– Co ci w ogóle wpadło do głowy?! – tata spojrzał na mnie z obrzydzeniem. – Przecież to jasne jak słońce, że jesteśmy twoimi rodzicami!
– No to powiedzcie mi szczerze, bo, tak czy siak, się dowiem...
– Przecież nie kłamiemy, po co mielibyśmy to robić... Naprawdę nie rozumiem, skąd ci się to wzięło...
– To może ty mi wytłumaczysz, jak to wszystko jest.
– Czemu przez ostatnie cztery tygodnie ciągle powtarzasz nam i sobie samemu, że nie jesteśmy twoją prawdziwą rodziną? Może to przez problemy na uczelni? Spójrz tylko — twoje włosy są identyczne jak u mamy, a oczy masz dokładnie takie same jak ja.
Wyniki badań wskazywały jasno
Faktycznie, miałem rysy twarzy przypominające mamę i tatę. Jednak nosiłem przy sobie coś, co w mgnieniu oka mogło obalić ich rodzicielstwo — rezultaty testów genetycznych. Te badania jasno pokazywały, że osoby, które się mną zajmowały od dziecka, nie są moją biologiczną rodziną. Dręczyło mnie więc pytanie o moje prawdziwe pochodzenie. Zastanawiałem się, kto tak naprawdę dał mi życie. W tamtej chwili nic nie było dla mnie ważniejsze niż poznanie tej tajemnicy.
Myśl o tym, że mogę być adoptowany, pojawiła się u mnie w momencie rozpoczęcia nauki w liceum. Wybrałem profil biolchem, ale kompletnie nie dawałem sobie rady z tymi kierunkowymi przedmiotami. Co ciekawe, moi rodzice pracują jako lekarze i zawsze świetnie radzili sobie z przedmiotami ścisłymi. Podobnie jest z innymi członkami naszej rodziny. Nikt z nich nie przejawiał zainteresowania przedmiotami humanistycznymi, które dla mnie były pasją.
Miałem ochotę wybrać inny kierunek nauki, ale nie potrafiłem zawieść rodziców, którzy marzyli o tym, że zostanę lekarzem. Od tej pory zacząłem jednak dostrzegać, jak bardzo różnię się od swojej rodziny.
Przykładowo, moi rodzice i spora część krewnych pisali lewą ręką, a ja byłem praworęczny. Do tego faceci w naszej rodzinie, zarówno ze strony mamy jak i taty, mieli tak słaby zarost, że mogli zapuścić najwyżej kozią bródkę, podczas gdy ja musiałem codziennie sięgać po maszynkę do golenia.
Niby to były drobiazgi, ale kompletnie odbierały mi wewnętrzny spokój. Wraz z upływem czasu narastała we mnie potrzeba walki z myślą, że jestem adoptowany. Uznałem więc, że najlepszym wyjściem będzie skoncentrowanie się na przedmiotach kluczowych do przyjęcia na medycynę — na szczęście udało mi się to zrealizować.
Spędzając kolejne dni na studiach medycznych, coraz mocniej docierało do mnie, że nie pasuję do tego środowiska i nie odnajdę się w tej profesji.
Coraz bardziej dręczyły mnie wątpliwości związane z moim pochodzeniem. Myśl, że mogłem być wychowywany przez osoby, które nie są moimi biologicznymi rodzicami, nie dawała mi spokoju. Po długich przemyśleniach uznałem, że jedynym sposobem na poznanie prawdy będzie test DNA. Pobrałem więc materiał genetyczny od siebie i rodziców, po czym wysłałem wszystko do laboratorium.
Do końca obstawali przy swoim
Postanowiłem porozmawiać z nimi otwarcie o tym, co podejrzewam. Jako dorosła osoba miałem nadzieję na zrozumienie z ich strony i szczere wyjaśnienia. Rzecz jasna, nie było we mnie tak dużo naiwności, żeby oczekiwać natychmiastowego przyznania się — już przy pierwszym spotkaniu. Wydawało mi się jednak, że po kilku kolejnych rozmowach dojdą do wniosku, że należy mi się poznanie prawdy. Niestety, pozostali nieugięci i do końca obstawali przy swojej historii.
W tej chwili zajmowało mnie coś zupełnie innego. Najbardziej chciałem poznać prawdziwą tożsamość osób, które mnie wychowały. Zdawałem sobie sprawę, że dotarcie do ich rzeczywistych personaliów może być trudne. Wpadłem jednak na pomysł, jak zdobyć potrzebne wskazówki do poznania prawdy. Najpierw musiałem uśpić ich podejrzenia.
Wszystko rozpocząłem od symulowania choroby. Nie udawałem konkretnego schorzenia — po prostu zacząłem mieć różne dolegliwości. Kręciło mi się w głowie, odczuwałem różne bóle, czasem niespodziewanie robiło mi się niedobrze. Medycy byli bezradni, bo wszystkie przeprowadzone testy wychodziły prawidłowo.
Martwili się, że cierpię na coś dziedzicznego. Miałem świadomość, że to skłoni moich adopcyjnych rodziców do działania — na pewno będą chcieli połączyć się z centrum adopcyjnym i zapytać o historię mojej biologicznej rodziny. Pozostawało mi tylko oczekiwać na wiadomość...
W końcu nadeszła. Ktoś przysłał ją w zwykłej, szarej kopercie, choć sądziłem, że w dzisiejszych czasach dostanę maila. List nie był zaadresowany do mnie, ale czułem, że muszę zajrzeć do środka, zanim zobaczy go ojciec. Pobiegłem do swojego pokoju, zamknąłem się i rozerwałem kopertę...
Moja mama była studentką dziennikarstwa, a ja pojawiłam się na świecie w wyniku zakrapianej imprezy. Do dziś nie znam tożsamości swojego ojca. Trzeba jednak przyznać, że w trakcie ciąży mama dbała o siebie — unikała papierosów i alkoholu. To nie było zresztą jej pierwsze dziecko.
Podjęła decyzję o tym, by pozwolić mi przyjść na świat. Zastanawiam się jednak, czy naprawdę planowała się mną zaopiekować? Kiedy już się urodziłam, dopadła ją depresja po porodzie i prawdopodobnie zrewidowała swoje plany. Choć może od początku wiedziała, że po prostu urodzi mnie i odda komuś innemu?
Wziąłem kopertę z zapiskami
Usłyszałem, jak tata wrócił do domu, gdy kończyłem lekturę. Dało się słyszeć, że jest wykończony — od razu opadł na kanapę w pokoju dziennym. Wziąłem szarą kopertę z zapiskami mamy o jej życiu i ruszyłem do niego. Zauważył mnie, zanim zdążył uruchomić telewizor, więc odstawił pilot na bok.
– Przysiądź się, pogadajmy — wskazał na krzesło stojące naprzeciw. – Razem z mamą liczyliśmy na to, że odpuścisz sobie szukanie odpowiedzi na pytanie o swoich biologicznych rodziców. Cieszyliśmy się, kiedy przestałeś o to wypytywać. Ale twoje udawanie choroby uświadomiło nam, że nie przestaniesz drążyć tego tematu.
– A więc odkryliście moje udawanie?
– Znamy cię od tak dawna jako twoi lekarze, że trudno byłoby nam tego nie zauważyć... Gdy dotarło do nas, że nie odpuścisz, postanowiliśmy dać ci to — pokazał kopertę ruchem dłoni. – Tylko tyle mogliśmy ci zaoferować... Nie będzie łatwo znaleźć więcej informacji.
– Gdybym znał prawdę od początku, może moje życie potoczyłoby się inaczej...
– Co niby miałoby się zmienić przez samą informację, że twoja biologiczna matka studiowała na dziennikarstwie? – odparł poirytowany ojciec. – W końcu tylko cię urodziła, a cała reszta to nasza zasługa.
– Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiliście i dziękuję wam za to, tato. Ale jako lekarz na pewno zdajesz sobie sprawę, że oprócz wychowania liczą się też geny...
– No i co tam odkryłeś w swojej genetyce? – zapytał protekcjonalnym tonem.
– Odkryłem w sobie pasję do pisania i chyba mam do tego wrodzony talent. Od dłuższego czasu to przeczuwałem, ale dopiero teraz jestem o tym przekonany.
– No dobra, i co ci daje ta pewność? – dociekał.
– Przede wszystkim mogę lepiej zaplanować, co chcę robić w życiu. Jakiś czas temu zrozumiałem, że studia medyczne to nie jest coś, co naprawdę mnie kręci, że to po prostu nie moja droga. Myślę, że powinienem zająć się czymś innym. Może właśnie dziennikarstwem...
– Może byś spróbował pisać o medycznych tematach – zasugerował tata łagodnym tonem, delikatnie nawiązując do kontynuowania tradycji w rodzinie.
– Zastanowię się nad tym – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego.
Na początku mama i tata mieli problem ze znalezieniem się w nowej sytuacji. Dlatego tak bardzo się starałem pokazać im, że choć nie łączą nas więzy krwi, to na zawsze pozostaną moimi ukochanymi rodzicami. Nic nie jest w stanie tego zmienić.
A czemu szukałem swoich biologicznych rodziców? Bo uważam, że poznanie własnych korzeni jest niezbędne do pełnego zrozumienia tego, kim naprawdę jesteśmy.
Łukasz, 19 lat
Czytaj także:
„Zapisałam córkę na korepetycje z matmy. Zamiast na jej maturze, pozytywny wynik znalazłam na teście ciążowym w koszu”
„Z zemsty chciałam podkopać reputację kochanki męża w firmie. Okazało się, że dokopałam się do własnego nieszczęścia”
„Rozwiodłam się, ale nie mogłam tak po prostu oddać go innej. Uknułam pikantny plan, by nie znalazł lepszej ode mnie”