– Oboje przeoczyliśmy moment, kiedy młody zaczął mieć problemy z matematyką! – krzyknęłam do męża, który oskarżał mnie, że „nic mu nie powiedziałam”. – To tak samo twój syn jak mój! Mogłeś się wcześniej zainteresować, że dostaje pałę za pałą!
Oczywiście Marek, jak większość facetów, oczekiwał, że to ja będę zarządzać całym domem, rodziną, edukacją dzieci i planami wakacyjnymi. To jego „mogłaś mi powiedzieć” doprowadzało mnie do szału. Miałam na głowie dwoje młodszych dzieci, pracę zawodową i oczywiście cały dom. Ale nasze przerzucanie się odpowiedzialnością nie rozwiązało problemu. Mikołajowi groziła jedynka na koniec roku. W klasie przedmaturalnej!
Było oczywiste, że młody potrzebował korepetycji i to na już. Widziałam panikę w oczach Marka, bo takie korki nie kosztują dwóch złotych, tylko kilkadziesiąt za godzinę, a Mikołaj na pewno potrzebował więcej niż jedną czy dwie lekcje.
– Możemy na razie wypisać Alę z angielskiego dla maluchów – zaproponowałam, kiedy podliczaliśmy koszty i sprawdzaliśmy, z czego można zrezygnować. – Niewiele z tego wynosi.
– Nie, nie – sprzeciwił się mąż. – Angielski jest ważny. Mała nie może mieć gorszego startu, bo jej bratu nie chciało się uczyć!
To było trochę niesprawiedliwe, bo Mikołaj się uczył. Moim zdaniem, po prostu zaczął się gubić w materiale parę miesięcy temu, a potem, mimo najlepszych chęci, już nie nadążał. Ale że się uczył, nie miałam wątpliwości – bywały takie dni, że nawet nie widziałam jego twarzy, bo zaraz po szkole zamykał się u siebie w pokoju niczym w jaskini i nie wychodził do północy, kiedy ja już spałam. Uznaliśmy z mężem, że naruszymy oszczędności na wakacje, żeby pomóc synowi wyjść z zaległości, ale znalezienie korepetytora „na już” okazało się nie takie proste.
– Nikt nie ma wolnych terminów – zrelacjonował Marek po ośmiu odbytych rozmowach telefonicznych.
– Jest połowa semestru, mają już ustalone grafiki…
Wspaniała dziewczyna. Będzie go uczyć za darmo
Kilka dni i kolejną jedynkę z matmy później siedziałam u teściowej z młodszymi dziećmi i żaliłam się, że młody nie zda do następnej klasy.
– Przecież Łucja skończyła politechnikę – przypomniała sobie mama Marka. – Może by go pouczyła?
Łucja była żoną brata Marka. Faktycznie, pamiętałam, jaką sensacją było to, że Krzysiek ma dziewczynę, która jest inżynierką.
Wszyscy spodziewaliśmy się jakiejś brzyduli z meszkiem nad górną wargą i wszystkim nam opadły szczęki, kiedy przedstawił swoją wybrankę podczas świątecznego obiadu.
– Łucja zrobiła dyplom w zeszłym miesiącu – pochwalił się lubą mój szwagier. – Może wreszcie przyjmie moje oświadczyny!
Dwa lata później śliczna, drobna brunetka wyglądająca jak nastolatka, weszła oficjalnie do rodziny. Jako że dzieliło nas prawie dwadzieścia lat, nie zaprzyjaźniłam się z nią jakoś blisko, ale łączyło nas nieuchwytne porozumienie synowych, odczuwalne zwłaszcza przed stresującymi zjazdami rodziny naszych mężów. Postanowiłam spróbować.
Ostatecznie najmłodszy brat Marka nieraz korzystał z naszej pomocy. Był od mojego męża młodszy o osiemnaście lat i traktował go trochę jak zastępczego ojca. Marek nieraz wyciągał go z kłopotów, raz nawet jeździł po niego na komisariat, pożyczał mu pieniądze, a już nie zliczę, ile razy mój młodociany szwagier u nas jadał i nocował. Zamierzałam poprosić, by przekonał żonę, aby trochę nam pomogła.
Łucja zgodziła się poświęcić czas bratankowi męża, a na naszą propozycję, że jej zapłacimy, oburzyła się ze śmiechem, że „wszystko zostaje w rodzinie”. To była fantastyczna wiadomość: Mikołaj miał darmowe korepetycje i to z bardzo kompetentną nauczycielką.
Kiedy Łucja wyszła z jego pokoju po pierwszych korkach, od razu doskoczyłam do niej z pytaniem „no i jak?”
– Powiem tak… – zagryzła wargę w skupieniu. – Miki ma poważne luki w programie, jest sporo do nadrobienia… Ale uważam, że jeśli nad tym usiądziemy i narzucimy ostre tempo, to przejdzie do klasy maturalnej.
– Łucja, jesteś cudowna! Kochana, jak my ci się odwdzięczymy?
– Nie ma sprawy! – zapewniła mnie. – Jesteśmy rodziną, no nie? Krzysiek mi mówił, że swego czasu prawie go adoptowaliście.
Uśmiechnęłam się, bo to była prawda. Osiemnaście lat młodszy ode mnie szwagier był dla mnie trochę jak syn i pewnie tak go traktowałam. Musiałam się pilnować, żeby nie traktować Łucji jak córki. Pewnie by jej się to nie spodobało, bo miała dwadzieścia osiem lat wiecznie żaliła się, że nikt nie traktuje jej poważnie ze względu na jej dziecinny wygląd. Faktycznie, wyglądała i ubierała się, jakby była rówieśnicą Mikołaja, a przecież miała poważną pracę. Ale kompletnie mi to nie przeszkadzało, byłam jej wdzięczna, że nam pomogła.
Okazało się, że młody ma większe zaległości, niż wszyscy przypuszczaliśmy, i musiał spotykać się z Łucją codziennie. Oczywiście nie pozwoliłam, żeby się do nas tak często fatygowała, więc syn jeździł do kawalerki, którą Krzysiek wynajmował z żoną.
– A wujkowi nie przeszkadza, kiedy wy robicie zadania? – zapytałam na samym początku.
– Nie, on wtedy wychodzi na siłownię – odpowiedział syn.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. W tym ich mieszkanku wielkości klatki dla królika naprawdę nie było miejsca na trzy osoby, w tym dwie z rozłożonymi zeszytami.
Pytanie, kto kogo uwiódł, chyba już nie jest ważne
Kiedy Mikołaj dostał pierwszą trójkę, kazałam mu zawieźć Łucji butelkę dobrego wina. Było mi głupio, że tyle czasu inwestuje w moje dziecko bez żadnej zapłaty. Młody dostawał kolejne dobre oceny, zagrożenie pałą na koniec minęło, ale Łucja twierdziła, że nie powinni jeszcze kończyć zajęć. Syn jeździł więc do niej, a to z czekoladkami, wazonem, a to z biletami do teatru, bo chciałam choć trochę jej się odwdzięczyć. Byłam naprawdę pod wrażeniem bezinteresowności Łucji. W końcu nawet nie była spokrewniona z Mikołajem.
Rozmawiałyśmy już o tym, by w klasie maturalnej także dawała korki naszemu synowi. Oczywiście nie chciała pieniędzy, ale staraliśmy się ją przekonać, że inaczej nie można. Była naprawdę wspaniałą nauczycielką dla naszego dziecka. Któregoś dnia jednak wszystko się zawaliło… Wróciłam do domu i zastałam w nim Krzyśka, brata Marka. Obaj panowie byli wzburzeni, powiedziałabym, że na granicy histerii.
– Co jest? – zapytałam nerwowo na ich widok.
– Basia, siadaj… – powiedział Marek i już wiedziałam, że stało się coś złego. – Posłuchaj… Krzysiek właśnie przyjechał od siebie… Była awaria wody w siłowni więc wrócił niespodziewanie do domu i… i… powiedz jej… – zwrócił się błagalnie do brata.
– Rany boskie, o co chodzi?! – wrzasnęłam podenerwowana.
Wreszcie Krzysiek mi powiedział. Był roztrzęsiony, ale starał się mówić spokojnie. To chyba było jeszcze gorsze, niż gdyby krzyczał i nas obwiniał. Dowiedziałam się, że mój szwagier przyłapał swoją żonę i mojego syna w łóżku. Chociaż to tylko metafora, bo podobno nie miało to wiele wspólnego z łóżkiem. Ale oboje byli nadzy.
– O czym ty mówisz…?! – momentalnie zrobiło mi się słabo. – Nasz syn to jeszcze dziec…
Urwałam, bo uświadomiłam sobie, że Mikołaj ma skończone osiemnaście lat. Dzieckiem był może dla mamusi i tatusia, ale najwyraźniej Łucja dostrzegła w nim mężczyznę. Okazało się, że żona szwagra i nasz syn wpadli w popłoch, kiedy Krzysiek ich nakrył. Ona biegła za nim, błagając o przebaczenie, on – bardzo dojrzale! – usiłował wyskoczyć przez okno, jakby to miało w czymś pomóc.
Nikt z nas nie wiedział, co z tym zrobić. Wszyscy byliśmy w szoku, dodatkowo Krzysiek był strasznie zraniony, a nam było wstyd. Kogo my wychowaliśmy? Uwieść żonę własnego wujka? Wujka, który niańczył go, kiedy gówniarz miał pięć lat, a my chcieliśmy wyjść do kina? Jaka świnia robi coś takiego?! A może to ona uwiodła jego? Dorosła kobieta, żona…! Eh!
To się zdarzyło w zeszłym tygodniu. Mikołaj wrócił do domu, zniósł nasze histeryczne wymówki w milczeniu, a potem oznajmił, że kocha Łucję i chce z nią być. Opadły nam ręce. Oczywiście Łucja ma do tego inne podejście. Wiem, że Krzysiek wyrzucił ją z domu i siedzi teraz u siostry. Wiem też, że codziennie czeka na męża przed klatką, bo zablokował jej numer w telefonie, a ona chce go ubłagać, by przyjął ją z powrotem. Szwagier jest w rozsypce, nie wie, co zrobić. My też nie… No bo co? Ukarać syna za jego życie seksualne? Jest dorosły. To on wdał się w romans z mężatką, a nie my. Ale jak niby mamy to zostawić za sobą? Jak skleić rodzinę po czymś takim? Przekonać Krzyśka, żeby wrócił do żony, bo widać, że wciąż ją kocha? I co potem? Ktoś ma jakiś pomysł?
Barbara, 52 lata
Czytaj także:
„Przyjaciel wycenił naszą przyjaźń na 80 tysięcy. Napakował kieszenie kasą i zniknął z moimi marzeniami”
„Zdradzałam jej swoje sekrety, a mój mąż uskuteczniał z nią umizgi w naszej sypialni. Nie tak powinna wyglądać przyjaźń”
„W sezonie pracowałem w ekskluzywnej restauracji. Liczyłem na napiwki od nadzianych klientek, a dostałem coś więcej”