„Synowa skarżyła się na wyskoki mojego syna, ale jej nie wierzyłam. Przecież to porządny chłopiec, a ona przesadza”

Teściowa rozmawia z synową fot. iStock by Getty Images, milorad kravic
„Moje zamierzenia spełzły na niczym, a marzenia runęły jak domek z kart, bo podczas przeszukiwania rzeczy mojego syna natknęłam się na schowaną za dokumentami w szufladzie biurka piersiówkę, a do tego bidon. Stał sobie beztrosko w widocznym miejscu”.
/ 22.06.2024 20:00
Teściowa rozmawia z synową fot. iStock by Getty Images, milorad kravic

Gdy tylko dostałam propozycję od syna i synowej, żeby zająć się Sebastianem przez kilka dni, bez wahania przystałam na to. Cóż za frajda! Nie dość, że będę mogła nacieszyć się towarzystwem kochanego wnuczka przez okrągły tydzień, to na dodatek wygląda na to, że kłopoty w ich małżeństwie wreszcie odeszły w niepamięć. Przecież nikt nie wybiera się na wakacje na Teneryfę, jeśli w związku się nie układa.

Mój syn miał sporo na głowie

Mam nadzieję, że Stwórca ześle na nas łaskę i uda nam się wyrzucić z pamięci minione dwa lata. Gdy tylko zaczynam o nich rozmyślać, od razu muszę pędzić do domowej apteczki po środki na nerwy. Tak przy okazji, niezły drań z tego całego Konrada...

Od maleńkości był z nami, jadał u nas obiady, kiedy Maciek wracał z nim po lekcjach. Nawet pojechał z nami raz na wczasy. Kolega mojego synka od przedszkola, byłam gotowa przysiąc, że to uczciwy chłopak. I nagle, pewnego dnia, puf! Zniknął wraz z kasą z ich wspólnego biznesu, a mój jedynak został sam z gronem wkurzonych klientów. Normalnie szok i niedowierzanie!

– Nie od razu każdy sięga po kieliszek! – rzuciła synowa, kiedy starałam się ją w trudnym okresie nakierować na właściwą drogę. – Sama pochodzę z rodziny, gdzie alkohol był na porządku dziennym i nie pozwolę, żeby Sebuś miał równie beznadziejne dzieciństwo jak ja!

– Adrianno, wydaje mi się, że niepotrzebnie robisz z tego wielką aferę… – próbowałam ją uspokoić. – Maciej potrzebuje jakiegoś ujścia dla swoich emocji.

– Ale nie w taki sposób! – przerwała mi. – To prosta droga do nałogu. Niech lepiej idzie na siłownię, do psychologa, do kościoła, gdziekolwiek… Ale w naszym mieszkaniu nigdy nie było i nie będzie miejsca na alkohol!

Nie zgadzałam się z nią odnośnie do tej kwestii...

Owszem, pewnie coś tam przeżyła w życiu, ale dlaczego aż tak to wyolbrzymiała? Jedno wiem na pewno: lepiej nie ingerować w związek innych osób. Dlatego też wolałam trzymać się od tego z dala. Kiedy syn mnie odwiedzał to zamiast prawić mu morały, próbowałam go podnosić na duchu i tłumaczyć dobrą drogę.

Fakt, parę razy zdarzyło mu się wypić za dużo, ale nigdy nie robił awantur ani nie tracił świadomości. Adrianna może sobie gadać, co chce, ale według mnie alkoholikiem to on nie był. Raz się o to nieźle posprzeczałyśmy.

– Zdaniem mamy, jeśli facet nie wyląduje w kanale, to jest z nim wszystko w porządku? Niech mama odbierze mu te parę głębszych na dzień… Będzie skakał po suficie z nerwów! Potrzeba się liczy, a nie wypita ilość.

Po paru miesiącach wzlotów i upadków Maciek przekazał mi, że postanowił podjąć terapię. Ponoć Adrianna postawiła taki warunek, jeżeli wciąż mają tworzyć związek.

– Spokojnie, mamo – syn starał się mnie przekonać. – To tylko taka formalność, w końcu nie mam żadnego nałogu!

– To jaki sens ma to całe zamieszanie?

– Chodzi o to, żeby Ada była pewna – tłumaczył. – No wiesz, przez te wszystkie jej traumy! Zrobię, co tylko się da, żeby poczuła się bezpiecznie, bo rodzina to dla mnie priorytet.

Postawa mojego syna, jego szczerość i determinacja, aby uszczęśliwić swoją ukochaną, całkowicie rozwiały moje obawy. Zaimponowało mi to, że jest w stanie zrobić dla niej tak wiele. Myślę, że było warto, bo odkąd wrócił z terapii, sytuacja między nimi wróciła do normy. Ustały okresy milczenia, a kiedy od czasu do czasu ich odwiedzałam, widziałam, że cieszą się sobą jak dawniej. No i teraz ta wspólna wycieczka!

Miałam wrażenie, że wyrosły mi skrzydła

Dogadałam się z sąsiadką, aby podlewała mi kwiatki i kiedy nadeszła data wylotu młodych, przeniosłam swoje rzeczy do ich mieszkania. W sumie moglibyśmy z Sebciem nocować u mnie, ale przecież czterolatek to ciągle maluch, zmiany wprowadzają go w konfuzję, mógłby mieć problemy ze snem albo marudzić... Przynajmniej w jednej kwestii byłam zgodna z synową: im mniej nowości, tym korzystniej dla dziecka. Chyba wystarczającym wyzwaniem będzie dla malucha rozstanie z rodzicami na cały tydzień, po co dokładać mu dodatkowych stresów.

Stworzyłam sobie przytulne gniazdko w pokoju dla gości, podczas gdy Sebcio nocował we własnej sypialni. Większość czasu spędzaliśmy w salonie, bo wiadomo – telewizor. No i na podłodze mnóstwo przestrzeni, żeby porozsypywać klocki albo pobawić się pociągiem. Zwłaszcza że aura za oknem była okropna. Niby październik to idealny moment na wakacje gdzieś na Wyspach Kanaryjskich, ale tu na Mazowszu to już niespecjalnie. 

Przez dwa dni mogliśmy delektować się przepiękną, złocistą jesienią w naszym kraju, a w pozostałym czasie zajmowaliśmy się przerabianiem zebranych wcześniej kasztanów i żołędzi na różne figurki. Później czekało nas dużo sprzątania, ale muszę przyznać, że Sebastian dzielnie mi pomagał i nie mogę powiedzieć o nim złego słowa.

No i właśnie podczas tego porządkowania pewnego dnia niechcący wyrwaliśmy z gniazdka kontakt w przedpokoju, bo mały tak się zapędził z tym odkurzaczem. Maluch tak bardzo się przestraszył całej sytuacji, że aż się rozpłakał, biedaczek.

Co w tym strasznego? Po dwudziestu latach samotności takie reperacje to dla babci pestka! Byłam świadoma, że odkąd Sebek zaczął interesować się klejem do plastiku, Maciek powrzucał cały swój majdan na strych, aby znalazł się poza zasięgiem małych rączek.

Sięgnęłam za szafę po składaną drabinę i rozpoczęłam poszukiwania niezbędnych przyrządów. Pistolety do kleju, tarcze ścierne, przeróżne dziwne sprzęty, a podstawowego wkrętaka nigdzie nie mogłam znaleźć! Coraz odważniej i dokładniej grzebałam w rzeczach mojego syna. Nagle... co to takiego?!

Omal nie zleciałam ze schodków kiedy w zakamarku strychu, za wiertarką, dostrzegłam napoczętą flaszkę czystej...

O matko, co tu się dzieje?!

– Babciu, znalazłaś? Dasz radę poskładać pana prąda? – Sebastian wołał z parteru, wyraźnie przejęty brakiem odzewu z mojej strony.

– Tak, mam i zaraz do ciebie zejdę, skarbie – odpowiedziałam, starając się ukryć niepewność w głosie.

Naprawiłam sprawnie kontakt, co bardzo ucieszyło mojego wnusia, jednak w moim umyśle nadal kotłowały się przykre przemyślenia. Kiedy dzień dobiegł kresu, a maluszek zasnął słodko w swoim łóżku, postanowiłam poszperać w pozostałych zakątkach mieszkania. Głównie po to, żeby niczego nie odnaleźć i przekonać samą siebie, że flaszka odkryta w rupieciarni to nic takiego, zwykły zbieg okoliczności. Kto wie, może to nawet Adrianna ją tam schowała, aby nie wpadła w rączki dzieciaka?

Cóż, moje zamiary spełzły na niczym, a marzenia rozwiały się jak dym, ponieważ przeszukując rzeczy mojego syna, natknęłam się na ukrytą za dokumentami w szufladzie flaszkę, a do tego cały bidon. Stał sobie beztrosko na wierzchu, zaraz obok roweru na tarasie – kto by się spodziewał, żeby wąchać jego zawartość?

Jaki krok powinnam teraz podjąć? Czy przeprowadzić szczerą rozmowę z synem, przyznać się, że odkryłam jego sekret i namawiać go do podjęcia RZECZYWISTEJ terapii? A może zignorować go jako notorycznego kłamcę i uprzedzić Adę? Tylko czy da mu jeszcze jedną szansę, czy będzie w stanie ponownie mu zaufać? A co jeśli przeze mnie ich związek się rozpadnie? Oj nie, to by było ostatnie, czego bym sobie życzyła.

Całą noc spędziłam na rozmyślaniach, ale o poranku podjęłam decyzję. Opróżniłam flaszki, wylewając ich zawartość do zlewu, a następnie wypełniłam je wodą i umieściłam z powrotem w skrytce. Chcę, aby Maciek zrozumiał, że jego nałóg nie ujdzie mu na sucho! Dzieciaki wróciły z wakacji na Teneryfie przepełnione radością, więc nie chciałam psuć im nastroju. Po prostu pożegnałam się z nimi i z moim małym wnuczkiem, po czym udałam się do swojego mieszkania.

Już nie miałam wątpliwości

Szczerze powiedziawszy, miałam cichą nadzieję, że Maciej wpadnie do mnie z wizytą i wytłumaczy się jakoś z tych butelek wódy poukrywanych po kątach. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego, po dwóch dniach zadzwoniła synowa. W jej głosie wyczuwałam dziwny chłód, ale kiedy podziękowała za to, że zaopiekowałam się Sebastianem, doszłam do wniosku, że chyba niepotrzebnie mam jakieś uprzedzenia. Nasze relacje z Adą od zawsze były jakieś takie sztywne. No cóż, taka już była…

– Maciej sądzi, że powinnam darować sobie tę rozmowę z mamą – rzuciła niespodziewanie, kiedy sądziłam, że zaraz zakończy połączenie. – Ale ja się z tym nie zgadzam. Jestem naprawdę zawiedziona, że mama wykorzystała wizytę u nas, żeby zrobić coś takiego.

Zrobić co takiego? – oniemiałam.

– Żeby grzebać w naszych prywatnych rzeczach! – wykrzyknęła z oburzeniem. – Jego biurko, moja szuflada z bielizną, wszystkie szafki...

– O czym ty w ogóle mówisz, kochanie? – zapytałam, kompletnie zaskoczona.

– Oj, mamo, daj spokój z tą niewinnością... Zawsze tyle trujesz o uczciwości i swoich zasadach, a potem wystarczy, że nas nie ma przez tydzień i co? Jak jakiś detektyw na tropie!

Odłożyła telefon, a ja zastygłam w bezruchu, jakbym zamieniła się w posąg. Czy to w ogóle realne, żeby rodzic mógł nie wiedzieć, co się dzieje z jego własnym dzieckiem? W tamtym momencie nie miałam już żadnych wątpliwości – Maciek ma poważny problem z alkoholem! Ale czy ktokolwiek da teraz wiarę moim słowom?

Aniela, 65 lat

Czytaj także:
„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale za moimi plecami zaproponował jej romans”
„Mąż wolał grać w piłkę nożną, niż zajmować się dzieckiem. Mecze, strzelone bramki i karne, to był tylko początek”
„Poprosiłam znajomego, żeby zatrudnił mojego zięcia, a ten oszust nie chciał mu płacić. Już ja go ustawię do pionu”

Redakcja poleca

REKLAMA