„Teściowa zamiast życzeniami, w Wigilię uraczyła mnie wiązanką złośliwości. Starucha zapomniała, z kim ma do czynienia”

kobieta w święta fot. iStock, lovleah
„Byłam sama, jak zawsze. A Tomasz, jego brat, tylko patrzył z kąta, ciesząc się, że to nie on jest na linii ognia. Odłożyłam nasze torby w kącie i ruszyłam za Mateuszem do kuchni, gdzie Barbara zaczęła opowiadać o przygotowaniach do kolacji”.
Listy od Czytelniczek / 18.12.2024 16:00
kobieta w święta fot. iStock, lovleah

Barbara, moja teściowa, otworzyła nam drzwi z tym charakterystycznym, wyniosłym uśmiechem, który od razu wprawiał mnie w poczucie winy. Mimo że nie powiedziała jeszcze ani słowa, już wiedziałam, że coś zrobiłam nie tak.

– Mateusz, kochany! – rzuciła, witając się z moim mężem, jakby mnie i dzieci w ogóle nie zauważyła. – I ty też jesteś, Aniu. Miło was widzieć.

Już wiedziałam, co to oznacza – „miło was widzieć”, ale równie dobrze moglibyście zostać w domu. Chciałam, żeby Wigilia była dla dzieci magicznym czasem, ale już czułam, że spędzę wieczór, walcząc z uszczypliwościami i dusząc złość.

– Nie wiedziałam, że teraz matki pozwalają dzieciom jeść czekoladę przed kolacją wigilijną. Może ty byś coś z tym zrobił, Mateusz? – rzuciła z uśmiechem pełnym fałszywej uprzejmości.

Mateusz westchnął.

– Daj spokój, mamo. To tylko czekolada.

Znowu uciekł od tematu

Byłam sama, jak zawsze. A Tomasz, jego brat, tylko patrzył z kąta, ciesząc się, że to nie on jest na linii ognia. Odłożyłam nasze torby w kącie i ruszyłam za Mateuszem do kuchni, gdzie Barbara zaczęła opowiadać o przygotowaniach do kolacji.

– Wszystko zrobiłam sama – zaczęła, zerkając na mnie znacząco. – Nawet uszka, choć nie muszę chyba mówić, że to wymaga wprawy.

– Wygląda pysznie, mamo – rzucił Mateusz, zaglądając do garnka.

– A ty, Aniu? Czy ty w ogóle robisz coś sama, czy wszystko zamawiasz? – Barbara posłała mi wymowne spojrzenie, jakby moja obecność była tylko dodatkiem do jej rozmowy z synem.

– Staram się, jak mogę, ale z pracą i dziećmi czasami brakuje czasu – odpowiedziałam, starając się utrzymać spokojny ton.

Tomasz, który siedział przy stole i skubał kawałek chleba, uśmiechnął się lekko pod nosem.

– Mateusz, musimy pogadać o tym twoim nowym aucie – wtrącił, odwracając uwagę od niezręcznej wymiany zdań.

Barbara wzniosła oczy ku niebu, ale pozwoliła mu mówić, a ja skupiłam się na pomaganiu przy stole. Wszystko było już jednak niemal gotowe. Idealnie przygotowane, jak zawsze. Tylko atmosfera była gęsta, trudna do zniesienia.

Barbara zajęła miejsce na końcu stołu jak królowa, która właśnie gotowa jest ocenić swoich poddanych. Jej wzrok przesunął się po wszystkich obecnych, zatrzymując na mnie nieco dłużej niż na reszcie. Uśmiechnęła się delikatnie, ale to był ten jej szczególny uśmiech, który potrafił sprawić, że czułam się, jakbym miała na sukience plamę po barszczu, chociaż wiedziałam, że wyglądam nienagannie.

– Mateusz, czy możesz pomóc dzieciom usiąść? – rzuciła w kierunku mojego męża, pomijając fakt, że dzieci już grzecznie siedziały.

Mateusz wykonał gest, jakby rzeczywiście to zrobił, po czym spuścił wzrok, zupełnie nieświadomy, że właśnie znów pozwolił matce wcisnąć mi kolejną złośliwość.
Stół był, oczywiście, idealny. W centralnym miejscu stała misternie ułożona kompozycja z igliwia, świec i suszonych pomarańczy, a obok niej piętrzyły się potrawy – każda w osobnym, pasującym do siebie naczyniu. Poczułam nagły skurcz w żołądku. Wiedziałam, że Barbara tylko czeka na moment, kiedy zacznie rozdawać swoje subtelne uwagi.

– Aniu, możesz podać barszcz? – rzuciła, siedząc jak faraon czekający na usługę.

– Oczywiście – odpowiedziałam, sięgając po wazę.

Gdy napełniłam jej talerz i podałam, uśmiechnęła się sztucznie.

– No proszę, jednak można być użytecznym w kuchni. Chociaż, Mateuszku, muszę cię kiedyś nauczyć mojego przepisu na barszcz. Może wtedy twoja żona będzie miała trochę mniej pracy.

– Na pewno mamo – odparł Mateusz z lekkim uśmiechem, nawet nie zauważając, że właśnie mnie obraziła.

Tomasz, który zajmował swoje ulubione miejsce w rogu stołu, wychylił się, zerkając na mnie z pobłażaniem.

– A tak swoją drogą, Aniu, czy dzieci są grzeczniejsze niż ostatnio? Wiesz, mam wrażenie, że Michałek podczas naszej ostatniej wizyty nie mógł usiedzieć w miejscu. To takie… męczące dla starszych osób. – Barbara posłała mi wymowne spojrzenie, jakby przyznanie jej racji miało sprawić, że jej życie nagle stanie się łatwiejsze.

– Michałek radzi sobie świetnie – odparłam chłodno. – Każde dziecko ma prawo być pełne energii.

Barbara spojrzała na Mateusza, jakby chciała upewnić się, że zrozumiał, o co chodzi.

– Mateusz, pamiętasz, jak ty byłeś w jego wieku? Nigdy nie biegałeś po domu. Potrafiłeś siedzieć godzinami z książką w ręku. Ach, to były czasy – westchnęła teatralnie.

Wzięłam głęboki oddech, by się opanować, a Tomasz, jakby wyczuwając napięcie, wtrącił:

– Mamo, myślę, że Michałek po prostu odziedziczył żywiołowość po Ani. Nie wszyscy muszą być jak Mateusz – prawda?

Barbara spojrzała na niego ostro.

– Tomaszku, czy musisz zawsze być taki ironiczny? Może porozmawiamy o czymś, co leży w granicach twoich doświadczeń?

Mateusz szybko zmienił temat, opowiadając o pracy, ale Barbara i tu nie mogła sobie odpuścić.

– Mateusz zawsze miał smykałkę do sukcesu. Już jako dziecko wiedział, czego chce, i dążył do celu. Ach, takie cechy w mojej rodzinie to prawdziwy skarb.

Jej spojrzenie zatrzymało się na mnie

– A jak tam twoja praca, Aniu? – zapytała w końcu, udając uprzejmość.

– Dobrze. Mam sporo projektów na nowy rok, zapowiada się intensywnie – odpowiedziałam, starając się brzmieć neutralnie.

–  Och, to cudownie. Wiesz, intensywność bywa wymagająca, zwłaszcza gdy trzeba jeszcze dbać o dom. Ale wiem, że robisz, co możesz – dodała z delikatnym uśmiechem, który bardziej przypominał drwinę.

Na deser Barbara przyniosła sernik. Postawiła go na stole z taką miną, jakby oczekiwała fanfar.

– To mój przepis, jeszcze od mamy. Myślę, że to ci się spodoba, Aniu. Jest prosty, a jednocześnie tak… elegancki. Wiesz, taki idealny dla osoby, która ma mniej czasu na bardziej wymagające wypieki.

Zacisnęłam usta i wzięłam kawałek, czując, że ta Wigilia jeszcze się nie skończyła – przynajmniej jeśli chodzi o złośliwości Barbary.

– Wiesz, Aniu, czasami zastanawiam się, jak ci się udaje pogodzić wszystko. – Jej ton był pełen sztucznego zainteresowania. – Tyle obowiązków, dzieci, praca… A mimo to Mateusz wygląda na wypoczętego. To naprawdę godne podziwu.
Tomasz niemal się zakrztusił herbatą, którą właśnie popijał.

– Mamo, ty naprawdę potrafisz sprawić, że każdy poczuje się doceniony – rzucił z lekkim sarkazmem.

Barbara zignorowała go, przenosząc wzrok na Mateusza, który wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię.

– Mateuszku, a może opowiesz o swojej ostatniej delegacji? Jak długo byłeś poza domem? Trzy dni? – zapytała z wyraźnym podziwem. – Naprawdę, Aniu, powinnaś być wdzięczna, że masz takiego męża. Nie każdy mężczyzna potrafi tak ciężko pracować, by utrzymać rodzinę.

Czułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a oddech staje się ciężki.

– Tak, Barbara, masz rację. Mateusz bardzo się stara, ale myślę, że to normalne w związku – powiedziałam z wymuszonym spokojem. – W końcu oboje wkładamy dużo wysiłku, by wszystko działało.

Barbara uniosła brew, jakby ta uwaga była dla niej niepojęta.

– Oczywiście. Tylko wiesz, Aniu, ja zawsze uważałam, że mężczyzna powinien być fundamentem rodziny, a kobieta… no cóż, ozdobą. Ale ty, jak widzę, radzisz sobie po swojemu.

Tomasz odchrząknął, rzucając mi współczujące spojrzenie.

– Mamo, może dajmy Ani odpocząć od twoich „życiowych mądrości”? Może opowiesz nam o swoich słynnych podróżach do sanatorium? Podobno ostatnio spotkałaś tam pana Kazimierza, tego od szachów.

Barbara zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona, że jej syn postanowił odwrócić uwagę od jej tyrady.

– Ach, Tomaszku, nie bądź taki złośliwy – rzuciła, ale od razu zmieniła ton na bardziej uprzejmy. – Chociaż rzeczywiście, pan Kazimierz to miły człowiek. I bardzo inteligentny. Nie to, co niektórzy młodsi mężczyźni, którzy dziś myślą tylko o grach komputerowych…

Tomasz uśmiechnął się szeroko.

– Tak, masz rację, mamo. Na przykład ja wciąż gram w gry. Ale Mateusz pewnie już dawno przestał. Prawda, bracie?

Mateusz spojrzał na niego z wdzięcznością, jakby brat właśnie rzucił mu koło ratunkowe.

– Nie mam czasu na takie rzeczy – odparł krótko.

Barbara znów przejęła inicjatywę.

– Mateusz zawsze był poważniejszy – rzuciła z dumą. – W przeciwieństwie do niektórych…

To było zbyt wiele

Zanim zdążyłam się powstrzymać, wypaliłam:

– Wiesz co, Mateusz może i jest poważniejszy, ale Tomasz przynajmniej wie, jak rozmawiać z ludźmi, nie sprawiając im przykrości.

Cisza była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Mateusz otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Tomasz zerknął na mnie z wyrazem rozbawienia, jakby w końcu zobaczył, że ktoś potrafi stawić czoła ich matce.

– Aniu… – zaczęła Barbara z lodowatym spokojem. – Widzę, że może zrozumiałam cię źle. Chyba za bardzo się staram. W końcu nie każdy musi znać zasady dobrego wychowania.

Wstałam od stołu, czując, że jeszcze chwila, a wybuchnę.

– Przepraszam, muszę sprawdzić, co u dzieci – rzuciłam i wyszłam z salonu, zostawiając ich wszystkich w oszołomieniu.

Siedząc na schodach z dala od całej tej farsy, zastanawiałam się, jak mogłam w ogóle zgodzić się na ten wieczór. Wigilia, która miała być świątecznym spotkaniem rodzinnym, zamieniła się w emocjonalny tor przeszkód.

Wróciłam do stołu, udając, że wszystko jest w porządku, choć w środku kipiałam. A Barbara? Jak gdyby nigdy nic zaczęła opowiadać o swoich przepisach na bigos, jakby nic się nie wydarzyło. Gdy wróciłam do stołu, Barbara z szerokim uśmiechem pochylała się nad Michałkiem, poprawiając mu serwetkę przy szyi.

– Ach, dzieci są takie urocze, prawda? Tylko szkoda, że w dzisiejszych czasach tak rzadko widzi się matki, które naprawdę poświęcają im czas – powiedziała, nie podnosząc na mnie wzroku.

Poczułam, jak we mnie gotuje

Wiedziałam, że te słowa były skierowane do mnie – nawet nie próbowała tego ukryć.

– Tak, to prawda, Barbara – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie. – Ale poświęcenie dzieciom czasu to jedno, a wtrącanie się w cudze życie to drugie.

Barbara uniosła brew, jakby nie dowierzając, że odważyłam się odpowiedzieć.

– Och, Aniu, nie chciałam, żebyś poczuła się zaatakowana. Po prostu dzielę się moimi przemyśleniami. Mateusz zawsze miał to szczęście, że był wychowywany w stabilnym domu, gdzie wszystko było na swoim miejscu. – Spojrzała na mnie z fałszywą troską. – A ty? Czy twoja mama uczyła cię gotować? Czy… no wiesz… miała na to czas?

Zacisnęłam dłonie na oparciu krzesła, ale nie zamierzałam milczeć.

– Moja mama nauczyła mnie wielu rzeczy. Na przykład tego, że jeśli nie masz do powiedzenia nic mądrego, lepiej nic nie mówić. Może powinnam podsunąć ci jej książkę z mądrościami.

Tomasz niemal wypluł wino, a Mateusz wyglądał, jakby chciał zniknąć. Barbara jednak tylko obrzuciła mnie spojrzeniem, które mogłoby zamrozić ocean.

– Droga Aniu – zaczęła powoli – nie wiem, co cię dziś ugryzło, ale naprawdę staram się być uprzejma. Jeśli czujesz, że moje uwagi cię przerastają, być może to kwestia pewności siebie. Niektóre kobiety po prostu nigdy nie uczą się, jak być… prawdziwymi gospodyniami domowymi.

– Prawdziwe gospodynie domowe? – wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Barbara, wybacz, ale czasy, kiedy kobiety były oceniane tylko po tym, jak pieką sernik, dawno minęły. Może dlatego czasem trudno ci zrozumieć, że są kobiety, które potrafią godzić pracę, dzieci i życie, nie czując potrzeby kontrolowania wszystkich wokół.

Barbara odłożyła widelec z przesadną precyzją, jej twarz zdradzała ledwie skrywaną złość.

– Mateuszku – powiedziała, ignorując mnie i zwracając się do swojego syna – zawsze zastanawiałam się, dlaczego nie zachęcasz swojej żony, żeby wzięła przykład z kobiet w twojej rodzinie. Twoja babcia… ja… zawsze wiedziałyśmy, jak dbać o dom i rodzinę. To chyba dlatego ty i Tomasz wyrośliście na takich wspaniałych ludzi.

– Może to ciebie zaskoczy, ale Mateusz ma też własne zalety, które nie wynikają z twojej perfekcji. Może czas zacząć traktować go jak dorosłego mężczyznę, a nie chłopca, którego trzeba prowadzić za rękę.

Cisza, która zapadła, była absolutna

Nawet dzieci przestały się wiercić. Mateusz spojrzał na mnie, zszokowany moją odwagą, a Tomasz – nareszcie – wybuchnął śmiechem.

– O Boże, Aniu, ty naprawdę to powiedziałaś! – wykrztusił, ocierając oczy.

Barbara zacisnęła usta w cienką linię.

– To nie jest zabawne– powiedziała ostro. – W moim domu panują pewne zasady. A jedna z nich to szacunek dla starszych.

Na szacunek trzeba zasłużyć – powiedziałam cicho, ale wystarczająco głośno, by usłyszeli wszyscy przy stole.

– Aniu! – Mateusz w końcu się odezwał, próbując załagodzić sytuację. – Może… może powinniśmy wszyscy się trochę uspokoić.

Barbara wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie, tym razem bez udawania uprzejmości. Zamiast odpowiedzieć, wstałam z krzesła, odsunęłam je z trzaskiem i spojrzałam jej prosto w oczy. Wyszłam z pokoju, zostawiając ich wszystkich w oszołomieniu. Za drzwiami usłyszałam jeszcze Tomasza, który z rozbawieniem rzucił:

– No, mamo, chyba znalazłaś równą sobie przeciwniczkę.

Zamknęłam się w małym pokoju na piętrze, gdzie dzieci bawiły się w ciszy, nieświadome napięcia, które panowało na dole. Michałek ułożył wieżę z klocków, a Bartek pochylał się nad jakąś książką. Wiedziałam, że tej nocy coś pękło. Barbara nie daruje mi, że publicznie jej się sprzeciwiłam, a Mateusz… cóż, Mateusz nigdy nie stanie po mojej stronie.

– Możemy porozmawiać? – zapytał mąż, wchodząc do pokoju i zamykając drzwi za sobą.

– Jeśli zamierzasz mnie pouczać, że powinnam być milsza dla twojej matki, daruj sobie – odparłam, czując, jak wraca złość.

– Nie o to chodzi – odpowiedział, choć w jego głosie słychać było zmęczenie. – Ale co ty właściwie próbujesz osiągnąć?

– Co próbuję osiągnąć? Serio? – zaśmiałam się gorzko. – Próbuję przetrwać.
Mateusz westchnął i przetarł dłonią twarz.

– Ona po prostu taka jest. Zawsze była. Nie zmienisz jej.

– Wiem, że nie zmienię jej, Mateusz. Ale czy ty naprawdę musisz milczeć za każdym razem, gdy ona mnie atakuje? Czy tak trudno jest powiedzieć coś w mojej obronie?

– Aniu, nie każ mi wybierać między tobą a moją matką.

Te słowa uderzyły mnie jak cios

Wróciliśmy do domu późno w nocy. Dzieci zasnęły w samochodzie, a ja siedziałam obok Mateusza w milczeniu. Wiedziałam, że on nie widzi w tej kolacji nic szczególnego – dla niego to była tylko kolejna Wigilia, podczas której musiał balansować między swoją matką a mną.

Tej nocy nie zasnęłam obok Mateusza. Poszłam na kanapę w salonie, owinięta kocem, próbując zrozumieć, jak doszło do tego, że stałam się obca w swoim własnym małżeństwie. Wiedziałam, że nie wygrałam z Barbarą. Wiedziałam, że Mateusz nigdy nie wybierze mnie ponad nią. I wiedziałam, że z każdą kolejną Wigilią będzie coraz gorzej.

Anna, 31 lat

Czytaj także:
„Gdy mama wypaliła z nowiną przy Wigilii, zakrztusiłem się barszczem. Mam nadzieję, że pod choinką znajdę lepszą matkę”
„Ela ma 48 lat i przeszła w życiu piekło. Mąż i teściowie traktowali ją jak wycieraczkę do butów, aż coś w niej pękło”
„Doradzam synowej przy dziecku, a ona się obraża. Przecież wychowałam jej męża, więc wiem, co najlepsze dla wnuczka”
 

Redakcja poleca

REKLAMA