Zanim urodziła się Hania, nasze życie toczyło się spokojnie i leniwie. Mieliśmy z mężem mnóstwo czasu dla siebie – na odpoczynek, zabawę, rozrywkę. Gdy jednak pojawiła się na świecie córka, wszystko stanęło na głowie, a do mnie dotarły w końcu przestrogi starszych par: „Dziecko jest prawdziwą próbą dla małżeństwa”.
Mój mąż, zawsze był dziecinny
Jego chłopięcość przejawiała się w nadmiernej skłonności do zabawy, w niechętnym podejmowaniu wyzwań dorosłego życia. Niczym się nie przejmował. Nigdy nie pozwalał, by problemy odebrały mu dobre samopoczucie. Dopóki nie urodziła się Hania, lubiłam w nim ten niesforny entuzjazm. Szybko się jednak rozczarowałam. Już w ciąży poczułam się zaniedbywana.
Maciek w ogóle nie uczestniczył w przygotowaniach do rodzicielstwa. Nie jeździł ze mną na zajęcia do szkoły rodzenia, nie czytał o niemowlakach, nie kupował ubrań ani potrzebnych przyborów. Gdy prosiłam go o jakąś przysługę – wymasowanie nóg czy zrobienie kanapki – zawsze słyszałam: „zaraz”, „za chwilę”. A potem dalej, jakby nigdy nic, oglądał jakieś filmy na komputerze albo przeglądał te swoje gazety z najnowszymi modelami aut.
Bardzo często czułam się samotna, bo wychodził rano, a wracał wieczorem. Nierzadko gdy miałam dziwne skurcze i bóle, dzwoniłam do niego, ale nawet nie odbierał telefonu. A jeśli oddzwaniał, przepraszał i tłumaczył, że był na spotkaniu. Wierzyłam, że pochłania go praca, ale byłam naiwna. Naiwna i coraz bardziej sfrustrowana, bo gdy urodziła się Hania, Maciek wcale się nie zmienił.
Szybko wrócił do swoich starych nawyków
Pierwsze tygodnie opieki nad małą to było pasmo nieustających kłótni. Maciek nie mógł pojąć, że wszystko się zmieniło i jego pomoc jest niezbędna.
– Ela, kochanie. Ja nie chcę być niemiły, ale nie jesteś chyba pierwszą kobietą na świecie, która urodziła dziecko i musi się nim zajmować.
– Oszczędziłbyś mi takich tekstów. Zajmuję się nią, ale po południu, gdy wracasz z pracy, liczę na twoją pomoc…
– Ale pracuję, bo ktoś musi utrzymać dom, i wracam do domu zmęczony.
– To chociaż mógłbyś wstać do niej raz czy dwa w nocy.
– Po co, skoro ty ją karmisz piersią!?
– Gdybyś mi ją chociaż podał, mogłabym ją nakarmić na śpiąco. A poza tym trzeba też Hanię w nocy przewijać. Ani razu tego jeszcze nie zrobiłeś!
– Bo wstaję rano, a potem cały dzień jeżdżę samochodem. Muszę być przytomny i wypoczęty! – krzyczał.
– Mówisz tak, jakbyś co najmniej pilotował odrzutowca! – odpłacałam mu pięknym za nadobne.
No i rzeczywiście, musiał być wyspany, żeby negocjować z klientami, żeby jeździć samochodem i żeby… brać udział w rozgrywkach piłkarskich, na które jeździł dwa razy w tygodniu. Nawet nie wiedziałam, że się na nie zapisał. W tajemnicy przede mną pakował torbę do samochodu, a po rozegranym meczu kąpał się w szatni, żebym się nie zorientowała, że był na treningu. Ale nie udało mu się tego na dłuższą metę utrzymać w tajemnicy, bo w końcu znalazłam torbę i zobaczyłam przepocone rzeczy w pralce.
Wiem, że sport jest potrzebny każdemu z nas, ale w tak trudnych i ważnych dla rodziny chwilach mógł sobie odpuścić tę piłkę nożną. Było mi bardzo przykro, że w ogóle o mnie nie pomyślał. Że potrafił się relaksować, gdy ja pod koniec dnia padałam z nóg, wykończona wyczerpującą opieką nad niemowlakiem.
Maciek zrezygnował na 2 tygodnie
Przez ten czas starał się też wcześniej pojawiać w domu. Ale potem wrócił do starych nawyków i wracał dopiero koło ósmej i znów tłumaczył się nadmiarem pracy. Pogodziłam się z tym. Byłam przekonana, że haruje całymi dniami, więc musi odreagować. Znosiłam jego nieobecność cierpliwie, dopóki nie poznałam przykrej prawdy. Kiedyś, gdy przetrząsałam kieszenie jego spodni przed wrzuceniem do prania, znalazłam w nich... bilet do kina na godzinę siedemnastą!
Znów poczułam się jak kopciuch porzucony przez własnego męża, uwięziony w domu. Siedziałam przy pralce i zastanawiałam się, jak on może mi to robić. Czy nie dostrzega, że każda jego rozrywka odbywa się naszym kosztem? Nie mogłam zrozumieć, że za nami nie tęskni, że nie chce mu się wracać do domu. Wkrótce dowiedziałam się też, że zdarza mu się po pracy wyskoczyć z kolegami na piwo. Odkryłam to przypadkiem. Maciek nie odbierał telefonu i jeden z kolegów zadzwonił do nas do domu. Nie wiedział, że mąż ukrywa te spotkania.
– Cześć, Ela – powiedział, gdy odebrałam. – Nie mogę się dodzwonić do Maćka, a mamy się dzisiaj zobaczyć na piwie. Nie ma go czasem w domu?
– Nie, nie ma – odparłam zdumiona, jak tylko odzyskałam zdolność mówienia, bo w pierwszej chwili oniemiałam.
– Dobra, to pewnie do mnie oddzwoni. Ale gdybyś ty rozmawiała z nim pierwsza, powiedz mu, z łaski swojej, że dzwoniłem i że ja dziś nie przyjdę.
Pożegnałam się z nim i wyłączyłam telefon. Kolejny raz czułam się oszukana i poniżona. Jednak teraz nie zamierzałam się powstrzymywać. Wygarnęłam mu wszystko, gdy tylko wrócił do domu. Ale on nie miał najmniejszego zamiaru mnie przepraszać. Mało tego, wkurzył się, że śmiem mieć do niego jakieś nieuzasadnione pretensje, trzasnął drzwiami i wyszedł. I znów zostawił mnie samą z dzieckiem.
Nasze małżeństwo nie było już takie samo
Przez kolejne dni prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Źle to znosiłam, bo byłam już psychicznie wykończona samotną opieką nad małą. Musiałam się komuś zwierzyć, musiałam z kimś pogadać. Zadzwoniłam więc do jednej z przyjaciółek, której mąż kolegował się z Maćkiem. Opowiedziałam jej o swoich problemach, a ona cierpliwie mnie wysłuchała. Nie przypuszczałam, że rozmowa z nią wcale mnie nie pocieszy, a raczej dobije.
– Słuchaj, Ela, muszę ci to powiedzieć… Któregoś razu byłam na mieście na zakupach. W ciągu dnia, bo akurat miałam wolne. Połaziłam po sklepach, a potem poszłam do kawiarni. Na ciacho i takie tam, no wiesz… Spotkałam tam twojego Maćka. Siedział przy stoliku w kącie z kawą i otwartym komputerem. Podeszłam, żeby się z nim przywitać, a on jak mnie zobaczył, to aż podskoczył. Był nerwowy, więc długo z nim nie gadałam. Myślałam, że pracuje i chce mieć spokój. Zanim się pożegnaliśmy, zerknęłam mu w ekran komputera. No tak wiesz… mimochodem. On wcale nie pracował, tylko… Jakby to powiedzieć? Siedział na portalu randkowym…
– Co takiego?! – Tylko tego jeszcze brakowało, żeby mnie zdradzał.
– No tak, widziałam… Dobrze wiem, jak wyglądają te strony, bo sama kiedyś z nich korzystałam – mówiła.
– No wiesz co, Aneta! Nie wiem, co mam o tym myśleć. To trochę śmieszne…
– Uważasz, że nie powinnam była ci od razu powiedzieć? – weszła mi w słowo.
– Sama nie wiem. Myślisz, że on mnie zdradza? – nie dowierzałam.
– Tego nie powiedziałam.
– No właśnie, nie powiedziałaś… W każdym razie dziękuję ci za informację, muszę iść do Hani. Pa.
– Ale Ela… Nie potrafi docenić tego, co ma, więc...
Próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale odłożyłam słuchawkę. Nie chciałam dłużej tego słuchać, bo zarzut był absurdalny, dziecinny. Byłam zła na nią, ale i na niego. Nie dość, że chodzi do kina, na piłkę i piwo z kolegami, to jeszcze w czasie pracy przegląda głupie strony internetowe. Po co? Bałam się pomyśleć.
Jedno było pewne
Jedno wiedziałam: tak dłużej nie może być. Gdy tylko wrócił, zapytałam go o te portale randkowe. A on, zamiast się wytłumaczyć, zaczął mnie atakować. Złościł się, że go szpieguję, że napuszczam na niego koleżanki. A gdy się zaczął tłumaczyć, robił to w sposób uwłaczający mojej inteligencji. Najwyraźniej uważał, że można mi wcisnąć każdą głupotę.
– Wszedłem na ten portal tylko na chwilę, bo szukałem informacji o jednej z moich klientek. Muszę wiedzieć o tych ludziach jak najwięcej, nie rozumiesz? – krzyczał. – Dlatego szukam w internecie. Tak trudno to zrozumieć?!
Nic nie odpowiedziałam, nie zasługiwał na to. Straciłam już i cierpliwość, i nadzieję, że nasz związek można jeszcze uratować. Wiedziałam, że nie jesteśmy mu z Hanią potrzebne. Nie byłyśmy dla niego radością, ale przeszkodą. Pojechałam z małą do rodziców, a oni przyjęli nas z otwartymi ramionami. Zwłaszcza tato, który zawsze uważał Maćka za gówniarza.
Maciek kilka razy próbował mnie przeprosić, przyjeżdżał z kwiatami, dzwonił. Ale ja nie widzę w jego zachowaniu determinacji. Nawet gdy przyjeżdża w odwiedziny do małej, chwilę się z nią pobawi, a potem błądzi gdzieś myślami. Nie potrafi cieszyć się jej obecnością. Nie wiem więc, co będzie z nami dalej. Chyba już do niego nie wrócę – może, jeśli on dojrzeje... Z drugiej strony nie chce mi się na to czekać. Moje życie też ucieka, też muszę jakoś sobie je zorganizować.
Elżbieta, 29 lat
Czytaj także:
„Zgodziłam się, by kuzynka zamieszkała ze mną. Ta mała jędza wyjadała wszystko z lodówki i traktowała mnie jak służbę”
„Żona miała umysł zniszczony przez funty. Ukradła mi pieniądze i uciekła ze swoim gachem. Nie miałem do czego wracać”
„Po śmierci żony rozglądałem się za kandydatką na matkę i kochankę. Ale miłości już nie ma, liczą się tylko pieniądze”