„Teściowa uważała, że jestem kiepską partią dla jej syneczka. Każde spotkanie z nią odbijało mi się czkawką”

synowa i teściowa fot. Adobe Stock, fizkes
„Zawsze była złośliwą i komentowała nasze ubranie, nowy samochód, czy zakup mieszkania. Gdy urodziłam Szymona, miała dla mnie mnóstwo złotych rad na temat wychowania dziecka. Wszystko wiedziała najlepiej, komentowała, czym powinnam karmić własne dziecko i jak je powinnam ubierać”.
/ 27.04.2024 22:30
synowa i teściowa fot. Adobe Stock, fizkes

Dobrze trafiłam z mężem, z teściową zdecydowanie gorzej. Zatruwała mi życie na każdym kroku i mieszała absolutnie do wszystkiego. Na domiar złego, musiałyśmy zostać sąsiadkami.

Od początku jej nie pasowałam

Nasze pierwsze spotkanie z moim przyszłym miało miejsce w warszawskich Łazienkach. Uwielbiam ten park z różnorodnymi drzewami, krzewami, pełną paletą barw kwitnących i pachnących kwiatów. Każda ścieżka może poprowadzić w zupełnie nowe miejsce, a mnie jedna z nich doprowadziła do Borysa. Idąc alejką czytałam książkę i zatopiłam się w niej tak mocno, że wpadłam do mojego przyszłego wybranka. Zaczęliśmy rozmawiać o literaturze i tak nam dobrze szło, że następnego dnia umówiliśmy się na spotkanie w kawiarni. Po tygodniu byliśmy już oficjalnie parą.

Pobraliśmy się po roku znajomości. Niektórzy myślą, że zdecydowaliśmy się na ten krok zbyt wcześnie. Mówili nam, że na pewno potrzebujemy więcej czasu, by lepiej poznać się nawzajem. Ale my nie wiedzieliśmy, po co mamy to robić. Czuliśmy się tak, jakbyśmy znali się od przedszkola. Każde z nas miało swoje przyzwyczajenia, które akceptowaliśmy. Wiedzieliśmy, że w naszym przypadku ślub nic nie zmieni, bo wierzymy w to, że zestarzejemy się ze sobą.

Nie chcieliśmy wielkiego wesela, zdecydowaliśmy się na skromną uroczystość w Urzędzie Stanu Cywilnego, a niewielkie grono gości zaprosiliśmy do restauracji na obiad. Moi rodzice byli szczęśliwi, że ich jedyna córka znalazła swoją bratnią duszę. W ich oczach widać było łzy wzruszenia. Naszym problemem była teściowa, która nie mogła pogodzić się z tym, że jej ukochany syn żeni się zbyt szybko, bo na pewno nie przemyślał swojej decyzji. Poza tym jej marzeniem było olbrzymie wesele, na które z chęcią zaprosiłaby piątą wodę po kisielu.

Borys miał takie samo podejście jak ja i od razu dawał do zrozumienia swojej matce, że nie pozwoli jej się wtrącić do organizacji naszego ślubu. Jeśli mamusi się coś nie podobało – trudno, to nie moja sprawa. Nie mieliśmy potrzeby, aby często ją odwiedzać, robiliśmy to jedynie przy okazji urodzin, imienin czy świąt. Za każdym razem była jednak na tyle złośliwa, by skrytykować nasze ubranie, nowy samochód, czy zakup mieszkania.

Gdy urodziłam Szymona, miała dla mnie mnóstwo złotych rad na temat wychowania dziecka. Wszystko wiedziała najlepiej, komentowała, czym powinnam karmić własne dziecko i jak je powinnam ubierać. Wielokrotnie musiałam jej przypominać, że ona już miała szansę na wychowanie dziecka, co ostatecznie zrobiła dobrze, ale o swoim synu będę decydowała ja, a nie ona.

Może jakoś się ułoży?

Teściowa była samotna i zapewne bardzo się nudziła, dlatego czuła przemożną potrzebę, by we wszystko wtrącać swoje trzy grosze. Podczas odwiedzin w jej domu starałam się być spokojna, a po wszystkim chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Ona nie była złą kobietą, ale bardzo cię cieszyłam, że mieszka w odległości pięćdziesięciu kilometrów od nas.

Mimo nieco napiętej sytuacji, trzy lata temu podjęliśmy z Borysem decyzję, która bardzo wpłynęła na nasze wypracowane, ograniczone stosunki. Postanowiliśmy wybudować dom pod miastem, a dokładniej na działce, którą mój mąż odziedziczył po swoich dziadkach. Problem w tym, że działka ta bezpośrednio graniczyła z działką mojej teściowej.

Gdy byłam w drugiej ciąży, doszliśmy do wniosku, że małe mieszkanie, w którym obecnie mieszkaliśmy, nie pomieści naszej czwórki. Dlatego też zaciągnęliśmy kredyt, wypłaciliśmy wszystkie oszczędności i rozpoczęliśmy budowę domu. Na szczęście proces ten nie nastręczał większych problemów i roboty szły szybko. Borys dokładnie pilnował ekipy budowlanej, a jego mama postanowiła być asystentką inwestora. Mówiła naszym pracownikom co i jak powinni robić. Nie muszę mówić, że projekt domu jej się w ogóle nie podobał, bo ona wszystkie pomieszczenia rozmieściłaby dokładnie odwrotnie.

Borys radził sobie ze swoją matką, ja bywałam na budowie rzadko, więc na szczęście nie musiałam na to patrzeć. Tak, przyznaję, obawiałam się tego, że stawiam dom tuż za płotem teściowej, ale w tamtym czasie nie mieliśmy tyle pieniędzy, by kupić inną działkę. Czasem śmialiśmy się, że między naszymi domami postawimy betonowy płot i uzbroimy go w drut kolczasty. Odpuściliśmy jednak ten pomysł, ale celowo nie zdecydowaliśmy się na furtkę pomiędzy naszymi posesjami. Jeśli teściowa będzie miała ochotę nas odwiedzić – zaproszę ją pod bramę.

Wszystko mi obrzydło

Gdy Borys zajmował się malowaniem ścian i układaniem paneli, ja swój czas poświęcałam na wystrój. Chciałam, żeby nasz dom miał duszę, więc na różnych portalach ze starociami wyszukiwałam odpowiednie meble i ozdoby. Gdy udało mi się znaleźć coś odpowiedniego, kupowałam to i składowałam na strychu. Oczywiście moja teściowa miała inną wizję na nasz dom. Wypatrywała kurierów, żeby na własne oczy sprawdzić, co też wymyśliła jej synowa. Ile ja się nasłuchałam komentarzy na temat kiepskiego gustu!

W tym samym czasie przeglądałam zdjęcia i portale specjalizujące się w ogrodnictwie, ponieważ chciałam znaleźć inspirację dla kilkudziesięciu metrów kwadratowych znajdujących się przed głównym wejściem do domu. Rysowanie planów nasadzeń przynosiło mi naprawdę wiele radości. Przy płocie chciałam posadzić trzmielinę, gdzieniegdzie marzyły mi się rododendrony w różnych kolorach. Bardzo lubię magnolie, więc i dla nich chciałam znaleźć odpowiednie miejsce w ogródku.

Niestety nieco się zagalopowałam, ponieważ któregoś dnia Borys oświadczył mi, że nie mamy już na to funduszy.

– Kochanie, w tym momencie nie możemy sobie na to pozwolić. Musimy uzbierać trochę grosza, ale obiecuję, że zajmiemy się tym, jak budowa przestanie zżerać wszystkie nasze pieniądze.

Naszą rozmowę słyszała teściowa, która popatrzyła na nas spode łba.

– Daj mi spokój, kochanie – rzuciłam mu i odeszłam.

Dlaczego on powiedział do mnie „kochanie”? W ten sposób odzywa się do mnie moja teściowa. Poszłam na spacer, by przez chwilę nie przebywać w towarzystwie osób, które mnie krytykują. Wtedy pomyślałam po raz pierwszy w życiu, że Borys jest jednak podobny do mamusi.

Miałam już dosyć tej budowy

Gdy wróciłam do domu, teściowa zajęta była rozsypywaniem nasion trawy. Gdy weszłam do środka poszłam od razu do łazienki, ponieważ tam Borys zajęty był montażem lustra. Spytałam go spokojnie, czy nie potrzebuje mojej pomocy. Odburknął, że da sobie radę sam. Dobrze, niech się obraża dalej. Wściekła wyszłam na podwórko. Teściowa spojrzała na mnie z politowaniem i lekko pokręciła głową. Usiadłam na ławeczce, a w jej kierunku wystawiłam plecy. Coś sobie pogadała i poszła.

Za chwilę usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i ciszę. Siedziałam na dworze zmarznięta, bo pogoda nie była jeszcze zbyt wiosenna. Miałam czas, by przez chwilę popatrzeć na okolicę, która za chwilę miała się stać moi najbliższym otoczeniem. Było tam ładnie i spokojnie. Nowe domy zostały postawione przy tych nieco starszych. Ulica nie była zbyt uczęszczana, prowadziła w kierunku brzozowego zagajnika, w którym na pewno można miło spędzić czas.

Na budowie nie miałam zbyt dużo do roboty. Pojawiałam się tam tylko po to, by nieco wspomóc Borysa w drobnych pracach i sprzątaniu. Jak się okazało, tego dnia nie miałam zbyt dużo do robienia, bo zostałam odesłana z hukiem. Mogłam jedynie podjechać do wiejskiego sklepiku i zrobić tam zakupy na kolację, ale bałam się, że jakiś Bogu ducha winny sprzedawca będzie świadkiem mojego wybuchu.

Osobą odpowiedzialną za moje kiepskie samopoczucie była oczywiście teściowa. Gdy o niej właśnie myślałam, usłyszałam dźwięk drzwi i znajome szuranie po betonowym chodniku. To była ona, w swojej pełnej krasie. Postawiła coś na palecie z pustakami, by móc zamknąć za sobą furtkę. Oczywiście, że mogłam jej pomóc, ale celowo nie odwracałam się w jej kierunku. Słyszałam jej kroki coraz wyraźniej, po chwili stanęła tuż za mną.

Ogród jest wizytówką domu

– Kochanie, przyniosłam ci herbatę. Pewnie zmarzłaś – powiedziała spokojnie.

Byłam wściekła i chciałam ruszyć w jej kierunku. Czułam, że zaraz dojdzie do konfrontacji, a ja będę mogła dać upust wszystkim złym emocjom. Czego ona znów ode mnie chciała, po co mnie dręczy? Zobaczyłam, że ona naprawdę chciała zaproponować mi herbatę. Stała metr ode mnie i miała jakiś sympatyczny uśmiech na twarzy.

– Dziękuję – powiedziałam cicho i wzięłam do ręki parujący kubek.

– Powiedz mi Beatko, co będzie z waszym ogródkiem?

Pierwszy raz usłyszałam od niej jakieś pytanie, bez tego wszechwiedzącego tonu. Stałam tam całkowicie zszokowana, a ona wyjęła coś z kieszeni kurtki.

– Weź, przyda ci się to na początek – wyciągnęła w moim kierunku plik banknotów.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam tam z wybałuszonymi oczami i otwartymi ustami.

– Weź, weź. Nie musisz się wstydzić i nie musisz mi za nic dziękować. Borys jest dobrym człowiekiem, ale jest mężczyzną. Nie jest w stanie zrozumieć pewnych rzeczy.

– Dziękuję – powiedziałam zawstydzona i wzięłam od niej pieniądze.

Miałam mętlik w głowie, ponieważ podejrzewałam, że ukryte jest w jej zachowaniu drugie dno. Ciekawa byłam, czy zaraz nie zażąda ode mnie czegoś w zamian. Będę musiała zaprzedać swoją duszę diabłu?

– Ogród to wizytówka domu – popatrzyła z dumą w kierunku swoich różanych krzewów, które za kilka miesięcy rozkwitną wszystkimi możliwymi kolorami. – Poza tym, możesz też sobie wziąć trochę roślin ode mnie, mam ich już za dużo. Zdrówko! – dodała, stukając swoim kubkiem w mój.

Wypiłam herbatę do dna. W oczach miałam łzy i nie byłam w stanie powiedzieć już nic więcej. Czy to ogrodowe pojednanie oznaczało, że po kilku nieudanych latach wreszcie nawiązałyśmy nić porozumienia?

Beata, 29 lat

Czytaj także:
„Byłam wściekła na męża, bo zapomniał o naszej 10. rocznicy. Strzelałam fochy i wyszłam na idiotkę”
„Zerwałam kontakt z siostrą, bo wściubiała nos w moje życie. Jeszcze chwila i znajdę ją w swojej sypialni”
„Duszę się w swoim związku. Szymon ciąga mnie po imprezach i spotkaniach, a ja wolałabym siedzieć w domu”

Redakcja poleca

REKLAMA