Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam patrzeć na Grzegorza inaczej. Nasze małżeństwo z początku wydawało się idealne. On był spokojny, odpowiedzialny, z ustabilizowaną karierą. Idealny kandydat na męża, przynajmniej w oczach mojej mamy. Ale z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Może to ja się zmieniłam? A może on od początku był taki sam, tylko ja tego nie zauważałam?
Szybko straciłam zainteresowanie mężem
Już po kilku latach małżeństwa zauważyłam, że Grzegorz nie ma w sobie żadnej iskry. Był przewidywalny do granic możliwości. Codziennie o tej samej porze wracał z pracy, siadał na kanapie, oglądał wiadomości. Nawet rozmowy z nim były nudne, pozbawione krzty humoru, odrobiny spontaniczności. „Jak w pracy?”, „Co na obiad?”, „Dobranoc” – to były nasze dialogi.
Monotonia przytłaczała mnie coraz bardziej. Na początku jeszcze się starałam. A to kupiłam nową bieliznę, a to zaplanowałam weekendowy wypad, ale Grzegorz zachowywał się wtedy tak samo, jak gdy siadałam koło niego przed telewizorem w starym dresie. Nie widział różnicy.
Gdy naciskałam, wyjeżdżał z wymówkami. „Zmęczony jestem” albo „Może innym razem”. Przestałam więc próbować. Straciłam ochotę na cokolwiek. Nawet te rzadkie chwile bliskości stały się dla mnie przykrym obowiązkiem, bo wiedziałam, że są zaledwie spełnieniem jakiejś biologicznej potrzeby, nie porywem serca czy pożądania.
Co gorsza, on nawet nie zauważał moich reakcji. Nie pytał, dlaczego się odsuwam, nie walczył o mnie. Myślałam: „Jaki mężczyzna może tak po prostu zaakceptować brak namiętności? Czy on mnie w ogóle jeszcze kocha? Czy kiedykolwiek kochał?”. Z czasem zaczęłam patrzeć na niego z pogardą. Skoro nie brakowało mu mojego ciała, mojej bliskości, to widocznie nie był tego wart.
Nie chciałam odejść, ale...
Mimo wszystko, nie chciałam od niego odchodzić. Mieliśmy przestronny, elegancki dom z ogrodem, o jakim zawsze marzyłam. Stabilność finansowa, jaką zapewniał mi Grzegorz, też była wielką zaletą tego związku. Wygodne życie – kto by tego nie chciał? Ale czy to znaczyło, że mam się pogodzić z nudą i brakiem emocji? Nie, nie było takiej opcji. Uznałam, że muszę znaleźć inne źródło ekscytacji, bo inaczej zwyczajnie zdziadzieję i zwiędnę. Chciałam poczuć się znów kobietą – pożądaną, adorowaną. Taką, jaką czułam się na samym początku relacji z Grzegorzem.
Romans był dla mnie oczywistą odpowiedzią. Musiałam tylko poczekać na odpowiednią okazję, ale ta nadarzyła się szybciej, niż się spodziewałam. Po świętach postanowiłam zapisać się na siłownię. Grzegorz, jak zwykle, nawet nie skomentował mojej decyzji.
– To zdrowo, dobrze robisz – rzucił na odczepnego.
W pierwszych tygodniach moje treningi były standardowe. Biegałam na bieżni, podnosiłam lekkie hantelki. Aż pewnego dnia na siłowni pojawił się nowy trener – Michał. Był o kilka lat młodszy ode mnie, miał może trzydzieści lat. Wysoki, muskularny, z uśmiechem, który mógłby stopić lodowiec. I co najważniejsze – od pierwszej chwili zwrócił na mnie uwagę.
– Joanna, prawda? Byłaś też na moich ostatnich zajęciach – powiedział, podchodząc do mnie pewnym krokiem. – Widziałem, jak ćwiczysz. Może mógłbym pomóc ci dopracować plan treningowy?
Jego spojrzenie było przeszywające i sprawiło, że serce zaczęło mi bić szybciej.
Nie czekałam długo na rozwój wydarzeń
Po kilku zajęciach zaprosił mnie na kawę. Nie byłam naiwna – wiedziałam, do czego to prowadzi. I tego właśnie chciałam. Już tydzień później znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Tam pierwszy raz poczułam się tak, jak nie czułam się od lat – pożądana, piękna, żywa. Michał nie był subtelny, ale właśnie tego potrzebowałam. Jego dotyk, czułe, a jednocześnie pełne pożądania spojrzenia, zwierzęca namiętność – wszystko to było jak oddech świeżego powietrza. Po każdym spotkaniu czułam się... po prostu szczęśliwa.
– Wiesz, że jesteś niesamowita? – powiedział kiedyś, przerywając pocałunki. – Nie mogę przestać o tobie myśleć.
Uśmiechnęłam się.
– Ja też. Ale musimy być ostrożni.
– Twój mąż naprawdę niczego nie podejrzewa? – zapytał Michał, odgarniając kosmyk włosów z mojego czoła.
Leżeliśmy na jego kanapie, wpatrując się w sufit.
– Nie – odpowiedziałam spokojnie. – Grzegorz żyje w swoim świecie. Myśli, że chodzę na fitness, bo chcę zadbać o siebie. Nawet nie zadaje pytań. Dla niego wszystko, co robię, ma sens, dopóki nie burzy jego rutyny.
Michał parsknął śmiechem.
– Facet, który nie zauważa, że ma przy sobie taką kobietę, to idiota.
– Co mam ci powiedzieć... – westchnęłam.
Nie chciałam przyznawać się nawet przed sobą, że to stwierdzenie naprawdę mnie zabolało. Bo przecież to Grzegorz był moim mężem, a nie Michał...
Codzienność na dwa fronty
Podwójne życie stało się dla mnie rutyną. Poranki spędzałam w domu, podając Grzegorzowi kawę i żegnając go w drzwiach, gdy wychodził do pracy. Popołudnia należały do Michała. Ćwiczyliśmy razem w siłowni, wymieniając niewinne uśmiechy, by później spotkać się w jego mieszkaniu. Tam wszystko było inne – pełne ognia, spontaniczności, energii, której brakowało mi w małżeństwie. Kończyliśmy koło czwartej, a potem wieczory znowu spędzałam z mężem, udając, że wszystko jest jak zwykle.
Nie czułam wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie – byłam przekonana, że w ten sposób równoważę swoje życie. Dzięki Michałowi nie czułam już frustracji, która wcześniej powoli mnie wyniszczała. W głębi duszy uważałam, że robię przysługę także Grzegorzowi. Gdybym nie miała romansu, wyżywałabym się na nim za to, jak bardzo mnie zaniedbuje.
Ale pewnego dnia, gdy wróciłam do domu, Grzegorz siedział przy stole, przeglądając coś w swoim telefonie. Rzucił mi tylko krótkie spojrzenie, po czym znowu wkleił wzrok w ekran. Zadał jednak pytanie, które na chwilę mnie zmroziło.
– Co tak długo? Myślałem, że fitness kończy się wcześniej?
Zamarłam na kilka sekund, ale szybko się otrząsnęłam.
– Rozciąganie. Trochę się zasiedziałam z dziewczynami po zajęciach.
– Aha.
Kiwnął głową, ale jego ton był inny niż zwykle – bardziej badawczy. Przez resztę wieczoru miałam wrażenie, że mi się przygląda, choć nigdy nie złapałam jego spojrzenia. Czyżby coś zauważył? Przecież zawsze byłam ostrożna...
– Powinnaś być bardziej uważna – powiedział Michał, gdy opowiedziałam mu o tamtej sytuacji.
Siedzieliśmy w jego kuchni, a on kroił owoce na sałatkę.
– Jeśli zacznie coś podejrzewać, możemy mieć problem.
– Grzegorz nie jest typem, który robi problemy – zapewniłam go. – Nawet jeśli coś zauważy, pewnie to zignoruje, żeby się zbędnie nie denerwować.
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Jesteś pewna? Faceci potrafią być nieprzewidywalni, gdy chodzi o zdradę.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Może miał rację, ale znałam Grzegorza na tyle, by wiedzieć, że jego miłość do stabilności przewyższa wszystkie inne. A na pewno tę do mnie.
A jednak!
Kilka dni później, wracając z siłowni, a tak naprawdę od Michała, zastałam Grzegorza przy stole z laptopem. Wyglądał na przejętego, co od razu wzbudziło moje podejrzenia.
– Możemy porozmawiać? – zapytał.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Czy coś odkrył? Czy przypadkiem zostawiłam jakiś ślad?
– Oczywiście – odpowiedziałam, siadając naprzeciwko.
– Zastanawiam się… czy jesteś szczęśliwa? – zapytał niespodziewanie.
Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć, skąd nagle to pytanie.
– Dlaczego pytasz?
– Bo wydaje mi się, że coś jest nie tak. Jesteś… inna. Jakbyś była gdzieś indziej myślami. Chcę wiedzieć, czy robię coś nie tak.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy to możliwe, że jednak zauważył, jak bardzo oddaliliśmy się od siebie? Czy próbował ratować nasze małżeństwo?
– Nie, wszystko jest w porządku – skłamałam, uśmiechając się delikatnie. – Może to po prostu zmęczenie. Po siłowni czasem czuję się wyczerpana.
Grzegorz kiwnął głową, ale wyglądał na zamyślonego.
– Jeśli kiedykolwiek chciałabyś o czymś porozmawiać, wiesz, że zawsze tu jestem.
Te słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Po raz pierwszy poczułam się winna. Może Michał miał rację – może Grzegorz wcale nie był taki obojętny, jak myślałam? Ale czy to coś zmieniało? Następnego dnia to mój kochanek powiedział coś, co zupełnie zbiło mnie z tropu.
– Myślałaś kiedyś o tym, żeby odejść od męża? Życie na dwa fronty może być męczące.
Spojrzałam na niego zaskoczona i zadałam dokładnie to samo pytanie, co wcześniej Grzegorzowi.
– Dlaczego pytasz?
– Bo wydaje mi się, że zasługujesz na coś więcej. Na życie, w którym możesz być sobą.
Wybrałam swojego męża
Te słowa utkwiły mi w głowie. Michał miał rację – życie na dwa fronty było męczące. Ale czy byłam gotowa na tak radykalną zmianę? Czy byłam gotowa poświęcić stabilność, jaką zapewniał mi Grzegorz, dla pasji i namiętności, które dawał mi Michał? A co jeśli... nasze małżeństwo da się jeszcze uratować?
Wieczorem, leżąc obok Grzegorza, patrzyłam na jego twarz. Spał spokojnie, bez żadnego gwałtownego ruchu. Może był nudny, przewidywalny, ale był też dobrym człowiekiem... Nigdy mnie nie skrzywdził, zawsze dbał o to, by niczego mi nie brakowało. Michał był jak burza – intensywny, ale... krótkotrwały. W głębi duszy czułam, że nie mogę mu zaufać, a nasza relacja nie przetrwa próby czasu.
Następnego dnia, zamiast pojechać do Michała, zatrzymałam go na siłowni.
– Musimy przestać – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Dlaczego? Co się stało? – zapytał zaskoczony.
– Nie mogę tego dalej ciągnąć. Nie chcę stracić wszystkiego, co mam. Jesteś wspaniały, Michał, ale to nie jest dla mnie.
Spuścił wzrok, ale nie próbował mnie zatrzymać. W głębi duszy wiedziałam, że to była właściwa decyzja. Wróciłam do domu z uczuciem ulgi. Przede mną długa droga do odbudowania relacji z Grzegorzem. Ale może, jeśli oboje się postaramy, uda nam się odnaleźć tę iskierkę, która kiedyś nas połączyła. Może wcale nie jest za późno na nowy początek?
Joanna, 34 lata
Czytaj także:
„Szef zrobił ze mnie ofiarę losu i upokorzył przed całą firmą. Nie spodziewał się tego, co stało się później”
„Mąż mnie zostawił, bo nie mogłam zajść w ciążę, a partner, bo wreszcie mi się udało. Facetom nie dogodzisz”
„Gdy trafiłem 6 w totka, z rodziny wyszły najgorsze instynkty. Zobaczą moją kasę jak świnia niebo”