„Teściowa mnie musztrowała. Z noworodkiem na rękach klepałam kotlety pod jej dyktando"

załamana kobieta fot. iStock, JackF
„Chwilami miałam wrażenie, że każdy czuje się w naszym domu jak we własnym – każdy, tylko nie ja".
/ 15.07.2024 15:07
załamana kobieta fot. iStock, JackF

Zawsze chciałam mieszkać na wsi. Jestem pracowita, zgodna, wiedziałam, że dogadam się
z teściową. Ale dobre chęci jednej strony to za mało…

Od dawna czułam, że mam dość, że muszę coś zrobić z układami panującymi w moim domu, tylko nie wiedziałam, co ani jak. I właściwie cały czas miałam wątpliwości, czy ten dom jest naprawdę mój…

Z góry było wiadomo, że Franek, jako jedyny syn w rodzinie, zostanie na gospodarstwie. Rozumiałam to i bez żalu zgodziłam się przeprowadzić po ślubie do obszernego domu jego rodziców. Jestem zgodna, robotna i zawsze chciałam mieszkać na wsi, dlatego wydawało mi się, że będzie nam razem dobrze, ba, może nawet lepiej niż oddzielnie.

Uwielbiałam swoją pracę w szkole i miałam nadzieję, że kiedy w przyszłości urodzę dzieci, teściowa mi przy nich pomoże i po macierzyńskim będę mogła wrócić do pracy.

Nic z tego

Gdy urodziłam pierwsze dziecko, zarówno mąż jak i teściowa zaczęli mnie usilnie przekonywać, że powinnam wziąć urlop wychowawczy i zostać w domu – bo maleństwo najlepiej rozwija się przy matce…

Zanim Kamilek skończył trzy lata i mógł pójść do przedszkola, ja byłam już w drugiej ciąży. Cieszyliśmy się z tego z Frankiem oboje, nie chcieliśmy, żeby Kamil był jedynakiem.

W każdym razie mój powrót do pracy jeszcze bardziej się oddalił. Zostałam w domu, zajmowałam się dziećmi, gotowaniem, praniem, sprzątaniem i wieloma innymi sprawami.

I pewnie byłabym z tym wszystkim całkiem szczęśliwa, gdyby nie teściowa, która uzurpowała sobie wyłączne prawo do podejmowania wszelkich decyzji – zarówno tych drobnych, dotyczących na przykład tego, co zjemy na śniadanie, jak i tych poważniejszych, mających wpływ na przyszłość całej naszej rodziny.

Wszystko wiedziała najlepiej, na wszystkim się znała i zawsze była nieomylna. Była głową tego domu, jego szyją, kręgosłupem i niepodzielną władczynią. My mieliśmy tylko wykonywać jej polecenia.

Na każde święta, wakacje, a często też na niedziele zjeżdżały do nas siostry Franka, z rodzinami oczywiście. Miał je trzy i wszystkie podobne do mamusi, najmądrzejsze z całej wsi.

Ania, Agnieszka i Agata przyjeżdżały do rodziców i czuły się tu jak u siebie. Żadnej przez myśl nie przyszło, że przyjeżdżają do nas! To nie my z Frankiem byliśmy tam gospodarzami, tylko teściowie. Czułam się coraz bardziej zmęczona. Próbowałam rozmawiać o tym z mężem, ale on albo nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć, sama już nie wiem.

– Dałabyś już spokój, Dorota – prychał na moje nieśmiałe utyskiwania. – Przecież to są moje siostry, czego ty chcesz, mam je wygonić?

Nie chciałam, żeby je wyganiał. Chciałam tylko w swoim domu czuć się u siebie, mieć własny kąt i móc sama decydować, co i w jakiej kolejności robię.

Wszystkie trzy dziewczyny pracowały zawodowo. Przywoziły dzieciaki, kiedy było im wygodnie. Teoretycznie opiekowała się nimi teściowa, ale to przecież ja dla wszystkich gotowałam, ja po wszystkich sprzątałam i prałam. Nikt mnie nie pytał, czy może mam inne plany, czy jestem zmęczona, czy starczy mi sił.

Chwilami miałam wrażenie, że każdy czuje się w naszym domu jak we własnym – każdy, tylko nie ja.

Gdy dziewczyny przyjeżdżały po swoje pociechy, teściowa wydawała dyspozycje:

– Weź tam, Dorotka, zapakuj jajek dla Ani, naszykuj marchewki dla Agatki, włóż do słoika tego pysznego bigosu dla Agnieszki, a i ciasta ukrój, Martusia tak lubi twój sernik!

Ja tam im niczego nie żałowałam, ale żeby którakolwiek coś ze sobą kiedyś przywiozła, albo pomogła siać czy przerywać tę marchewkę… Nic takiego nie miało miejsca. Czuły się jak w domu, a zachowywały jak w gościach.

Nigdy żadna nie pomogła mi nakryć do stołu, obrać ziemniaki czy umyć naczynia.

– Spójrz, Aniu, ile garów zostało po obiedzie – próbowałam kiedyś nieśmiało zasugerować. – Pomożesz mi?

– Daj spokój, nazmywam się w domu – usłyszałam w odpowiedzi.

Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale wtrąciła się teściowa:

– Zmęczona jesteś, Aniu? Weź sobie koc i idź odpocząć do sadu.

– Świetny pomysł, mamo, dziękuję – bąknęła bratowa, i tyle ją widziałam.

Aż mi się gorąco zrobiło

A ja to niby nie jestem zmęczona?! Od rana stałam przy kuchni, obiad dla tylu osób to nie byle co! Stuliłam jednak uszy po sobie i zabrałam się do zmywania, a kiedy wszystko było już uprzątnięte, wzięłam łubiankę, żeby iść po truskawki na podwieczorek.

– Dorotka, wzięłabyś ze sobą dzieci na ogród, Ania pospałaby sobie jeszcze trochę… – dogoniły mnie słowa teściowej.

– A mama nie może na nie zwracać uwagi? – rzuciłam, z trudem panując nad złością. – Skoro Anka taka niby zmęczona…

– No co ty mówisz, kochanie, ona naprawdę jest zmęczona. Codziennie musi zrywać się rano do pracy, po południu zakupy, sprzątanie, dzieci. Nie każda ma tak dobrze jak ty, że może cały dzień siedzieć w domu
– teściowa zaczynała się rozkręcać.

Nie miałam sił słuchać tego dłużej. Zacisnęłam zęby i bez słowa wyszłam na dwór. Zrywałam te truskawki i zbierało mi się na płacz. Teściowa nie była złą kobietą, zdążyłam ją już poznać, ale nie miałam siły dłużej żyć pod czyjeś dyktando.

I wtedy, w ogrodzie, podjęłam decyzję: nie chcę dłużej mieszkać pod jednym dachem z teściami, nie chcę szykować jajeczek i marchewki dla sióstr Franka ani wiecznie opiekować się ich dziećmi. Dość tego.

Wieczorem całą swoją frustrację wylałam na Franka.

– Zróbmy coś z tym – prosiłam. – Nie chcę wciąż usługiwać twojej matce i siostrom. Chcę być u siebie gospodynią.

– Dorotka – Franek przytulił mnie do siebie, gładził po włosach, usiłując uspokoić. – Przesadzasz, skarbie, przecież mama we wszystkim ci pomaga.

– Przede wszystkim, wydając dyspozycję – prychnęłam. – A dziewczyny przyjeżdżają tu jak do własnego domu.

Przecież to jest ich dom…

Nie przewidział, że to zdanie będzie kroplą, która przepełni czarę.

– Co ty powiesz?! – krzyknęłam. – A ja myślałam, że nasz! Czyżby to znaczyło, że my tu mieszkamy gościnnie, kątem? Mam dosyć, Franek. Wyprowadźmy się.

– Niby gdzie?

– Nie wiem jeszcze, wymyśl coś.

– Dorota, oszalałaś, co mam wymyślić?

– Nie wiem, zacznijmy budować swój dom albo podzielmy ten. Jest duży, dobudujemy klatkę schodową, zrobimy oddzielne wejście na górę i zamieszkamy sami. Niech sobie dziewczyny przyjeżdżają do rodziców i u nich robią, co chcą, ale ja muszę mieć własny kąt. Nie mogę dalej gotować dla wszystkich, sprzątać dla wszystkich, nie chcę. Franek, proszę cię – rozpłakałam się. – Co ja jestem, kopciuszek?

– Rodzicom na pewno nie będzie miło, że chcemy się od nich oddzielić – zauważył mąż.

– Franek, jesteśmy dorośli, mamy swoje dzieci, swoją rodzinę, nie ma nic złego w tym, że chcemy żyć oddzielnie – tłumaczyłam przez łzy.

– No dobrze, pomyślę – westchnął.

– Ty nie myśl, tylko zrób coś z tym – ostatnie słowo w tej dyskusji musiało należeć do mnie.

– Oj, Dorotka…

– Franek, jeśli nic z tym nie zrobisz, przysięgam, że zabiorę dzieci i wyprowadzę się do swoich rodziców – zagroziłam.

Wiedziałam, że to szantaż, poza tym kochałam Franka i wcale nie zamierzałam odchodzić, ale musiałam jakoś zmusić go do działania. Obiecał, że porozmawia z rodzicami, poprosi ich, żebyśmy mogli zamieszkać na górze i dobudować tam schody, prowadzić oddzielny dom. Nie byłam wcale pewna, że to rozwiąże nasze problemy, ale zawsze byłby to pierwszy krok.

Niestety, obiecanki Franka nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Rozmowę odkładał z dnia na dzień. Dziś, jutro, pojutrze, aż w końcu sama ją zaczęłam.

Oburzenie teściowej nie miało granic

– Coś ty znowu wymyśliła? Przecież to bez sensu. Czy ty masz pojęcie, jaki to koszt, taka przebudowa? I po co? Przecież wszyscy są zadowoleni.

– Franek, powiedz coś – poprosiłam

– Sam nie wiem, co powiedzieć – stchórzył mój mąż.

– Franek, obiecałeś mi…

– Ja wiem, że chciałabyś mieszkać oddzielnie, ale mama ma rację. Po co przebudowywać dom, kiedy tak jest wygodnie?

– A komu jest wygodnie? – krzyknęłam. – Bo na pewno nie mnie. Ale ja się tu w ogóle nie liczę, prawda?
– Dorota, przestań, dzieci słuchają – ucięła teściowa.

Łzy pociekły mi po policzkach. Zerwałam się i uciekłam, trzaskając drzwiami.

– Dorota! – usłyszałam wołanie Franka, nie miałam jednak zamiaru wracać.

Wieczorem pokłóciliśmy się okropnie. Franek usiłował mi udowodnić, że nie mam racji, że wymyślam problemy. Zapewniał, że mnie kocha. A ja chciałam, żeby mnie zrozumiał, żeby mi pomógł, chciałam czuć, że jestem dla niego najważniejsza.

– Wyprowadzam się – oznajmiłam.

– Nigdzie się nie wyprowadzasz, tu jest twój dom – zaprotestował.

– Prędzej twoich sióstr, ale na pewno nie mój – syknęłam i poszłam spać do pokoju dzieci.

Następnego dnia spakowałam trochę rzeczy, zabrałam maluchy i powiedziałam teściowej, że jadę na kilka dni do rodziców.

Wypłakałam się mamie pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Opowiedziałam o wszystkim, co mnie boli, wyżaliłam się.

– Nie wiem, co robić, mamo. Kocham Franka i nie chcę od niego odchodzić, ale nie potrafię tak dłużej żyć. Czuję się tam jak kopciuszek, jak ostatnie popychadło!

Mama słuchała mnie w milczeniu, od czasu do czasu tylko kiwając głową.

– Zostań kilka dni, zastanów się, przemyśl wszystko – zaproponowała. – Może nabierzesz trochę dystansu, a może wpadnie nam do głowy jakiś pomysł.

– Jaki pomysł, mamo? – jęknęłam, zupełnie już zrezygnowana.

– Nie wiem, kochanie. Twoja teściowa to bardzo silna kobieta, na pewno nie pozwoli ci sobą dyrygować.

– Ja nie chcę nikim dyrygować, mamo – zaprzeczyłam. – Ja chcę tylko sama o sobie decydować, mieć swój dom.

– Rozumiem, kochanie, coś wymyślimy.

Spędziłam u rodziców trzy tygodnie. Franek przyjeżdżał kilka razy, namawiał mnie, abym wróciła, obiecywał, że przebudujemy dom nawet wbrew zdaniu teściowej, ale ja byłam zmęczona, rozżalona i przybita.

W końcu jednak doszłam do wniosku, że przeciąganie w czasie nic nie da. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce, zadecydować za nas oboje.

Miałam już gotowy plan

Rodzice zaproponowali mi sporą pożyczkę, dodatkowo postanowiłam sprzedać działkę, którą od nich dostałam, i zlikwidować lokatę założoną jeszcze w panieńskich czasach. Musiałam jeszcze tylko przekonać Franka…

Kiedy zasiedliśmy do rozmowy, powiedziałam, że powinniśmy jak najszybciej zacząć budowę własnego domu. Że jest to o wiele lepsze rozwiązanie niż przebudowa domu teściów.

– Masz rację – odparł mój mąż i wziął mnie za rękę. – Kochanie, przecież ja widzę, jak jest ci trudno. Przepraszam, że dotąd nic nie zrobiłem…

Cieszyłam się, że tak to się skończyło, nie potrafiłabym żyć bez Franka.

Rozmowę z teściami zostawiliśmy sobie na niedzielę, wiedzieliśmy, że nie będzie łatwa. Kiedy jednak, jak zwykle bez zapowiedzi, pojawiła się Agata z rodziną, zaproponowałam Frankowi, żeby poczekać, aż będziemy sami, ale mąż się nie zgodził.

Teściowa, kiedy usłyszała o naszych planach, zerwała się od stołu i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

– Oszaleliście chyba? Przecież ten dom jest taki duży, że wszyscy się pomieścimy, nawet jak was jeszcze przybędzie.

– Ale my już zdecydowaliśmy – uciął Franek. – Chcemy mieć swój dom. – Przestań, mamo, dokąd to będziecie się dzieliły z Dorotą jedną kuchnią? 

– niespodziewanie dla wszystkich stanęła po naszej stronie Agata. – Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ona jest już od jakiegoś czasu dorosła, a u nas będzie zawsze chodzić pod twoje dyktando.

Teściowa aż sapnęła z oburzenia

– A róbcie sobie, co chcecie – burknęła ze złością i wyszła.

– Dziękuję, Agato – zwróciłam się zdumiona do bratowej. – Nie sądziłam, że nas poprzesz…

– Daj spokój – machnęła ręką. – Czy ja nie znam swojej matki? Znam bardzo dobrze. Zresztą każdy potrzebuje własnego kąta. Myślę, że to jest świetny plan.

Mama Franka przez pewien czas chodziła obrażona, nie ukrywała swojej dezaprobaty, a ja tak się cieszyłam, że mi to nie przeszkadzało. Jakby mi wyrosły skrzydła! Miałam nowe obowiązki związane z budową i teraz to teściowa musiała opiekować się dziećmi, również moimi.

W ostatnią sobotę pojechaliśmy z Frankiem do hurtowni po brakujące materiały. Po powrocie stanęłam jak wryta w progu kuchni: Anka smażyła naleśniki, Agata zmywała naczynia… Proszę, proszę, dziewczyny też potrafią! Jednak teściowa nie będzie za nie wszystkiego robiła.

– Pójdę wziąć prysznic, strasznie jestem zmęczona – rzuciłam i znikłam.

Jak dobrze pójdzie, to na Boże Narodzenie zaproszę ich wszystkich do siebie na wigilię. I nie dlatego, że teściowa mi każe, czy że tak wypada, tylko dlatego, że sama tego chcę.

Dorota, 35 lat

Czytaj także:
„Z grzeczności zabrałam na wakacje do Grecji teściową i szwagierkę. Ze wstydu za nie prawie zapadłam się pod ziemię”
„Poszedłem do łóżka z teściową, by zemścić się na żonie. A ona teraz oczekuje, że razem uwijemy gniazdko”
„Nie stać mnie na waciki, a moje dzieci świetnie się bawią. Ukradły mi z konta 10 tysięcy i wydały na głupoty”

Redakcja poleca

REKLAMA