„Straciłam męża, dzieci i pracę. Kiedy byłam w najgorszym momencie życia, los niespodziewanie przyniósł mi prezent”

Smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, stefanamer
„– No to podsumowując, jest pani po rozwodzie, z zawodu księgową i aktualnie bez zatrudnienia – streścił moje życie w jednym zdaniu. – To się świetnie układa... – Hmm, chyba inaczej na to patrzymy – skomentowałam zaskoczona”.
/ 22.12.2024 08:30
Smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, stefanamer

Szyby były zalane deszczem, który mocno ograniczał mi pole widzenia. Mimo że wycieraczki pracowały na najwyższych obrotach, ledwo dawały radę z zalewającą auto wodą. Jakby tego było mało, samochody przed nami zaczęły jechać coraz wolniej, aż w końcu utknęliśmy w wielkim korku.

– No pięknie – mruknęłam, przekręcając kluczyk. Zerknęłam na godzinę. Gdybym zdążyła jakoś dojechać do biura punktualnie, może chociaż reszta dnia by się ułożyła. Wszystko mi się ostatnio sypało – zarówno sprawy zawodowe, jak i prywatne. Od kiedy rozstałam się z mężem, zupełnie straciłam grunt pod nogami. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie chce. Przez cały czas dokuczało mi poczucie osamotnienia i brak wiary w siebie. Sięgnęłam po komórkę i otworzyłam aplikacje społecznościowe.

Nic mi się nie udawało

Przeglądałam social media, patrząc na kolorowe zdjęcia od znajomych – kto był w jakim kinie, z kim wypił kawę albo co miał na obiad. Po co mi w ogóle te informacje... Aż nagle coś przykuło mój wzrok – zdjęcie przedstawiające złoty piasek i lazurową wodę morza. Zaraz, czy to możliwe? Weronika na wakacjach? Moje własne dziecko? Nie mieściło mi się w głowie, że nie wspomniała ani słowem o wyjeździe. Od razu sprawdziłam, kiedy ostatnio gadałyśmy i zrobiło mi się przykro – minęły już dwa miesiące od naszej ostatniej rozmowy.

Również z moim synem straciłam bliski kontakt. Zajęcia na uczelni plus robota w oddalonej miejscowości zabierały mu każdą wolną chwilę. Kiedy dzwoniliśmy do siebie raz na tydzień, wymienialiśmy tylko zdawkowe „czy u ciebie wszystko w porządku?”. Wychodzi na to, że zawiodłam jako rodzic... Poczułam, jak zalewa mnie fala przygnębienia, a do oczu napływają słone łzy. Na dworze szalała wichura, lekko bujając pojazdem. Ulewa wciąż nie odpuszczała. Można było odnieść wrażenie, że aura idealnie odzwierciedla mój nastrój. Jeszcze trochę, a kompletnie się rozkleję. Wytarłam mokre policzki rękawem.

Weź się w garść, dziewczyno. To nie jest dobry moment na rozklejanie się – mruknęłam do siebie, zerkając w lusterko.

Ktoś za mną zatrąbił niecierpliwie. Westchnęłam z irytacją i spróbowałam odpalić auto. Sznur pojazdów przejechał kawałek do przodu. W tej samej chwili odezwała się moja komórka.

– Cholera jasna – rzuciłam, próbując włączyć tryb głośnomówiący.

– Halo? – usłyszałam znajomy, ochrypły głos. To była moja szefowa, nie miałam żadnych wątpliwości.

Poczułam, jak moje serce przyspiesza. Tak reagowałam za każdym razem, gdy przychodziło mi z nią gadać.

– No i co, zamierzasz się dzisiaj pokazać? – rzuciła kpiąco.

– Jadę właśnie do firmy, ale stoję w korku – wyjaśniłam szczerze, licząc na choć trochę współczucia.

Masz dokładnie trzydzieści minut na dotarcie, inaczej będę musiała cię zwolnić – zagroziła i przerwała połączenie.

Krople potu zaczęły spływać po moim czole. Nie przejmując się deszczem, otworzyłam okno i wystawiłam głowę na zewnątrz. Sznur aut ciągnął się przed moimi oczami bez końca. Nie miałam żadnych szans, żeby dojechać na czas.

– Cholera jasna! – wrzasnęłam, mocno zaciskając dłonie na kierownicy.

Marzyłam, żeby wyskoczyć z auta i pędzić przed siebie w deszczową pogodę. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od wszystkiego – zwłaszcza od tych okropnych szefów. Ale doskonale wiedziałam, że to tylko fantazje. Rzeczywistość będzie inna – zaraz zjawię się w pracy cała roztrzęsiona i będę przepraszać przełożoną, składając kolejne deklaracje... Nagle z zamyślenia wyrwało mnie natarczywe trąbienie.

– Po co ten hałas – mruknęłam, odpalając silnik. Samochód, który stał przede mną, zdążył już odjechać kawałek dalej. Najwyraźniej zator na drodze wreszcie zaczął się zmniejszać.

Ledwo wstałam, a już byłam wykończona

Myślałam, jak najlepiej przeprosić moją szefową, żeby się nie gniewała. Wreszcie zjechałam w małą uliczkę. Do celu zostało mi jakieś 15 minut drogi. Niestety, mój dom znajduje się po drugiej stronie miasta, więc poranne dojazdy w korku to dla mnie istna udręka.

Ciągle słyszę jego słowa w głowie – te wszystkie poranne przytyki zamiast normalnego „dzień dobry”. Mój eks zawsze miał dla mnie gotową krytykę w stylu „sama jesteś sobie winna” albo „przestań się tak guzdrać, to wszędzie zdążysz”. Teraz, gdy już nie jesteśmy razem, powinnam skakać z radości. W końcu nikt mi nie wypomina spóźnień ani nie krytykuje mojego trybu życia. Ale jakoś nie potrafię. Zamiast ulgi czuję tylko żal, krzywdę i pustkę po tym wszystkim.

Rozpad mojego związku odbił się fatalnie na pracy. Miałam problem z rozgraniczeniem prywatnego życia od służbowego. Dręczące przemyślenia nie dawały mi spokoju. Przez to traciłam koncentrację i robiłam coraz więcej pomyłek. Wpadłam w błędne koło obwiniania się. Z każdym dniem czułam się bardziej przytłoczona kłopotami...

Rozległ się głośny trzask i poczułam, że auto traci prędkość. Jeszcze chwila, a nie dałabym rady nim kierować. Ledwo zdążyłam zatrzymać się przy chodniku i natychmiast wyskoczyłam z pojazdu.

Przebita opona! – krzyknął jakiś młody przechodzień.

– Słucham? – zapytałam zdezorientowana.

– Koło z przodu jest całkiem płaskie – wskazał palcem chłopak.

A niech to! Miał rację. Z westchnieniem opadłam na pobliski krawężnik.

Świetnie, tego mi tylko brakowało – mruknęłam do siebie, ignorując spojrzenia przechodniów.

Stałam się istnym obrazem rozpaczy. Z potężnej ulewy zrobił się drobny kapuśniaczek, ale i tak zdążył mnie całą przemoczyć. Cały make-up rozmazał mi się po policzkach. Wyglądałam niczym cyrkowiec... W innych okolicznościach pewnie bym się z tego śmiała.

To koniec, jestem ugotowana. Na pewno wyleci mi wypowiedzenie, nie ma najmniejszych wątpliwości – mamrotałam pod nosem, grzebiąc w mojej torbie.

Spóźnienie przekroczyło już godzinę. Przestałam się przejmować pośpiechem. Zajęłam miejsce kierowcy, czując pod sobą wilgotne siedzenie i sięgnęłam po komórkę. Pewnie są dziewczyny, co dają radę wymienić oponę w taką pogodę, ale ja do nich nie należę. Pozostało mi wezwać pomoc. Podczas oczekiwania na ekipę techniczną, próbowałam wytrzeć rozmazaną maskarę papierową chusteczką. W końcu padłam na fotel, zmęczona całą sytuacją i odpłynęłam. Zawsze gdy się denerwuję, organizm reaguje snem – co swoją drogą nie pomaga mi w karierze zawodowej. Obudził mnie dźwięk pukania w szybę.

– Witam, podobno jest jakiś problem – odezwał się dobrze zbudowany facet w wieku około czterdziestu lat.

– Złapałam gumę – odpowiedziałam, opuszczając auto.

Mechanik rozpoczął naprawę. W tym momencie mój telefon zawibrował, informując o nadejściu SMS-a. Wiadomość pochodziła od mojej przełożonej: „Rozejrzyj się za inną pracą”. Poczułam, jak oczy znów robią się wilgotne. Dyskretnie otarłam je mankietem kurtki.

– Jak się pani czuje? – odezwał się mechanik.

– No świetnie. Złapałam gumę, przemokłam do suchej nitki i zostałam zwolniona. Czego chcieć więcej? – odparłam sarkastycznie.

– Proszę pamiętać, że mogło być znacznie gorzej.

– A może by tak wreszcie coś poszło po mojej myśli?

– To nie kwestia szczęścia. W życiu nic nie dzieje się bez powodu.

Nie rozumiałam tego faceta

Na początku wymienialiśmy luźne uwagi, a rozmowa sama płynęła dalej. Mój rozmówca – zgodnie z tym, co widniało na jego uniformie – miał na imię Piotr. Jego stonowane zachowanie i delikatne zainteresowanie sprawiły, że bez oporów zaczęłam się zwierzać. To prawda, że czasem najlepiej wylać swoje żale przed kimś zupełnie obcym. W końcu nie było ryzyka, że jeszcze kiedyś się spotkamy, więc mogłam mówić całkiem szczerze, bez strachu o to, co sobie pomyśli.

– Więc jest pani bezrobotną księgową po rozwodzie – podsumował krótko mój życiorys. – To świetny zbieg okoliczności...

– Najwyraźniej inaczej patrzymy na tę sytuację – skomentowałam.

– A może warto spojrzeć na to z innej strony. Akurat mój szef potrzebuje kogoś do księgowości.

Chyba pan żartuje...

– Skąd, mówię całkiem poważnie. Księgowa idzie na urlop macierzyński i szukamy zaufanej osoby na jej miejsce.

– Skąd pewność, że może mi pan zaufać?

– Widzę, że jest pani w potrzebie, a to czasem znaczy więcej niż dokumenty.

– A co jeśli udaję? Może zwyczajnie lubię wcielać się w osobę pokrzywdzoną? W końcu znamy się raptem kilka godzin – żartowałam z przekąsem.

– Po co miałaby pani przede mną odgrywać jakieś przedstawienie?

– Nikt nie dostaje wypowiedzenia tylko za spóźnienia. Po prostu często traciłam koncentrację i musiałam poprawiać swoje pomyłki, co zajmowało dodatkowy czas i denerwowało szefów.

– No proszę. Całkowita szczerość. To mi się podoba. I jak już wspomniałem wcześniej, wszystko ma swój powód – Piotr mrugnął znacząco.

Byłam trochę zdezorientowana i nie miałam pojęcia, co zrobić w tej sytuacji. Na szczęście po przyjeździe na miejsce złapałam okazję, żeby zamienić kilka słów z szefem serwisu. Okazało się, że ta wymiana zdań była naprawdę pomocna.

Kolejne porażki całkowicie odmieniły moje życie. Tamtego pechowego, mokrego dnia los podarował mi nie tylko zatrudnienie w nowym miejscu, gdzie mogłam spokojnie pracować i się rozwijać, ale też poznałam kogoś wyjątkowego. To człowiek, który potrafi wszystko – od drobnych napraw po życiowe rady. Właśnie on uświadomił mi, że gdy brakuje mi moich pociech, nie powinnam się wstydzić pierwsza wykonać telefon. Posłuchałam tej mądrej wskazówki i umówiłam się z dziećmi na rodzinny posiłek w niedzielę. Zaprosiłam też Piotra.

Joanna, 47 lat

Czytaj także:
„Miałam być posłuszną służącą, która ma wyglądać dobrze tylko na pokaz. Nie sądziłam jednak, że mąż posunie się dalej”
„Mąż zgubił honor w łóżku kochanki. Za wszelką cenę próbował się wybielić, ale ja mam dość prania jego brudów”
„Teściowa zamiast życzeniami, w Wigilię uraczyła mnie wiązanką złośliwości. Starucha zapomniała, z kim ma do czynienia”

Redakcja poleca

REKLAMA