„Po pogrzebie męża okazało się, z kim spałam pół wieku. Jeszcze nie ostygł w grobie, a do mnie pukał jego owoc zdrady”

Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, Frazao Studio Latino
„Obserwowałam jakiegoś nieznanego mężczyznę przy nagrobku męża. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Odnosiłam wrażenie, że celowo stara się trzymać ode mnie z daleka. Byłam zaniepokojona, bo coś mi mówiło, że łączy go jakaś historia z moim Mietkiem”.
/ 17.11.2024 20:30
Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, Frazao Studio Latino

Do moich drzwi tego popołudnia bez zapowiedzi zapukała Marianna. Ludzie w naszej kamienicy byli dość osobliwi – nikt się ze sobą nie przyjaźnił. Poza nią nie miałam z kim pogadać. Z innymi lokatorami wymieniałam tylko zdawkowe powitania na klatce schodowej. Nikt specjalnie nie interesował się tym, jak radzi sobie owdowiała kobieta. Na szczęście Marianna zawsze była przy mnie – po odejściu Mietka robiła, co mogła, żeby poprawić mi humor. Naprawdę doceniałam jej starania.

– Reniu! Coś ci powiem! Widziałam znowu tego mężczyznę przy grobie Miecia – oznajmiła, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.

Zagadkowa postać powracała

Zastanawiałam się, kim jest ten człowiek, którego ślady ciągle znajdowałam przy nagrobku. Za każdym razem, gdy się tam pojawiał, przynosił znicz albo kwiaty, ale jakoś nigdy nie udało mi się na niego natrafić podczas moich wizyt. Miałam wrażenie, że specjalnie unika spotkania ze mną, wybierając momenty, gdy mnie tam nie ma – ta myśl nie przestawała mnie dręczyć.

Minął rok od śmierci mojego męża, a ja wciąż nie umiem się z tym pogodzić. Nasze małżeństwo było przepełnione miłością i harmonią. Pamiętam tę straszną noc, kiedy Mietek dostał zawału – natychmiast zadzwoniłam po pomoc medyczną. Jechałam z nim ambulansem, ściskając jego dłoń i prosząc Boga, żeby pozwolił mu zostać ze mną.

Mietek stanowił centrum mojego świata. Nie mogliśmy mieć potomstwa z powodu operacji usunięcia macicy, którą przeszłam w młodych latach. Ta sytuacja kompletnie mnie załamała – wydawało mi się, że nikt nie zechce związać się z kobietą, która nie może zostać matką. Pamiętam jak szlochałam w ramionach mamy, mówiąc: „Kto będzie chciał żonę, która nie da mu dzieci?!”. Niestety, nawet własna matka nie potrafiła mnie wtedy wesprzeć.

Miała identyczne zdanie, co ja – uznała, że dotknęło mnie najbardziej okrutne i niesprawiedliwe doświadczenie, które może przytrafić się kobiecie.

Nie liczyłam na miłość

Przestałam zwracać uwagę na facetów. Kiedy któryś okazywał mi zainteresowanie, robiłam co w mojej mocy, by go zniechęcić. Przestało mi też zależeć na wyglądzie – nie przywiązywałam wagi ani do fryzury, ani do ubrań. Wmówiłam sobie, że przez moją „wadę” nie powinnam liczyć na uczucie, bo i tak tylko unieszczęśliwię kogoś, kto mógłby stworzyć zwyczajną rodzinę.

Upór Mietka był niesamowity. Zaskakiwało mnie, że wciąż czekał pod pracą, gdy kończyłam zmianę, przychodził z bukietami i próbował namówić mnie na kawę. Minęło kilka miesięcy jego nieprzerwanego zabiegania o moją uwagę, więc zdecydowałam się być z nim szczera. Mimo że temat był dla mnie trudny, czułam, że nie powinnam pozwalać mu dalej się łudzić.

Z każdym dniem coraz bardziej ulegałam jego urokowi, a to stawało się bardzo ryzykowne. Musiałam temu zapobiec. Gdy następnym razem zjawił się z propozycją wspólnego spaceru, zdecydowałam się wszystko wyjaśnić.

Uznałam, że lepiej będzie powiedzieć mu prawdę od razu, żeby później nie było zawodu i żeby go nie zranić.

– Mieciu, bardzo cię lubię, ale to nie ma przyszłości. Musisz wiedzieć... że nie mogę zostać matką.

– To dla mnie żaden kłopot. Nie zależy mi na potomstwie! To ty jesteś mi potrzebna! – usłyszałam w odpowiedzi i poczułam, jak spada mi kamień z serca.

Gdzieś w głębi serca miałam obawy, że teraz tak twierdzi, ale później zmieni zdanie. Mimo to nie byłam już w stanie dłużej walczyć z tym uczuciem. Gdy po paru miesiącach przekazaliśmy mojej mamie wiadomość o naszych planach ślubnych, kompletnie ją zatkało.

Mama była podejrzliwa wobec niego

Związek z Mietkiem był jak marzenie. Trudno było o lepszego partnera – ciągle okazywał mi uczucia, interesował się moim życiem i pracą. Koleżanki nie mogły się nadziwić, jakie mam szczęście z tak opiekuńczym facetem. Tylko od czasu do czasu coś mi nie pasowało. Pojawiały się sytuacje, które budziły mój niepokój. Zdarzało mu się wracać do domu później niż powinien, a gdy próbowałam dowiedzieć się powodu, plątał się w zeznaniach i nie umiał jasno wytłumaczyć spóźnienia.

Zdradzasz mnie? – zapytałam żartem, śmiejąc się.

Oczywiście, że to miało być zabawne. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że może mieć kogoś innego, ale gdy zaczął się tak gorliwie bronić i przysięgać, że nie, coś mnie tknęło. Bo skoro to nie była inna kobieta, to co takiego ukrywał? Początkowo uważnie go obserwowałam, szukając jakichś oznak, ale wkrótce przestałam się tym przejmować. W głębi serca wiedziałam, że Mietek nie jest zdolny do zdrady.

Końcówka jego życia w szpitalu to był dla mnie naprawdę trudny czas. Miałam świadomość, że odchodzi. Milczał całkowicie, jedna strona jego ciała była sparaliżowana, a w oczach widziałam strach. Próbowałam go jak najlepiej pocieszyć, choć sama czułam się bezradna. Bo właściwie jak znaleźć właściwe słowa w takim momencie? To niemożliwe.

Na kawałku papieru nabazgrał krzywo: „Przepraszam”, a ja stałam jak wryta. Niby za co miałam mu wybaczyć? Kiedy zniknął z mojego życia, przez długie tygodnie nie mogłam przestać płakać. Na szczęście była przy mnie Marianna – wpadała pogadać, razem siedziałyśmy przed telewizorem oglądając serial, dostarczała mi zupy, a nawet pomogła ogarnąć okna przed świętami. Bez jej wsparcia byłoby mi naprawdę ciężko. To ona trzymała mnie przy zdrowych zmysłach w tym trudnym czasie.

Przed uroczystością Wszystkich Świętych wybrałyśmy się uporządkować nagrobek. To właśnie wtedy dostrzegłyśmy tego faceta po raz pierwszy. Sylwetka łudząco przypominała Mietka. Patrząc z daleka, mogłam przysiąc, że to on. Nawet sposób chodzenia był niemal identyczny.

– Kogo tam widzisz? – odezwała się Marianna.

– Sama nie jestem pewna – powiedziałam, a do głowy zaczęły mi przychodzić sytuacje z przeszłości, gdy Mietek niespodziewanie gdzieś znikał...

Może to faktycznie możliwe, że miał kogoś na boku, a ten młody człowiek jest jego synem? Trudno było mi to przyjąć do wiadomości, ale to ostatnie „przepraszam”, które napisał w szpitalu, musiało coś oznaczać. W końcu nigdy nie miałam do niego pretensji, a nasze życie było wolne od kłótni.

Za co mnie przepraszał?

Podczas pobytu w szpitalu wydawało mi się, że próbował powiedzieć „przepraszam” za to, że niedługo odejdzie z tego świata... Jednak stojąc później między grobami, zaczęło do mnie docierać, że mogło mu chodzić o coś zupełnie innego. W pewnej chwili ten facet odwrócił głowę i przez moment nasze spojrzenia się spotkały. Na jego twarzy zobaczyłam wyraźny niepokój, po czym szybko się ulotnił. Całe to zdarzenie mocno mnie zastanowiło. Marianna wprawdzie milczała, ale jej mina mówiła sama za siebie.

Na cmentarzu dostrzegałam ślady jego obecności, choć samego mężczyzny nie udało mi się już spotkać. Też zauważyła te podobieństwa, o których mówiłam. Kiedy więc dowiedziałam się od Marianny, że znów się tam kręci, postanowiłam działać. Po prostu musiałam z nim wymienić kilka słów – ta sprawa nie dawała mi spokoju.

Mój obraz Mietka zaczął się powoli zmieniać. Dawne idealne wspomnienia nabierały innych barw. Coraz częściej myślałam o tym, jakie sekrety mógł przede mną skrywać przez te wszystkie lata. Dręczyło mnie pytanie, czy faktycznie to jego syn, czy miał świadomość jego istnienia i czy w ogóle się znali. Postanowiłam wysłać do tego człowieka list, żeby nawiązać z nim kontakt.

Zostawiłam w foliowej torebce swoje dane kontaktowe i inne informacje o sobie, przyciskając je kamieniem. Liczyłam, że przeczyta i nawiąże kontakt. Podczas jednej z wizyt na cmentarzu zobaczyłam zaadresowaną do mnie kopertę. Nie mogłam uwierzyć – faktycznie odpowiedział!

W liście wyznał, że od dłuższego czasu rozważał kontakt ze mną. Wahał się jednak, nie będąc pewnym, czy Mietek by tego chciał. Pomimo wątpliwości zostawił mi swój numer telefonu, dając mi wolną rękę w tej sprawie. Było to dla mnie niecodzienne uczucie – właśnie zaczynałam odkrywać coś, co Mietek tak starannie trzymał w tajemnicy przede mną.

Szanowałam jego prywatność i nie zamierzałam przekraczać żadnych granic, jednak zdawałam sobie sprawę, że bez poznania faktów moja głowa będzie tworzyć własne historie. Te wymyślone scenariusze mogłyby okazać się znacznie bardziej przerażające niż to, co naprawdę się wydarzyło. A co gorsza – kompletnie mijałyby się z prawdą. Chciałam zachować dobre wspomnienia o Mietku. Postanowiłam więc wybrać numer, który dostałam.

Facet brzmiał inaczej niż Mietek, choć coś w jego tonie wydawało mi się dziwnie znajome. Umówiliśmy się w jednej z kawiarni. Przyszedł elegancko ubrany, postawił nam po kawie i ciężko odetchnął. Strach ściskał mi żołądek przed tym, co zaraz usłyszę, ale musiałam poznać prawdę.

– Pewnie pani serce się teraz miota między ciekawością a strachem przed tym, co powiem. Mój ojciec robił wszystko, żeby ukryć moje istnienie.

– No tak, ma pan rację – odpowiedziałam z bólem – Najwyraźniej nie był wiernym mężem.

– Ależ skąd! – wykrzyknął podekscytowany. – On by nigdy tak nie postąpił. Moi rodzice poznali się dawno temu, ale ich relacja była krótka. To był tylko wakacyjny flirt. Oboje otwarcie przyznawali, że nie połączyło ich głębokie uczucie. Mama, gdy odkryła ciążę, zdecydowała się odejść. Nie wspomniała o tym Mietkowi. Nie zamierzała się z nim kontaktować. Była przekonana, że poradzi sobie ze mną sama, bo zawsze uważała, że wie najlepiej. Pamiętam, jak będąc dwunastoletnim chłopcem, poprosiłem ją o informacje o moim ojcu. Po tym, co mi wtedy powiedziała, postanowiłem go odnaleźć – wyjaśnił.

Patrzyłam na niego otwarcie i bez żadnego wstydu. Z niecierpliwością czekałam na kontynuację opowieści. Paweł – bo tak miał na imię ten młody człowiek – opowiedział mi, że w tamtym czasie Mietek był już w związku ze mną i niewątpliwie był zakochany we mnie. Bał się jednak wspomnieć o tym, że ma dziecko. Nie chciał mnie tym zranić ani sprawić mi bólu.

Doskonale rozumiał, jak mogę to odebrać – w końcu ja, kobieta, którą tak bardzo kochał, nie dałam mu dziecka, podczas gdy inna została matką jego syna. Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam pozwolić, żeby Paweł brał to na siebie. W końcu nie ponosił żadnej odpowiedzialności za to, że los tak nieoczekiwanie splótł nasze życia.

– Kiedy zaproponował mi płacenie alimentów, powiedziałem „nie”. Przyszedłem do niego z czystej ciekawości, chciałem zobaczyć człowieka, którego krew płynie w moich żyłach. Tym bardziej, że mama odeszła bez słowa wyjaśnienia. Nie wiedział nawet, że zostanie ojcem. Co prawda zawsze pamiętał o mnie z gotówką na gwiazdkę czy urodziny. Od czasu do czasu widywaliśmy się na kawie. Nasza relacja może nie przypominała typowej więzi ojca z synem, ale czuliśmy do siebie wzajemny respekt i lubiliśmy swoje towarzystwo. Brakuje mi go teraz. Dlatego czasami przychodzę zapalić znicz. Szczerze mówiąc, wolałem to zachować dla siebie, ale z drugiej strony... łączy nas to, że oboje go szanowaliśmy. Może moglibyśmy się dalej widywać? – spytał.

Wzruszyłam się

Choć Mietek nie uczestniczył bezpośrednio w wychowaniu tego chłopaka, jego dziedzictwo genetyczne było wyraźnie widoczne. Prawdopodobnie w głębi duszy chciał, żebym poznała Pawła, ale trzymał to w tajemnicy, dbając o nasz związek. Bał się zaryzykować.

Z czasem staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Paweł odwiedza mnie regularnie na kawkę. Kiedy przychodzi, zawsze bacznie obserwuje otoczenie. Wydaje mi się, że próbuje odnaleźć ślady swojego taty. Wspólnie oglądamy stare fotografie. Cieszę się, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji.

Wspiera mnie przy wszystkich pracach w domu. To naprawdę wyjątkowa osoba. Przypomina mi bardzo Miecia. Kiedy o tym myślę, czuję, że los był dla mnie łaskawy. Bo chociaż sama nie zostałam matką, to dzięki dziecku Miecia mam poczucie, że jakaś jego cząstka wciąż istnieje.

Renata, 56 lat

Czytaj także:
„Mąż porzucił mnie, bo wolał pełną butelkę, niż uśmiechniętego dzidziusia. Szkody naprawił dopiero po swojej śmierci”
„Przygarnęłam córkę z rodziną i to był wielki błąd. 24 godziny spędzam w kuchni, by wykarmić wszystkie gęby”
„Śmierć męża mnie załamała, ale gdy odkryłam jego tajemnicę, wiem, że nie zasłużył na moje łzy”

Redakcja poleca

REKLAMA