Mamy tylko jednego syna i bardzo chcieliśmy doczekać się wnuków. Tymczasem Darek skończył już trzydzieści cztery lata i na jakiekolwiek uwagi o stabilizacji reagował nerwowo. Owszem, przewijały się w jego życiu różne dziewczyny, lecz żadna na dłużej.
– Chyba źle zrobiliśmy, przepisując Darkowi gospodarkę – marudziłam mężowi.
– Gdyby wyprowadził się do miasta, to pewnie już dawno miałby żonę i dzieci.
– Miałby albo i nie – oponował mąż,.
– Dzisiaj dziewczyny nie chcą iść na wieś. Nie tak łatwo znaleźć żonę dla rolnika.
– Przestań się już zamartwiać, kobieto – fukał. – Będzie, co ma być, na siłę go nie ożenisz. Poza tym nie jest zwykłym rolnikiem. Ma przecież szklarnie, nieźle na tym zarabia. Darek to całkiem dobra partia.
Tak sobie często rozmawialiśmy wieczorami, a ja coraz bardziej martwiłam się, że w domu brakuje młodej gospodyni.
Ta dziewczyna mi się nie podobała
Niespodziewanie Darek przywiózł Agnieszkę i przedstawił ją od razu jako swoją narzeczoną.
Nawet nie mieliśmy pojęcia, że ma jakąś dziewczynę! Starałam się nie okazywać niechęci, ale nie spodobała mi się. Miała w sobie coś odpychającego, od początku tworzyła między sobą a nami dystans.
Pomyślałam jednak, że młoda jest, czuje się niepewnie i przez to nie wie, jak ma się zachować… Agnieszka jest młodsza od naszego syna prawie dziesięć lat, właśnie skończyła studia i zaczęła pracę w liceum w mieście.
Szczuplutka, ładna, a przy tym bardzo zadbana, elegancko ubrana, makijaż dopracowany w każdym szczególe, piękne rude włosy. Jak ona miała się nadawać na wieś, na żonę rolnika? Poza tym patrzyła wokół takim krytycznym wzrokiem, taksowała wszystko dookoła.
Myślałam, że to chwilowe
Nie ukrywała, że nic jej się nie podoba, i że jest wręcz zniesmaczona staroświeckim wystrojem mojej kuchni.
– Darek, czy ty jesteś pewien, że to jest odpowiednia dla ciebie dziewczyna? – zapytałam syna wieczorem.
– Znowu coś ci się nie podoba, mamuśka?
– Nie, ależ nie, podoba mi się, bardzo ładna dziewczyna, ale czy ona zechce przyjść na wieś, na gospodarstwo?
– Zechce, zechce, mamuśka. Agusia pochodzi ze wsi! – roześmiał się.
– No nie wiem – pokręciłam głową.
– Mamo, ja nie potrzebuję żony, żeby ciężko pracowała, tylko żeby ładnie wyglądała i żeby mnie kochała.
„Oj, naiwny ty jesteś, synku, naiwny” – pomyślałam, ale głośno nic już nie mówiłam.
– Już ty się lepiej nie wtrącaj, Krysiu – ofuknął mnie mąż po wyjściu Darka. – Chcesz mieć synową i wnuki, to siedź cicho i nie mieszaj chłopakowi w życiu.
– Ja nie mieszam… I dobrze, już nic nie będę mówić – wycofałam się, chociaż moje obawy nie znikły; co zrobić, po prostu nie spodobała mi się ta kandydatka na synową.
Ona dobrze wiedziała, co robi
Tymczasem, choć Darek dosłownie świata poza Agnieszką nie widział, to mnie się wydawało, że ona jest o wiele bardziej świadoma tego, co robi. Jeszcze przed weselem syn zaczął remont naszego domu.
– Po co ci to, przecież wystarczy miejsca dla wszystkich? – pytałam.
Mamy duży dom, a wtedy wcale nie wymagał takiej przebudowy, jaką planował młody gospodarz. Na piętrze były trzy duże pokoje, wystarczyłoby pomalować, odświeżyć i można byłoby mieszkać. Ale oni robili sobie drugą kuchnię na górze i drugą łazienkę, najwyraźniej odseparowywali się od nas. Z jednej strony rozumiałam ich, młodzi są, potrzebują intymności, a z drugiej, było mi przykro, że Agnieszce nic się nie podoba.
– Dariusz, czy ty jesteś pewien, że cię na taki remont stać? – Stanisław najwyraźniej też miał wątpliwości
– Wziąłem kredyt.
– Myślisz, że ten remont jest konieczny? Kredyt trzeba spłacać.
– Niech się ojciec nie wtrąca – zdenerwował się w końcu Darek. – Tłumaczy mi ojciec jak dziecku. Będę spłacał, dam radę. Agnieszka chce mieć swoją kuchnię, swoją łazienkę, i ja jej to zrobię. Inaczej nie chce tu mieszkać.
Żadne z nas nie odezwało się więcej, ale widziałam, że mąż ledwie się opanował. Zresztą cóż – gospodarstwo zostało już dawno przepisane na Darka, on był tu gospodarzem i on decydował.
Żyliśmy jak obcy ludzie
Po ślubie młodzi wprowadzili się na piętro. Jeszcze nie wszystko mieli wykończone, ale można już było korzystać. Agnieszka codziennie jeździła do pracy do miasta, czasem autobusem, a czasem Darek woził ją samochodem.
W duchu myślałam, że mogłaby zwolnić się z pracy. Mieliśmy duże gospodarstwo, było w nim co robić. Darek uprawiał warzywa, owoce, a ostatnio zaczął nawet prowadzić jakieś szkółki. Wszystko to przynosiło niezłe dochody, ale wymagało również sporo wysiłku.
Jednak Agnieszka zachowywała się tak, jakby jej to w ogóle nie dotyczyło. Wracała z pracy i zamykała się na górze. Raz jeden napomknęłam, żeby do nas wyszła i trochę pomogła. Usłyszałam w odpowiedzi, że jest zajęta, ma klasówki do sprawdzania. Nie twierdzę, że kłamała, ale wyglądało na to, że codziennie miała te klasówki.
Mieszkanko dopieściła sobie w najmniejszym szczególe, wszystko miało tam swoje miejsce i musiało pasować do reszty. Wysprzątane – jak w pudełeczku. W sumie powinno mnie to cieszyć, i cieszyło, ale ona była dla mnie taka trochę zbyt idealna. Nie przyjmowała żadnej krytyki, zawsze musiała mieć rację, a mnie i Stasia uważała chyba za kogoś gorszego. Choć przecież nie chodzimy brudni, dbamy o siebie i o nasz dom.
Rozmowy z moją synową kończyły się właściwie na „Dzień dobry” i „Do widzenia”. Kiedy próbowałam nawiązać z nią jakiś kontakt, pytałam na przykład jak tam w pracy albo po prostu jak się czuje, odpowiadała krótko: „Dobrze”, „Wszystko w porządku”, i na tym nasza rozmowa się kończyła. Nigdy nie dała się zaprosić w niedzielę na obiad.
Swoich rodziców traktowała z góry
Co drugi tydzień przyjeżdżali jej rodzice i młodsza siostra. Patrząc na Agnieszkę, można by pomyśleć, że pochodzi z wykształconej rodziny i bogatego domu, ale wcale tak nie było. Jej rodzice to bardzo prości i skromni ludzie. Widać było, że liczą się z każdym groszem, że się u nich nie przelewa.
Raz Darek zaprosił nas na górę na obiad. Stół był idealnie nakryty nowiutką zastawą stołową (nawet nie wiedziałam, kiedy taką kupili); serwetki, świeczki i kwiaty. Pięknie to wyglądało, nie powiem, tylko że jakby trochę na pokaz. Rodzice Agnieszki właściwie niewiele mieli do powiedzenia, córka traktowała ich tak samo z góry jak i nas.
Wtedy po raz pierwszy zauważyłam, że do Darka odnosi się podobnie. To ona w tej rodzinie podejmowała decyzje i wydawała dyspozycje: przynieś to, podaj tamto, sprzątnij, wytrzyj. Mój syn słuchał jej i bez szemrania wykonywał wszystkie polecenia. Jedynie z siostrą miała bliższy kontakt. Rozmawiały sobie po cichu w kuchni, śmiały się i żartowały.
Nie chciała mojej pomocy
Rok po ślubie na świat przyszedł Grześ, nasz wnuk. Cieszyłam się ogromnie, ale znów zostałam odsunięta.
– Może ci w czymś pomogę, Agnieszko? – proponowałam, kiedy synowa wróciła z małym ze szpitala.
Widziałam, że jest zmęczona i nie czuje się za dobrze. Miałam szczere intencje.
– Nie trzeba, mamo – odpowiadała za każdym razem, grzecznie, ale chłodno. – Darek mi pomoże, jak będzie trzeba.
– Darek i tak ma dużo pracy…
– Teraz ma też dziecko, musi się nim zajmować, musi czuć się z nim związany.
– Może wezmę małego na dół, to trochę odpoczniesz – spróbowałam znowu po kilku dniach.
– Nie trzeba, mamo – powtórzyła kolejny raz Agnieszka.
W końcu zrezygnowałam, przestałam się narzucać. Niby mieszkaliśmy w jednym domu, a widywałam wnuka raz na kilka dni. Mogłam chodzić do nich codziennie, nie wygoniłaby mnie, ale widziałam, że jest niezadowolona.
Szybko wróciła do pracy
Kiedy Grześ skończył pół roku, Agnieszka wróciła do pracy w szkole. Do opieki nad dzieckiem wynajęła jednak nianię. Wtedy już nie potrafiłam się powstrzymać.
– Przecież mogłabym się nim zająć, po co płacić obcej osobie – powiedziałam synowi.
– Oj, nie wiem, mamo, Agnieszka tak sobie życzyła, nie chce cię obciążać.
– Akurat! Myślałby kto, że tak się o mnie troszczy! – prychnęłam. – Po prostu nie chce, żebym za dużo była z wnukiem.
Darek już nic nie powiedział. Po raz pierwszy słyszałam wieczorem, że się pokłócili.
– Krysiu, nie wtrącaj się – powiedział mi wtedy mąż. – Niech sobie żyją, jak chcą.
Nie byłam przekonana, że ma rację, ale nie chciałam, aby przeze mnie się kłócili. Jeśli Darek woli we wszystkim ustępować swojej żonie, to już jego sprawa. Tymczasem Agnieszka zrobiła prawo jazdy i kupiła sobie auto.
Teraz jeździła do pracy własnym samochodem. Grzesiem zajmowała się pani Ewa, a zimą, kiedy nie było pracy w gospodarstwie, Darek. Czasem przyprowadzał nam wnusia na trochę, ale jak tylko wracała Agnieszka, zabierała go na górę.
Nie chciała być rolniczką
Właściwie nie mogłam zrozumieć, dlaczego Agnieszka cały czas pracuje. Nie zarabiała przecież kokosów, a jak jeszcze zapłaciła opiekunce, to chyba niewiele jej zostawało. Niepotrzebnie jednak ją o to zapytałam.
– Myśli mama, że po to kończyłam studia, żeby teraz plewić marchewkę albo zbierać kalafior? – warknęła ze złością.
„Na pewno nie po to, ale skoro wyszłaś za rolnika, to chyba wiedziałaś, co robisz” – pomyślałam, jednak powstrzymałam się przed powiedzeniem tego głośno. Agnieszka najwyraźniej nie zamierzała w żaden sposób przykładać ręki do gospodarstwa.
Nawet latem, kiedy szkoła miała przecież wakacje, naszą synową można było zobaczyć najwyżej w ogrodzie lub na spacerach z dzieckiem. W lipcu pojechali wszyscy troje na wczasy do Jastrzębiej Góry. Darek wrócił po czterech dniach, bo trzeba było dopilnować zbioru owoców. Żonę z dzieckiem zostawił nad morzem na cały miesiąc.
Nie pozwolił na nią jednego krytycznego słowa powiedzieć. Ale kiedyś usłyszał przypadkiem komentarz sąsiadki.
– Ta twoja synowa, Krysiu, to nic Darkowi nie pomoże – powiedziała mi Wanda. – Wszystko sam robi, a ona tylko wymaga.
Stała się bardzo nerwowa
– Mamo! – syn pojawił się przede mną natychmiast, gdy wyszła. – Jak jeszcze raz usłyszę, że obgadujecie Agnieszkę, to panią Wandę po prostu wyrzucę za drzwi.
– Ależ, synu, przecież my nikogo nie obgadujemy…
– Wszystko słyszałem.
„Czy ten chłopak nie widzi, co się wokół niego dzieje? – zastanawiałam się w myślach. – Czy jest tak zaślepiony, tak zakochany?”.
Sytuacja zmieniła się odrobinę, kiedy Grześ podrósł. Najbardziej na świecie kochał dziadka i nie odstępował go nawet na krok. A uparty był tak samo jak matka. Jak coś sobie wbił do główki, musiało być tak, jak on chciał. Agnieszka miał większy wpływ na Darka niż na swojego małego syna.
Nasz wnuczek skończył trzy lata, kiedy okazało się, że synowa znowu spodziewa się dziecka. Darek był zachwycony – nie próbował tego ukrywać, wprost nosił ją na rękach. Agnieszka zaś okazywała z tego powodu jawne niezadowolenie, wyraźnie nie chciała drugiej ciąży.
Była ciągle zła, wybuchała z byle powodu. Grześ, jak tylko mu się udało, uciekał do nas na dół i szeptał dziadkowi do ucha, że mama znowu na niego krzyczała. Nawet Darek zaczął schodzić jej z drogi.
Tym razem urodziła się dziewczynka, a synowa raptem jakby zmiękła, złagodniała, odpuściła sobie bycie we wszystkim perfekcjonistką i krytykowanie całego świata. Pozwalała Grzesiowi przebywać u nas na dole bez ograniczeń, nie kłóciła się z Darkiem, że wpada do mnie na ulubioną zupę.
Nagle coś się zmieniło
Raz nawet sama z siebie poprosiła, żebym zaopiekowała się małą ze dwie godziny, bo musiała pojechać do miasta coś załatwić. Zupełnie jakby narodziny Amelki odmieniły jej mamę.
– Agnieszko, czy zamierzasz wracać do pracy od września? – odważyłam się nawet zapytać któregoś dnia.
– Chyba nie, zostanę jeszcze trochę z Melą. Tak pomyślałam, że jak mała trochę podrośnie, a Grześ pójdzie do przedszkola, to może nie trzeba będzie niańki, może mama… – popatrzyła na mnie z wahaniem.
– Tak, tak, oczywiście, bardzo chętnie – przytaknęłam odruchowo, zastanawiając się jednocześnie, czy to naprawdę jest moja synowa.
Nie mogę powiedzieć, że Agnieszka całkiem się odmieniła, bo tak nie jest. To nadal ta sama dziewczyna. Nie wychodzi w pole, nie pracuje w gospodarstwie. Po powrocie z pracy zajmuje się tylko dziećmi. Większość czasu spędza u siebie na górze.
Nigdy nie przyjdzie porozmawiać, pożalić się, zwyczajnie poplotkować jak kobieta z kobietą. Albo jest jej to zbędne, albo uważa mnie za głupią babę, która na niczym się nie zna. Ale przynajmniej nie trzyma już tak kurczowo dzieci na górze, pozwala im do nas przychodzić, bawić się na dole i jeść z nami obiad.
W sumie nie taką chciałam mieć synową, ale przywykłam. A nasz Darek jest chyba z nią szczęśliwy, nadal tak samo zakochany jak na początku znajomości. Nie widzi w swojej żonie najmniejszej wady i chyba zrobiłby wszystko, o co tylko by go poprosiła. Czy raczej… czego by sobie zażyczyła. Bo nasza Agnieszka nie prosi – ona żąda i wymaga, a on spełnia jej życzenia.
Krystyna, 65 lat
Czytaj także: „Haruję za dwóch, a mąż zapuszcza korzenie w fotelu. Myśli, że zbieranie jego brudnych skarpet z podłogi to moje hobby”
„Gdy kupiliśmy działkę, rodzina od razu zwęszyła okazję. Każda ich wizyta kończyła się pustym portfelem i lodówką”
„Po pogrzebie męża okazało się, z kim spałam pół wieku. Jeszcze nie ostygł w grobie, a do mnie pukał jego owoc zdrady”