„Synowe mnie nie lubią, bo ponoć traktuję je jak śmieci. Powinny mnie słuchać, bo lebiegi nie znają nawet przepisu na rosół”

pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„Przyjechałam tam z dobroci serca, a moja synowa zachowywała się wobec mnie podle, warczała na mnie i nawet nie poczęstowała mnie herbatą. Rozumiem, że jest zmęczona, ale trochę ogłady by się przydało”.
/ 13.01.2025 20:30
pewna siebie kobieta fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Piotr, mój starszy syn, ciągle w pędzie i podróżach, dzieli niewielkie mieszkanie na peryferiach z Magdą – swoją żoną, i gromadką trójki dzieci. Dojazd do nich komunikacją miejską to dla mnie niezła wyprawa. Podejrzewam, że moja synowa specjalnie upatrzyła sobie lokum na krańcach miasta, byle tylko zamieszkać ze swoim mężem jak najdalej od teściowej, czyli ode mnie. Mimo wszystko lubię ich odwiedzać i dowiedzieć się, jak im leci

Musiałam ją kontrolować

Piotrek regularnie wyjeżdża w delegacje, więc Magda musi sama opiekować się dzieciakami. Niestety, mam wrażenie, że moje wizyty niezbyt jej odpowiadają. Daje mi odczuć, że raczej zawadzam i przeszkadzam jej w codziennych sprawach.

– Mama? – zapytała zaskoczona, widząc mnie w drzwiach. – Nie sądziłam, że pojawisz się u mnie o tak wczesnej porze…

Chciałam sprawdzić, czy dajesz sobie radę. Może będę mogła ci jakoś pomóc – zaproponowałam, zerkając do wnętrza lodówki. – Widzę, że nie zdążyłaś uzupełnić zapasów? – zauważyłam ze zdziwieniem, spoglądając na niemal puste wnętrze chłodziarki.

Nie mogłam pojąć, co ona wyczynia. Trójka maluchów, a ani śladu obiadu, do pracy też się nie wybiera. Totalna lekkomyślność! Do tego wszędzie walają się te ich zabawki, mogłaby przynajmniej je posprzątać.

– Maluchy złapały jakiegoś wirusa, całą noc spędziłam na zbijaniu temperatury, ledwo co udało im się zdrzemnąć – próbowała się wytłumaczyć, gdy zobaczyła moją dezaprobatę.

– Moim zdaniem powinnaś była skontaktować się z pediatrą, a nie sama stawiać diagnozę – pouczałam synową – to lekkomyślne podejście.

Zdobyłam już pewne doświadczenie w tych sprawach –usiłowała się bronić, ale nie chciałam tego słuchać.

Wiedziałam lepiej, co robić

Zajrzałam do sypialni dzieci, żeby zobaczyć, co u nich słychać.

– Daj spokój, niech jeszcze pośpią. Potrzebują regeneracji –powiedziała Magda.

– Znam się na tym lepiej – odparłam. – Mam w końcu doświadczenie, sama wychowałam dwóch chłopaków.

Szkraby leżały pogrążone we śnie, oddech miały przyspieszony, a policzki zarumienione od gorączki. Konieczna była pomoc medyczna.

Już dawno powinnaś zadzwonić po lekarza, zamiast liczyć na cud z nieba! Przez twoje zaniedbanie trafią do szpitala – byłam autentycznie wkurzona, że muszę jej tłumaczyć tak oczywiste rzeczy, w głowie mi huczało ze złości.

– Niech mama nie myśli, że na to nie wpadłam – odcięła się bezczelnie, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem – właśnie oczekuję na przyjazd doktora.

Byłam dotknięta jej słowami, ale w milczeniu wraz z nią oczekiwałam na doktora. Moje przeczucie okazało się słuszne –to grypa.

Była dla mnie niemiła

– Dawaj im sporo miodu z cytryną i przed pójściem spać sok z malin. Muszą się solidnie wypocić – poradziłam, bo te dzisiejsze mamuśki są zielone we wszystkim.

– To co, receptę mam wyrzucić do kosza? –złośliwie odcięła się synowa. – Po co w ogóle wzywałam lekarza, skoro teściowa i tak zna się najlepiej!

Zastanawiałam się, jaką to pannę mój nieszczęsny synek wziął za żonę. Czym prędzej opuściłam ich mieszkanie, bo nie zamierzałam dłużej znosić takich grubiaństw. Mimo wszystko zasługuję na odrobinę szacunku, chociażby z racji swojego sędziwego wieku.

Syn miał pretensje

Zanim dotarłam do mieszkania, zadzwonił Piotr.

– Czemu nie wsparłaś Magdy? Jest ledwo żywa, całe dwie noce nie zmrużyła oka, bo małe chorują – wygarnął mi przez komórkę.

– Wcale nie potrzebowała mojej pomocy, powiedziała mi to wprost – odcięłam się.

– Wręcz przeciwnie, bardzo jej była potrzebna! – denerwował się syn. – Ale ty, zamiast ją wesprzeć, zaczęłaś prawić morały, a na koniec się obraziłaś.

Przegiął, no naprawdę! Pewnie, że się obraziłam, sama się o to prosiła! Przyjechałam tam z dobroci serca, a moja synowa zachowywała się wobec mnie podle, warczała na mnie i nawet nie poczęstowała mnie herbatą. Rozumiem, że jest zmęczona, ale trochę ogłady by się przydało.

Druga synowa wcale nie jest lepsza

Ciężko mi stwierdzić, która z nich jest większym utrapieniem dla całej rodziny. Paweł, mój młodszy syn, tuż po ukończeniu studiów stanął na ślubnym kobiercu z Grażyną, która akurat skończyła farmację. Niby idealna kandydatka na synową: perspektywiczny zawód, porządna rodzina, gruntowna edukacja.

Mój chłopak jest totalnie zaślepiony tą Grażyną, nic poza nią go nie obchodzi. Kompletnie nie zauważa, jaka ona jest naprawdę – chłodna, wyniosła, sztywna niczym wykrochmalony kitel, który nosi. Kiedy z nią gadam, to zawsze traktuje mnie z góry, ma taką oficjalną minę i ten jej oschły głos...

Nie wspominałam Pawłowi o tym, co się stało, gdy poszłam do apteki Grażyny, żeby pogadać z nią szczerze, jak matka z przyszłą synową. Chciałam dobrze, a ona potraktowała mnie tak okropnie.

– Krzysztof mówił, że coś ci dolega z brzuchem... Wreszcie będę babcią!

– Nic poważnego, po prostu coś mi zaszkodziło – odpowiedziała oschle i ściszając ton, dorzuciła – mamo, jestem teraz w pracy.

– E tam, wielka mi rzecz! W tej chwili mało kto tu jest.

– Wiesz co, to raczej nieodpowiednia pora i miejsce na osobiste pogaduchy, szczególnie na takie tematy – jej twarz przybrała kolor czerwieni, a ton głosu zdradzał irytację.

– Wydaje mi się, że mogę zapytać, jak się między wami sprawy mają – odparłam z lekką urazą.

– Ale to nie jest temat, który powinien obchodzić mamę – rzuciła bezczelnie – poza tym mam teraz sporo pracy – uzupełniła, dając mi wzrokiem do zrozumienia, że pora opuścić aptekę.

Znów nasłuchałam się pretensji

Wyszłam bez słowa. Zuchwała i arogancka, zupełnie nie liczy się z moim wiekiem i doświadczeniem. A jakich bzdur naplotkowała później Pawłowi! Że nachodzę ją w aptece, nie daję jej prywatności i mieszam się w cudze sprawy, przez co naraża się na śmieszność przed klientami. Przecież nie zadawałam jej intymnych pytań o pożycie małżeńskie przy całej aptece.

– Nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłaś – syn miał do mnie żal – nie masz zielonego pojęcia, jak Grażyna się czuje. Nie może zajść w ciążę i to ją wykańcza.

– Skąd mogłam wiedzieć, przecież mi ciągle wciska kit, że starania trwają?

Odrobina wyczucia by wystarczyła – odciął się Paweł i wyszedł obrażony.

No pięknie, podpuszcza syna przeciw mnie, przemknęło mi przez myśl, kiedy za jego plecami trzasnęły drzwi.

Nie rozumiem ich

Dawniej szanowało się opiekuńczość i cenne wskazówki osób z bagażem przeżyć, a obecnie młodzież ma kłopoty z właściwą oceną sytuacji. Zamiast okazać wdzięczność za szczere intencje, każą ci się wynosić.

– Lada moment podziękuję im za możliwość wejścia do środka i pogawędki z moimi chłopakami – poskarżyłam się siostrze, Zosi. – Tobie to dobrze, trafiły ci się dobre synowe – dopowiedziałam łagodniejszym tonem, nie kryjąc zazdrości. – Żeby moje przypominały chociaż odrobinę Anię czy Basię.

– Ania i Basia trafiły na inną teściową – odpowiedziała bez pośpiechu Zosia.

Moment zajęło mi połapanie się, o co jej chodzi.

Chwila, sugerujesz, że to ja zawiniłam? – przeszłam do ofensywy. – Nie, nie, nic mi nie zarzucaj: dbam o nich, służę radą, przejmuję się ich kłopotami.

– A mówiąc wprost: wtrącasz się w ich prywatne sprawy, oceniasz ich styl życia, próbujesz im dyktować, jak mają postępować – powoli sączyła swoją kawę, leniwie mieszając ją łyżeczką.

– Wybacz, ale nie za bardzo wiem, o co ci chodzi – powiedziałam, robiąc niewinną minę. – Przecież ty również troszczysz się o swoje dzieci. Interesuje cię, co u nich nowego.

– Fakt, z tym że ja cierpliwie czekam, aż same przyjdą do mnie z nowinkami – oświadczyła bezwzględnie – a ty postępujesz dokładnie jak twoja teściowa kiedyś.

Byłam kalką własnej teściowej

Moja teściowa była wyjątkowo krytyczna i nic jej nie odpowiadało. Miała zastrzeżenia dosłownie do wszystkiego: mojej sylwetki, tego, jak gotuję, czym się interesuję, z kim się przyjaźnię, jak się ubieram, a nawet w jaki sposób wychowuję nasze dzieci. Ciągle mnie upominała i robiła uwagi. Nie zliczę, ile przez nią razy płakałam. Nie znosiłam tej kobiety.

– Czy faktycznie jestem aż tak zrzędliwa? – zwróciłam się do siostry półgłosem, mając nadzieję, że po prostu wyolbrzymiła sytuację.

– Jeden do jednego. Jak tak dalej pójdzie, to własne dzieci cię nie będą mogły znieść – przestrzegła mnie.

Rozmowa z moją siostrą nieźle dała mi do myślenia. Myślałam o sobie, że jestem w porządku wobec innych, a nie jakaś tam jędza. Przydało mi się to otrzeźwienie i wyszło mi na dobre. Doceniałam to, że Zosia ma głowę na karku i zdawałam sobie sprawę, że chce dla mnie jak najlepiej.

Chciałam się zmienić

Podjęłam decyzję, by spoglądać na żony moich synów z większą życzliwością i wyrozumiałością, Nie spodziewałam się, że przyjdzie mi to z takim trudem. Nieustannie miałam ochotę wygłaszać swoje opinie, sugerować zmiany w ich postępowaniu. Musiałam się bardzo starać, by powstrzymać się od uwag, telefonów, by sprawdzić co u nich oraz niezapowiedzianych odwiedzin. Najtrudniej było mi okiełznać własną ciekawość, miałam wrażenie, że wiem za mało o tym, co się u nich dzieje.

Trzymanie się planu to nie lada wyzwanie, ale jestem z siebie dumna, że mi się to udało. Moje życie znacznie się poprawiło, od kiedy przestałam wtrącać się w sprawy małżeństw moich dzieci. Teraz mam czas, by zająć się własnymi i okazuje się, że dzięki temu mam o wiele mniej zmartwień na głowie. Dając im wolną rękę w prowadzeniu własnego życia, mogę wreszcie poświęcić więcej uwagi samej sobie.

Doszłam do wniosku, że moje synowe dokładają wszelkich starań, aby jak najlepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków. W towarzystwie swoich partnerek moi chłopcy czują się szczęśliwi, a przecież to liczy się najbardziej. Atmosfera między nami się uspokoiła, a podczas rozmów częściej pojawiają się uśmiechy, miłe słowa i komplementy. 

Alina, 61 lat

Czytaj także: „Mąż na emeryturze został pajacem w internecie. Wszyscy widzą, jak jem szlam z jarmużu, a on liczy złotówki”
„W oczach mojej matki zawsze byłam śmieciem. Żałuję, że jej pomogłam, gdy zachorowała, bo nawet wtedy była wredna”
„Mąż nie mógł dać mi dziecka, więc szukałam chętnego z dobrym nasionkiem. Tylko tyle potrzebowałam do szczęścia”

 

Redakcja poleca

REKLAMA