozumiała. – Żeńskie hormony, powodują takie zmiany. Będę je musiała brać do końca życia – wyjaśniłam.

Udało mi się w końcu dopiąć walizkę. Stałyśmy z ciocią przez chwilę, patrząc na siebie w milczeniu. 
– Na mnie już czas – przerwałam w końcu ciszę, podeszłam i uścisnęłam ją mocno.
– Jeśli będą ci potrzebne pieniądze… – zaczęła nieśmiało.
– Nic nie mów ciociu – przyłożyłam jej palec do ust.
Chciałam jeszcze dodać, że dam sobie jakoś radę, ale rozległ się dźwięk mojego telefonu.
– Odbierz – poleciła ciotka. – Masz jeszcze chwilkę, zdążysz.
Niechętnie podniosłam słuchawkę.
– Michał? – usłyszałam głos matki.
Znieruchomiałam. Właśnie rozpoczęłam nowe życie, a mama przemawia do mnie, jakby się nic nie wydarzyło, jakby operacja w ogóle się nie odbyła…
– Słucham? – przełamałam się.
– Michał, ja tylko… – zaczęła się plątać – Chciałam…
– Mamo – przerwałam drżącym głosem – nie jestem już Michałem. Mam teraz na imię Magda.
– Tak – wtrąciła. – Słyszałam o tym. Ja tylko chciałam twój nowy numer telefonu – powiedziała niepewnie. – Wyjeżdżasz, więc chciałam mieć, no wiesz, tak na wszelki wypadek...

Uświadomiłam sobie, że przecież ciocia zna mój nowy numer telefonu, mama mogłaby więc uzyskać go inną drogą.

„Może to jest próba uchronienia tego, co jeszcze między nami pozostało” – pomyślałam. „Może to jest pierwszy krok ku pojednaniu?”. Podałam mamie numer i od razu zrobiło się jakoś jaśniej i lżej na duszy.

Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Mąż zamykał mnie w domu. Znęcał się nade mną i bił dzieci. Jakimś cudem udało mi się uciec”„Urodziłam chorego syna, a mąż odszedł do innej kobiety, żeby zacząć wszystko od nowa”„Ja i moja córka byłyśmy w ciąży w tym samym czasie. Agatka jest młodsza o dwa tygodnie od Oli, ale jest... jej ciocią”

Redakcja poleca

REKLAMA