„Baby spod kościoła obmawiały mnie, że mieszkam z facetem bez ślubu. Myślą, że na stare lata to tylko klepać paciorki”

starsza para fot. iStock, Brothers91
„Jak można tak otwarcie obnosić się ze swoim amantem? To małe miasteczko, gdzie nic się nie ukryje przed wścibskimi spojrzeniami. Mogłaby się pani trochę pohamować. W pani wieku to już zupełnie nie przystoi”.
/ 31.05.2024 18:30
starsza para fot. iStock, Brothers91

Nie należę do osób niewrażliwych na krzywdę, po prostu w końcu dotarło do mnie, że moje życie zależy wyłącznie ode mnie samej. Od dnia narodzin mieszkam w małej miejscowości na południowym krańcu naszego kraju. W takim miejscu wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a czego nie wiedzą, to i tak się domyślą. Zawsze chętnie pomagałam innym, byłam życzliwa i wyrozumiała, nie potrafiłam odmówić, gdy ktoś mnie o coś prosił. Wystarczyło jednak naprawdę niewiele, żebym stała się obiektem obmów, żeby sąsiedzi zaczęli pokazywać mnie sobie palcami.

Żyłam sama nie z własnego wyboru

W przeszłości oddałam serce pewnemu facetowi, lecz on mnie skrzywdził i od tej pory nie dopuszczałam już nikogo tak blisko. Aż do teraz! Przekroczywszy 60 rok życia, nagle znów poczułam się jak dwudziestolatka. A to wszystko przez pewnego uroczego i szarmanckiego mężczyznę po rozwodzie, którego poznałam w internecie.

Od lat z sukcesem zarządzam autorską pracownią projektową, którą otworzyłam po studiach na Akademii Sztuk Pięknych. Pewnego dnia, jak to często bywa, na firmową skrzynkę mailową przyszła wiadomość od klienta z zapytaniem o koszt usługi.

Odpisując, podałam kwotę i sądziłam, że temat się zakończył. Po jakimś czasie ów pan złożył u mnie zamówienie na projekt graficzny, a przy okazji ustalania detali zaczęliśmy wymieniać też prywatne informacje, co wprawiło mnie w spore osłupienie. Zawsze oddzielałam sferę zawodową od osobistej.

Pół roku pisania do siebie wiadomości sprawiło, że postanowiłam zaryzykować. Nigdy nie zaprosiłabym go do mojego mieszkania, dlatego zdecydowaliśmy się spotkać gdzieś pomiędzy naszymi miastami – padło na Kraków.

I to był prawdziwy strzał w sam środek tarczy! Przeżyliśmy razem fantastyczny dzień. On, świeżo po rozwodzie, tata dorosłej już córki, i ja, stroniąca od relacji z ludźmi, stara panna. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Chodziliśmy po rynku, przejechaliśmy się bryczką, odwiedziliśmy Wawel, zjedliśmy przepyszny obiad…

Czas spędzony z Andrzejem zleciał mi tak szybko, że nawet się nie zorientowałam. Do domu dotarłam zafascynowana i byłam pewna, że nasze spotkanie nie będzie ostatnim, a stanowi dopiero początek nowej znajomości.

Przeczucie mnie nie myliło!

Nasze drogi przecięły się jeszcze parę razy, aż w końcu stwierdziliśmy, że nie wyobrażamy sobie życia osobno. Oboje nie byliśmy już młodzieniaszkami, więc nie mieliśmy zamiaru bawić się w kotka i myszkę.

Doskonale wiedzieliśmy, do czego dążymy. Ja nie mogłam porzucić swojego biznesu, a Andrzej jest policjantem na emeryturze, więc kwestia wspólnego lokum rozwiązała się niejako sama. Zamieszkał u mnie i od tego momentu zaczęłam dostrzegać rzeczywistość w zupełnie nowej, promiennej odsłonie. Udało się nam zbudować coś naprawdę wyjątkowego.

Jasne, że nie zawsze się dogadywaliśmy, ale od razu wszystko sobie tłumaczyliśmy. Było nam tak dobrze razem! Ślub nie był nam w ogóle potrzebny, nie widzieliśmy sensu w tej formalności.

Układało nam się świetnie i nic nie chcieliśmy zmieniać. Od pewnego czasu zauważałam, że ludzie dookoła jakoś dziwnie na mnie patrzą, odwracają wzrok, ale byłam tak radosna, że w ogóle nie zaprzątałam sobie tym głowy. Dopiero gdy kumpela, którą uważałam za dobrą znajomą, przeszła obok mnie na chodniku jakby mnie w ogóle nie znała, dotarło do mnie, że coś jest nie tak…

Wstąpiłam do sklepiku i wtedy zorientowałam się, że zapomniałam wziąć portmonetkę.

– Bardzo panią przepraszam, wieczorem przyniosę pieniądze – odparłam, gdyż perspektywa wspinania się i pokonywania schodów z parteru aż na czwarte piętro zupełnie mnie nie pociągała. Zresztą wiele razy tak robiłam. Ekspedientkę znałam dobrze i wiedziała, że jestem osobą słowną.

– Wie pani, najzwyczajniej w świecie zapomniałam zabrać z mieszkania torebkę – wyjaśniłam swoją sytuację.

– Skoro portfela nie ma przy sobie, to głodna zostanie – ekspedientka tylko ramiona uniosła. – Nic na to nie poradzę!

– Przecież to nie pierwszy raz…

– Nie poradzę! – podkreśliła stanowczo.

Byłam zszokowana

Parę dni po tych wydarzeniach wybrałam się na pocztę. Chciałam tam nie tylko nadać paczkę, ale też odebrać przesyłkę poleconą. Niestety, wyleciało mi z głowy, żeby uzupełnić formularz potwierdzenia nadania. Po tym jak dostałam list, zwróciłam się z prośbą do pani naczelnik, czy mogłaby chwilkę zaczekać, aż skończę wypisywać papierek i od razu wyślemy tę paczkę.

– Niech pani stanie na sam koniec ogonka – oznajmiła obojętnie.

– Tylko moment to zajmie…

– Czas mi się kończy, za chwilę mam przerwę, a proszę popatrzeć, jak wielu ludzi już tu czeka w kolejce – zdenerwowała się.

Zerknęłam za siebie. W kolejce tkwiły jedynie dwie osoby, ale nic nie powiedziałam. Do moich uszu dotarło tylko przesadnie głośne mamrotanie kierowniczki:

– Z jakimś facetem to się migdali bez opamiętania, a tu w ogonku nie potrafi chwili postać!

Moja reakcja była błyskawiczna.

–Słucham, czego pani ode mnie chce? To chyba nie pani interes!

– Jak to nie? Ależ oczywiście, że mój, bo moje pociechy muszą patrzeć, jak się pani migdali z tym lowelasem na parkowej ławeczce! – dotarło do moich uszu.

– Ale o czym pani w ogóle mówi?

– Jak można tak bezczelnie i otwarcie obnosić się ze swoim amantem? Przecież pani doskonale zdaje sobie sprawę, że to małe miasteczko, gdzie nic się nie ukryje przed wścibskimi spojrzeniami. Mogłaby się pani trochę pohamować, no wie pani… W pani wieku to już zupełnie nie przystoi.

Opuszczając budynek poczty byłam niesamowicie wzburzona. Fakt, że podczas ostatniego spaceru po parku Andrzej objął mnie ramieniem i pocałował, ale czy to powód, żeby aż tak ludziom to wadziło? Postanowiłam jednak przemilczeć tę sprawę, żeby go nie zmartwić. Kto wie, jak by się zachował, gdyby się o tym dowiedział?

Ci ludzie to tacy hipokryci!

Czy naprawdę w pewnym wieku nie wolno już nam kochać? No chyba że za zamkniętymi drzwiami własnego mieszkania, wtedy jak najbardziej.

Nie minęło wiele czasu, kiedy złamałam dane sobie przyrzeczenie, by nie wspominać o niczym Andrzejowi. Bratanica poprosiła mnie, żebym została matką chrzestną jej maluszka. No cóż, dzieciom się nie odmawia, mimo że zaskoczył mnie fakt, iż nie zdecydowali się na kogoś w młodszym wieku.

– Z przykrością muszę stwierdzić, że nie może pani pełnić roli matki chrzestnej – powiedział proboszcz, krzywiąc się lekko.

– Proszę powtórzyć?

Prowadzi pani grzeszne życie, a od rodziców chrzestnych wymaga się nieskazitelnej reputacji –  doprecyzował oschle.

– Że jak? Grzeszne życie? O co chodzi? – poczułam narastającą złość.

Co mnie obchodzą jakieś durne plotki? Może i nie zareagowałam zbyt taktownie, ale miarka się przebrała!

– Niektórzy parafianie zgłaszali… – zawiesił głos i wykrzywił usta w dziwnym grymasie.

– Zgłaszali? Niby co takiego? Te ich złośliwe pomówienia? – skrzywiłam się z niesmakiem.

– Czyżby? A czy to nieprawda, że dzieli pani mieszkanie z facetem, z którym nie ma pani ślubu? – rzucił.

– No tak, ale… Zaraz, zaraz, od kiedy to proboszcz się wtrąca w takie sprawy?!

– Moim zadaniem jest czuwać nad tym, by ta niewinna, młodziutka istotka, która ma dostąpić łaski chrztu, nie wpadła w sidła grzeszników – oświadczył z wyraźną satysfakcją.

– Czyli według księdza ci po ślubie kościelnym są bezgrzeszni? Niedaleko stąd, tuż obok plebanii, mieszka pewne małżeństwo! Przysięgali sobie miłość przed ołtarzem, a mąż znęca się nad żoną i dzieciakami. Takie życie ksiądz popiera? – rzuciłam z przekąsem.

– Absolutnie wykluczone, żeby została pani matką chrzestną – zakończył rozmowę, ucinając temat.

Dotarłam do mieszkania roztrzęsiona

Mieszały się we mnie złość i ogromny smutek, a po policzkach spływały mi łzy. Poczułam się wyjątkowo bezsilna i przybita. Podzieliłam się z Andrzejem tym, co usłyszałam od duchownego.

– Jejku, to może po prostu się wyniosę i problem z głowy?

Tego się bałam najbardziej! Nigdy w życiu! Na koniec życia trafiłam na swojego księcia z bajki, a teraz miałabym tak po prostu pozwolić mu odejść? Tylko dlatego, że inni plotkują?

– Nic z tego, kochanie! Nie poddam się tak łatwo, jeśli chodzi o naszą relację!

– To co powiesz, żebyśmy się pobrali? – rzucił propozycję.

– Jak oboje będziemy chcieli, to wtedy staniemy na ślubnym kobiercu. Na ten moment jest nam dobrze w aktualnej sytuacji, po co więc miałoby się coś zmieniać?

– Nie masz co do tego wątpliwości? – dopytywał. – Ja tam się przystosowuję, w końcu jestem tu obcy i nikogo nie znam, ale jeśli przeze mnie miałabyś znosić zszargane stosunki z sąsiedztwem i znajomymi…

– Daj spokój, kochanie! Nie ty kierujesz się w życiu cudzymi sprawami ani nie ekscytujesz się idiotycznymi plotkami! Nie pozwólmy, aby te bzdurne gadki nas dotknęły! – Wytarłam oczy.

Zdecydowałam, że się nie poddam

Nie zrezygnuję z własnego szczęścia tylko z tego powodu, że ktoś może nie akceptować sposobu, w jaki żyję. W końcu to moje życie i nikt inny go za mnie nie przeżyje, ani nie może oceniać decyzji, które podejmuję. A jeżeli ktoś uważa inaczej… no cóż, to nie moja sprawa.

Mijałabym się z prawdą, twierdząc, że z radością przyjmowałam każde nienawistne spojrzenie. Zdarzały się momenty, gdy ktoś – ekspedientka, kierowniczka poczty albo proboszcz – po raz kolejny wygłaszali niepochlebne komentarze na temat mojego związku z Andrzejem, zupełnie ignorując moje odczucia.

Sporo osób przypisywało sobie prawo do krytykowania moich decyzji, choć wcale mnie ani mojego ukochanego nie znali. Mimo to unikałam wchodzenia w polemikę, skupiając się na własnym życiu i czerpiąc szczęście z udanej relacji, którą tworzyliśmy.

No i w sumie dobrze się stało, bo mieszkańcom przejadło się już gadanie o mnie. W naszej mieścinie i tak co chwila wybucha jakaś nowa afera, więc ludzie mają o czym plotkować. Poza tym część tych najbardziej zawziętych plotkarzy w końcu zauważyła, że ich głupie gadanie zupełnie mnie nie rusza i jestem po prostu zadowolona z życia.

Faktycznie, wiele osób mnie zawiodło, ale dzięki temu przekonałam się, kto jest moim prawdziwym kumplem, a kto tylko udaje i roznosi plotki za moimi plecami.

Mariola, 63 lata

Czytaj także:
„Mąż i syn twierdzili, że jestem zbyt głupia, by móc studiować. Podcinali mi skrzydła i zabraniali się rozwijać”
„Mój pierwszy mąż mnie zdradzał, drugi się awanturował, a trzeci zwiał. Nawet syn mnie zostawił. Nie rozumiem facetów”
„Ledwo złożyłem podpis na testamencie, a wnuk już chciał się mnie pozbyć. Odsyła mnie do umieralni, bo dom jest jego”

 

Redakcja poleca

REKLAMA