„Ukochany przez 6 miesięcy ukrywał, że ma dziecko. Zostawił ciężarną dziewczynę i nie chciał uznać syna”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock
„Rozstali się. Była wielka kłótnia, płacz, wyzwiska. Igor nawet potem do niej nie zadzwonił. To Renata zadzwoniła. Cztery miesiące później. Była w ciąży. Igor z początku nie chciał przyjąć do wiadomości, że to jego dziecko. Wyparł się”.
/ 03.06.2022 10:39
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock

– Słuchaj, kim jest ten wysoki facet w czarnym golfie? – zapytałam Teresę, moją przyjaciółkę, z którą studiowałam na wydziale lingwistyki, a jednocześnie jubilatkę i gospodynię wieczoru. Chyba wie, kogo zaprosiła na imprezę?

Teresa rozejrzała się średnio przytomnym wzrokiem po salonie wypełnionym gośćmi.
– A, to Igor. Przystojny, prawda? I starszy od nas. Ma 25 lat, pisze pracę dyplomową z informatyki na politechnice. Chcesz? Przedstawię was sobie – wypaliła radośnie. – Igor. Chodź do nas. Jest tu ktoś, kto koniecznie chce cię poznać.
Spłonęłam rumieńcem jak piwonia. Nie byłam jakąś nieśmiałą i zakompleksioną panienką z prowincji, lecz tempo działania przyjaciółki nieco mnie spłoszyło.

Wpadł mi w oko

Dalej poszło już gładko. Resztę imprezy przegadaliśmy z moim nowym znajomym, siedząc w kącie na skórzanej kanapie. Przekąski znikały z tacy błyskawicznie, a Igor opowiadał o studiach i nieporozumieniach z jednym z recenzentów jego pracy magisterskiej. Najwięcej jednak mówił o swojej wielkiej pasji – rowerach.

Był wytrawnym kolarzem i z jego relacji wynikało, że zjeździł kawał Polski.
– Mój „osiołek” sporo już przeszedł i przydałby mi się nowy pojazd – rozmarzył się. – Niestety, mam teraz inne wydatki i nowy rower będzie musiał trochę poczekać – twarz Igora na chwilę spoważniała.
Jakoś nie przyszło mi wtedy do głowy, by dociekać, co to za ważne wydatki uniemożliwiają mojemu rozmówcy realizację marzenia.

Ważne było, że ja też bardzo lubiłam dwa kółka. Umówiliśmy się więc na następny weekend na całodniową wycieczkę do Kampinosu i Żelazowej Woli. Zaczęliśmy naszą wyprawę koło Nowego Dworu Mazowieckiego. Potem zrobiliśmy kilkanaście kilometrów przez puszczę. Lato było w pełnym rozkwicie. Słońce mile przygrzewało, a my nieśpiesznie pedałowaliśmy sobie wśród lasów, pól, łąk i torfowisk.

Gadało mi się z Igorem dobrze – jak z mało którym chłopakiem. Owszem, był trochę ode mnie starszy, ale jego dojrzałość emocjonalna wyprzedzała wiek. Naukę traktował poważnie, jako inwestycję na przyszłość. Pracował zarobkowo – zajmował się naprawianiem komputerów, odzyskiwał też dane z uszkodzonych twardych dysków lub baz danych zaatakowanych wirusami.
– Żmudna robota, ale dobrze płacą. A ja strasznie potrzebuję pieniędzy. W mojej sytuacji… – urwał nagle jakby speszony.

Znów o nic nie pytałam. Tym razem zupełnie świadomie – nie chciałam wydać mu się wścibska. „Pewnie ma rodziców na utrzymaniu – pomyślałam sobie – a w domu się nie przelewa. Ładnie z jego strony, że wziął na siebie takie poważne obowiązki. I jaki skromny”.

Zaczęliśmy się spotykać regularnie

Kino, spacery, kolejne wycieczki rowerowe, rozmowy o przyszłości, o tym, co chcemy robić, jak sobie wyobrażamy siebie za kilka lat. Nie, jeszcze nie razem. Ale coraz częściej i coraz cieplej myślałam o Igorze. I coraz cięższe było moje serce, gdy całował mnie delikatnie na pożegnanie.

Po jednym z takich rozstań leżałam w ciemnościach na rozgrzanej pościeli, nasłuchując ptaków szalejących w gałęziach starej akacji. Tej nocy każda komórka mojego organizmu krzyczała: „Kocham! Kocham! Kocham!”.
– Dobry moment sobie wybrałaś. Przecież jesteś dopiero na drugim roku – napominała mnie mama. – Mówią, że twój kierunek jest wyjątkowo trudny, zbliża się sesja, to nie czas na amory – nie przestawała gderać.

Nie chciałam jej słuchać. Co ona mogła wiedzieć. Ja kochałam, czułam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Fruwałam w obłokach. W myślach układałam nam wspólne życie – choć na razie nie zwierzałam się z tego Igorowi. Wyobrażałam sobie, jak wynajmujemy gdzieś mieszkanko, zaczynamy być ze sobą na poważnie. On już pracuje, ja mogę brać jakieś prostsze tłumaczenia, może więc starczyłoby na skromne utrzymanie?

Oszukał mnie...

Wszystkie te rojenia prysły jednego popołudnia. Czekałam na mojego ukochanego w galerii, gdzie byliśmy umówieni do kina. Wcześniej zajrzałam do biblioteki, ale nie znalazłam wszystkich książek, które były mi potrzebne, przyszłam więc trochę przed czasem. Usiadłam więc na ławeczce i obserwowałam ludzi pochłoniętych zakupami.

„Jaki śmieszny chłopczyk” – moją uwagę przykuł zabawny malec w czapeczce z daszkiem. Wsłuchany w jakąś muzykę z odtwarzacza, ćwiczył raperskie kroki taneczne przed sklepem z męskim obuwiem.

Ze sklepu wyszedł wysoki chłopak w polarze z kapturem. „Pewnie jego ojciec – widać, że upodobania muzyczne są dziedziczne” – uśmiechnęłam się. Chłopak podszedł do malca, przyklęknął, żeby zapiąć mu kurteczkę. W tym momencie kaptur zsunął mu się z głowy. I… zobaczyłam Igora. Szczęka opadła mi z wrażenia.

Nie miałam czasu na reakcję, bo obaj oddalili się w kierunku samochodu, który stał na parkingu. Za kierownicą siedział jakiś starszy pan. Igor zapakował malca do auta i pożegnał się z nim czule. Nieznajomy mężczyzna coś jeszcze do niego powiedział i auto odjechało. 
– Nie mówiłeś, że masz młodszego brata – powiedziałam mu na powitanie, gdy mnie zauważył.
– Bo nie mam. Mam starszą siostrę – rzucił mi nerwowe spojrzenie.
– Ale… To kim jest ten brzdąc, z którym cię widziałam? – zapytałam.
– Już dawno miałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak – zmieszał się i spuścił wzrok. – Może to i lepiej, że w ten sposób, bo… To jest mój syn.
Zamurowało mnie. „Syn? Jaki syn? To żart?” – myśli kłębiły mi się w głowie. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Igor musiał trzy razy mnie zapewniać, że się nie przesłyszałam. Ma syna – 6-letniego Bartka.

To się stało w maturalnej klasie. Miał dziewczynę, Renatę. Rozstali się. Była wielka kłótnia, płacz, wyzwiska. Igor nawet potem do niej nie zadzwonił. To Renata zadzwoniła. Cztery miesiące później. Była w ciąży. Igor z początku nie chciał przyjąć do wiadomości, że to jego dziecko. Wyparł się. Na szczęście o całej sprawie dowiedzieli się jego rodzice. Nie wyobrażali sobie, że ich syn mógłby zostawić kobietę z dzieckiem, więc Igor zaczął znowu u Renaty bywać. Pomagał jej, robił zakupy, woził do lekarza. Był z nią, gdy rodziła. To ona zaproponowała mu testy. Badania wykazały niezbicie, że Bartek jest jego synem.

– Gdy dostałem wyniki, po raz pierwszy wziąłem go na ręce. Przyjrzałem mu się i nie wiem, może to kwestia sugestii, ale zacząłem dostrzegać, jak bardzo jest podobny do mnie. Dałem mu nazwisko. Dbam o niego. To są właśnie te moje ekstra koszty, dlatego od początku studiów haruję jak wół. Nie chcę, żeby rodzice płacili alimenty za mnie. Nie mówiłem ci, bo się bałem, że źle to przyjmiesz – zakończył opowieść.

Czułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w głowę czymś ciężkim. Nie mogłam znaleźć słów. Jak to? Ma dziecko? Spotykamy się 6 miesięcy i ja nic o tym nie wiem? Oszukiwał mnie. Wykorzystał. A teraz okazuje się, że miał, a pewnie ma dalej, inną. I jeszcze ten maluch.

Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam pędem do wyjścia. Biegł za mną, coś wołał. Niczego nie chciałam słyszeć. Nawet nie wiem, jak dotarłam do domu. Rzuciłam się na łóżko i płakałam do wieczora.

– Od początku wiedziałam, że robisz głupotę. Czułam, że się w coś wpakujesz. Przestań się uganiać za chłopakami i zajmij się wreszcie nauką, a z czasem znajdzie się jakiś przyzwoity kolega, może z twojego roku, a nie oszust matrymonialny – nakrzyczała na mnie matka, gdy w poszukiwaniu zrozumienia i współczucia opowiedziałam jej, co zaszło.

Nikt mnie nie rozumiał. A mnie po prostu pękało serce. Tak się zawiodłam. Okłamał mnie, zabił moje marzenia. Matka ma rację, to nie chłopak dla mnie. Sama myśl, że łączy go coś z inną, że ma dziecko, była po prostu nie do zniesienia.

Chciałam go wyrzucić ze swojego życia, wymazać z pamięci, lecz Igor nie dawał za wygraną. Dzwonił. Przychodził pod bramę uniwersytetu. Czekał na mnie, a potem milcząco odprowadzał do autobusu. Milcząco, bo ignorowałam go wściekła, zraniona, śmiertelnie obrażona. Chciałam się za wszelką cenę odkochać. Ale gdzieś w środku przekornie coraz częściej, zupełnie przypadkiem, przychodził mi na myśl…

– Czego jeszcze chcesz? Powiedz i odczep się wreszcie – wybuchłam któregoś popołudnia, gdy znów wlókł się za mną.
- Daj mi jeszcze jedną szansę. Zakochałem się w tobie, źle zrobiłem, że stchórzyłem i od razu nie powiedziałem ci o Bartku. Wybacz mi. Zacznijmy się znowu widywać, proszę. Bez ciebie zwariuję – błagał pokornie.

Podjechał autobus. Przez chwilę wahałam się – wsiadać czy zostać. W ostatniej chwili wskoczyłam na stopień. Drzwi się zamknęły. Przystanek uciekał w dal, a wraz z nim Igor. Przykleiłam nos do szyby. „Kocham cię” – wyszeptałam.

Całe popołudnie mnie nosiło. Nie miałam ochoty na obiad. Pokłóciłam się z mamą. Nakrzyczałam na psa. Myśli kotłowały mi się w głowie. Byłam rozgoryczona, że Igor mnie oszukał, ale po upływie trzech tygodni od naszego zerwania to, że ma dziecko, już nie było takie straszne. W końcu nie on jeden. To się zdarza, wciąż się słyszy, że ktoś ma dzieci z poprzedniego związku. Bez przesady. A zresztą istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Kocham go, tak jak nikogo wcześniej – szarpałam się.

Pod wpływem impulsu złapałam telefon. Wstukałam SMS-a: „Przykro mi, że mnie okłamałeś. Zawiodłam się na tobie. Nie wiem, czy jeszcze będę mogła ci zaufać, ale spotkajmy się”.

Z bijącym sercem oczekiwałam odpowiedzi. Wreszcie komunikat: „Masz wiadomość”.
„W sobotę idę z Bartkiem do Łazienek, na zimowe szaleństwo. Przyłączysz się?”.
„Tak. 14.00 na Rozdrożu” – odpisałam.
– A tobie co? – spytała podejrzliwie mama, gdy jak błyskawica wpadłam do kuchni i zaczęłam naprędce klecić kanapki. Nie jadłam przyzwoicie od tygodni.
– Nic, mamo, fajne dziś były wykłady – gładko zełgałam. Nie byłam głupia. Matka zmyłaby mi głowę, gdybym powiedziała, że znowu będę widywać się z Igorem.

Na spotkanie w parku leciałam jak na skrzydłach

Z daleka ich zobaczyłam. Wysoki, szczupły Igor w pasiastej czapce sportowej i obok mały Bartek w niemalże identycznej.
– A to jest właśnie Kasia, moja przyjaciółka – przedstawił mnie Igor i zrozumiałam, że opowiadał o mnie małemu. Spojrzałam mu w oczy i… popłynęłam w tę zieloną toń upstrzoną złotymi słonecznymi plamkami. Uśmiechnął się. Zakręciło mi się w głowie. Ależ chciałam się do niego przytulić.
– Poszukasz ze mną głębokiego śniegu? – ściągnął mnie na ziemię cieniutki głosik.
Spojrzałam na drobną główkę na wysokości mojej talii. „Ma po nim oczy i dołeczek w brodzie, kiedy się uśmiecha” – uderzyło mnie podobieństwo ojca i syna. Jeśli jeszcze się łudziłam, że to nieprawda i to, że nie może być jego dziecko – oto teraz miałam niezbity dowód.

Bawiliśmy się z Bartkiem w berka, karmiliśmy kaczki. Z każdą minutą coraz bardziej szokowało mnie, jak bardzo dzieciak przypomina Igora – był mniejszą wersją dorosłego mężczyzny.

„Szkoda, że on nie jest mój” – rozmarzyłam się nagle, patrząc na chłopczyka. Ale kto? Bartek czy Igor? Nie narzucał mi się, pozwalał bawić z małym. Widziałam jednak, że obserwował nas bacznie. Sprawdzał, czy się polubimy? Nagle zrozumiałam, że w tej relacji to nie moje zdanie jest najważniejsze.

„Obawia się, że Bartek mnie nie zaakceptuje” – przemknęło mi przez głowę. Kochałam Igora. Chciałam, żeby on kochał mnie, żebym była dla niego na pierwszym miejscu. Czy to tak dużo? Zamyśliłam się. Dotarło do mnie, że miejsce numer jeden jest w jego sercu już zajęte. Na zawsze. I wtedy ogarnął mnie lęk. Czy tego chcę naprawdę? Roli drugich skrzypiec?

Obezwładniający strach walczył we mnie z miłością. Im jednak dłużej przyglądałam się Igorowi i Bartkowi, tym bliższa byłam podjęcia decyzji. Najlepszej!

Czytaj także: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Redakcja poleca

REKLAMA