„Synowa odkąd urodziła, pozjadała wszelkie rozumy. Nie chce moich rad, bo podobno ja już swoje dzieci odchowałam”

załamana babcia fot. iStock, shapecharge
„Moje serce wypełnia babcina miłość, a wnusiowi chętnie nieba bym przychyliła! Niestety, uparta synowa mi na to nie pozwala”.
/ 17.07.2024 16:22
załamana babcia fot. iStock, shapecharge

Kiedy mój syn, Bartek i jego żona Weronika powiedzieli mi, że zostanę babcią, omal nie oszalałam ze szczęścia. Długo nawet nie wspominali o dziecku.

Twierdzili, że najpierw muszą się ustawić w życiu, że mają jeszcze czas. Nie rozumiałam tego, ale milczałam. Wiedziałam, że nie ma nic gorszego niż pytania typu: „kiedy wreszcie będzie was troje?”. Czekałam cierpliwie, aż zmienią zdanie, ale ten dzień nie nadchodził.

Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek zdecydują się na potomstwo. A tu nagle wyskoczyli z wiadomością, że Wera jest w szesnastym tygodniu ciąży. Wycałowałam ich, pogratulowałam i zaproponowałam, że jak już maluszek przyjdzie na świat, to chętnie się nim zaopiekuję.

Akurat zbliżałam się do wieku emerytalnego i, choć mi to proponowano, nie zamierzałam dłużej pracować. Wolałam zająć się wnukiem lub wnuczką. Z niecierpliwością odliczałam więc dni do rozwiązania, snułam plany.

Odpocznij, zajmij się sobą

Oczami wyobraźni już widziałam, jak przytulam maleństwo, spaceruję dumnie z wózkiem po osiedlu, rozmawiam z innymi babciami. Synowa urodziła pół roku temu. Synka, Piotrusia. Drżałam z niepokoju, bo przecież przez tego cholernego wirusa była w szpitalu zupełnie sama. Planowali z Bartkiem poród rodzinny, a tu nic z tego, zakaz wstępu.

Gdy w końcu przyjechała z malutkim do domu, natychmiast pośpieszyłam z pomocą. Chciałam, by Wera wiedziała, że nie jest sama, że moja propozycja to nie były tylko słowa rzucone na wiatr. Spodziewałam się, że to doceni, bo dzisiaj coraz mniej babć ma ochotę uczestniczyć w wychowywaniu wnuków.

Wolą odwiedzać je tylko od czasu do czasu, a na co dzień realizować marzenia, zająć się sobą. Ja jestem inna! Byłam więc pewna, że Weronika przyjmie moją pomoc z otwartymi ramionami. I będzie mi wdzięczna. Ale spotkała mnie przykra niespodzianka.

Przez pierwsze dni wszystko wyglądało bardzo pięknie. Synowa witała mnie z uśmiechem, pozwalała zajmować się Piotrusiem, dziękowała za pomoc. Ale w miarę upływu czasu jej entuzjazm zniknął.

Wzdychała i wznosiła oczy do góry

Robiła to zawsze, kiedy przyjeżdżałam. Starała się to robić dyskretnie, ale nie jestem ślepa! Potem także okazywała mi swoją niechęć. Cokolwiek zrobiłam, było źle.

„Za ciepło ubierasz Piotrusia!”, „Nie dokarmiaj go, zjadł już tyle, co trzeba”, „Nie bierz go na ręce, gdy płacze” – słyszałam.

Próbowałam tłumaczyć, że przecież mam większe doświadczenie w opiece nad dziećmi, wiem, co robię. Synowa nie słuchała. Ba, im dłużej mówiłam, dawałam jej więcej rad, tym bardziej była naburmuszona. Łudziłam się, że to przez hormony i wkrótce jej zachowanie się zmieni.

Ale zamiast lepiej, było tylko gorzej. Nie jestem kłótliwa, więc przez pewien czas w milczeniu znosiłam jej humory, ale ile można! Gdy któregoś dnia znowu wyskoczyła do mnie z jakimiś pretensjami, nie wytrzymałam.

– Dlaczego jesteś dla mnie taka niegrzeczna? Nie zasługuję na to! – zaatakowałam.

Myślałam, że Wera skuli się w sobie, zacznie przepraszać. A ona spojrzała mi hardo w oczy.

– Mam mówić wprost, czy na okrągło? – zapytała.

– Oczywiście, że wprost. Wiesz, że nade wszystko cenię sobie szczerość.

– A więc dobrze. Jestem już zmęczona ciągłymi wizytami mamy. Nie chcę słuchać codziennie dobrych rad. Piotruś jest moim synkiem i dokładnie wiem, jak mam się nim opiekować!

– Przecież ja ci chcę tylko pomóc… – wykrztusiłam zaskoczona.

– Wiem i jestem mamie za to bardzo wdzięczna. Ale co za dużo, to niezdrowo. Gdy będę potrzebowała wsparcia, to powiem. A na razie proszę, żeby nie przychodziła mama codziennie. Raz, dwa razy w tygodniu w zupełności wystarczy. I to na kilka godzin, a nie cały dzień. Dobrze?

Raz, dwa razy w tygodniu?

Nie ukrywam, słowa synowej bardzo mnie zabolały i oburzyły. Ja tu jej serce na dłoni podaję, a ona do mnie w ten sposób?

Tak się zdenerwowałam, że chwyciłam torebkę i wyszłam. Bałam się, że jak zostanę chwilę dłużej, to nie wytrzymam i powiem kilka słów za dużo. Gdy jednak dotarłam do siebie, zadzwoniłam do syna i powiedziałam, że muszę z nim jak najszybciej porozmawiać. Nie zamierzałam spełniać prośby Weroniki. Widywać wnuczka raz, góra dwa razy w tygodniu? To było dla mnie nie do pomyślenia.

Miałam nadzieję, że Bartek stanie za mną murem i wytłumaczy żonie, że jej życzenie nie dość, że absurdalne, to jest dla mnie bardzo krzywdzące. Syn przyjechał po pracy. Posadziłam go za stołem, postawiłam szarlotkę.

– Miałam dzisiaj niezbyt przyjemną rozmowę z Weroniką – zaczęłam, czując, jak ręce mi się trzęsą.

– Wiem, dzwoniła do mnie i o wszystkim mi opowiedziała – odparł.

– To nawet lepiej, mogę od razu przejść do rzeczy. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj przemówisz jej do rozumu. Przecież ja przychodzę do was dla jej dobra. Żeby sobie odpoczęła, zajęła się sobą. A ona zamiast być mi wdzięczna, stroi fochy!

– Ale ona tego nie chce, przynajmniej na razie. W tej chwili marzy o tym, by pobyć z małym sam na sam, nacieszyć się nim, poczuć się matką. I ja to rozumiem. Dlatego proszę, spełnij jej prośbę i nie przychodź do nas codziennie. Tak będzie najlepiej, zaufaj mi, mamo – patrzył mi prosto w oczy.

Byłam w szoku. Tak mnie zamurowało, że na chwilę aż języka w gębie zapomniałam. Syn popierał żonę? A co ze mną? Z moimi uczuciami? Potrzebami? Tak się wkurzyłam, że aż wyrzuciłam go z domu.

Jeszcze w drzwiach powtarzał, że mu przykro, ale jest pewien, że jak sobie wszystko na spokojnie przemyślę, to złość mi przejdzie.

Bartek miał rację, złość mi przeszła

Nie mam już pretensji do synowej.

Sięgnęłam pamięcią wstecz i przypomniało mi się, że ja też wkurzałam się, jak teściowa siedziała u mnie non stop i zasypywała mnie dobrymi radami. I byłam wdzięczna mężowi, że w starciu z nią stanął po mojej stronie. Ale bardzo tęsknię za Piotrusiem. Chciałabym go widywać częściej niż raz, dwa razy w tygodniu. Przecież mam wolny czas i serce wypełnione po brzegi babciną miłością. Co zrobić, by synowa to zrozumiała i pozwoliła mi częściej widywać wnuczka?

Halina, lat 55

Czytaj także:
„Na 18-stce córki przypadkiem podsłuchałam jej rozmowę z kolegą. Byłam w szoku, że tak wychowałam własne dziecko”
„Mąż zaskakiwał mnie kwiatami, aż któregoś dnia przyniósł inną niespodziankę. Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać”
„Przegapiłem dzieciństwo córki i zostałem z dorastającą panną. Szkoda, że do nastolatek nie dają instrukcji obsługi”

Redakcja poleca

REKLAMA