„Mąż wolał karierę i uganianie się z biuściastą blondyną niż rodzinę. To szwagier odbierał mój poród i przebierał syna”

Kobieta, która żyje w trójkącie fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Na początku płakałam, kiedy mąż nie przyjeżdżał, ale z czasem przestało mi go brakować. Nie byłam przecież sama, lecz z Gracjanem. To on był towarzyszył mi przy porodzie, przewijał syna, robił zakupy i przytulał wieczorem. Męża istniał dla mnie tylko na papierze”.
/ 25.01.2022 04:51
Kobieta, która żyje w trójkącie fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Jarka poznałam pierwszego dnia w nowej pracy, gdzie przyjęto mnie w charakterze asystentki dyrektora. Byłam potwornie głodna, a nie wiedziałam, gdzie jest kuchnia. Chodziłam po korytarzu, usiłując zajrzeć za każde półotwarte drzwi, aż zobaczyłam mężczyznę z pudełkiem śniadaniowym w ręce i podreptałam za nim.

Zdziwiłam się, że tyle razy trzeba skręcać, żeby dojść do kuchni, ale uparcie go śledziłam. Jak się potem okazało, zauważył, że za nim idę i celowo kluczył po całym biurze.

– Wybacz, po prostu niezbyt często mi się zdarza, że kobiety się za mną uganiają – powiedział z uśmiechem, kiedy już doszliśmy na miejsce. – Jestem Jarek. Z działu projektowego.

Tak się poznaliśmy. Potem mieliśmy klasyczny biurowy romans, który przekształcił się w poważny związek, a po niecałym roku Jarek mi się oświadczył.

– To kiedy powiemy rodzicom, że się pobieramy? – zapytałam, oglądając pod światło brylant w pierścionku.

– Myślę, że w przyszły weekend. W tę sobotę jest osiemnastka mojego brata, nie chcę mu odbierać uwagi otoczenia.

Co dziwne, zostaliśmy na tę imprezę zaproszeni. To było trochę jak podróż w czasie, w końcu ja miałam dwadzieścia cztery, a Jarek dwadzieścia sześć lat, a bawiliśmy się z ludźmi, z których część jeszcze nawet nie była pełnoletnia. Ale było fajnie. Bardzo polubiłam Gracjana, mojego przyszłego szwagra. Wybierał się na politechnikę, jak brat i był nieco nieśmiały wobec kobiet. Szybko go jednak „oswoiłam” i znaleźliśmy wspólny język.

Rok później Gracjan stał obok mnie przy ołtarzu. Oczywiście w charakterze świadka. Niedługo potem zaszłam w ciążę, a Jarek dostał propozycję pracy przy projektowaniu dźwigów portowych w Gdańsku. Zdecydowaliśmy, że wyjedzie na jakiś czas. Miał pracować tam i wracać do domu na weekendy. Zostałam sama.

– Przynieść ci zakupy? A może odkurzyć? – proponował często Gracjan.

Z ulgą korzystałam z jego pomocy. Studiował już wtedy na politechnice, ale nie dostał miejsca w akademiku, więc wylądował w studenckim mieszkaniu obok w bloku i stał się codziennym gościem w naszym domu.

– Gracjan… to chyba już… – jęknęłam z przerażeniem któregoś poranka, kiedy wpadł do mnie przed zajęciami z drobnymi zakupami.

Jarek był w Gdańsku. Zdziwiłam się, że Gracjan zachował zimną krew. Wziął torbę z wyprawką, sprowadził mnie do samochodu, usiadł za kierownicą i bez śladu paniki zawiózł do szpitala. Kiedy urodził się Kubuś, Jarek był już w drodze.

Gracjan jako pierwszy wziął małego na ręce

– Nie mogę tego przeboleć… Powinienem być przy tobie, kiedy rodziłaś… – Jarek był mocno sfrustrowany tą sytuacją. – Ten cholerny projekt kończy się dopiero za dwa lata! Rzucę to! Poszukam sobie jakiejś pracy na miejscu. Nie chcę być wiecznie nieobecnym mężem i tatą!

Podobała mi się ta myśl, bo chciałam mieć Jarka w domu. Ale gdy zrobiliśmy rozeznanie na rynku pracy, uświadomiliśmy sobie, że mąż nie ma szans na porównywalne zarobki w naszym mieście. Nie było nam łatwo, ale podjęliśmy decyzję, że nadal będzie pracował w Gdańsku, a ja jakoś spróbuję dać sobie radę sama. No może, nie do końca sama...

– Hej, wziąć małego na spacer? – Gracjan, dumny wujek, ciągle do nas wpadał i proponował pomoc.

Dzięki niemu nie czułam się aż tak bardzo samotna. Uważałam, że naprawdę złoty z niego chłopak. Pomagał mi ze sprzątaniem, rozwieszaniem prania, noszeniem zakupów. Zabierał też małego na spacery, żebym mogła odespać nocne wstawanie.

A Kubuś dosłownie go ubóstwiał! Wyciągał do niego rączki i śmiał się całą buzią, gdy Gracjan go podrzucał, huśtał, robił śmieszne miny. Jakimś cudem sprawiał też, że mój synek – niejadek potrafił zjeść całą porcję obiadu ze słoiczka, nie plując i nie grymasząc.

– Jak sobie radzisz? – pytał często przez telefon Jarek. – Wiem, że miałem przyjechać na weekend, ale w sobotę mają być inwestorzy z Japonii… Asia, przyjadę za tydzień, dobrze?

Na początku płakałam, kiedy mąż odwoływał przyjazdy do domu, ale z czasem przestało mi go aż tak bardzo brakować. Nie byłam przecież sama, lecz z Gracjanem. Właśnie skończył dwadzieścia dwa lata, co przy moich dwudziestu ośmiu wydawało mi się wiekiem iście szczenięcym. 

Traktowałam go trochę jak starszego syna, trochę jak przyjaciela. Może nawet bardziej jak przyjaciela. Bardzo chciałam, żeby znalazł sobie dziewczynę.

– A co z tą Moniką, co ciągle do ciebie wysyła SMS-y? – dopytywałam się.

– Ech! – machnął ręką. – Jest na pierwszym roku, strasznie dziecinna jakaś… Tylko by imprezowała.

– No i dobrze! Ty też jesteś jeszcze dzieciak, imprezuj razem z nią.

Kiedy Jarek przyjeżdżał, zawsze przywoził prezenty dla całej naszej trójki. Ja zwykle dostawałam coś z biżuterii albo kosmetyków, Kubuś nową zabawkę, a Gracjan jakąś płytę czy gadżet. Szykowałam wtedy uroczysty obiad, Jarek poświęcał kilka godzin na zabawę i spacery z synkiem, a potem kładliśmy małego i spędzaliśmy czas na małżeńskich igraszkach.

To były jedyne dni w miesiącu, kiedy Gracjan do mnie nie przychodził ani nie dzwonił. Święty czas dla naszej rodziny, to było oczywiste. Ale już kilka godzin po wyjeździe Jarka zwykle dzwoniłam do szwagra z pytaniem, czy chce na kolację spaghetti albo czy może po drodze odebrać mój płaszcz z pralni...

Zupełnie jakbym miała dwa różne życia

Wtedy pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, czy to normalne, że Gracjan tyle czasu spędza u mnie i tak się nami interesuje. Byłam w końcu żoną jego brata; nie bał się, że nasza relacja może wyglądać na coś nienaturalnego? I czy moje zadowolenie z tej sytuacji nie jest jakieś… dziwne?

Postanowiłam skoncentrować się na swoim małżeństwie i nieco odsunąć od siebie szwagra, żeby uzdrowić tę sytuację. Nie odbierałam jego telefonów i nie odpisałam na dwa SMS-y. Wydawało mi się, że w ten sposób zachowuję się fair wobec męża.

On także bardzo się starał. Do końca pobytu w domu próbował sam robić wszystko w kuchni i zajmować się synem, ale marnie mu to szło. Ciągle pytał mnie, gdzie co jest, nie potrafił użyć nowego miksera, przesolił zupę dla dziecka i rozsypał bułkę tartą po całej kuchni.

Z Kubusiem też nie bardzo sobie radził. Może mały w ten sposób buntował się przeciwko ciągłej nieobecności ojca, a może po prostu był w takim wieku, ale zachowywał się przy nim nieznośnie.

W niedzielę wieczorem niemal z ulgą myślałam o chwili, kiedy Jarek wreszcie wyjedzie. Chciałam spokojnie poukładać sobie rzeczy w kuchni, uśpić młodego i rozluźnić się przed telewizorem z kieliszkiem wina.

– Nie śpisz? – usłyszałam głos Gracjana w domofonie około dziesiątej. – Nie odbierałaś przez cały dzień, wpadłem sprawdzić, czy wszystko w porządku…

– Tak, po prostu… – nagle zabrakło mi inwencji w wymyślaniu wymówek.

Przecież to było idiotyczne! Uświadomiłam sobie, że przez te kilka dni tęskniłam za Gracjanem! Chciałam, żeby wszedł na górę i wypił ze mną to wino. Powiedziałam jednak, że boli mnie głowa i odezwę się jutro.

Uznałam bowiem, że nie mogę tego robić Gracjanowi – nie mogę go tak do siebie przywiązywać. „Jest młody, wolny i powinien ułożyć sobie życie” – przekonywałam samą siebie. „A ja muszę odbudować uczucie między mną a Jarkiem”.

– Będziesz w weekend? – zapytałam męża tydzień później.

– Wiesz, projekt jest w fazie końcowej i jeśli teraz sobie odpuszczę, to inni zbiorą wszystkie laury – odpowiedział tonem skargi. – A jest o co walczyć, bo możemy nawet dostać nagrodę za najlepszy projekt roku!

Było mi przykro, że znowu nie przyjedzie, ale – będę szczera – Jarek niespecjalnie mi pomagał. Czasem wręcz miałam wrażenie, że kiedy był w domu, mam więcej roboty, niż kiedy go nie ma. Było więcej prania, zmywania i sprzątania.

Kilka razy przyłapałam się na myśli, że coś – uporządkowanie szuflad, wyrzucenie słoików etc. – zrobię dopiero, gdy Jarek wyjedzie. Bo dopóki był, miałam wrażenie tymczasowości. Jakby w domu był gość i życie miało wrócić do normalnego rytmu dopiero, kiedy go już nie będzie…

Mój mąż i jego zespół faktycznie dostali nagrodę od jakiegoś branżowego czasopisma. Pokazał mi w internecie zdjęcia z gali. Stał obok wysokiej, efektownej blondynki i kilku grubasów.

– Mój zespół – oznajmił z dumą.

Pięciu starszych inżynierów z nadwagą, mój przystojny, młody mąż i specjalistka od pozyskiwania funduszy – taka ekipa wygrała ów konkurs. Ale w sumie mało mnie to obchodziło. Jasne, cieszyłam się, bo nagroda wiązała się z gratyfikacją finansową i Jarek przelał na moje konto sporą sumę na bieżące wydatki.

Pieniądze nie mogą być lekarstwem na samotność...

Znowu zaczęłam niemal codziennie zapraszać Gracjana. Starałam się jednak zachować pozory, głównie przed samą sobą.

– Gracjan, co tam słychać u tej blondynki, Justyny? – pytałam o kolejną dziewczynę.

– Oj, tam – zbywał mnie. – Fajna, ale jest strasznie zazdrosna, ciągle pyta, czemu tyle czasu spędzam u ciebie. Chyba ma jakąś paranoję czy coś.

Śmialiśmy się wtedy z tej paranoi Justyny. Gracjan naprawdę ją lubił, chyba nawet z nią sypiał, ale nie przeszkadzało mu to nabijać się z niej, kiedy siedzieliśmy we dwoje wieczorem, piliśmy wino i zajadaliśmy się pizzą. Czułam się winna, że to mnie cieszy.

Po otrzymaniu prestiżowej nagrody, zespół Jarka został zasypany propozycjami wykonania kolejnych projektów. Niedługo potem mąż zadzwonił i powiedział, że musi jechać do Berlina na jakieś targi. Nie przyjedzie do domu na weekend, przeprasza i przywiezie nam wszystkim coś ładnego.

Chciałam powiedzieć mu, że nic nie szkodzi, ale się powstrzymałam. Zaskoczyło mnie jednak, że właśnie to poczułam: obojętność. Od razu też zaczęłam planować sobotę. Spacer, wizytę w parku linowym i może wysłanie po południu Kubusia i Gracjana na basen.

Wiedziałam, że w piątek wieczorem szwagier idzie ze swoją Justyną na imprezę i pewnie będzie odsypiał ją do południa, ale potem zechce popływać. A Kubuś aż zapiszczał na tę propozycję.
Syn już ładnie mówił i oczywiście opowiedział tacie przez telefon, gdzie był z wujkiem.

To dziwne, ale kiedy usłyszałam, jak radośnie szczebiocze do komórki o pływaniu z wujkiem, złapałam się na tym, że jestem o to zła. Zupełnie jakby syn zdradzał jakąś moją tajemnicę. Jakbym robiła coś złego!

A przecież – Bóg mi świadkiem – ze wszystkich sił starałam się trzymać Gracjana na bezpieczny dystans, nigdy go nie dotykałam, nie nosiłam przy nim  strojów podkreślających kobiecość ani ani nie prowokowałam go. Za wszelką cenę starałam się być dobrą, wierną żoną i odpychałam od siebie myśli o Gracjanie jako mężczyźnie. Niestety Jarek mi w tym nie pomagał.

Podczas niemal każdej naszej telefonicznej rozmowy wybuchała sprzeczka.

– Znowu cię nie będzie? – żachnęłam się kolejny raz. – Czy ty w ogóle wiesz, że jesteś częścią tej rodziny?!

– Skoro sama o tym wspominasz, to może powinniśmy o tym porozmawiać… – głos męża stał się dziwnie napięty i jakby… oskarżycielski?

– O czym?! – dalej się złościłam.

– O tym, że zwaliłeś na młodszego brata ciężar obowiązków rodzicielskich?! Nic nie wiesz o naszym synu! O mnie też nic nie wiesz! A w domu czujesz się jak gość!

– A może to ty zachowujesz się tak, jakbym był gościem we własnym domu? – wycedził. – Myślisz, że to przyjemne widzieć, że jestem ci kompletnie niepotrzebny? Ty i Gracjan stanowicie tak zgrany duet, że chyba nie ma tam miejsca na trzecią osobę, co? Powiedz: tęsknisz za mną choć trochę, kiedy mnie nie ma? Brakuje ci męża w domu?

Milczałam, zaskoczona tym atakiem. I po chwili Jarek wyrzucił z siebie napastliwym tonem:

– Właśnie tak myślałem!

Kiedy się rozłączyliśmy, nie bardzo wiedziałam, co właśnie się stało. On miał pretensje do mnie? Ale o co? O to, że nie byłam bohaterską samotną matką, walczącą z trudną codziennością w pojedynkę, tylko korzystałam z pomocy szwagra? Do Gracjana, że mnie wspierał? A może do Kubusia, że nauczył się pływać pod okiem stryja, a nie taty?

– To niesprawiedliwie! – krzyknęłam do czterech ścian mieszkania. – Jesteś podły, Jarek! Jesteś cholernym gnojkiem!

Nie powiedziałam Gracjanowi o scysji z Jarkiem. Czułam, że sama powinnam to załatwić. Kiedy Jarek przyjechał do domu, przez całą sobotę byliśmy dla siebie chłodno uprzejmi. W milczeniu podałam obiad, myśląc o nierównowadze w naszym małżeństwie.

On pracował, wymyślał swoje genialne konstrukcje, jeździł za granicę promować swoje projekty i siebie samego. A ja? Co ja? Prowadziłam mu dom, wychowywałam syna. I on ma czelność mnie o coś oskarżać...?! Nie wypowiedziałam tych oskarżeń na głos, ale Jarek musiał podświadomie wyczuć, o co chodzi, bo od razu przeszedł do ofensywy.

– Sypiacie ze sobą? – zapytał w końcu wprost. – Ty i Gracjan? Jesteście parą, prawda?

– Co ty bredzisz?! – syknęłam cicho, żeby Kuba mnie nie usłyszał z drugiego pokoju.

– Myślisz, że nie wiem, co się dzieje pod moim dachem? To trwa od lat, prawda? On tu praktycznie mieszka. Je przy moim stole, zajmuje się moim synem. Pytam więc, czy sypia też z moją żoną.

To było tak okrutne, tak niesprawiedliwe… A przy tym tak… oczywiste. Jarek miał rację, przecież ta sytuacja ciągnęła się latami. Te pytania mógł sobie zadawać każdy. Ale z czyjej winy?

– Pod „twoim” dachem? – skrzywiłam się. – Przy „twoim” stole? Myślisz, że wystarczy za coś zapłacić, by móc to nazywać „swoim”? To mój dom, a Gracjan mi pomaga. I tak, masz rację, pomaga mi też wychowywać „twoje” dziecko. Bo ty robisz karierę na drugim końcu Polski! Jakbyś nie miał rodziny! Jakbyś był wolny, bez zobowiązań!

Przerwaliśmy tę przykrą wymianę wzajemnych żalów. Poszłam położyć Kubusia do snu, a potem długo jeszcze leżałam w jego pokoju, czując, jak łzy spływają mi po skroniach. Wiedziałam, że muszę wstać i dokończyć rozmowę z Jarkiem. Że tego wieczoru zostanie powiedziane coś, co zmieni nasze życie. I że nie da się tego dłużej unikać.

– Może będzie lepiej, jeśli przestaniemy w końcu udawać, że wciąż jesteśmy małżeństwem – powiedział kilkadziesiąt minut później Jarek. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, czy sypiasz z Gracjanem, ale nie spodziewam się, że dowiem się prawdy. Chciałam go uderzyć, ale zrobił unik.

Jak mógł mnie o coś takiego podejrzewać?

Gracjan był dla mnie jak młodszy brat albo jak najstarszy syn! Kibicowałam jego związkom z dziewczynami! Nigdy nie zrobiliśmy nic złego! Nigdy! „Ale to nie znaczy, że nie chcielibyśmy” – dopowiedział cichutki głos w mojej głowie. A przynajmniej ja chciałam. On chyba też, skoro tak często u mnie bywał.

– Nadal będę ci przesyłał pieniądze i odwiedzał Kubę – Jarek wyglądał, jakby miał to wszystko przemyślane od dawna. – Nie chcę awantur na sali rozpraw. Możesz się związać z kim chcesz, nawet od teraz.

Nagle zrozumiałam. Pojęłam, czemu służą te oskarżenia, kiedy zobaczyłam oczekiwanie na jego twarzy. Na co czekał? To oczywiste: aż powiem „ty też”.

– Kto to? – zapytałam cicho. – Ta blondynka z twojego zespołu, prawda? Od jak dawna?

Zamrugał oczami, ale nie zaprzeczył. Tak, miał z nią romans od wielu miesięcy, to się zaczęło dwa lata wcześniej. Praktycznie mieszkali razem. Teraz ona zaczęła żądać, by wreszcie się rozwiódł i ożenił z nią.

Rozwiedliśmy się kulturalnie. Nie walczył ze mną, dał mi wszystko, czego zażądałam: mieszkanie, połowę oszczędności na koncie, wysokie alimenty. Ustaliliśmy, że będzie odwiedzał syna raz w miesiącu.

On chciał tylko jednego: wolności

Gracjan był wyraźnie poruszony podczas naszego rozwodu. Kątem oka łapałam jego spojrzenia. Wyraźnie zbierał się, by coś mi powiedzieć.

– To wiele zmienia… – powiedział, kiedy już było po wszystkim. – Nigdy nie pozwoliłem sobie, żeby tego chcieć, ale skoro tak się stało…

Dotknął mojej dłoni i zrozumiałam, że żadna Justyna ani inna dziewczyna nie znaczy dla niego tyle, ile ja.

– To się zaczęło dawno temu – dodał, patrząc mi w oczy. – Nikt nigdy ci nie dorównał. Chcę z tobą być, Asia… Kocham się w tobie od lat…

To nie są proste decyzje ani sytuacja. Musimy liczyć się z reakcjami rodziny. Jak to wygląda? Jeden brat, ojciec mojego dziecka, się ze mną rozwodzi i od razu drugi zajmuje jego miejsce? Czy nasi bliscy będą w stanie to zaakceptować?

– Może być ciężko – szepnęłam. – Ale wiem jedno: ja też cię kocham. Wiem też, że musimy dać sobie tę szansę.

Czytaj także:
„Umówiłam się na randkę z nieznajomym. W pewnym momencie usłyszałam metaliczny dźwięk. W aucie były noże...”
„Wyjechał, nie odzywał się, a ja zapijałam tęsknotę. Wrócił na klęczkach i to dosłownie, bo z pierścionkiem w dłoni”
„Kobiety są zwierzyną, która chce, by ją upolowano. Ja jestem łowcą i mam tylko jeden cel: zwabić, zaliczyć i zapomnieć”

Redakcja poleca

REKLAMA