Wcale nie miałam ochoty pracować jako całodniowa niania dla moich wnuków. Kocham te szkraby, ale w moim odczuciu jestem już za stara, by zajmować się takimi żywiołowymi maluchami. Harowałam jak wół przez całe życie, do tego prowadziłam dom. Wychowując trójkę dzieci, bywałam tak padnięta i zestresowana, że trudno mi było zasnąć. Moja wizja emerytury to w końcu czas dla siebie i odsapnięcie od codziennych obowiązków.
Wybrać się na przechadzkę, do kina, pograć w karty z koleżankami albo zwyczajnie w ciszy i spokoju obejrzeć ukochane seriale – taki był mój plan. Obie córki wraz z zięciami to akceptowali. Przyprowadzali mi swoje dzieci tylko sporadycznie, kiedy naprawdę musieli. Liczyłam na to, że syn i synowa postąpią tak samo.
Syn zażądał pomocy
Przez cztery lata faktycznie cieszyłam się spokojem emerytki. Syn i synowa przywozili wnuczkę na godzinkę czy dwie, po czym ją odbierali. Niestety, dobre czasy dobiegły końca. Urlop wychowawczy mojej synowej się kończyła, a Magdzie odmówiono przyjęcia do przedszkola. Karol i Monika nie mieli pomysłu, co począć z małą. Próbowali zatrudnić nianię, ale bezskutecznie. To dość droga sprawa. Zwrócili się więc do mnie.
– Mamusiu, naprawdę potrzebujemy twojej pomocy z Magdą. Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie duży wysiłek… Ale przecież to sytuacja przejściowa. Tylko do momentu, kiedy uda się nam znaleźć odpowiednią nianię. Prędzej czy później na pewno trafimy na właściwą osobę – perswadował mi syn.
– No dobrze, mogę wam tymczasowo pomóc – przystałam na ich prośbę.
Nie potrafiłam powiedzieć „nie”. Po pierwsze, mój syn i jego żona faktycznie byli w potrzebie, a po drugie – wnuczka jest dobrze wychowaną i spokojną dziewczynką. Byłam przekonana, że miło spędzimy razem czas. I zapewne tak by się stało, gdyby nie zachowanie jej mamy.
Synowa lubi mieć ostatnie słowo
Zawsze forsuje swoje zdanie i sprawia wrażenie, jakby wszystko wiedziała lepiej od innych. Często dumałam nad tym, co skłoniło syna do poślubienia jej i jakim sposobem nadal z nią wytrzymuje. Pewnie wciąż jest w niej po uszy zakochany…
Dopóki jej rządy ograniczały się do własnego domu i wydawania poleceń Karolowi, w ogóle mi nie wadziła. Parę dni temu okazało się jednak, że chce zarządzać również mną! Nic z tego!
Pewnego dnia po obiedzie odebrałam od niej telefon. Chciała się ze mną zobaczyć sam na sam.
– O rany, coś się stało między tobą a Karolem? – wystraszyłam się nie na żarty.
– Nie, między nami jest ok. Chodzi o Magdę.. Musimy omówić parę kwestii, zanim zajmiesz się naszą córką. To naprawdę ważne – wyjaśniła.
– No to przyjeżdżaj, kiedy ci pasuje. Choćby w tej chwili – odpowiedziałam.
Nie wiedziałam, o co chodzi
Niczego się nie spodziewałam, nie miałam pojęcia, że stanie się coś niedobrego. Wiedziałam, że moja wnusia ma alergię na niektóre produkty, dlatego sądziłam, że synowa pragnie mi o tym napomknąć raz jeszcze. Chciała pewnie wspomnieć, jak powinnam w razie czego podawać jej lekarstwa i czego powinnam się wystrzegać.
Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, atmosfera była naprawdę sympatyczna. Monika był wdzięczna za to, że zamierzam zająć się Magdusią i poświęcić jej swój czas. Stwierdziła, że babcia to najwspanialsza opiekunka pod słońcem i że ufa mi w stu procentach.
Zaskoczyła mnie
W pewnej chwili jednak sięgnęła do torebki, wyjęła z niej kartkę papieru i położyła ją tuż przede mną na blacie stołu.
– Bardzo mi zależy, abyś, mamo, uważnie przejrzała ten tekst i go zapamiętała – oznajmiła.
– A co to jest? – spytałam z ciekawością.
– To takie zasady, które razem z Karolem stosujemy w wychowaniu Magdy – odparła.
– Kochanie, chyba nie zapomniałaś, że sama wychowałam troje maluchów? Fakt, sporo czasu minęło, ale na szczęście skleroza mnie jeszcze nie dopadła. Dam sobie radę z opieką nad czterolatką – odparłam z przekąsem.
– Tak, wiem, mamo, ale odkąd ty byłaś młodą mamą, sporo się pozmieniało. Twoje sposoby wychowawcze mogą być staromodne. Współcześnie podchodzi się do wychowania inaczej, oczekiwania wobec dzieci też są inne. Dlatego proszę, przeczytaj to – powiedziała, wręczając mi kartkę papieru.
Poczułam się nieco dotknięta
Tak dla własnego spokoju przejrzałam tę listę wymagań. Krótko mówiąc, nie powinnam wnusi rozpieszczać, częstować między posiłkami przekąskami ani kupować jej słodkości. Muszę uważać, żeby za dużo nie biegała na dworze, nie skakała, nie spociła się i nie pobrudziła ubrań. Najlepiej jakby siedziała w mieszkaniu, poznawała alfabet i cyfry, ewentualnie oglądała w TV lekcje angielskiego dla dzieci – broń Boże jakieś bajki. Czytając te wszystkie nakazy i zakazy poczułam się jakbym kręciła się w kółko.
– Poważnie mówisz o tej liście? – zapytałam z powątpiewaniem.
– Oczywiście! Oczekuję, że mamusia będzie się trzymała tych punktów – stwierdziła.
– A jeśli tego nie zrobię, to jakie będą konsekwencje? – burknęłam.
– Daj spokój, mamo, to nie są żarty. To faktycznie ma duże znaczenie… Każdy poradnik dla rodziców podkreśla, jak ważne jest wyznaczanie pociechom reguł i mówienie im, czego nie wolno robić. Ja i Karol staramy się tego trzymać. Zależy mi na tym, żebyś nie przekreślała naszych starań… – wyjaśniała.
– Dość już tego gadania! – weszłam jej w słowo, bo nie chciałam dłużej wysłuchiwać tych głupot.
Jej wymagania były absurdalne
Wewnątrz po prostu kipiałam z wściekłości. Kompletnie nie rozumiałam, jakim cudem synowa może mieć tyle tupetu! Gdyby przynajmniej omówiła ze mną te wszystkie reguły, spytała o moje zdanie. Ale gdzie tam! Padały tylko słowa „oczekuję” i „wymagam”. Zupełnie jakbym była jakąś pomocą domową.
A dziecko? Jak można odmówić małemu dziecku prawa do zabawy, pobiegania na świeżym powietrzu czy nawet pobrudzenia się? Przecież to okrutne traktować własną córkę jak jakąś lalkę.
Gdy tylko opuściła mieszkanie, a ja choć trochę opanowałam emocje, bez namysłu chwyciłam za telefon, by skontaktować się z moim synem.
Syn nie sprzeciwi się żonie
– Wiesz co, nie mam pewności, czy podołam opiece nad małą – oznajmiłam.
– Ale z jakiego powodu? – Karol był przerażony.
– Twoja żona przyniosła mi listę wymagań. Zapoznałam się z nią i obawiam się, że nie dam rady. Według mnie jeśli dzieciak ma chęć pójść pobawić się na placu zabaw, zamiast wkuwać angielski, co jakiś czas zjeść pączka i upaprać się jak prosiak, to powinno się mu na to pozwolić – powiedziałam.
– Matko jedyna, ja również tak uważam, ale znasz przecież Monikę… – westchnął ciężko.
– Mam to gdzieś. Musisz z nią o tym poważnie porozmawiać.
– Jeśli uda ci się ją przekonać, to dajcie znać. W przeciwnym razie poszukajcie niani – odpowiedziałam i przerwałam połączenie.
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Ani mój syn, ani synowa się nie odezwali. Cóż, jest mi przykro, że tak się zachowują, ale jak widać dorosłych też czasem trzeba wychować.
Wanda, 67 lat
Czytaj także:
„Córka urodziła dziecko z romansu i spławiła kochanka. Kłopoty wróciły, bo o maleństwo upomniał się ktoś jeszcze”
„Po 30 latach spotkałam moją licealną miłość. Stare uczucie okazało się trwalsze niż sądziłam”
„Baby spod kościoła obmawiały mnie, że mieszkam z facetem bez ślubu. Myślą, że na stare lata to tylko klepać paciorki”