Poznałam faceta marzeń, ale na drodze do idealnego wesela stanęła jego matka. Ciągle grozi mi, że wybije mnie Kubie z głowy, jeśli nie będę idealną, posłuszną narzeczoną. Powód tych działań totalnie zbił mnie z tropu...
Książę z bajki i wredna czarownica
Burzliwe związki, rozstania pełne awantur, obietnice, z których nic nie wynikało... Moje relacje nie wyglądały zbyt kolorowo i w wieku 24 lat straciłam nadzieję na zmianę. Stwierdziłam, że nie nadaję się do związków i najwidoczniej wszystkie niepowodzenia są moją winą. Teraz czuję, że wchodzę w tę rolę przy przyszłej teściowej...
Od początku jednak: gdy tak wegetowałam, przemieszczając się jedynie pomiędzy pracą, domem i sklepem, spotkałam Kubę. Wysoki, z szerokim uśmiechem i uroczą bródką, roztaczał wokół siebie pozytywną aurę. Zagadał do mnie pierwszy, wcale nie na zasadzie podrywu.
Rozmawialiśmy o najzwyklejszych sprawach, zainteresowaniach i życiu. Mówił dużo, ale potrafił słuchać: wreszcie poczułam, że moje słowa mają znaczenie. Kojarzył mi się z psiakiem, który nie odstępuje na krok swojego właściciela, a my niedawno pochowaliśmy ukochanego golden retrievera. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, chciałam się nim zaopiekować, a on natychmiastowo to odwzajemnił.
– Jeszcze kilka lat temu bym się wahał, ale przy tobie zrozumiałem, że jestem gotowy. Wiem, jak to brzmi, bo jestem tylko 3 miesiące starszy, ale chyba nie szkodzi? Mamy przed sobą całe życie, a ja czuję, że pójdę za tobą na drugi koniec świata. Rzucę wszystko – wyznał.
– Co to znaczy? Chcesz ze mną zamieszkać? – odpowiedziałam zaskoczona.
– Będę jeździł do ciebie kilka miesięcy, zbierzemy pieniądze, a potem od razu coś wynajmiemy. Nie chcę czekać.
Nigdy nie spotkałam tak dojrzałego faceta. Chciał spróbować, starać się ze wszystkich sił, snuł plany i wykazywał się odpowiedzialnością. Mimo tego, że jesteśmy tak młodzi, nie chciał tracić czasu. Prawdziwy ideał. Po pół roku związku w rozjazdach, powiedziałam „tak”. Stało się to niezwykle szybko, ale byłam absolutnie pewna swojej decyzji.
Podpisałam wraz z nim umowę najmu, ale nie zdążyłam nacieszyć się wspólną sielanką. Nazajutrz w drzwiach czekała ona: wiedźma z koszmarów.
Chciała zrobić ze mnie niewolnicę
– Więc to ty. Inaczej sobie ciebie wyobrażałam – wybuczała, nawet nie przekraczając progu.
Zdębiałam. Cholera, było mi tak głupio, że nie poznałam do tej pory jego rodziców, a raczej: mamy, bo Kuba stracił ojca dawno temu. Spotkać ją dopiero po zaręczynach...
– Dzień dobry. Bardzo mi miło – zaczęłam.
Dołączył do mnie Kuba i chwycił mnie w talii. Zaczął opowiadać o mnie same wspaniałości, ale matka zbywała każde jego słowo.
– Pogadamy, ale dopiero przy obiedzie. Rozumiem, że jest już gotowy? – spytała z przekąsem.
Spojrzałam na Kubę. Dopiero się wprowadziliśmy, żyjemy na kartonach, zamawialiśmy wczoraj chińszczyznę. Lodówka stała pusta.
– No, to lekcja pierwsza. Schabowe. Wiesz, jak bardzo Kuba je kocha?
Wiedziałam, a Kuba wychwalał od zawsze moją kuchnię. Teściowa posłała mnie jednak na zakupy, a gdy wróciłam, kontrolowała to, czy każdy kotlet jest idealnie rozbity. Wszystko było nie tak: roztrzepywanie jajka, ilość mąki, czas smażenia. Po całym dniu padłam na łóżko.
– Kochanie – zaczął Kuba. – Tak mi głupio, tak cię przepraszam. Powinienem był zareagować, ale sam nie umiałem odnaleźć się w tej sytuacji... Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
– Nie przejmuj się – uśmiechnęłam się do niego.
– Mama nie jest złą osobą. Liczę na to, że niedługo pokaże ci się z nieco lepszej strony. A schabowe wyszły perfekcyjne – mówiąc to, ucałował mnie w czoło.
Chciałam go wypytać, dowiedzieć się nieco więcej, zorientować się w swoim położeniu. Postanowiłam jednak milczeć. Nie chciałam stracić wymarzonego faceta, nie zamierzałam wchodzić pomiędzy niego, a jego matkę. Uznałam, że jakoś przeboleję, ale nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka...
Sprawdziła, czy mamy czysto za lodówką
Na nieustannym karceniu i szkoleniu wojskowym upłynęły mi 3 miesiące.
– No, odsuwaj, kochanieńka.
Ja? Jakim cudem miałam odsunąć lodówkę? Męczyłam się z tym zadaniem dobre 5 minut, głośno dysząc. Dostęp blokowały mi sąsiednie meble, które również wymagały tymczasowego przemieszczenia.
– Co to za syf? Nie wiesz, że tam też się sprząta? Och, ja już nauczę cię życia...
Miałam dosć. „Syf” oznaczał odrobinę kurzu i okruchów. Jej dziwactwa kojarzyły mi się z babcią, która stawiała na nogi całą rodzinę, żeby wypolerować każdy kąt na Wielkanoc. Ja, zdaniem teściowej, miałam jednak prowadzić takie życie nie tylko od święta.
– Dobrze, mamo. Zapamiętam. Może kupie jakieś specjalne, cienkie końcówki do odkurzacza? – starałam się na siłę zaimponować tej wiedźmie.
– Ach, te odkurzacze. Za moich czasów trzeba było się zmęczyć, żeby było czysto. Ale przynajmniej było dokładnie. Podłogę też odkurzacz wymyje? Zobacz, przecież nie wejdzie nawet we wszystkie zakamarki.
Skinęłam głową. Nie miałam siły przetrwarzać w głowie wszystkiego, co mi mówi. Jej głos wyrwał mnie z letargu.
– Poza tym, nie jesteśmy jeszcze rodziną, więc nie mów do mnie „mamo”. Ciągle mogę wybić cię Kubie z głowy. No, idź prasuj koszule. I wypierz pościel, wiesz, że Kuba ma alergię na roztocza.
Robiłam to zaledwie 3 dni temu... Bez przesady: nie uważałam, że muszę obchodzić się z nim jak z jajkiem. Przeszłam bezwiednie do dalszego wypełniania rozkazów, a potem: patrzyłam, jak teściowa kontroluje czystość parapetów, podłóg i okien.
Dodatkowo, miałam co niedzielę meldować się w kościele (chyba tylko dlatego, by móc zostać jeszcze bardziej posłuszną żoną), przefarbować włosy na naturalny odcień i skrócić paznokcie. Nie chciałam tego robić: od gimnazjum farbowałam włosy na płomienną czerwień.
Wieczorem, gdy Kuba wrócił z pracy, zalałam się łzami. Opowiedziałam mu o wszystkim, co znoszę pod jego nieobecność. Wyznałam mu, że boję się, że go stracę.
Nagle odkryłam, dlaczego muszę to znosić
– Nie wiedziałem, że jest aż tak źle – mówiąc to, Kuba wydawał się bardzo przejęty. Wyglądał, jak zbity pies.
– Jest tragicznie. Będzie tak zawsze? O co w tym wszystkim chodzi?
Mój narzeczony spuścił wzrok i przełknął ślinę. Chwycił moje dłonie i wyznał mi prawdę.
– Moja mama jest ciężko chora. Zostało jej może kilka lat życia. Chce upewnić się, że zostawia mnie w dobrych rękach, zanim zrobi się z nią naprawdę źle.
Czyli kobiecina dostaje białej gorączki, bo chce zdążyć zapewnić synu godne życie przed swoim odejściem. Zafiksowała się na tym punkcie tak mocno, że nawet nie daje sobie szansy na poczucie od mnie sympatii.
– Ale dla mnie liczy się to, kim jesteś, a nie to, czy robisz mi pranie i obiadki.
– Pewnie w tej sytuacji byłoby ci ciężko wytłumaczyć to mamie... – wyznałam szczerze. Chciałam na to liczyć, ale życie to nie bajka.
– Powiedz słowo, a odetnę się od niej i gdzieś uciekniemy. Nie zależy mi na spadku i innych głupotach. Kocham ją, ale... To jednak moje życie. Nasze życie.
Zapłakałam i wtuliłam się w niego. Ciągle zastanawiam się nad tym, co mam zrobić. Znosić to z nadzieją, że po ślubie jej przejdzie? Czekać, aż zrobi się z nią gorzej? A może powiedzieć jej, co o tym myślę, nie bacząc na jej stan? Nie znam odpowiedzi na te pytania: wiem jednak bardziej niż kiedykolwiek, że chcę wyjść za Kubę.
Zosia, 25 lat
Czytaj także:
„Marzyłam o dziecku, ale nie o niańczeniu faceta. Postawiłam na numerek z nieznajomym i nie żałuję swojej decyzji”
„35-letni syn ciągle u nas mieszka. Mamuśka pierze jego rzeczy, gotuje, daje pieniądze, a on palcem nie kiwnie w domu”
„Zawróciłam byłego faceta sprzed ołtarza w ostatnim momencie. Przecież to mnie obiecywał białą suknię i welon”