W dorosłym życiu można się obnosić z różnymi rzeczami: kasą, mieszkaniem, autem, stanowiskiem w pracy… Najfajniej jednak jest być dumnym ze swojego dzieciaka. Z tego, że udało się je wychować na porządnego człowieka. Kogoś, kto umie docenić, ile serca się w to wkłada, kto potrafi wzruszyć swoją miłością i wiernością.
Mąż nie podzielał tego pomysłu
Kiedy nadchodził czas osiemnastki mojej córki, razem myśleliśmy, co zorganizować z tej okazji. Iza marzyła o spędzeniu urodzin w gronie rówieśników w jednym z okolicznych klubów. Ja i mój mąż doszliśmy jednak do wniosku, że o wiele rozsądniej będzie zaprosić znajomych córki do domu. Mniej kosztowna, bardziej komfortowa i bezpieczniejsza opcja. Przedstawiliśmy ten pomysł Izie.
Początkowo podeszła do niego z rezerwą.
– Jak to u nas? – westchnęła.
– A czemu nie? – zdziwiłam się.
– Sama rozumiesz, osiemnaste urodziny to ważna sprawa. Świętujemy, że staję się dorosła, samodzielna. A tymczasem impreza w domu, pod okiem rodziców…
– Ach, czyli krępujesz się nas, tak? – chichotał mój małżonek.
– Skąd, wcale nie o to chodzi. Po prostu…
– Dajmy Izie trochę luzu, Bogdan. Rozumiem, o co jej chodzi. Nastolatki lubią mieć przestrzeń tylko dla siebie, żeby móc się wyluzować – stwierdziłam.
– Ale co takiego będziemy im utrudniać? Mają jakieś specjalne plany?
– Choćby pogaduszki o swoich prywatnych sprawach – odparłam, a następnie zwróciłam się do córki: – Zgadzasz się ze mną, skarbie?
– No jasne – przytaknęła, posyłając mi pełne wdzięczności spojrzenie.
Chciałam, żeby była dojrzała
Odkąd pamiętam, miałyśmy świetny kontakt, ponieważ starałam się dawać jej sporo wolności. Odkąd przyszła na świat, obiecałam sobie, że nie zamienię się w nadopiekuńczą mamę, która wiecznie tylko zrzędzi, ocenia i węszy. Cóż, wyszło na dobre.
– No to świetnie, zostaniemy sami w chacie – powiedziała.
– Pojedziemy z tatą do cioci. I tam przenocujemy. Cały dom będzie dla was – uzupełniłam.
– Kochanie, daj spokój! – mój mąż aż zajęczał.
Bogdan nie był do końca pewny, ale ostatecznie skapitulował. Nie miał wyjścia, gdyż ta opcja okazała się rzeczywiście najlepsza. Młodzież była bezpieczna i nie musiała włóczyć się po zmroku, a przy tym cieszyła się wolnością.
W przeddzień imprezy zabrałyśmy się za przygotowania. Ułożyłyśmy spis potraw, a następnie cały wieczór i sporą część popołudnia spędziłyśmy w kuchni. Podczas gotowania nadarzyła się sposobność do pogawędki, dzięki której udało mi się zdobyć trochę informacji o osobach mających do nas przyjść.
Sporo gości było mi znajomych, gdyż pochodzili z sąsiedztwa. To były przyjaciółki z lat dziecięcych, parę dziewczyn z klasy oraz koleżanki z zajęć tanecznych, na które Iza uczęszcza od czterech lat.
Dzieciaki dostały wolność
Sprawiali naprawdę pozytywne wrażenie, dlatego w ogóle się nie martwiłam, że może stać się coś złego pod naszą nieobecność. Byłam pewna, że to świetny plan i bardzo się ucieszyłam, że zdecydowaliśmy się wyjść z domu.
– Nie chciałabyś tu jeszcze pobyć? – zapytał mój mąż, kiedy goście córki zaczęli się schodzić.
– Nie, raczej nie. Jakoś nieswojo bym się czuła.
– Ale z jakiego powodu?
– Lepiej nie słuchajmy, o czym gadają. Podsłuchiwanie prywatnych rozmów Izy z kumplami może nam się odbić czkawką. Zapomniałeś już, jak my rozmawialiśmy o naszych starych?
– Eee tam… – bąknął.
– Ty o swoich zawsze mówiłeś „moi starzy”. I zrzędziłeś, że są nudni jak flaki z olejem, zieloni jak szczypiorek na wiosnę i w ogóle wstyd się z nimi gdzieś pokazać. Nie pamiętasz?
– Nie – wzruszył ramionami.
– Pamiętasz, tylko zgrywasz niewiniątko.
W odpowiedzi uśmiechnął się tylko.
Poczekaliśmy na jej gości
Zgodnie z ustaleniami z Izą, miałam jej pomóc w przygotowaniu stołu na dworze, a ojciec miał zająć się rozpaleniem grilla. Kiedy już wszystko będzie gotowe, wspólnie wzniesiemy toast, damy Izie prezent i będziemy mogli iść.
Pierwsi na miejscu zaczęli pojawiać się sąsiedzi z pobliskich domów. Iza witała każdego w progu i kierowała do ogrodu, ja w tym czasie kończyłam znosić jedzenie. Kiedy ostatni gość przekroczył próg domu, córka dała mi znać, że nadszedł odpowiedni moment, by wznieść toast. W pośpiechu uzupełniłam brakujące elementy na stole i poprosiłam męża, aby przyniósł prezent. Ja w tym czasie poszłam do kuchni, żeby wyjąć z lodówki przygotowany wcześniej tort.
W ogródku było co najmniej dwadzieścioro młodych ludzi, a kiedy poczułam na sobie ich spojrzenia, odczułam ulgę, że zmywamy się z imprezy. Mimo że to fajne dzieciaki, w niejednym spojrzeniu dało się dostrzec szyderstwo. Błyskawicznie uniosłam kieliszek z bąbelkami i rzuciłam parę zdań na cześć mojej córeczki. Cała ferajna pokiwała głowami, wyszczerzyła zęby i wzniosła toast.
Potem daliśmy Izie prezent. Nic specjalnego, ponieważ wcześniej otrzymała od nas kopertę z gotówką. Ten drobiazg był po prostu czymś ekstra, co koniecznie pragnęłam jej dać. Bluzeczka z jej ulubionej sieciówki. Taka, co do której miałam prawie stuprocentową pewność, że przypadnie jej do gustu. „Prawie”, gdyż jak to bywa z nastolatkami – pewności mieć nie można.
Nie chciałam tego słyszeć
Iza uściskała nas serdecznie, zanim opuściliśmy przyjęcie, żegnając się również z pozostałymi gośćmi. Gdy już zajęliśmy miejsca w aucie, nagle zdałam sobie sprawę, że moja kosmetyczka została w łazience.
Zdecydowałam się więc zawrócić po nią. Weszłam do środka najciszej jak potrafiłam, nie chcąc ponownie ściągać na siebie uwagi. Przemknęło mi przez głowę: „Skoro wszyscy bawią się na dworze, to chyba nikt mnie nie dostrzeże”.
Nagle dobiegły mnie słowa rozmowy.
– Dlaczego twoi rodzice tak zwlekali z wyjazdem? Chyba obawiają się, że zdemolujemy im chatę! – rzucił jeden z kumpli Izy.
– Nic z tych rzeczy, oni po prostu chcieli złożyć mi życzenia. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie puścimy ich domu z dymem – rezolutnie zauważyła córka.
– Jasne. Pewnie zajrzą tu na moment, żeby to sprawdzić. Znam rodziców jak własną kieszeń. To szpicle – parsknął śmiechem kolega.
– Moi tacy nie są – skwitowała Iza.
– Wszyscy starzy to banda hipokrytów. Chcą tylko tobą sterować i wytykać ci błędy – parsknął śmiechem kumpel. – Spójrz na ten tort przed tobą. Ma kolor biało-błękitny, jak twoja dziewicza czystość. Założę się, że podobny tort miałaś na swojej komunii – dorzucił, a reszta towarzystwa wybuchła gromkim rechotem.
Stałam jak wryta
– Na bank sądzą, że nigdy nie miałaś chłopaka i w ogóle zero doświadczenia. A ta bluzeczka? Jakby cię do pierwszej klasy wyprawiali. Gdzie oni te ciuchy wybierają? W sklepie dla przedszkolaków? – mówił dalej ten sam kolega, a reszta pękała ze śmiechu.
Niecierpliwie wyczekiwałam reakcji Izy.
– Kupiła ją w tym sklepie, który lubię, skoro pytasz – wyjaśniła.
– I chyba raczej nie wymyśliła tych życzeń sama. „Życzę ci radości i realizacji nawet najskrytszych pragnień” – dotarł do mnie głos dowcipnisia, który przedrzeźniał moje przemówienie. – Co twoja stara tam bredziła? Takich życiowych mądrości to nawet w sieci nie znajdziesz. To brzmiało jak jakaś staromodna przyśpiewka z XIX wieku! „Obyś zawsze cieszyła się zdrowiem i powodzeniem!” – krzyknął, parodiując mnie.
Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone i chciałam po cichu wyjść, byle tylko uniknąć tego całego zawstydzenia. Ale wtedy dotarł do mnie głos Izy. Zero rozbawienia. Pełna powaga. I do tego wkurzenie, nie da się ukryć.
– Żeby było jasne, Maruś, mi się ta bluzeczka podoba – powiedziała z przekąsem. – Dostałam od nich też niezłą forsę. W kopercie było jakieś sto razy tyle, co ty dostajesz przez cały rok. No i wiesz, jeśli chodzi o życzenia, to są lepsze od twojego „Elo, wszystkiego najlepszego!". Więc jakbyś był tak uprzejmy i dał spokój mojej mamie, to byłabym ci mega wdzięczna. I mów na nią „mama”. „Stara” to możesz kiedyś mówić na swoją kobietę. Ale tylko jak jakaś naiwna laska będzie cię chciała!
Powiedziała mu do słuchu
Iza stanęła po naszej stronie, chociaż całej reszcie przypadły do gustu żarty, które opowiadał ten gość. Nie wierzyłam w to, co słyszę, kiedy mu odpowiedziała, a cała ekipa aż pokładała się ze śmiechu. Trzeba było mieć sporo ikry, żeby sprzeciwić się wszystkim innym, a ona to zrobiła.
Chwyciłam w pośpiechu torebkę z przyborami do makijażu i po cichu opuściłam mieszkanie. Wgramoliłam się do auta, robiąc głęboki wdech. Małżonek dostrzegł moje poddenerwowanie, dlatego byłam zmuszona opowiedzieć mu całą historię. Szczerze mówiąc, zrobiłam to z ochotą.
Rozpowiedziałam każdemu, kto chciał słuchać – jemu, siostrze, rodzicom, przyjaciółkom. Rozgadałam się na potęgę, bo rozpiera mnie duma. Mam wspaniałą córkę, ale nie przypuszczałam, że w jej wieku będzie dojrzalsza, mądrzejsza i śmielsza niż ja kiedyś.
Wykonałam świetną robotę, wychowując ją, i właśnie otrzymałam na to niezbity dowód. Były to jej osiemnaste urodziny, ale to ja i mój mąż dostaliśmy najcudowniejszy prezent pod słońcem.
Marta, 46 lat
Czytaj także:
„Dzieci traktowały ją jak śmierdzące jajko, bo była inna niż wszyscy. Chciałam jej pomóc, by nie popełniła moich błędów”
„Michał nie tylko obrabiał mój ogródek, ale też nawoził serce. Z każdym dniem chciałam więcej”
„Córka ubzdurała sobie, że jej mąż to tyran i wzięła rozwód. Wstyd mi za nią na wsi, bo przecież ślubowała przed Bogiem”