„Mój teść ma lepkie ręce i zrobił z mojego domu kopalnie złota. Gdyby mógł to zastawiłby w lombardzie nawet wnuka”

załamana kobieta fot. iStock, mixetto
„Nagle dotarło do nas, że coś za dużo tych tajemniczych zaginięć przedmiotów. I to cennych przedmiotów! Mąż popatrzył na mnie”.
/ 13.06.2024 14:34
załamana kobieta fot. iStock, mixetto

Najpierw poczułam niedowierzanie, potem złość. No, bo przepraszam, ja mam do niej zaufanie, a ona mnie bezczelnie okrada?!

Miałam koszmarny dzień

Rano spieszyłam się do pracy i nie mogłam znaleźć zegarka, więc wyszłam bez, czego skutkiem było spóźnienie się na autobus. Z biura zadzwoniłam do Maćka, żeby odebrał na poczcie moją paczkę i dał mi znać, czy doszły wszystkie zamówione przeze mnie rzeczy. Oddzwonił do mnie, że paczka już czeka w domu i potwierdził, że w środku były słuchawki dla Oliviera, moja minilampka do czytania i szejker, w którym planowałam robić zielone koktajle dla całej rodziny.

Wracając, skoczyłam jeszcze po kawę i owoce. W domu czekali już na mnie syn i teść.

Byłem na poczcie, to pomyślałem, że do was wpadnę – wyjaśnił swoją obecność ten drugi. – Oli dał mi zupy. Bardzo dobra pomidorówka, Dorotko.

– Dzięki, tato – uśmiechnęłam się. – Sobota aktualna?

Odpowiedział, że jak najbardziej. W sobotę planował jechać z Maćkiem i Olim do sklepu sportowego, mieli kupić młodemu nartosanki i najwyraźniej potrzebne było do tego całe męskie konsylium. Zwykle teść lubił u nas długo siedzieć. Nic dziwnego, w domu był sam, nie miał przyjaciół, więc często korzystał z byle pretekstu, by nas odwiedzić. Ale tego popołudnia przyszła do mnie Dagna i na jej widok starszy pan chyłkiem się wycofał, obiecując zadzwonić przed sobotą.

Dagna była naszą sąsiadką

Zwykle coś przynosiła – a to sernik, a to szarlotkę, a to kruche rogaliki.

– Świetnie piekę, a nie mam dla kogo – trochę się chwaliła, a trochę żaliła. – Wiesz, kupiłam maszynę do chleba. Chcesz do mnie wpaść, żebyśmy upiekły razem? Mam specjalne mieszanki i różne dodatki.

Starałam się być miła, ale nie miałam ani czasu ani ochoty na pieczenie. Miałam czasami wrażenie, że Dagna była rozczarowana moim brakiem entuzjazmu dla jej stale powtarzanych zaproszeń na wspólne gotowanie czy pieczenie, ale co mogłam zrobić? Nie przyjaźniłyśmy się, po prostu byłyśmy sąsiadkami. Kiedy wieczorem wrócił Maciek, dopiero na jego widok przypomniałam sobie o paczce ze sklepu z elektroniką. Poszłam do przedpokoju i zajrzałam do pudełka.

– Ej, nie mówiłeś, że były słuchawki? – zawołałam, bo znalazłam tylko minilampkę i szejker.

– Tak! – odkrzyknął, myjąc ręce.

Cóż, mam wadę wzroku, ale nie aż taką, by nie zauważyć, że w pudełku były dwa przedmioty, a nie trzy. Pomyślałam, że może syn wziął swoje słuchawki, ale zaprzeczył.

Jasny gwint! 

Kiedy pokazałam Maćkowi zawartość kartonu, potrząsnął tylko głową, upierając się, że widział opakowanie z słuchawkami. Przejrzeliśmy szafkę na buty, zajrzałam nawet za nią, ale nic tam nie było.

– Niemożliwe, że znowu coś się zawieruszyło – mruknęłam.

– Jak to „znowu”? – zapytał mąż.

Wtedy powiedziałam mu o zegarku, którego nigdzie nie mogłam znaleźć. Kiedy o tym wspomniałam, przypomniało mi się jeszcze, jak w poprzednim tygodniu szukaliśmy z Olim jego czytnika książek. Byłam zła, bo chociaż czytnik nie był już nowy, to jednak nie miałam ochoty kupować kolejnego tylko dlatego, że mój syn był roztrzepany i gdzieś go zostawił.

– Nie wynosiłem go z domu! – przekonywał mnie wprawdzie, ale mu nie dowierzałam.

No bo skoro w domu go nie było, to niby jak zaginął? I nagle Maćkowi też się coś przypomniało.

– Pamiętasz, jak z miesiąc temu nie mogłem znaleźć mojego dalmierza laserowego?

– Tego nowego? – upewniłam się.

– Tak. Do dzisiaj go nie znalazłem.

Nagle dotarło do nas, że coś za dużo tych tajemniczych zaginięć przedmiotów. I to cennych przedmiotów! Mąż popatrzył na mnie…

Słuchaj, a ta Dagna? Ona tu wpada kilka razy w tygodniu. Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale… no, wiesz…

Wyprowadziłam go z błędu i zapewniłam, że z sąsiadką nie łączyła mnie aż taka zażyłość.

– Ona pracuje na pół etatu i chyba się nudzi – wyjaśniłam. – Całymi dniami coś gotuje albo piecze i wpada wieczorami, żeby pogadać. Nie sądzisz chyba, że to ona tu kradnie?

– A kto? – zapytał logicznie mąż.

No tak, odwiedzała nas tylko rodzina, która była poza podejrzeniami, czasami koledzy Oliego i Dagna, nikt więcej. Rozważaliśmy możliwość, że to przyjaciele syna podbierają nam rzeczy, ale był jeden szkopuł: tego dnia nikt go nie odwiedzał, a słuchawki i tak zginęły. Ponadto dalmierz Maćka był schowany w meblościance w dużym pokoju, a chłopcy zawsze siedzieli tylko u Olivera. Za to Dagna rzeczywiście spacerowała po całym naszym mieszkaniu. Lubiła pić kawę na stojąco, chodziła też za naszym kotem, który przysiadał tu i tam.

Czy to możliwe, żeby koleżanka kradła?

– Co teraz zrobimy? – zapytałam niespokojnie. – Nie możemy jej tak po prostu oskarżyć i powiedzieć „oddawaj, co ukradłaś”.

Maciek zgodził się, że musimy po pierwsze, zdobyć dowody. Ustaliliśmy, że podłożymy na przynętę moją bransoletkę na salonowym stole. Mąż umieścił minikamerkę w dużym zegarze, który ustawił na meblościance; wystarczyło tylko poczekać na złodziejkę.

Doczekaliśmy się, bo Dagna odwiedziła mnie z babeczkami następnego dnia. Specjalnie co chwila zostawiałam ją samą w dużym pokoju, ale kiedy się pożegnała, bransoletka wciąż tam była.

– Mogła się zorientować, że ją podejrzewamy – uznał mąż. – Albo uznała, że to będzie zbyt podejrzane. No nic, czekamy dalej.

Tyle że zginął nam kolejny przedmiot… Nikt nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział w łazience moje perfumy Diora. Od dawna ich nie używałam, bo w pracy trzymam inne, a te służyły mi na szczególne okazje.

– Chyba jedyne wyjście to po prostu więcej nie wpuszczać jej do domu.

– Świetnie, ale co z tym, co już ukradła? – skrzywił się Maciek.

Wzruszyłam ramionami, bo moim zdaniem były nie do odzyskania. Przecież nie mogliśmy zadzwonić na policję i poprosić o przeszukanie mieszkania piętro wyżej, prawda?

Z odmawianiem Dagnie wstępu poszło jednak fatalnie

Nie wiedziałam, jak to załatwić, kiedy stanęła na progu z pudełkiem pełnym ciasteczek maślanych i szerokim uśmiechem. Wpuściłam ją więc, ale nie zostawiłam ani na sekundę samej. Po jej wyjściu miałam wrażenie, że wyczuła, iż coś podejrzewam. W ciągu kolejnych kilku tygodni udało mi się spławić Dagnę parę razy, a raz znowu ją wpuściłam, ale nie spuszczałam z niej wzroku, aż zapytała, co się dzieje.

– Dziwnie się zachowujesz – stwierdziła. – Z Maćkiem wszystko okej? Chcesz o czymś pogadać?

Aż się spociłam, bo tak mnie stresowała ta sytuacja, jednak kiedy jestem pod ścianą, często wpadam na genialne pomysły.

– Wiesz co? Po prostu duszę się w domu. Chodźmy gdzieś, dobra? Może coś zjemy na rynku?

Zgodziła się z chęcią i poszłyśmy na rynek. Już miałyśmy wejść do pizzerii, kiedy Dagna skręciła w stronę pawilonów handlowych.

– Czekaj, muszę sobie kupić srebrny łańcuszek, a tu jest lombard – pociągnęła mnie za sobą.

– Daj mi 5 minut, dobra?

Nie spieszyłam się, więc weszłam z nią. Małe pomieszczenie wypełnione było wszelkiej maści biżuterią, zegarkami, sprzętem elektronicznym i telefonami komórkowymi. Dagna skupiła się na wybieraniu łańcuszka, a ja się rozglądałam z ciekawością. I nagle coś zobaczyłam.

Mogę spojrzeć na ten zegarek? – poprosiłam faceta za szybą.

Podał mi go i po chwili miałam już pewność, że trzymam w ręce MÓJ zegarek. Zerknęłam na Dagnę, ale nie poświęcała mi uwagi.

– Moment, a może ma pan słuchawki? – wymieniłam firmę i model.

– Oj, spóźniła się pani – rozłożył ręce facet. – Miałem dokładnie takie, i to nówki, jeszcze w opakowaniu, ale poszły od razu.

– A czytnik do książek?

Czytnik też ponoć był, ale się sprzedał. Nie sprzedał się natomiast laserowy dalmierz mojego męża, okazało się także, że „mało używane perfumy Diora” są dostępne w ofercie internetowej owego lombardu. Dagna już wybrała łańcuszek i teraz przysłuchiwała się mojej rozmowie ze sprzedawcą.

– Po co pytasz o te rzeczy? – zapytała, a ja byłam pod wrażeniem jej zimnej krwi i perfekcyjnej gry aktorskiej. – Szukasz dalmierza dla Maćka?

– Nie! – nagle poczułam przypływ gniewu. – Szukam kogoś, kto ukradł te wszystkie rzeczy z naszego domu!

Sąsiadka stała naprzeciwko mnie i wytrzeszczała oczy, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. Za to do rozmowy nagle włączył się facet zza szyby, który lekko napiętym głosem zapytał, czy jestem pewna, że to mój zegarek i inne rzeczy. Syknęłam wściekle, że owszem, jestem pewna, bo zegarek miał na kopercie wygrawerowane moje imię i datę 30-stych urodzin, na które dostałam go od rodziców!

Osądziłam niewłaściwą osobę

Szybko okazało się, że to nie Dagna przynosiła do lombardu kradzione rzeczy. Właściciel przybytku miał niezłego stracha, kiedy okazało się, że przyjął w zastaw trefny towar, i pokazał nam dokumenty przyjęcia poszczególnych przedmiotów. Były tam dane spisane z dokumentu tożsamości osoby sprzedającej. Tą osobą był… mój teść. Kiedy wróciłam do domu, nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę z Maćkiem. Miałam dowody, że jego ojciec nas regularnie i od dawna okradał. Jak się przekazuje takie wieści?

Wybrałam moment, kiedy Maciek przyszedł się położyć do łóżka. Był w dobrym nastroju, bo firmie udało mu się załatwić coś ważnego i naprawdę źle się czułam z tym, że muszę mu zepsuć humor.

Dzisiaj byłam w lombardzie przy rynku – zaczęłam – i… nie uwierzysz! Znalazłam tam nasze rzeczy!

Chwilę potem Maciek siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, a ja głaskałam go po plecach. Na szczęście właściciel lombardu nie zawiadomił jeszcze policji. Miałam wrażenie, że w ogóle nie chciał jej w to mieszać. Ale naszych przedmiotów nie mógł mi wydać ot tak sobie.

– Twój ojciec brał kolejne pożyczki lombardowe pod zastaw – wyjaśniłam, czego się dowiedziałam. – Mają tam takie procedury, że przy przedmiotach o większej wartości żądają przedłożenia dowodu zakupu, ale nasze fanty były za mało warte. Ojciec przynosił je, brał pieniądze, a potem ich nie oddawał, więc lombard wystawiał te rzeczy na sprzedaż. Słuchaj… wiem, że to trudne, ale musisz z nim porozmawiać. Musi wykupić mój zegarek, perfumy i twój dalmierz, a czytnik i słuchawki Oliego po prostu mu odkupić. I to tylko początek, bo nie wiem, co będzie dalej…

Współczułam Maćkowi

Nigdy nie chciałabym przeprowadzać takiej rozmowy z moim tatą. Jak w ogóle się do czegoś takiego zabrać? Kiedy mąż wrócił od ojca, był przybity i roztrzęsiony. Okazało się, że teść grywa w ruletkę i robi zakłady hazardowe i, jak to z hazardem bywa – traci na tym coraz więcej, a nic nie zyskuje. Wyszło na jaw coś jeszcze.

Maciek do końca nie wiedział, dlaczego jego rodzice się rozeszli. Winił za to mamę, która po prostu spakowała się pewnego dnia i wyjechała do siostry do Mediolanu. Tymczasem…

Tata już wtedy miał problem – wyznał mi przybity mąż. – Nie powiedzieli mi, bo nie chcieli mnie do tego mieszać. Mama uważała, że ojciec powinien mi powiedzieć, kiedy będzie gotowy. Najwyraźniej zamiast to zrobić, wolał nas okradać…

W końcu okazało się, że teść ma spore długi i nie jest w stanie wykupić naszych rzeczy. Zrobiliśmy to sami, stawiając mu ultimatum: nie przekroczy progu naszego domu, dopóki nie pójdzie na terapię dla anonimowych hazardzistów. Nie chodzi o to, że go wyrzuciliśmy z rodziny, ale tak nam doradził terapeuta. Hazard to takie samo uzależnienie jak to od alkoholu czy narkotyków i droga do wyjścia z niego jest długa i trudna.

Rodzina nie może pobłażać osobie uzależnionej, poza tym – specjalista postawił sprawę jasno – hazardzista może żałować swoich czynów, ale jeśli będzie czuł przemożną chęć postawienia kolejnego zakładu, to nie zawaha się przed następną kradzieżą, by mieć na ten cel pieniądze. Najbardziej żal nam Oliego, który lubił wizyty dziadka. Wyjaśniliśmy mu, z jakim problemem się boryka teść, ale dla 15-latka to bardzo trudne do udźwignięcia.

Czy teść zapisał się na terapię? Nie wiem. Mówi, że tak i chcemy mu wierzyć. Mam nadzieję, że do świąt coś zrozumie i jakoś będzie w stanie opanować swój nałóg. Jak na razie zaprosiłam już Dagnę. Mam wobec niej poczucie winy za te brzydkie podejrzenia. Nagle zobaczyłam, że ona nie przychodzi do mnie tylko dlatego, że czuje się samotna. Po prostu mnie lubi, a ja byłam wobec niej okropna. 

Dorota, 37 lat

Czytaj także:
„Szukałam królewicza, ale trafiałam na same niemoty. Wolę być singielką niż żyć z facetem o mentalności kartofla”
„Ciotka nawet nie kiwnęła palcem przy opiece nad dziadkiem. Ale gdy tylko odszedł, stanęła w progu z workiem na łupy”
„Mój eks non stop przesiaduje w moim domu. Udaje troskliwego tatusia, żeby wiedzieć dokąd wychodzę i z kim się umawiam”

Redakcja poleca

REKLAMA