„Teściowa oszalała. Mówiła, że na starość nie ma czasu testować jednego adoratora przez kilka lat, dlatego testuje kilku naraz”

teściowa, która umawia się z wieloma facetami fot. Adobe Stock, Halfpoint
„7 lat po śmierci męża, teściowa postanowiła szukać miłości. I to z rozmachem! Ten był od łóżka, tamten od pogawędek. Z tym chodziła na jogę, z innym na spacery. Panowie w większości byli 30 lat młodsi, bo nie chciała robić za darmową pielęgniarkę”.
/ 27.01.2022 15:00
teściowa, która umawia się z wieloma facetami fot. Adobe Stock, Halfpoint

U nas w rodzinie działo się wiele i na pewno ubiegły rok zapamiętamy na długo. A wszystko za sprawą mojej teściowej, która zafundowała nam emocjonalny rollercoaster. Sprowokował ją program o seniorach szukających miłości. Grupa pań i panów jedzie w jedno miejsce, spędzają razem czas, bawią się, rehabilitują, zawiązują przyjaźnie albo się kłócą. W międzyczasie liczą na strzał z łuku Amora i na to, że przed śmiercią – do której bliżej niż dalej – przeżyją, nie bójmy się tego słowa, romans.

Mama Tomka uwielbiała to oglądać i jakoś po swoich urodzinach, okrągłych, więc też skłaniających do przemyśleń, a wypadających krótko po Nowym Roku, postanowiła zrobić coś nowego. A właściwie poznać kogoś nowego. W sensie mężczyznę. Gdy nam to oznajmiła przy niedzielnym obiedzie, Tomek niemal zakrztusił się kawałkiem pieczonej wołowiny.

– Jak to? – spytał, gdy przełknął i popił. Teściowa wzruszyła ramionami.
– Normalnie. Skarbie… a co w tym takiego dziwnego. Tata zmarł siedem lat temu. Bardzo go kochałam, ale nie chcę być sama do końca życia. Zwłaszcza że nie wiem, ile mi tego życia zostało. Siedemdziesiątka to niby jeszcze nie czas na umieranie, ale z drugiej strony nie mam już zbyt wielu lat w zanadrzu, prawda?

Tomek milczał, nadal zszokowany, więc wyraziłam swoje poparcie.

– Prawda. Ja tam mamę doskonale rozumiem i trzymam kciuki za znalezienie jakiegoś fajnego kawalera.

Ten jest tylko do łóżka, tamten do pogawędek

Teściowa w nagrodę obdarzyła mnie uśmiechem. Uśmiechnięta wyglądała ładniej i młodziej; w ogóle była z niej zadbana, elegancka babeczka, a nie stara baba z wąsem. Nic dziwnego, że chciała jeszcze ten swój urok wykorzystać. Jednak mój mąż nie potrafił tak łatwo przejść do porządku dziennego nad jej zadeklarowaną chęcią romansowania.

Kiedy dwa tygodnie później pojechaliśmy do teściowej na obiad, w jej mieszkaniu zastaliśmy nieznanego nam mężczyznę. Wysoki i szczupły starszy pan miał nienaganne maniery sprzed lat. Pocałował mnie w rękę, Tomkowi uścisnął dłoń, odsunął krzesło przed moją teściową, a kiedy któraś z nas wstawała od stołu, by przynieść coś z kuchni, on także wstawał. Dżentelmen w każdym calu.

Niemniej zaskoczyła nas jego obecność, nie spodziewaliśmy się, że tak szybko w życiu Janiny pojawi się ów zapowiedziany „ktoś nowy”. Kiedy kroiłyśmy w kuchni ciasto, napomknęłam coś na ten temat.

– A na co mam czekać? Nie młodnieję przecież. Zresztą Staszek to tylko jeden z kilku moich absztyfikantów.
– Mamo! – roześmiałam się, ubawiona i tym słowem, i tym nadmiarem. – Adoruje cię kilku panów?
– A co, nie wolno? Mam testować jednego przez kilka lat? Nie mam na to czasu. Testuję symultanicznie! – teraz ona się zaśmiała.

Jakoś tak kokieteryjnie. No cóż, niby takie podejście wydawało się logiczne, ale choć uważam się za osobę otwartą, chyba byłam bardziej staroświecka niż ona. Nie wyobrażałam sobie randkowania z kilkoma mężczyznami naraz, żonglowania swoim czasem oraz informacjami, które im podaję. Tomasz tymczasem nieufnie patrzył na mężczyznę, który próbował zająć miejsce jego ojca u boku i w sercu jego matki.

A sytuacja się zagęszczała… W kolejnych tygodniach poznaliśmy także Bartosza, Andrzeja, Walerego. Nasza dezorientacja rosła, zaś Janina nie ułatwiała nam zadania, bo tylko wzruszała ramionami, gdy pytaliśmy, czy to ten właściwy facet.

Ten jest tylko do łóżka! – szepnęła pewnej letniej niedzieli, a ja nie wiedziałam, gdzie podziać oczy, bo szept był z gatunku teatralnych, słyszany przez wszystkich przy stole, także jej syna i wspomnianego pana.
– Ona zwariowała! W jej wieku?! – pieklił się Tomek, gdy już wróciliśmy do domu.
Ale bulwersuje cię, że twoja matka ma życie intymne, czy że wprost o tym mówi? – dociekałam, szczerze zainteresowana.

Nie uzyskałam odpowiedzi. O ile „casting” na towarzysza życia specjalnie mnie nie zbulwersował, o tyle kolejny pomysł teściowej wstrząsnął mną dużo bardziej. Kiedy tym razem zjawiliśmy się na niedzielnym obiedzie, drzwi otworzył nam mężczyzna niewiele starszy od nas. I nie był to syn kogoś, z kim postanowiła się związać. O nie!

W kuchni oświeciła mnie, że dziadki w jej wieku to nudziarze, którzy już zapomnieli, co się robi z kobietą w łóżku, poza spaniem, i szukają głównie pielęgniarki skrzyżowanej z kucharką, na co ona się nie zgadza. Teraz będzie testować tych w okolicach czterdziestki, bo tylko taki okaz może dać jej szczęście i, cytuję, rozkosz. Tomasz, który nas podsłuchiwał, wpadł w szał i zaczął wrzeszczeć, nie zważając na to, że „młodociany” kawaler siedzi za ścianą i wszystko słyszy..

– Nie liczysz chyba, mamo, że to zaakceptuję?! Ośmieszasz się! Wstyd mi za ciebie! Starałem się! Naprawdę się starałem, przynamniej zrozumieć, ale to jakieś żałosne… przedstawienie, normalnie brak mi słów! Ojciec się w grobie przewraca!
– Ciekawe, czy gdyby ojciec tu stanął z jakąś smarkulą u boku, też byś tak grzmiał? – odgryzła się teściowa. – Podwójne męskie standardy. Banda hipokrytów. To moje życie, a nie ojca, który zmarł siedem lat temu, przypominam. Więc mi tu z duchem nie wyjeżdżaj. Życie jest dla żywych, nie dla zmarłych. Nie podoba ci się coś? To do widzenia!

A jak starzec umawia się z młódką, to jest ok?!

Tomek wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami. Ja zostałam, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Biec za nim i uspokajać? Zostać i wesprzeć teściową? Sytuacja była trudna dla nich obojga. Tomek był bardzo zżyty z ojcem i jego nagła śmierć mocno nim wstrząsnęła. Od tamtej pory trzymali się z mamą razem, wspierali nawzajem. To, co Janina aktualnie robiła, burzyło ten wypracowany porządek, wprowadzało niebezpieczny pierwiastek chaosu. Ja też nie czułam się komfortowo.

Byłam raczej tolerancyjna, nie wnikałam w układy między dwiema dorosłymi osobami, ale… aż taka różnica wieku mimo wszystko wydawała mi się niestosowna. No bo jaki czterdziestolatek leci na kobietę trzydzieści lat starszą? Wtedy raczej dopada ich kryzys wieku średniego, oglądają się za małolatami… Otóż właśnie. Czyżby Janka miała rację? Gdyby ów skandal dotyczył mężczyzny, gdyby nie chodziło o jej Rafałka, a o trzydziestkę z długimi blond włosami i ekspansywnym biustem, z którą prowadza się senior w wieku jej dziadka, byłoby to żałosne, niesmaczne, ale społecznie akceptowalne.

Kobietę potępiano w czambuł. Z automatu. Że stara baba, a na takiego chłopca ostrzy sobie zęby. Że rozumu i wstydu nie ma. Że obraza boska i głupota, bo na pewno ją oskubie do czysta… Westchnęłam.

– Trzymam kciuki, mamo. Idę uspokoić twojego szalejącego syna.

Przez całą drogę mój mąż tylko gniewnie sapał, więc zaczęliśmy się kłócić dopiero w domu. Krzyczeliśmy jedno przez drugie. Że przecież kobiecie nie wypada. Nie wolno. Toż to śmiech na sali i grzech w jednym. A nieprawda, dzisiaj już wszystko wypada, a pojęcie grzechu nie dotyczy kogoś, kto jest niewierzący, zaś śmiech na sali może wzbudzić takie zaściankowe podejście. Racja, to w ogóle nie jest zabawne. To obrzydliwe!

Przecież to wygląda, jakby ona… z własnym… synem! A jak stary dziad zadaje się z młódką, to już uchodzi, to już mniej obrzydliwe? I nie przenoś jakichś kompleksów Edypa na własną matkę, która ma prawo do radości w życiu, i do seksu też, wyobraź sobie. W ciążę nie zajdzie. A dlaczego miałaby zachodzić? Jedno dziecko już wychowała, wystarczy! Wychowała, owszem, cholernie zazdrosnego jedynaka!

I tak się przerzucaliśmy argumentami, inwektywami tudzież złośliwościami do późnego wieczora, aż wreszcie położyliśmy się spać, zmęczeni dogryzaniem sobie i udowadnianiem swojej racji. Janina, na złość synowi chyba, poznała jeszcze dwóch młodszych mężczyzn, których zaczęła przyprowadzać na imprezy rodzinne. A że w okolicach końca roku mamy kilkoro jubilatów i solenizantów, to okazji do szokowania bliskich było aż nadto.

Janina zupełnie się tym nie przejmowała

Nosiła różowe bluzki z falbanami, wróciła do obcasów i cierpliwie farbowała siwe włosy. Makijaż też robiła bardziej widoczny. Nigdy dotąd nie widziałam u niej hybrydy na paznokciach, a teraz szalała z kolorami. Cała rodzina była zgodnie oburzona i zniesmaczona. Nie tyle faktem, że Janka chciałaby kogoś poznać. Najbardziej zjadliwe komentarze dotyczyły wieku partnerów oraz faktu, że śmiała włączać ich w życie rodziny.

Tu musiałam się zgodzić. Odnosiłam wrażenie, że robiła to nazbyt ostentacyjnie, na przekór i z desperacją. Przychodziła z nimi na te urodziny czy imieniny, przedstawiała każdemu, co chwilę wtrącała, że Rafał to, a Pawełek tamto, że jego praca jest taka odpowiedzialna, choć gość po prostu obsługiwał klientów w banku albo parzył kawę w bistro. A potem przechodziła do przechwalania się osiągnięciami łóżkowymi Rafałka czy Pawełka. Imienia tego trzeciego nie zdążyłam zapamiętać

– Tomasz, to twoja matka, porozmawiaj z nią! – zażądała w końcu babcia, ciotka Janki, nestorka rodu. – Jak ona mi takiego żigolaka przyprowadzi na Wigilię, to ja umrę nad barszczem z uszkami!
– Babciu, a co ja mogę? – Tomek był już zmęczony tymi apelami od starszyzny i kuzynostwa.

Jakby mógł pstryknąć palcami i już, sprawa załatwiona. Na szczęście dla rodziny związki Janki z młodszymi panami nie trwały długo. Mimo gorących deklaracji, najczęściej ich zainteresowanie mijało po kilku tygodniach. Za każdym razem dzwoniła do mnie jako do jedynej rozumiejącej ją osoby, z pretensjami, żalami, opowiadając, że dziś prawdziwych mężczyzn już nie ma.

– A Staszek? – podpowiedziałam, miło wspominając dżentelmena, który wstawał, gdy kobieta wstawała od stołu.
– Nie żyje! – jęknęła teściowa. – Dostał udaru i po chłopie! To nie na moje nerwy, takie czekanie na śmierć…
– Stąd te młodziki? – zgadłam. – Mamo, żadna skrajność nie jest dobra. Nadal trzymam kciuki za twoje szczęście i nie bronię ci oglądać się za młodszymi, ale znajdź kogoś, od kogo nie dzieli cię całe pokolenie albo półtora, kogoś, kogo będzie warto zatrzymać na dłużej, może nawet na stałe, co, mamo?

Nastąpił chwilowy spokój. Tomek przeprosił mamę, zaczęliśmy znów wpadać na obiady. Znowu jedliśmy we trójkę, bo Janka stwierdziła, że kończy z szukaniem na siłę, że chce się skupić na sobie, na samopoznaniu, dlatego zapisała się na jogę i medytacje wśród muzyki tybetańskich mis. I ten spokój wewnętrzny, który miała odnaleźć, zgubiła szybciej, niż mogliśmy sądzić.

– To jest Jerzy… – przedstawiła nam kolejnej niedzieli kolejnego mężczyznę. – Jest absolutnie cudowny!

Prawie usłyszałam zza pleców zgrzytnięcie zębami. Tomasz był na skraju wybuchu i bałam się, że rzuci się na faceta z pięściami albo zamknie matkę w piwnicy. Ale nie, bo… wyszedł do nas mężczyzna będący rówieśnikiem Janiny. Przystojny, zadbany, dopasowane ubranie podkreślało jego wysportowaną sylwetkę.

– Poznaliśmy się na jodze, Jurek jest instruktorem grupy seniorskiej.

Pan Jerzy miał mnóstwo do opowiadania. Pracował jako wolontariusz w Indiach, budował sierocińce i szkoły, a w Polsce zarabiał jako instruktor jogi i pozyskiwał sponsorów do kolejnego projektu ratującego, jak kto określał, mały odcinek świata. Nowa szkoła, kanalizacja w kolejnej wiosce, dostęp do wody pitnej dla mieszkańców następnego regionu. Pokazywał zdjęcia i filmy, wciągał nas w ten świat. Traktował Jankę z uprzejmością i patrzył na nią z zachwytem w oczach. A ona, mimo że zdjęła hybrydy i nie malowała się już tak mocno, wręcz promieniała i młodniała w oczach.

– Mamo, może to ten właściwy… – szepnęłam, gdy kroiłyśmy szarlotkę i mogłyśmy porozmawiać bez chłopaków. – Fajny jest. I Tomek nie ma ochoty go zabić…
– No może, Karolinko, może… A ty wiesz, co się tam kryje pod tą jego koszulą… Deski można łamać!

Uch! Nie dociekałam. Grunt, że sielanka trwała. Miesiąc, dwa. Chodzili na spacery i do kina, razem ćwiczyli i uczestniczyli w koncertach tybetańskiej muzyki. Nawet nie wiedziałam, że takie odbywają się w naszym mieście. Aż któregoś dnia Janka stanęła na progu naszego mieszkania, zawstydzona i z walizką.

– No bo… jakoś tak wyszło, że ja mu podpisałam te dokumenty. Potrzebował szybkiej pożyczki, żeby dokończyć szkołę w Indiach czy Birmie, już nie pamiętam. Obiecał, że jak tylko dostanie przelew od sponsora, to odda, ale musi wpłacić pieniądze, bo inaczej budowa stanie… No to jak miałam nie pomóc? Dzieciom zabrać możliwość nauki, jak one tam ledwie wodę do picia mają? A potem się okazało, że to nie szybka pożyczka pod zastaw mieszkania, tylko darowizna, no i… – Janka siedziała przed nami zawstydzona, na skraju płaczu. – No i ja teraz nie mam gdzie mieszkać.

A ja szczerze podziwiam moją teściową…

Tomek miotał się po mieszkaniu jak lew w klatce. Wściekły tak, że lepiej było do niego nie podchodzić. Oczywiście, że przygarnęliśmy Jankę, bo co innego mogliśmy zrobić? Kazać jej spać pod mostem? Została u nas, śpiąc na kanapie w salonie, przynajmniej do czasu sprawdzenia, co da się zrobić. Tomek dzwonił po znajomych, szukając dojścia do jakiegoś dobrego prawnika. Za szóstym razem trafił. Radca prawny był już siwy, ale umysł miał ostry jak brzytwa. Wysłuchał, przejrzał dokumenty i poklepał Jankę po dłoni.

– Niech się pani nie martwi, myślę, że uda się rzecz odkręcić. Darowizna nie musi być na zawsze. Niby ten, kto daje i odbiera… Ale jak obdarowany jest rażąco niewdzięczny i nie gra fair, to pani nie musi się tym piekłem przejmować. Na takich cwaniaków jak on mam swoje sposoby. Zaraz wystosuję pismo wzywające go do oddania mieszkania, może nawet obędzie się bez sądu. Oni boją się urzędowych formułek, pozwów i spraw sądowych. Gdyby tak nie było, to postępowaliby uczciwie.

Prawnik miał rację. Pismo zawierające przedziwną kombinację paragrafów, artykułów i punktów, przytoczeń przepisów i zawoalowanych gróźb podziałało. Mieszkanie wróciło do Janiny, i to szybciutko. Nie musieliśmy jej długo gościć pod naszym dachem. I dzięki Ci, Panie Boże. Choć lubię teściową, to przez wydarzenia ostatnich miesięcy miałam przesyt jej osobą i jej problemami. Jerzy zwrócił darowiznę, acz nie bez pretensji, że Janka odbiera dzieciom w Indiach szansę na wykształcenie i lepsze życie.

Gdyby tylko zrozumiała, ile miała szczęścia, że mogła mieszkać tyle lat w takim mieszkaniu, chętnie by przekazała cząstkę tego szczęścia niewinnym, młodym istotom pół świata dalej… Dobrze, że na tym spotkaniu był z nami prawnik, bo podejrzewam, że by się złamała, a ja razem z nią. A wtedy Tomek złamałby mu szczękę i wylądował w areszcie. Na szczęście prawnik czuwał i obyło się bez ofiar.

Kiedy przyszliśmy na jej urodziny, wraz z całą resztą rodziny, która zastanawiała się, jaką bombę odpali Janina tym razem, zaskoczyło nas, że w mieszkaniu nie ma nikogo poza gospodynią. Ale inną, a raczej tą, którą znaliśmy. To była dawna Janka, sprzed tego całego szaleństwa. Wróciła do siwego koloru włosów i krótkiej fryzurki. Znowu miała paznokcie pociągnięte jedynie bezbarwną odżywką. Jej sukienka, choć podkreślająca zgrabną figurę, była elegancka, a nie frywolna. Muszę przyznać, że to był bardzo miły wieczór.

Nikt nie poruszał tematu „chłopaków” Janki, choć obawiałam się, że w końcu ktoś nie wytrzyma i rzuci komentarzem, który rozpęta dyskusję. Chciałam odpocząć od miłosnych afer teściowej. Kiedy zostaliśmy już tylko we troje, Janka westchnęła.

– Chciałabym was przeprosić.
– Za co? – zdziwiłam się.
– Za cały ten rok, za moje głupoty i szaleństwa. Człowiek myślał, że może dorównać wam, młodym, a tu się okazało, że po prostu zgłupiał na starość. Tomuś, nikt do pięt nie dorasta twojemu tacie. On to potrafił kochać… Co ja bym dała, żeby znowu mnie przytulił, pocałował i… – uśmiechnęła się do wspomnień i otarła łzę.
O rany, uff! Czyli koniec z gachami? – upewnił się mój mąż.
– Koniec. To znaczy koniec z szukaniem na siłę. Nie wykluczam, że… Zresztą będzie, co życie przyniesie! – teściowa uniosła kieliszek z winem w górę. – Przepraszam was, kochani, i dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Wasze zdrowie. To był niezwykły czas.

Muszę przyznać, że o ile cały czas wspierałam Jankę i trzymałam za nią kciuki, a nawet kłóciłam się przez nią z Tomkiem, odetchnęłam z ulgą na wieść, że nie zamierza już szukać nowego adoratora. Podejrzewam, że ją samą zmęczyły te wszystkie przeboje i podboje. Nic na siłę. Zwłaszcza z miłością tak się nie da. Nie przestanę jej podziwiać za to, że próbowała. Za to, że miała odwagę żyć po swojemu, bez liczenia się z cudzym zdaniem. Chociaż przez rok. Cieszę się jednak, że udało nam się przeżyć te miesiące bez większych uszczerbków na zdrowiu, psychice i… koncie. 

Czytaj także:
Firma jest na skraju bankructwa, ale moja żona nadal kupuje drogie ciuchy
Po śmierci taty, mama czciła go jak świętego. A on... miał nieślubnego syna
Okradałem dziadka, bo myślałem że mama ma raka. A ona kłamała

Redakcja poleca

REKLAMA