„Przegapiłem dzieciństwo córki i zostałem z dorastającą panną. Szkoda, że do nastolatek nie dają instrukcji obsługi”

nastolatka fot. iStock by Getty Images, LSOphoto
„Kompletnie nie radziłem sobie z organizacją wolnego czasu dla Julii. Starałem się namówić ją do nauki gry w szachy, ale nie wykazywała tym zainteresowania. Karty ją zanudzały, a gry planszowe uważała za «zabawki dla dzieciaków»”.
/ 14.07.2024 08:30
nastolatka fot. iStock by Getty Images, LSOphoto

Niesamowicie ucieszyła mnie wiadomość, że będę tatą. Gdy tylko żona zakomunikowała mi, że spodziewa się dziecka, wprost nie posiadałem się z radości. Sądziłem, że wszystko idzie dobrym torem – ślub, wspólne gniazdko, powiększenie rodziny. Ale swoje zadania jako rodzica widziałem dość starodawnie – moim obowiązkiem było zapewnienie funduszy na edukację, rozrywki i zachcianki, natomiast lwia część opieki nad maluchem spada na barki Marty. Gdy nasza mała Julcia była jeszcze wrzeszczącym niemowlakiem owiniętym w becik, to nawet nie zbliżałem się do niej na krok.

Zupełnie nie wiedziałem, po co

Kiedy córka zaczęła stawiać pierwsze kroki i wypowiadać pojedyncze słowa, wprost uwielbiałem spędzać z nią czas – niecała godzina wieczorem czy wypad na godzinkę na plac zabaw w weekendy. Gdy Julcia poszła do podstawówki, wziąłem na siebie kolejne zadanie – każdego poranka odwoziłem ją na zajęcia. Niemniej jednak wciąż nie wiedziałem nawet, jak ma na imię jej wychowawczyni, nie miałem też pojęcia czy ma koleżanki.

Podczas urlopu nad Bałtykiem lepiłem z nią zamki z piachu, a potem zamykałem się w pokoju hotelowym z komputerem i zasuwałem. Przegapiłem moment, w którym Marta zaczęła się inaczej zachowywać. Zmieniła wygląd, zaczęła się malować, non stop stukała w smartfona i częściej wychodziła z przyjaciółkami na spotkania przy drinku. Gdybym w porę to zauważył i podjął jakieś kroki, może nasza rodzina by przetrwała.

Sądziłem, że ma wszystko

Gdy Marta zdecydowała się wyjawić mi prawdę, byłem totalnie zszokowany. Nawet nie podejrzewałem, że moja małżonka od dłuższego czasu jest nieszczęśliwa! Zupełnie nie rozumiałem, o co może jej chodzić. Myślałem, że ma wszystko, czego potrzebuje!

Dopiero teraz, po czasie, zdaję sobie sprawę, jakim fatalnym mężem byłem. Uświadomiła mi to moja obecna dziewczyna, z którą jestem w związku od dwóch lat. Marta bowiem zostawiła mnie cztery lata temu, kiedy Julka miała dwanaście lat. Wiedziałem, że małżeństwa już nie uratuję, ale postanowiłem przynajmniej zawalczyć o naszą córkę. Czas, który spędzała ze mną, starałem się poświęcić tylko jej w stu procentach. Wybawieniem okazało się to, że moja córka to typ sportowca.

Graliśmy razem w nogę, jeździliśmy na rolkach i rowerze, chodziliśmy też na łyżwy i pływaliśmy kajakiem. Jakieś dwa lata temu Julka zaczęła przejawiać zachowania typowe dla nastolatków.

W tym samym czasie los postawił na mojej drodze Aldonę. Julia, mówiąc delikatnie, nie pałała do niej sympatią, choć nigdy nie potrafiła jasno wytłumaczyć przyczyn tej niechęci. Można powiedzieć, że po prostu dla zasady.

Nie umiałem się dogadać z nastolatką

Sytuacja stała się nieco kłopotliwa, bo chciałem dzielić swój czas pomiędzy córką a moją partnerką, ale godzenie jednego z drugim okazało się niemal niewykonalne. Poradziłem sobie jednak z tym wyzwaniem.
Czas pandemii, który zmusił nas prawie do zamknięcia się w domach, okazał się jeszcze większym kłopotem.

Kompletnie nie radziłem sobie z organizacją wolnego czasu dla Julii. Starałem się namówić ją do nauki gry w szachy, ale nie wykazywała tym wcale zainteresowania. Karty z kolei ją zanudzały, a gry planszowe uważała za „zabawki dla dzieciaków”.

Zdarzało się co prawda, że razem oglądaliśmy jakiś film, ale wymagało to ode mnie sporej dozy cierpliwości, bo te młodzieżowe seriale doprowadzały mnie do szaleństwa. Nieco odetchnąłem z ulgą, gdy nadeszły wakacje. Julia bowiem miała spędzić lipiec z mamą i jej nowym partnerem – najpierw w górach, a potem nad Bałtykiem. Ja na swój miesiąc z córką z kolei zaplanowałem wycieczkę na rowerach. Niestety, nasze plany legły w gruzach.

Z wakacji wyszły nici

Mata na wczasach się rozchorowała, a potem wirusa złapała też Julka. Obie musiały zostać w domu na kwarantannie. A kiedy w końcu mogła już wyjechać, okazało się, że kiepsko się czuje i o jeździe na rowerze nie ma mowy.

Końcówka wakacji mojej pociechy upłynęła głównie na wylegiwaniu się w salonie i bezmyślnym skakaniu po kanałach telewizyjnych. Wszelkie starania, żeby choć trochę z nią pogadać, spełzły na niczym. Nie miała ochoty na jakąkolwiek aktywność – rolki i rower leżały odłogiem.

– Kompletnie nie mam energii – słyszałem tylko w kółko.

Myślałem, że jak pójdzie do szkoły to odetchnę z ulgą. Niestety, wkrótce zaczęła się nauka zdalna, a ja znów przez całe dnie siedziałem z córką.

Marta zadzwoniła do mnie z prośbą:

– Słuchaj, będę ci podrzucać Julkę co rano, okej? Ty i tak jesteś na home office, to będziesz miał na nią oko. Wiesz, jak sama w domu jest, to nawet laptopa nie odpali. Pomóż jej jakoś, proszę.

Przystałem na to. Córka uczyła się w pokoju dziennym, a ja pracowałem w sypialni. Mimo to czuwałem. Częściej niż zazwyczaj robiłem sobie przerwę na herbatę. Mogłem tylko zerknąć, czy na monitorze rzeczywiście odpalony jest ekran z lekcjami. Nie dało się stwierdzić jednak, czego słucha w słuchawkach.

Starałem się

– Masz ochotę na jakąś kanapeczkę? – codziennie zadawałem to pytanie kilkukrotnie.

Gdy pytałem, czy coś zje, reagowała jedynie ruchem głowy, co w domyśle miało oznaczać, że nie. Na cały dzień zaopatrywała się jedynie w napój i baton, które przynosiła ze sobą. Po skończonych zajęciach natychmiast pakowała komputer do plecaka i wychodziła. Nasze wspólne spędzanie czasu w weekendy dobiegło końca.

– Stwierdziła, że skoro codziennie jest z tobą, to w weekendy chciałaby mieć czas dla siebie i zregenerować siły – wytłumaczyła Marta. – Daj jej spokój, to minie, a ja już nie mam siły ciągle o wszystko się z nią wykłócać.

Próbowałem wyjaśnić Marcie, że podczas tych naszych spotkań praktycznie wcale ze sobą nie rozmawiamy i trudno określić to jako czas spędzany wspólnie, ale moje słowa do niej nie trafiały.

Julka uwielbia jazdę na nartach. Każdego roku wybieraliśmy się na tygodniowy wypoczynek w Alpy, a oprócz tego czasami jeszcze na weekendowe jeżdżenie. Dlatego bardzo czekałem na ferie. Nic dziwnego więc, że zamykanie stoków narciarskich w naszym kraju i wprowadzenie zakazu podróżowania podczas tych niby ferii totalnie mnie przygniotło.

Zaskoczyła mnie

– Aldona, ja zupełnie ją tracę. Jak temu zaradzić? – podczas jednej z wieczornych rozmów nie potrafiłem już zapanować nad emocjami i poprosiłem swoją partnerkę o pocieszenie. – Za chwilę będę dla niej nieznajomym. Brakuje mi pomysłów.

Kiedy sądziłem, że nie ma już nadziei, żeby to odwrócić, nagle wszystko wróciło do normy. Władze zezwoliły na ponowne uruchomienie stoków i kolejek górskich. Zanim zdążyłem nawet pomyśleć o czymkolwiek w tym kierunku, odezwała się do mnie Julia.

– O co chodzi? – zapytałem, nie ukrywając zaskoczenia.

– A co, nie wolno mi już zadzwonić do własnego taty? – Julia momentalnie zareagowała defensywnie, ale w jej głosie dało się wyczuć jakąś zmianę.

– Dobra, przepraszam. Co słychać?

– No wiesz, że będzie w końcu okazja pojeździć na nartach. Mam już plan. Obiecuję, że nie opuszczę ani jednej lekcji. Wyjedźmy do naszej gospodyni. Tato, błagam, choćby na tydzień, przecież jakoś da się to zrobić, co?

Mocno się wzruszyłem

A więc nie przepadła bez śladu. Dałem słowo, że dopnę swego i przekonam do tego pomysłu Martę.

– Ale na początek musisz mieć co najmniej czwórkę z testu z matematyki, wtedy możemy rozmawiać – uznałem mimo wszystko, że powinienem wejść w rolę ojca.

Z przedmiotu królowej nauk Julka zdobyła najwyższą ocenę, a Marta przyznała, że ta wycieczka wyjdzie córce na dobre. Gaździna z naszego ulubionego pensjonatu stale rezerwowała dla nas ten sam pokój.
Przez straszny ziąb prawie zrezygnowaliśmy z tego wyjazdu. Obawiałem się, że Julia, która nie przepada za chłodem, przestraszy się, gdy termometr pokaże mniej niż do minus dziesięć.

– Mam jeszcze tę paskudną kurtkę w kolorze kaczej żółci. Wygląda okropnie, ale chroni przed mrozem, poradzę sobie.

Julka, siedząc w aucie, przez cały czas miała na uszach słuchawki i jak zwykle siedziała cicho. Czułem jednak, że tym razem jest inaczej. Od czasu do czasu posyłała mi nawet uśmiechy. Pozwoliła też, żebym kupił jej burgera w restauracji i nie zrobiła mi awantury, że nie jest już dzieciakiem, kiedy zasugerowałem, że możemy zjeść żelki na pół (to były moje ulubione słodycze – kiedyś też Julki). Przez cały weekend bawiliśmy się świetnie.

Znała sposób, jak mnie przekonać

W czwartkowy wieczór, tuż przed planowanym powrotem do domu, Julka zapytała z miłym uśmiechem, czy mi przygotować kanapkę. Wtedy już wiedziałem, że coś jej chodzi po głowie.

– Słuchaj, nikt nie ma pojęcia, że wybraliśmy się w góry. Mam plan: mógłbyś dać znać mojej wychowawczyni pani Eli, że w piątek będę nieobecna, bo dopadł mnie ten wirus? Na pewno niczego nie będzie podejrzewała. A ty weźmiesz wolne w pracy i ruszymy razem na Kasprowy Wierch. No błagam… To zostanie tylko między nami, obiecuję!

Przystałem więc na propozycję. Co prawda kiedy wróciłem, musiałem powiedzieć prawdę Marcie, ale tak jak sądziłem – ucieszyła się, że Julka wyszła z marazmu i że przestała patrzeć na mnie jak na wroga.

Święta Wielkanocne też spędziliśmy w górach razem. A teraz zarezerwowałem pokój u pani Janiny na sierpień, ale tym razem nieco przestronniejszy. Może udamy się tam we trójkę, razem z Aldoną?

Jacek, 43 lata

Czytaj także:
„Mój mąż brzydził się córką, bo marzył o chłopcu. Ona go kochała, a on nie chciał jej dotknąć nawet kijem przez szmatę”
„Przyjaciółka mojej żony to szarlatanka. Przez to, co zrobiłem, robi mi opinię pantoflarza”
„Szalony wieczór kawalerski w Barcelonie okazał się katastrofą. Niespodzianka dla pana młodego była gwoździem do trumny”

Redakcja poleca

REKLAMA