„Urlop z synami okazał się totalną katastrofą. Już od świtu działali mi na nerwy, więc oddałem ich niani”

zmęczony ojciec fot. Adobe Stock
„Zanim wsiedliśmy do samochodu, by wrócić do naszego miasta, raz jeszcze uczuliłem chłopaków, żeby nie wspomnieli ani słowem mamusi o naszym sekrecie, który miał pozostać wyłącznie między nami, facetami”.
/ 12.10.2024 08:30
zmęczony ojciec fot. Adobe Stock

Piotruś i Adaś nie chcieli zwolnić tempa. Biegałem zatem za chłopakami od jednej rozrywki do drugiej, po cichu życząc sobie, aby jak najszybciej poczuli się wyczerpani i zapragnęli powrotu do pokoju hotelowego. Niestety, marzenia te nie spełniły się. Chłopcy opadli z sił dopiero późno w nocy, a ja byłem tak wykończony, że mimo zmęczenia nie potrafiłem zasnąć.

Moja ukochana była na mnie zła jak osa i urażona do żywego. Krążyła po domu i mamrotała pod nosem, że ją wykiwałem, poszedłem na skróty, a co gorsza, nauczyłem dzieciaki kręcić. Czy mnie to rusza? Ani trochę! Bez nerwów czekam, aż jej ta wściekłość przejdzie. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo w końcu nic nie przeskrobałem. Wręcz odwrotnie: zaserwowałem sobie i naszym pociechom cudowny urlop. A nie musiałyby ściemniać, gdyby moja żona była odrobinę bardziej wyrozumiała…

Uwielbiam moje pociechy

Moja żona wpadła na pomysł, żebym zabrał naszych chłopaków nad Bałtyk na dwa tygodnie.

– Zapracowałeś się kompletnie, dzieciaki ledwo cię widzą na oczy. Najwyższa pora, aby przekonali się, że oprócz mamy jest też tata – oświadczyła nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Uwielbiam moje pociechy, jednak perspektywa opieki nad pięcio- i sześciolatkiem od świtu do nocy przyprawiła mnie o mdłości. Obawiałem się, że zadanie mnie przerośnie. W kolejnych dniach za wszelką cenę usiłowałem odwieść Iwonę od tego zamysłu.

Przekonywałem ją, że nie sprawdzę się jako całodzienny opiekun, bo coś może mi umknąć lub mogę o czymś nie pamiętać. A wtedy katastrofa murowana. Ona jednak pozostała nieugięta.

– Dasz radę, na pewno dasz radę… W końcu to twoje dzieci. I pamiętaj, przez najbliższe dwa tygodnie nie życzę sobie żadnych rozpaczliwych telefonów z prośbami o pomoc. Ja również zasługuję na odrobinę odpoczynku od tego całego zgiełku – powiedziała stanowczo i dla podkreślenia powagi swoich słów zarezerwowała wyjazd do ośrodka odnowy biologicznej na Mazurach.

Tak więc z nastaniem lata spakowałem chłopaków do auta i wyruszyliśmy w stronę Morza Bałtyckiego.

Ledwo dotarliśmy do naszej miejscówki, a już zaczęły się schody. Miałem w planach ciut odsapnąć po jeździe, bo wyruszyliśmy o świcie. Gdzie tam! Piotruś i Adaś nawet nie chcieli o tym gadać. „Tato, pobudka”. „Tato, nudzimy się jak mopsy”, „Tato, idziemy nad wodę”.

Nie miałem świętego spokoju

Chcąc nie chcąc, poleciałem z chłopakami na plażę. Miałem cichą nadzieję, że tam złapię chwilkę na relaks. Ale gdzie tam! Synkowie w ogóle nie mieli w planach grzecznego leżakowania obok starego na ręczniku. Jeden napalił się na kąpiel, a drugi na budowę królewskiego zamczyska z piachu, a po chwili na odwrót. A w międzyczasie pić im się chciało, siusiu, lody, frytki… I tak aż do obiadu. Po południu też ani na moment nie miałem świętego spokoju.

Byliśmy w parku rozrywki i małym zoo. Tak czy siak, pod koniec dnia ledwo stałem na nogach. Liczyłem na to, że kolejne dni będą bardziej relaksujące. Ale znów się przeliczyłem. Adaś i Piotrek w ogóle nie planowali zwalniać. Biegałem za nimi od jednej atrakcji do drugiej, w duchu błagając, żeby jak najszybciej opadli z sił i chcieli wracać do hotelu. Ale skąd! Byli zmęczeni dopiero późno w nocy... Zasypiali od razu, a ja nie mogłem zmrużyć oka mimo zmęczenia i tylko przewracałem się z boku na bok.

Po trzydniowym maratonie tych rodzinnych wczasów z moimi pociechami miałem już kompletnie dosyć. Czułem się wykończony nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Myślałem nawet o tym, żeby zadzwonić do żony i poprosić ją, aby porzuciła to swoje spa i wpadła do nas, ale w ostatnim momencie się pohamowałem. Mój honor na to nie pozwalał.

To byłoby niczym przyznanie się do klęski. W zamian udałem się z dzieciakami do knajpy na dole hotelu. Wpadłem na pomysł, że jak napiję się piwa, choćby bezalkoholowego, to od razu poprawi mi się samopoczucie.

Barman trafił w samo sedno

Kiedy moi chłopcy zajadali się lodami, ja podszedłem do baru i poprosiłem o piwo bezalkoholowe. Wypiłem je jednym haustem i zamówiłem kolejne. Barman położył przede mną kufel.

– Oj, mam wrażenie, że nie miał pan najlepszego dnia – zagadnął mnie.

Zazwyczaj nie opowiadam nikomu o swoich problemach, ale byłem tak wykończony i czułem się tak niesprawiedliwie potraktowany, że streściłem mu w skrócie, jaki to relaks zaserwowała mi moja małżonka.

– Racja, racja, przedstawicielki płci pięknej potrafią być bezlitosne… – przytaknął.

– Ano… A to dopiero wstęp do tego, co może mnie czekać… Obawiam się, że jeśli sprawy będą się toczyć w tym kierunku, nie dotrwam żywy do końca wakacji – skarżyłem się.

– Czyli jest panu potrzebna pomoc w trybie pilnym?

– Trafił pan w sedno. I to już, teraz, w tej chwili. Marzę o tym, żeby ktokolwiek chociaż przez moment zaopiekował się moimi chłopcami… Są dla mnie wszystkim, ale szczerze mówiąc, brakuje mi już sił i cierpliwości. Obawiam się, że nie dam rady i puszczą mi nerwy… – westchnąłem.

– Hmm, chyba wiem, o co chodzi. I chyba dam radę coś na to poradzić – powiedział barman po krótkim namyśle.

– Pan? – zaskoczony, uniosłem brwi.

– Mówiąc precyzyjniej, chodzi o moją siostrę, nie o mnie. Wraz z przyjaciółkami zorganizowała coś na kształt dziennej opieki, która jest wybawieniem dla wykończonych mam i tatów. Można powierzyć jej pociechy na parę godzinek i w międzyczasie złapać oddech. Oczywiście za tę usługę trzeba zapłacić, ale moim zdaniem taka chwila wytchnienia jest warta każdej złotówki… – na jego twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.

Początkowo ogarnęła mnie radość. Jednak bardzo szybko pojawiły się obawy. Czy powinienem powierzyć opiekę nad synami nieznanym mi paniom? W zupełnie obcym budynku? Ot tak? Nie brzmiało to rozsądnie… Poza tym, jak zareagowałaby na to żona? Facet za barem chyba wiedział, o czym myślę.

Wiedziałem, że pora to zakończyć

– Słuchaj, moja siostra uczy w podstawówce. Prowadzi edukację wczesnoszkolną, tak jak jej kumpele z pracy. A to całe pogotowie to w pełni legalny biznes. Wszystko mają zgłoszone, zarejestrowane, z niezbędnymi pozwoleniami i certyfikatami. Ale po co ja ci to wszystko opowiadam? Masz, tu jest adres. Idź tam sam, pogadaj z opiekunkami i rodzicami, którzy przyprowadzają tam swoje pociechy. Wtedy sam zadecydujesz. Zaczynają o ósmej rano – powiedział, wręczając mi wizytówkę.

Opróżniłem kufel z piwem, podziękowałem, po czym wraz z chłopakami udałem się na piętro. W tamtej chwili nie byłem pewien, czy faktycznie zadzwonię po pomoc, ale miło było mieć świadomość, że w razie potrzeby taka opcja wchodzi w grę.

Kolejnego poranka Adaś z Piotrkiem wstali skoro świt. Od pierwszej chwili zaczęła się między nimi sprzeczka. Adaś upierał się, żeby pójść pobawić się na placu zabaw, a Piotrek wolał wybrać się nad morze. Nawet przy porannym posiłku nie mogli dojść do porozumienia. Wiedziałem, że pora to zakończyć, bo od ich wrzasków zaczynała mnie boleć głowa.

– Ej, ale cisza! Przygotowałem dla was coś ekstra! – wydarłem się.

– Co takiego? – zainteresował się Adaś.

– Dzisiaj pójdziecie na kilka godzin do wyjątkowego przedszkola. Są tam przesympatyczne panie... To prawdziwe specjalistki, jeśli chodzi o organizowanie fajnych zajęć dla chłopaków takich jak wy. No bo lubicie chodzić do przedszkola, prawda? – przekonywałem.

Znajdowało się pośród willi

Adrian nie był do końca przekonany, bo niedługo czekała go nauka w szkole, ale ostatecznie przystał na pomysł.

– Skoro tak, to szkoda marnować czas. Zjedzcie resztę posiłku i możemy ruszać. Jeżeli przypadnie wam do gustu, to codziennie będziecie tam zaglądać – zadeklarowałem.

Przedszkole znajdowało się w eleganckiej dzielnicy, wśród okazałych willi. Mieściło się w przepięknej, zabytkowej rezydencji z rozległym placem zabaw. Gromadka maluchów już wesoło hasała po ogrodzie.

Tuż przy bramie wejściowej spotkałem pewną kobietę, która przyprowadzała akurat swoje maleństwo. Wdaliśmy się w dłuższą pogawędkę. Dowiedziałem się od niej, że jej pociecha uczęszcza do tego przedszkola od niedawna i jest wprost zachwycona.

– Może pan z czystym sumieniem zostawić tu chłopców. Nic złego na pewno im się nie przydarzy. Opiekunki są niezwykle wykwalifikowane i pomysłowe. Moja Zosia zazwyczaj szybko się nudzi. A tutaj? Jeszcze ani razu nie usłyszałam od niej słowa skargi. Jest przeszczęśliwa i usatysfakcjonowana. Ja i mój mąż również, bo mamy wreszcie chwilę dla siebie.

Skuszony perspektywą, zaprowadziłem moich synków do pozostałych maluchów, po czym zająłem się dopełnianiem formalności z siostrą faceta za barem. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że pozbywam się pociech w taki sposób, bo w końcu powinienem odrabiać stracone chwile, ale szybciutko odpędziłem tę refleksję. Doszedłem do wniosku, że czynię to dla ich dobra.

Wszak korzystniej, aby bawili się z rówieśnikami, pod czujnym okiem sympatycznych cioć, niż oglądali tatę, któremu lada moment mogą puścić nerwy. Zresztą dałem sobie słowo, że nic na siłę. Jeżeli chłopakom nie przypadnie do gustu to przedszkole, to więcej ich tu nie przyprowadzę.

Mogłem złapać chwilę dla siebie

Zanim przyjechałem po dzieciaki wieczorem, minęło już osiem godzin. Czułem się wypoczęty i byłem w świetnym humorze, bo wreszcie mogłem złapać chwilę dla siebie. Maluchy także promieniały radością. Rozgadane i podekscytowane trajkotały o świeżo poznanych kumplach i wymyślnych zabawach, które zaserwowały im opiekunki. Ku mojemu zdziwieniu, zachwalały nawet rybę zaserwowaną na obiad, mimo że w ośrodku za nic nie chciały spróbować dorszyka.

– A więc wszystko gra? – spytałem dla pewności.

– Mhm – przytaknęli

– I jutro macie ochotę tam znów iść?

– Jaasne. Strasznie – odpowiedzieli jednym głosem.

– Okay. Ale jest jeden warunek: w życiu nie możecie pisnąć o tym słówka mamie. Kiedy zadzwoni i spyta, co robiliście, mówcie, że cały czas trzymaliśmy się razem.

– A jak będziemy z powrotem w mieszkaniu, to również musimy trzymać gębę na kłódkę? – dociekał Adam.

– No jasne. Słuchajcie, sza… Nikomu ani słowa. Nawet dziadkom.

– Ale czemu? – Piotrek był strasznie wścibski.

– Bo mamuśka się zdenerwuje?

– Nie, przecież nie ma powodu. Ale… – intensywnie myślałem, szukając w głowie jakichś sensownych argumentów. – Ale panowie nie zawsze wszystko mówią paniom. Nawet tym, które uwielbiają, jak nasza mama. Faceci miewają sekrety. I to będzie właśnie taki nasz, męski sekret. Pasuje?

– Zgoda! – wykrzyknęli jednogłośnie.

– I nikomu ani mru-mru?

– Nigdy w życiu! – zapewnili solennie.

– No to jesteśmy umówieni – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.

Było to dość kosztowne

Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl – jeszcze dzień wcześniej sądziłem, że podczas wakacji nie będzie mi dane złapać nawet odrobiny wytchnienia. Tymczasem los sprawił mi przyjemną niespodziankę…

Gdy wieczór zapadł i chłopcy pogrążyli się we śnie, postanowiłem zejść na moment do baru w hotelu. Zamówiłem kufel piwa i zostawiłem barmanowi hojny napiwek. Zasłużył na to, ponieważ uratował mnie z tego kłopotliwego położenia.

Moi synowie niemal każdego dnia odwiedzali przedszkole, gdzie spędzali po osiem godzin. Owszem, było to dość kosztowne, ale co z tego? Liczyło się tylko to, że resztę czasu mogliśmy wspólnie spędzać w radosnej atmosferze, wymyślając coraz to nowe rozrywki. 

Zanim wsiedliśmy do samochodu, by wrócić do naszego miasta, raz jeszcze uczuliłem chłopaków, żeby nie wspomnieli ani słowem mamusi o naszym sekrecie, który miał pozostać wyłącznie między nami, facetami.

– Mama z pewnością zacznie was podpytywać, jak było, co wam się podobało… Wiecie, co jej opowiedzieć?

– Spoko, nie przejmuj się. Ani mru-mru o tym przedszkolu – zapewnił Adaś w swoim i brata imieniu.

Kiedy w końcu znaleźliśmy się w mieszkaniu, zgodnie z moimi przewidywaniami, żona zaczęła wypytywać chłopaków o wycieczkę. Od nich dowiedziała się jedynie tyle, że wypad był super, a ja zapewniłem im masę rozrywek i niespodzianek.

Nie mogłem ukryć zadowolenia

Po tym jak udało jej się wreszcie uśpić małych, dołączyła do mnie, gdy relaksowałem się w pokoju dziennym.

– Słuchaj, jestem tobą niesamowicie zachwycona. Nie sądziłam... – rzekła.

– Co? – zaskoczyłem się.

– Że dasz radę. Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że zadzwonisz błagalnie po trzech dniach, prosząc o mój przyjazd. W końcu tak bardzo opierałeś się temu wyjazdowi. A tu cisza... Przez całe dwa tygodnie. A teraz słyszę od chłopaków, że bawili się rewelacyjnie – Iwona spoglądała na mnie z uznaniem.

– Wiesz, muszę przyznać, że na początku dopadł mnie lekki dołek, ale jakoś udało mi się z niego wygrzebać. I słuchaj, absolutnie nie widzę przeszkód, żebyśmy za rok znowu wybrali się na wypoczynek tylko w naszym męskim gronie. Dla mnie to pestka – zrobiłem nonszalancki gest ramionami.

Nie mogłem ukryć zadowolenia, które rozpierało mnie od środka. Byłem przeszczęśliwy, ponieważ urlop okazał się strzałem w dziesiątkę, a na dodatek moja żona była ze mnie dumna jak nigdy dotąd. Przez siedem dni czułem się jak król świata, otoczony blaskiem i splendorem.

Niestety, nasza męska konspiracja nie przetrwała próby czasu. Trudno mi powiedzieć, który z chłopaków pierwszy nie wytrzymał i wygadał się mamie...

Iwonka w końcu odkryła prawdę. Jak tylko przekroczyłem próg domu po robocie, przywitała mnie wzrokiem, który mógłby zabić. Nie kojarzę, kiedy ostatnio widziałem ją aż tak wkurzoną. Darła się na mnie, że ją wyrolowałem, poszedłem na łatwiznę i zamiast budować relacje z dzieciakami, spławiłem je na cały dzień, a na dodatek jeszcze je  namówiłem na kłamanie.

Wysłuchałem tego wszystkiego na spokojnie, a potem zaczerpnąłem solidnie powietrza i jej wyjaśniłem, że zamiast mnie opierniczać, powinna mnie raczej pochwalić. Bo gdyby nie to całe przedszkole, to nasze wczasy zamieniłyby się w totalny koszmar. A tak to wszyscy nieźle się bawiliśmy i wypoczęliśmy.

Póki co tego nie rozumie, dlatego robi sceny i się wścieka. Sądzę jednak, że gdy poukłada sobie to w głowie i się nad tym zastanowi, przyzna, że miałem rację…

Robert, 42 lata

Czytaj także:
„Uknułam plan, żeby ratować małżeństwo brata, ale jednego nie przewidziałam. Teraz bratowa jest samotną matką”
„Moja ukochana to żona idealna. Mogę chadzać z kumplami, wyrywać panienki, a w domu i tak czeka gorący schabowy”
„Mój mąż miał bardzo nietypowe i tajemnicze hobby. Gdy się o nim dowiedziałam, wystawiłam go za drzwi z 1 walizką”

Redakcja poleca

REKLAMA