Jako rodzeństwo tworzyliśmy zgrany team. Mój brat był ode mnie starszy, a nasza mama często mówiła, że będzie dla mnie podporą. I rzeczywiście, nikt na osiedlu nie śmiał mi dokuczać. W przeciwnym razie mój brat sięgał po pięści lub inne środki perswazji. Wszystko zależało od tego, kto i co mi zrobił. W domu mogłam liczyć na jego wsparcie w zadaniach z matmy, z której był naprawdę dobry. A jeśli trzeba było, brał na siebie odpowiedzialność za stłuczone szkło w regale na książki.
Brat miał chronić mnie przed światem
Wybrał kierunek finansowo-księgowy, a gdy kończył podyplomówkę z zarządzania, ja akurat podchodziłam do matury. Dzieliło nas aż 7 lat, co było bardzo odczuwalne. Ja wciąż byłam młodą dziewczyną, a on już myślał o założeniu własnej rodziny.
Jeszcze na studiach ożenił się z Darią, a później, chcąc zapewnić swojej rodzinie dostatnie życie, opuścił nasze niewielkie miasteczko i przeniósł się do Warszawy. Znalazł tam świetną posadę w banku, gdzie zdobywał kolejne szczeble w hierarchii, aż w końcu objął stanowisko dyrektora oddziału.
Zdecydowałam się nie opuszczać domu i nadal mieszkać z mamą i tatą. Siłą rzeczy relacje z moim bratem stały się mniej zażyłe, ale to zupełnie zrozumiałe, kiedy dzieli was spora odległość. Poza tym teraz on był głową rodziny, miał dzieci, którymi musiał się opiekować.
Tuż przed moim egzaminem dojrzałości u ojca zdiagnozowano nowotwór. Mamę ta wiadomość kompletnie przygniotła. Martwiła się, jak poradzą sobie sami, gdy ja pójdę na studia, a później być może los rzuci mnie gdzieś daleko od domu. Nie chciałam dokładać jej zmartwień, dlatego porzuciłam sny o zgłębianiu historii sztuki. Zamiast tego wybrałam studium kosmetyczne w naszym miasteczku. Moją specjalizacją stało się zdobienie paznokci i w ten sposób zarabiałam na utrzymanie, każdego dnia wracając z salonu do tego samego pokoju, w którym spędziłam dzieciństwo.
W domu był też spory pokój po moim bracie, jednak nie można go było zagospodarować na wypadek, gdyby kiedyś chciał przenocować. Takie sytuacje w zasadzie się nie zdarzały, bo wpadał z rodziną niezwykle rzadko i wybierał nocleg w pobliskim hotelu. Niemniej jednak dla mamy i taty pokój najstarszego syna miał wyjątkowe znaczenie.
Mój brat otrzymał od życia szansę na naukę, samorozwój, odnalezienie swojej drogi i testowanie własnych możliwości. Moja egzystencja była raczej nudna – nigdzie nie podróżowałam, każdego dnia wspierałam mamę w opiece nad tatą, starając się ulżyć jej, jak tylko potrafiłam. Po śmierci taty mama wielokrotnie wspominała, że gdyby nie moja pomoc, nie mogłaby cieszyć się jego towarzystwem aż do samego końca. Prosiła mnie też, żebym teraz, kiedy została sama, nie zostawiała jej samej.
Nawet się z nią nie pożegnał
Z łatwością mogłam złożyć tę obietnicę, bo nie miałam żadnej innej opcji. Nic mnie nie ciągnęło do szalonego, pełnego przygód życia. Nie czekał też na mnie bogaty narzeczony. Szymon po ceremonii pogrzebowej wrócił do swoich codziennych spraw, a ja zajęłam się własnym życiem. Ozdabiałam paznokcie klientek, dawałam korepetycje, a później wracałam do domu, do mamy. Widziałam jak z upływem czasu coraz bardziej traci siły.
– Córeczko, w jednej z szuflad jest zapieczętowana koperta z testamentem. Dobrze go schowaj, żebyś później miała papier, że to mieszkanie należy do ciebie… – coraz częściej wspominała o tajemniczej kopercie, która faktycznie spoczywała w pudełku pełnym różnych dokumentów.
– Mamo, daj spokój z tymi testamentami. Jeszcze zatańczysz na weselach swoich wnuków!
– Ech, nie sądzę, żebym dożyła takiej radości… – wzdychała ciężko mama.
Jak wywróżyła, tak się stało. Odeszła 6 lat po śmierci taty na serce.
Dokładałam wszelkich starań, żeby pamiętała o zażywaniu lekarstw i chodzeniu na wizyty kontrolne. Robiłam zakupy, sprzątałam, dbałam o dom, żeby się nie męczyła. Nie marudziłam, nie użalałam się nad sobą. Traktowałam to wszystko jak naturalną kolej losu. Dawniej, jako dziecko, to ja byłam całkowicie zależna od niej, teraz sytuacja się odwróciła.
Mój brat Szymon od czasu do czasu wysyłał SMS-y z pytaniem o zdrowie mamy, tłumacząc się brakiem możliwości większego zaangażowania. Spłacanie pożyczki na dom, opłacanie dzieciom dodatkowej nauki języków obcych – to wszystko było ważniejsze niż wizyta u mamy. Praca też mu nie pozwalała wpadać w odwiedziny. Nie pożegnał się z nią przed śmiercią.
Ja natomiast w wieku 31 lat stałam się sierotą. A nawet gorzej. Zostałam zupełnie sama, bez nikogo, o kogo mogłabym się troszczyć i na kim mogłabym polegać. Szymek po uroczystościach pogrzebowych pojechał do siebie, pisząc mi, żebym się trzymała. Ale czego? Wspomnień? Ścian?
Trudno było mi przekroczyć próg opustoszałego mieszkania, w którym nikt już na mnie nie czekał. Wciąż próbowałam dojść do siebie po pogrzebie, gdy nagle zadzwonił Szymon. Już od samego początku rozmowy wyczułam, że coś go trapi i nie zachowuje się normalnie.
Co mama sobie myślała, spisując testament?
– Wiesz co, siostrzyczko, trochę mi niezręcznie, ale muszę z tobą o czymś pogadać…
– O co chodzi?
– Chodzi o mieszkanie, które zostało nam po rodzicach. Chyba najwyższy czas, żebyśmy podjęli jakąś decyzję w tej sprawie…
Jedynym dobytkiem moich rodziców było mieszkanie. Ich niewysokie świadczenia emerytalne ledwo starczały na podstawowe potrzeby – gdyby nie to, co zarabiałam, nie poradziliby sobie z uregulowaniem rachunków. Nie posiadali żadnych depozytów bankowych, odłożonych pieniędzy, czy auta. Mieli tylko to lokum, kupione po atrakcyjnej cenie, kiedy nadarzyła się okazja.
Wydawało mi się oczywistością, że skoro mój brat wyjechał na studia i robił karierę zawodową, a ja opiekowałam się naszymi rodzicami praktycznie od szkoły średniej aż do momentu, gdy odeszli, to sprawa mieszkania jest jasna. Zostanę w nim, bo to jedyne miejsce, które mogę nazwać swoim domem. Poza tym Szymon miał przecież własne mieszkanie w Warszawie, które zdążył już spłacić. Ja nawet nie miałam kiedy zarobić na własne.
Nigdy nie myślałam o moich decyzjach w kategoriach wyrzeczeń, jednak prawda była taka, że nie miałam ani faceta, ani dzieci. Nie zrobiłam też kariery, która przyniosłaby mi majątek albo przynajmniej dała tyle kasy, by wystarczyło na pożyczkę na malutkie mieszkanko. Ale w sumie po co mi ono? Mama ciągle mi truła, żebym tu została, jak już jej nie będzie.
– Słuchaj, muszę ci o czymś powiedzieć. Rodzice zostawili po sobie testament. Chyba powinniśmy go w końcu przeczytać, nie?
– No racja, już najwyższy czas.
Szymon wpadł do mnie z wizytą, wyjęliśmy zapieczętowaną kopertę i udaliśmy się do prawnika, żeby ją otworzyć.
– Zgodnie z ostatnią wolą pani ojca, pańska matka przepisała mieszkanie po równo na panią… – adwokat pokazał na mnie ręką – oraz na pana… – tu wskazał na mojego brata – a do tego na pańską małżonkę i wszystkie pańskie dzieci.
– Że co? – byłam totalnie zaskoczona tym, co właśnie usłyszałam.
Tak mnie chciała zabezpieczyć?
– Zgodnie z zapisami testamentu dom został podzielony na sześć identycznych części, z których każda trafiła do innej osoby z rodziny. Jeśli nikt nie wspomina o pozbawieniu praw do spadku… – mecenas kontynuował swój wywód, a ja nadal byłam w totalnym szoku.
Nie liczyłam na to, że bliscy docenią moje poświęcenie w opiece nad rodzicami, ale taka niewdzięczność zupełnie mnie zaskoczyła. Co takiego miałoby mi przypaść z tego trzypokojowego lokum? Malutki pokoik, gdzie musiałabym prosić o zgodę na skorzystanie z kuchni czy toalety
Czyżby mama właśnie tak sobie to wyobrażała?
– Wydaje mi się, że najrozsądniej będzie, jeśli odkupię od ciebie twoją część mieszkania – rzucił Szymon, kiedy opuściliśmy kancelarię adwokacką. – Mógłbym wtedy je wynająć.
No tak, kolejna możliwość. Czyżby matka i o tym pomyślała? Że skończę na bruku?
– A co ze mną? Co ja dostanę?
– Uzbierasz sobie na wkład własny i weźmiesz kredyt na mieszkanko.
– Myślałam, że to już jest moje mieszkanko! Tu się wychowywałam, całe życie tu mieszkam! Dbałam o ten dom, o mamę i tatę! W ogóle się nie angażowałeś, a teraz chcesz sobie przywłaszczyć całe mieszkanie?
– Nie całe… – uściślił.
– No dobra, może nie całe, ale zdecydowaną większość – wycedziłam z irytacją.
Przystanął i chwycił mnie za ramię, przymrużając powieki.
– Zamierzasz walczyć? Latać po sędziach? Na serio? Zlekceważysz życzenie staruszków?
– Szymon, do licha… Szczerze sądzisz, że to w porządku? – patrzyłam mu prosto w oczy, które jakby stwardniały. – Studiowanie nie wchodziło w grę, o dobrej posadzie za granicą mogłam tylko pomarzyć. Nawet ułożenie sobie życia osobistego było niemożliwe, bo każdego dnia musiałam pędzić do domu, żeby zająć się rodzicami…
– Karola, sama podjęłaś taką decyzję. Mogłaś przecież wyjechać, a dla rodziców znaleźć jakąś opiekę.
– Niby za co? Za te marne grosze, które od czasu do czasu raczyłeś przysłać?!
– Mogłaś dać znać, że potrzebujesz więcej kasy – mruknął, chowając dłonie do kieszeni. – Zresztą to była wola rodziców, nie moja.
– No pewnie. A ty tylko cwanie to wykorzystasz. Wiesz co? Rezygnuję z tego, co mi się należy w spadku. Wsadź to sobie! Leć za to na Majorkę albo inną Ibizę, skąd byłeś w stanie wysyłać setki fotek, jakbyś nie zdawał sobie sprawy, że mnie nie było stać na opłacenie mamy wyjazdu do sanatorium. No to miłej zabawy!
Niech się udławi tymi pieniędzmi!
Fakt, kierowałam się honorem, ale kiedy pierwsze emocje minęły, moje nastawienie pozostało takie samo. Nie miałam już energii ani chęci do zmagań. Perspektywa przepychanek z bratem w sądzie mnie nie pociągała. Testament rodziców, mimo że potraktowali mnie w nim gorzej, niż zrobiłoby to samo prawo, gdyby ostatniej woli nie spisali, pozostawał dla mnie czymś świętym i nienaruszalnym.
Postanowiłam nie wnikać w ich motywy i pobudki, nie chciałam zatruwać sobie życia roztrząsaniem, rozgoryczeniem i rozpamiętywaniem.
W wieku 33 lat postanowiłam zacząć wszystko od nowa. Spakowałam walizki i wyprowadziłam się od rodziców do niewielkiego mieszkanka, gdyż tylko na takie mogłam sobie pozwolić. Wysłałam do sądu oficjalne pismo, w którym zrezygnowałam z przysługującej mi części spadku.
Mój brat przelał mi 50 tysięcy. Chyba w końcu zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia. Nie mam pojęcia, czy to suma, za którą poszło mieszkanie, ale kasy mu nie zwróciłam. Nie jestem aż taka naiwna. Wrzuciłam pieniądze na lokatę z długim okresem i niech sobie tam spokojnie leżą, żebym miała na czarną godzinę.
Postanowiłam zakasać rękawy, by uzbierać na studia. Po dwóch latach ciężkiej pracy zaczęłam naukę na upragnionym kierunku, czyli na historii sztuki. Zupełnie mi nie przeszkadzało, że moi koledzy byli o połowę młodsi ode mnie. Co roku to ja dostaję najwyższe stypendium za wyniki w nauce. Całkiem możliwe, że zostanę na uczelni, by pisać doktorat, ponieważ jeden z profesorów wciąż mi powtarza, że widziałby mnie w swoim zespole. Sprawia mi to ogromną radość.
Wciąż mam w głowie lekcje z przeszłości. Gdyby pomysł z uczelnią nie wypalił, mam w zanadrzu wariant rezerwowy. Sprawa z testamentem nauczyła mnie, że nie wszystko jest oczywiste, dlatego zawsze staram się mieć jakąś alternatywę. Chociażby taką, że ponoć na Teneryfie poszukują specjalistek od robienia paznokci…
Karolina, 36 lat
Czytaj także:
„Brat przyłapał mnie w łóżku z jego żoną. Wybaczył mi dopiero po kilku latach, gdy uratowałem mu życie”
„Dorosły syn ciągle z nami mieszkał. Wreszcie sami się wynieśliśmy, bo mamy dość bycia służbą”
„Gdyby nie ja, moja rodzina żyłaby w chlewie i zarosła brudem. Od rana do nocy latam na miotle i nikt tego nie docenia”