„Przyjaciółka żony panoszy się w naszym domu jak zaraza. Gotuje obiadki, pierze moje gacie i planuje nam rozrywki”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Mikael Vaisanen
„Wieczorem powtórka z rozrywki. Kolacyjka ugotowana przez Milenę i wspólny wieczorek kinowy. To był piątek, zawsze tego dnia wychodziliśmy z Anią albo do kina, albo do teatru. Miałem nadzieję, że chociaż w weekend Milena sobie pojedzie dokądkolwiek”.
/ 27.06.2024 19:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Mikael Vaisanen

Moja żona jest bardzo towarzyska. Ma bardzo dużo znajomych i przyjaciół. Nie znam ich wszystkich, prawdę mówiąc nie pamiętam nawet imion połowy tych, których poznałem. A właściwie które, bo to głównie przyjaciółki. Ale jedna szczególnie zapadła mi w pamięć.

Czułem, że coś się święci

Któregoś dnia, kiedy wróciłem z pracy, żona przywitała mnie z podejrzanym uśmiechem.

– Kochanie, usmażyłam twoje ulubione kotleciki – powiedziała, kiedy tylko przekroczyłem próg kuchni.

– Pachnie wspaniale. A z jakiej to okazji? – czułem, że coś się szykuje. Nie bez powodu Ania w środku tygodnia, po całym dniu pracy, staje przy garach.

– Bez okazji, po prostu chciałam ci sprawić przyjemność.

– W takim razie dziękuję – podszedłem i ucałowałem ją.

– Wiesz, tylko jest taka sprawa. Milena, moja przyjaciółka, którą poznałeś kiedyś na przyjęciu u Darka i Uli, musi się wynieść z mieszkania. Właściciele postanowili je sprzedać i dali jej bardzo krótki czas na wyprowadzkę. Pomyślałam, że mogłaby pomieszkać u nas. Mamy takie ogromne mieszkanie, i tak nie wykorzystujemy wszystkich pokoi.

– Wykluczone – odpowiedziałem jak z automatu. – Nie chcę, żeby ktoś obcy pałętał mi się po własnych czterech kątach.

– Oj przemyśl to jeszcze… Przecież zapłaci nam za ten czas, kiedy będzie pomieszkiwać u nas. Parę groszy zawsze się przyda.

Fakt, nasze mieszkanie jest bardzo duże. To stara przedwojenna kamienica, w której mieszkała moja babcia, a wcześniej też prababcia. Spadek rodzinny, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nie wykorzystywaliśmy całej powierzchni tego prawie stumetrowego mieszkania. Kilka pokoi było po prostu składzikami nieużywanych rzeczy.

Przemyślałem sprawę

Następnego dnia podjąłem decyzję, mając nadzieję, że nie wpłynie znacząco na nasze dotychczasowe życie. Co prawda nie miałem pojęcia, która z jej przyjaciółek to Milena, ale chyba nie może być szczególnie uciążliwa.

– No dobrze. Możesz powiedzieć Milenie, że się zgadzam. Ale obiecaj, że to będzie bardzo krótki czas. Tylko dopóki nie znajdzie czegoś nowego.

– Wspaniale! Na pewno bardzo się ucieszy. Możemy jej przygotować ten pokój w którym trzymamy narty i zimowe rzeczy, a je przenieść do mniejszego pokoiku obok. Zmieszczą się.

Kiedy wieczorem wróciłem z pracy, o mało nie przewróciłem się o stojące w przedpokoju toboły. Meandrując między walizkami i torbami, dotarłem do kuchni.

– O, już jesteś! Milena właśnie przywiozła swoje rzeczy – powiedziała Ania, wstając od stołu. Wraz z nią podniosła się niska krępa blondynka. Wyciągnęła w moją stronę dłoń z nieprawdopodobnie długimi tipsami. Kompletnie nie pamiętam, żebym ją kiedyś gdzieś poznał.

– Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, co bym bez was zrobiła. Znalezienie mieszkania z dnia na dzień jest mega trudne, nawet sobie nie wyobrażacie, jak to wszystko wygląda. Właściciele robią castingi, trzeba się odpowiednio zaprezentować, bo nie wynajmą byle komu…

– Nie ma sprawy… – wybąkałem, oszołomiony szybkością, z jaką wypowiadała słowa. Mówiła jak karabin automatyczny.

Jej troskliwość mnie przerażała

Reszta wieczoru upłynęła na słuchaniu opowieści Mileny. Koło dziesiątej wieczorem poszedłem spać, a one jeszcze siedziały w kuchni. Nie mam pojęcia do której, ale kiedy wstałem rano, Milena krzątała się przy kuchence.

– O, już wstałeś! Usmażyłam ci jajecznicę. Wolisz ze szczypiorkiem czy bez?

– Dziękuję, ja nie jadam rano śniadań. Tylko kawa, a potem kanapka w pracy.

– Jak to bez śniadania? To najważniejszy posiłek dnia. Nie można go tak sobie lekceważyć. Powinieneś jeść przed wyjściem pełnowartościowe śniadanie. To energia na cały dzień!

– Dziękuję, ja już się będę zbierał – powiedziałem i szybko ulotniłem się z kuchni, zanim zdążyła coś dodać. Jeśli tak będą wyglądały kolejne dni, to chyba zwariuję.

Po powrocie z pracy myślałem, że w moim domu jest impreza, o której nie wiedziałem. Już na klatce schodowej słyszałem jakieś głosy i śmiechy. Kiedy dotarłem do salonu okazało się, że Milena ogląda w telewizji swój ulubiony serial. Wszystko w porządku, tylko czemu tak głośno?

Z przedpokoju szybko uciekłem do kuchni, gdzie zastałem moją żonę.

– Cześć, kochanie. Zjesz kolację? Milena zrobiła gołąbki. Wyszorowała też całą łazienkę, wszystko tam aż lśni! – Ania najwyraźniej była bardzo dumna z poczynań przyjaciółki.

Kiedy ona miała na to czas?

– Jasne, chętnie – odpowiedziałam zrezygnowany. Chwilę później w kuchni pojawiła się przyjaciółka Ani.

– Słuchajcie, co powiecie na wspólny seans filmowy?

– Ja dziękuję. Rano mam ważne spotkanie – poczułem satysfakcję, że tak zręcznie udało mi się wykręcić.

– A ja chętnie, czemu nie. Masz już jakiś wybrany film? – Ani chyba ten pomysł przypadł do gustu. Cóż, niech oglądają, ja idę spać.

Tej nocy jednak nie dane mi było zmrużyć oka. Dziewczyny oglądały filmy do drugiej w nocy, oczywiście niemal na pełnej głośności. Wstałem więc niewyspany i zły.

– Dzień dobry! Jak się spało? Przygotowałam ci kanapki do pracy, żebyś nie jadł byle czego. Te kupne zawsze są z dodatkiem jakiegoś obrzydliwego sosu.

– Dziękuję – wybąkałem i czmychnąłem do łazienki. Jak tak dalej pójdzie to kumple z roboty wyśmieją mnie, że mam kanapeczki jak z szkole.

Wieczorem powtórka z rozrywki. Kolacyjka ugotowana przez Milenę i wspólny wieczorek kinowy. To był piątek, zawsze tego dnia wychodziliśmy z Anią albo do kina, albo do teatru. Cóż, tym razem nasze plany diabli wzięli. Miałem nadzieję, że chociaż w weekend Milena sobie pojedzie do rodziców, znajomych czy w ogóle dokądkolwiek.

Myliłem się

W sobotę rano obudziło mnie pukanie do sypialni i dochodzący zza drzwi głos Mileny.

– Wstawajcie, gołąbki! Szkoda marnować takiego pięknego dnia! Śniadanie już na stole.

Postanowiłem zignorować te nawoływania i odwróciłem się tylko na drugi bok. Ania chyba w ogóle nie słyszała, bo dalej smacznie spała. Pięć minut później ponownie rozległo się pukanie i głos Mileny wzywającej na poranny posiłek.

– Jak tak dalej pójdzie to chyba przeniosę się do mamusi – mruknąłem.

Moja matka jest typem osoby, z którą nie da się wytrzymać dłużej niż pięć minut. Wszystkiego się czepia, wszystko wie lepiej i wszystkim musi zarządzać. Na szczęście jest całkowicie zaabsorbowana życiem mojej siostry, która niedawno urodziła bliźniaki, więc cała jej energia skupia się obecnie na wnukach.

W kuchni czekał nakryty stół, na którym stało chyba wszystko, co mieliśmy w lodówce. Nie cierpię takich uroczystych śniadań, ale co miałem zrobić? Muszę o tym porozmawiać z Anią. Zgodziłem się żeby mieszkała u nas jej przyjaciółka, ale nie potrzebuję jakiejś zarządczyni domu!

Podczas śniadania okazało się, że Milena zaplanowała nam już cały dzień. Mieliśmy jechać nad rzekę na spacer do lasu, a potem zwiedzać pobliski skansen. No rewelacja, tak jakbym w wolny od pracy dzień marzył tylko o tym, żeby oglądać jakieś stare chaty!

Miałem tylko jedno wyjście

– Jedźcie same. Ja nie mam siły po minionym tygodniu. Mam ochotę po prostu walnąć się na kanapę przed telewizorem.

– Chyba żartujesz! Najlepiej odpoczywa się na świeżym powietrzu. Jak będziesz leżał prze telewizorem to wkrótce cię dopadną różne choroby, osłabienie, a nawet depresja! Nic tak nie odpręża jak zieleń lasu.

Milena zrzędziła tak jeszcze przez dobrych dwadzieścia minut. Moja żona dyplomatycznie się nie odzywała. Kiedy później udało mi się złapać Anię w łazience, powiedziałem jej co o tym myślę.

– Bartek, ja nie umiem jej tak wprost powiedzieć, żeby nagle się zmieniła. Ona taka jest. To dobra dziewczyna, po prostu bardzo troskliwa o innych. Poczekaj jeszcze tydzień, na pewno zaraz coś znajdzie.

Ale po tygodniu Milena wciąż u nas mieszkała. Po dwóch też. Wiedziałem, że Ania jest zbyt delikatna, żeby powiedzieć przyjaciółce do słuchu, a ja nie zamierzałem się mieszać w ich sprawy. Ale miałem już serdecznie dość tych niby rodzinnych posiłków, wspólnych weekendów i seansów filmowych niemal co wieczór.

Postanowiłem jednak zadzwonić do mamy.

– Cześć, mamo, co u ciebie? Słuchaj, pomyślałem, że może chciałabyś odpocząć trochę od dzieciaków Doroty i wpadłabyś do nas na weekend?

– Właściwie mogłabym. Oni i tak teraz wyjeżdżają do teściów, więc siedziałabym sama w wielkim pustym domu.

Przepędziła ją na cztery wiatry

Wiedziałem, że ściągam sobie na głowę nieszczęście, ale nie widziałem innego wyjścia. Cztery dni później, w piątkowy wieczór, kiedy Milena znów oglądała swój ulubiony serial puszczony niemal na cały regulator, rozległ się dzwonek do drzwi.

– A kto to o tej porze? – przyjaciółka Ani zerwała się na równe nogi i popędziła otworzyć, zanim w ogóle zdążyłem dojąć do przedpokoju.

– Dzień dobry. A kim pani jest? I co tu tak głośno? Słychać was już na parterze. Głusi jesteście, że musicie tak ryczeć tym telewizorem na cały regulator? Nie można cisze? Sąsiedzi na pewno też mają dość. To nie sala kinowa, żeby sobie puszczać filmy tak, żeby wszyscy dookoła słyszeli.

– Cześć, mamo. To Milena, przyjaciółka Ani. Mieszka u nas chwilowo, ale niedługo się wyprowadza – spojrzałem znacząco na Milenę, ale chyba nie zrozumiała aluzji.

– A co tu tak śmierdzi? Coś wam się przypaliło? Zawsze mówiłam, że nie jesteś mistrzem w kuchni i lepiej, żebyś trzymał się od gotowania z daleka.

– Milena gotowała bigos… – tym razem przyjaciółka Ani cała poczerwieniała i wycofała się chyłkiem do salonu. Ja natomiast byłem już pewien, że mama w trymiga upora się z naszym kłopotliwym gościem.

Nie myliłem się. Po weekendzie spędzonym z moją mamą Milena niemal natychmiast znalazła sobie mieszkanie do wynajęcia i opuściła nasze cztery kąty. A my znów możemy się cieszyć ciszą i spokojem w naszym ukochanym gniazdku.

Bartek, 35 lat

Czytaj także:
„Studia namieszały córce w głowie. Każe mi jeść wegański majonez i uprawia wygibasy z materacem na oczach sąsiadów”
„Urlop z rodziną żony był jak odpust parafialny. Zamiast pływać żaglówką musieliśmy zwiedzać kościoły i zbierać grzyby”
„Tyram tylko po to, by mieć na czynsz. Kupuję najtańszą mortadelę, ale znajomi zazdroszczą mi 100-metrowego apartamentu”

Redakcja poleca

REKLAMA