„Ciotka nawet nie kiwnęła palcem przy opiece nad dziadkiem. Ale gdy tylko odszedł, stanęła w progu z workiem na łupy”

kobieta fot. Getty Images, MStudioImages
„Ciotka nie odebrała, ale po kilku godzinach oddzwoniła. Nie przejawiała chęci pomocy. – Bardzo bym chciała, ale nie mogę przyjechać – powiedziała. – Mam dużo pracy – dodała.  – To mogłabyś chociaż dołożyć się do pielęgniarki – usłyszałam mamę”.
/ 13.06.2024 11:15
kobieta fot. Getty Images, MStudioImages

Zawsze byłam bardzo blisko związana z dziadkiem. Gdy odszedł, poczułam, że odeszła także jakaś część mnie. Nie dane mi jednak było w spokoju przeżywać swojego smutku i żalu. Kilka dni po pogrzebie zjawiła się jedna z córek dziadka, która nie odzywała się od bardzo wielu lat.

Dziadek był dla mnie najważniejszy

Gdy miałam pięć lat, straciłam ojca. I pewnie dlatego rolę najważniejszego mężczyzny w moim życiu przejął dziadek, który nie tylko się mną opiekował, ale także pokazywał mi, co w jest naprawdę ważne.

– Kocham cię dziadku – mówiłam do niego gdy byłam rezolutną kilkulatką. I przez wszystkie kolejne lata nic się nie zmieniło. Dziadek był moją opoką, wsparciem i pocieszycielem, zawsze wtedy, gdy tego potrzebowałam. Przez całe dzieciństwo i młodość mogłam na niego liczyć. Nigdy nie odmówił mi pomocy, a moje potrzeby zawsze stawiał ponad swoimi. I dlatego właśnie był najlepszym dziadkiem pod słońcem.

Pamiętam doskonale dzień, w którym posadził mnie za kierownicą swojego auta.

– Dasz sobie radę – powiedział z wiarą, której można mu było pozazdrościć.

I ja mu uwierzyłam. Dzięki niemu zdałam egzamin na prawo jazdy jako pierwsza kobieta w rodzinie.

– Jestem z ciebie bardzo dumny – usłyszałam, gdy pokazałam mu indeks z wynikami z egzaminów. Mocno mnie uścisnął, a potem kazał przewieźć się autem. I jako jedyny uwierzył, że dam sobie radę.

Dziadek był całym moim życiem. Kiedy dowiedziałam się, że ciężko choruje, to zawalił mi się świat.

Lekarze nie mieli dobrych wieści

Kilka lat po swoich dwudziestych piątych urodzinach odkryłam, że dziadek ma problemy ze zdrowiem. Był coraz bledszy, schudł i niemal na nic nie miał już siły.

– Musisz zrobić badania – próbowałam go przekonać.

– Nic mi nie jest – odpowiadał. Zachowywał się jak typowy facet, który nie lubi lekarzy, a każde badania są dla niego drogą przez mękę. Ja jednak nie zamierzałam się poddać.

– Zrób to dla mnie – prosiłam go błagalnym tonem. I to chyba pomogło, bo dziadek w końcu zdecydował się na pójście do lekarza.

Wieści nie były dobre. U dziadka wykryto zaawansowany nowotwór, na którego wyleczenie nie było już szans.

– Możemy spowolnić chorobę i sprawić, że nie będzie ona tak dokuczliwa. Ale nie jesteśmy w stanie jej wyleczyć – mówili lekarze. A potem dodawali, że jest im przykro. „Wam jest przykro, a ja tracę najbliższą mi osobę” – przeklinałam w myślach. Nie miałam jednak pretensji do medyków. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że w tej chorobie bardzo trudno jest odnieść zwycięstwo.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – próbował pocieszyć mnie dziadek. Nawet w takiej sytuacji bardziej martwił się o mnie niż o siebie.

Dziadek potrzebował stałej opieki

Choroba dziadka postępowała w zastraszającym tempie. W ciągu kilku miesięcy z rosłego i pełnego życia mężczyzny zmienił się w obłożnie chorego człowieka, który nie był w stanie zrobić sobie herbaty, umyć się czy wyjść do toalety. Potrzebował całodobowej opieki.

Moja mama próbowała zająć się tym wszystkim, ale nie było to takie łatwe. Cały czas pracowała, a jej szefowa patrzyła krzywym wzrokiem na zwolnienia bądź długie urlopy. Ja starałam się ją odciążyć, ale miałam pracę i studia, które zajmowały mi mnóstwo czasu. W końcu podjęłam decyzję o urlopie dziekańskim.

– Nie możesz tego zrobić – powiedział dziadek, którego poinformowałam o swojej decyzji. Gdy tylko rozpoczynałam studia na weterynarii, to właśnie on najbardziej mi kibicował. Wiedział, że kocham zwierzęta i leczenie ich jest moim wielkim marzeniem. W życiu są jednak rzeczy ważne i ważniejsze.

– Mogę – odpowiedziałam. – I chcę – dodałam po chwili. Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której tak bliska mi osoba nie mogłaby na mnie liczyć. A dziadek był już skazany na pomoc innych osób. Stał się całkowicie niesamodzielny i nawet najprostsza czynność wymagała zaangażowania kogoś innego.

– Dziękuję, kochanie – wyszeptał i zamknął oczy. Patrzyłam na jego wymizerowaną twarz i nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że niedługo już go nie będzie. „To nie może być prawda” – pomyślałam, przełykając łzy. 

Prosiliśmy ciotkę o opiekę nad dziadkiem

Dziadek czuł się coraz gorzej. Po kilku kolejnych miesiącach okazało się, że nie jesteśmy w stanie same poradzić sobie z opieką nad nim.

– Będę musiała zadzwonić do Haliny – poinformowała mnie mama. Halina była jej młodszą siostrą, która wiele lat temu wyjechała na drugi koniec kraju i od tamtej pory nie utrzymywała kontaktów z rodziną.

– Myślisz, że przyjedzie? – zapytałam. Na temat drugiej córki dziadka słyszałam wiele opowieści i niestety żadna z nich nie stawiała jej w korzystnym świetle.

– Nie wiem – westchnęła mama i sięgnęła po komórkę.

Początkowo ciotka nie odebrała, ale po kilku godzinach oddzwoniła. I tak jak się spodziewałyśmy – nie przejawiała chęci pomocy.

– Bardzo bym chciała, ale nie mogę przyjechać – powiedziała. – Mam dużo pracy – dodała. 

– To mogłabyś chociaż dołożyć się do pielęgniarki – usłyszałam mamę, która traciła już cierpliwość.

Ciotka tylko westchnęła

Powiedziała, że jej na to nie stać.

– Ale wy na pewno sobie poradzicie – powiedziała na koniec. – Jestem z wami myślami i będę się za was modlić.

– A co mi po twojej modlitwie? – zapytała mama. Te słowa padły jednak już do głuchej słuchawki, bo ciotka zdążyła się rozłączyć.

– Wiedziałam, że tak będzie – westchnęła mama, a potem poszła do dziadka, który tego dnia czuł się bardzo źle.

– Nie przyjedzie? – wyszeptał. Nie mówiłyśmy mu o tej rozmowę, ale najwidoczniej domyślił się, że dzwoniliśmy do jego marnotrawnej córki.

Dzień po rozmowie z ciotką Haliną dziadek stracił przytomność. I już jej nie odzyskał. Po kilkunastu miesiącach walki z ciężką chorobą przegrał i odszedł.

– Wszystko będzie dobrze – pocieszała mnie mama, gdy rozpaczałam nad jego trumną.

– Nic nie będzie dobrze – chlipnęłam. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że czas leczy rany.

Liczyła na spadek

Kilka dni po pogrzebie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. W progu stała kobieta, która była bardzo podobna do mamy.

– Ciocia Halina? – zapytałam zdzwiona.

– We własnej osobie – odpowiedziała.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo z kuchni wyszła mama.

– A co ty tu robisz? – zapytała. Widać było, że nie jest zbyt zadowolona z wizyty młodszej siostry.

– Przyjechałam zobaczyć jak się trzymacie – padła odpowiedź.

Mama zaśmiała się ironicznie, a potem wróciła do kuchni.

– Nie potrzebuję twojego zainteresowania – powiedziała.

Ciotka Halina opuściła mieszkanie, ale to wcale nie oznaczało, że zniknęła z naszego życia. Kilka dni później miało miejsce odczytanie testamentu dziadka, na którym się pojawiła.

– Po co tu przyszłaś? – zapytała mama ze złością w głosie.

– Jak to po co? To był także mój ojciec – odpowiedziała. A potem odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę gabinetu notariusza.

– Poczekaj! – usłyszałam okrzyk mamy. 

Mina jej zrzedła

– Wiem, po co przyjechałaś – powiedziała mama. – Masz nadzieję, że dostaniesz coś w spadku.

Ciotka tylko się roześmiała, ale po jej minie było widać, że mama trafiła w sedno. Wyrodna córka  postanowiła skorzystać na śmierci swojego ojca pomimo tego, że przez ostatnie lata nie utrzymywała z nim kontaktu.

– Niedoczekanie – mruknęła mama pod nosem. Ciotka na szczęście już tego nie słyszała.

Podczas odczytywania testamentu siostra mamy siedziała z chytrym uśmiechem. Na szczęście szybko zniknął z jej twarzy. Okazało się, że dziadek pominął ją w testamencie i nie zapisał jej nawet złamanego grosza. „Dobrze ci tak” – pomyślałam z satysfakcją.

– Ja tego tak nie zostawię! – wykrzyknęła i wybiegła trzaskając drzwiami. Spojrzałam na mamę, która miała wyraźnie zadowoloną minę.

– Nie boję się jej – powiedziała.

Notariusz poinformował nas, że ciotka Halina ma prawo wystąpić o zachowek, który najprawdopodobniej uzyska. Tyle możemy jej oddać. Nic więcej jej się nie należy. Jeszcze kilka dni temu miałam nadzieję, że ciotka okaże się dobrym człowiekiem. Teraz wiem, że to nierealne. 

Beata, 27 lat

Czytaj także:
„Po śmierci mamy ojciec całkiem się załamał. Nic, co nie wypuszczało liści, nie miało dla niego znaczenia”
„Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Wyrzuciłam ciężarną córkę z domu, by uniknąć plotek. Gdy po latach chciałam ją przeprosić, było już za późno”

Redakcja poleca

REKLAMA