„Urządziliśmy kameralną domówkę dla znajomych. Zamiast miłej posiadówki mieliśmy emocje jak z amerykańskiego thrillera”

para fot. iStock by Getty Images, LightFieldStudios
„Emocje kipiały przez bite cztery godziny przyjęcia. Iza z Markiem wciąż pamiętali o sporze, który przywlekli ze sobą. Odniosłam wręcz wrażenie, że im mocniej szumiało im w głowach od procentów, tym bardziej narastała między nimi wzajemna niechęć”.
/ 03.07.2024 07:15
para fot. iStock by Getty Images, LightFieldStudios

Kiedy Iza i Marek przekroczyli próg naszego domu, od razu wyczułam, że coś się święci. Jego powitanie było jeszcze bardziej oschłe niż zwykle. Wymienił uścisk dłoni z moim mężem, a następnie musnął policzkiem mój. Ona z kolei usiłowała zatuszować jego chłodne nastawienie.

– Cudownie znów was spotkać, wspaniale wyglądacie, tak się cieszę z waszego zaproszenia… – ciągle powtarzała, a ja udawałam, że nie widzę jej nerwowego uśmieszku.

Robiłam dobrą minę do złej gry

Przywitałam ich jak zwykle, udając, że widzę to, co zawsze – zakochaną w sobie, rozpromienioną parę, uszczęśliwionych osiągnięciami ludzi.

Ja i mój mąż tak właśnie o nich myśleliśmy, podobne zdanie mieli też wszyscy nasi znajomi. Iza i Marek zaliczali się do tych par, których styl życia wprawiał w zakłopotanie resztę otoczenia. On był szefem firmy zajmującej się przewozami, a ona pracowała w urzędzie miasta. Mieli prawie dorosłego syna, mieszkali w okazałym domu, jeździli wypasionymi furami, nosili markowe ciuchy i co chwila wyjeżdżali za granicę w jakieś egzotyczne miejsca.

Była zgrabna, a on jak z żurnala, z bródką w stylu hipsterskim. Zawsze wydawało się, że żyją jak w bajce, bez żadnych kłopotów. Aż im zazdrościliśmy, ale też człowiek myślał – czy oni są normalni?

No ale teraz Izie i Markowi się nie układało, każdy głupi by to zobaczył.

– Słuchaj, nie przywidziało mi się, prawda? – mruknął mój mąż, kiedy goście udali się do salonu.

– Niestety, dobrze widziałeś – odparłam, kręcąc głową.

– Ależ to niewiarygodne… – jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.

– Adam, błagam. Co cię tak rozbawiło..?

Szczerzył się do mnie

– Wcale nie uważam tego za zabawne. To raczej… pokrzepiające. Rozumiesz… Że oni również się sprzeczają. Zupełnie jak my. Jak ty i ja…

– Daj spokój. Zanieś pieczywo do jadalni i postaraj się nawiązać z nimi rozmowę. A najlepiej będzie, jak przygotujesz już napoje.

Adam położył bochenek, ustawił butelki na blacie i każdemu zorganizował, czego sobie życzył. Faceci chcieli czystą, a dla dziewczyn należało zrobić jakieś drinki. Lecz nie dla Izy – tym razem zdecydowała się na picie wódki.

– Jesteś tego pewna? – Marek zwrócił się do niej, a ona obrzuciła go zimnym wzrokiem.

Gdy goście zaczęli przychodzić do kuchni, natychmiast języki im się rozwiązywały. Każdy ściszonym głosem wyrażał swoje zdumienie zaistniałą sytuacją. Próbowałam zachować się w porządku względem przybyłych i zbywałam temat, żartowałam sobie z tego, przerywałam dyskusję. Kiedy jednak w końcu dołączyłam do reszty towarzystwa, dotarło do mnie, że mamy do czynienia z niemałym kłopotem.

Emocje kipiały przez bite cztery godziny przyjęcia. Niezależnie od wznoszonych raz po raz toastów, Iza z Markiem wciąż pamiętali o nierozwiązanym sporze, który przywlekli ze sobą z mieszkania. Odniosłam wręcz wrażenie, że im mocniej szumiało im w głowach od procentów, tym bardziej narastała między nimi wzajemna niechęć. Niewidoczna na pierwszy rzut oka wojna przejawiała się w drobnych uszczypliwościach, komentarzach i żalach kierowanych do siebie nawzajem.

W końcu nastąpiła eksplozja

– Słuchaj, Iza, może jednak coś przekąsisz? Nieładnie tak przesiadywać z talerzem świecącym pustkami! – powiedział do niej Marek.

– Już coś jadłam – odparła, a na jej twarzy malowało się ewidentne zmieszanie.

Izka miała zgrabną sylwetkę, ale doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że trochę za bardzo przejmuje się swoją linią.

– Daj spokój z dietami, nałóż sobie choć odrobinę! Spójrz, mamy pyszny bigos i białą kiełbaskę – kusił, podsuwając jej talerze wypełnione po brzegi.

– Daj mi święty spokój! – warknęła pod nosem.

– Przecież nie będziesz całe życie głodować…

Iza przeprosiła wszystkich, po czym udała się w kierunku łazienki. Atmosfera przy stole zrobiła się nieprzyjemna, więc trzeba było szybko znaleźć jakiś temat do rozmowy, żeby przerwać tę niezręczną ciszę. Marek, który zdążył już nieźle się wstawić, siedział zadowolony z siebie i pałaszował, jakby świat należał do niego.

Obserwowałam go i nie potrafiłam dostrzec w nim dżentelmena pełnego klasy, jakiego do tej pory znałam. Kulturalnego, czarującego, uprzejmego, oddanego swojej żonie. Właśnie za to zawsze darzyłam go szacunkiem. Teraz jednak naszły mnie wątpliwości, czy on faktycznie jest taki dystyngowany i inteligentny, czy może przez cały czas jedynie odgrywał taką rolę.

Co im się stało?

Iza również wydawała się inna niż zwykle. Przeważnie wspominała o mężu w samych superlatywach, obejmując go ramieniem, zupełnie jakby pragnęła podkreślić, że ten skarb jest tylko jej. Sprawiała wrażenie kobiety szczęśliwej i usatysfakcjonowanej życiem. Wprawdzie nigdy nie poruszałyśmy tego tematu, ale byłam przekonana, że Marek to idealny mąż. Ale co się stało tym razem?

Po powrocie z łazienki na jej obliczu malowały się uczucia, jakich u niej dotąd nie dostrzegłam. Kipiała gniewem pomieszanym z zażenowaniem. Usiadła, nie odzywając się do nikogo. Aby zamaskować poruszenie, chwyciła za komórkę. Upłynęły może dwie godziny, kiedy Marek stracił cierpliwość.

– Wlepianie wzroku w smartfona w towarzystwie innych to kiepskie maniery – warknął.

– Już raz dzisiaj mi to wytknąłeś…

– I zrobię to ponownie, jeśli zajdzie potrzeba.

– Syn wysłał mi wiadomość – mruknęła. – Muszę sprawdzić, o co chodzi…

– A jak tam u Jacka? – zapytała koleżanka, która chyba sądziła, że dzięki temu tematowi uda jej się załagodzić konflikt między nimi. Była w błędzie.

– Porzucił studia. Po prostu je olał i teraz chce iść do pracy. Głupi gówniarz! – burknął Marek, nalewając sobie kolejną porcję wódki.

– Sam jesteś sobie winny, bo go zmusiłeś do tego kierunku. Gdybyś pozwolił mu studiować historię, tak jak planował, to by nie zrezygnował. Ale według ciebie historia to za mało! Że niby nic z tego nie będzie, że się na tym nie zarobi – Iza przedrzeźniała go sarkastycznie. – To ty go wepchnąłeś na to przeklęte zarządzanie!

– Nie namawiałem go. Po prostu zachęcałem.

– Nie kłam! Ciągle tylko wydajesz polecenia! – Iza po raz pierwszy tego wieczoru podniosła głos.

Wszyscy zamilkli jak na komendę

– Gdyby nie ja, to już dawno byście zginęli z głodu. To ja was wszystkich żywię! Bo ty w pracy tylko się obijasz. Nawet na waciki byś nie zarobiła, a zgrywasz tu wielką panią i chcesz rządzić! – wypalił prosto z mostu.

– A ty jesteś tak zaharowany, że nawet nie umiesz zaspokoić własnej żony w łóżku! – wydarła się Iza, pijana i pełna żalu.

Nikt z nas nie spodziewał się tej awantury, a to, co stało się w ciągu zaledwie paru chwil, kompletnie nami wstrząsnęło. Kiedy tylko te słowa dotarły do uszu Marka, upuścił widelec i z całej siły spoliczkował Izę. Podniosłam się z krzesła i stanęłam jak wryta.

Iza odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na swojego męża wzrokiem, który mógłby zabijać. W jej oczach nie było zdziwienia. Zupełnie jakby ta sytuacja nie była niczym nowym. Jakby to nie pierwszy i nie ostatni raz…

Przez chwilę mierzyła Marka przepełnionym złością spojrzeniem, po czym podniosła się z miejsca i opuściła pomieszczenie. Podążyłam jej śladem, ale ona jedynie chwyciła kurtkę z wieszaka, wsunęła stopy w obuwie i pognała na zewnątrz.

– Iza! – krzyknęłam za nią, stojąc na schodach, a w tym momencie wyminął mnie Marek.

Cały czas udawali

Zatrzasnęłam drzwi kiedy wyszli i udałam się z powrotem do salonu, gdzie czekali goście. Ekscytacja sięgała zenitu, wszyscy gadali jak najęci. Widać było, że są w ciężkim szoku, zbulwersowani i kompletnie zaskoczeni całą sytuacją. Jeden przez drugiego wykrzykiwali, że to nie do pomyślenia, przecież oni tworzyli tak zgraną parę…

Faceci z kolei przeżywali, że nie zrobili nic w tej sprawie. Nie miałam im tego za złe – też byli w wielkim szoku. Dopiero teraz zaczynaliśmy pojmować, co tak naprawdę się wydarzyło. Na tej imprezie nie udało się już przeskoczyć na inny wątek. Nawet gdy przez chwilę gadaliśmy o czymś innym, co chwila ktoś znowu przypominał z niedowierzaniem: „to był pierwszy raz?”, „jakie będą jej następne kroki?”, „myślicie, że zostaną razem?”, „powinniśmy jakoś zareagować, iść na policję, zadzwonić do Izy?”.

Już tamtego dnia wieczorem chciałam do niej zadzwonić, ale nie odbierała moich połączeń. W zasadzie to było zrozumiałe. Niepokoiłam się. Nazajutrz dopiero dowiedziałam się od wspólnej koleżanki, że u niej wszystko gra.

Od tamtego momentu minęło już osiem tygodni i jedyne informacje, jakie mam na ich temat, pochodzą od wspólnych znajomych, którzy utrzymują z nimi regularny kontakt. Podobno Izie i Markowi udało się dojść do porozumienia. Nadal mieszkają pod jednym dachem i dla postronnych obserwatorów uchodzą za wzorowe małżeństwo… Koszmar. Dziwaczne i przerażające!

Zdecydowanie bardziej odpowiada mi to, co mamy z Adasiem – niezbyt częste sprzeczki i sporadyczne uszczypliwości. Zupełnie jak w każdym typowym związku małżeńskim. Zero udawania, że jesteśmy idealną parą.

Aneta, 42 lata

Czytaj także:
„Żona zrobiła się kłótliwa jak handlara na straganie. Myślałem, że ma romans, ale dokopałem się do czegoś gorszego”
„Przyjaciółka żony panoszy się w naszym domu jak zaraza. Gotuje obiadki, pierze moje gacie i planuje nam rozrywki”
„Miałam dość życia z nudziarzem. Myślałam, że życie na poziomie to bajka, ale okazało się niestrawne jak zepsuty kefir”

Redakcja poleca

REKLAMA