Nieduża różnica wieku między nami sprawiała, że zżyłyśmy się z Natalią jak przyjaciółki. W wielu sprawach, na przykład w kwestiach mody, wakacyjnych wyjazdów, wypadów na koncert czy do kina, lepiej dogadywałam się z siostrzenicą niż ze starszą o 14 lat siostrą.
Dlatego teraz, przed tak ważnym wydarzeniem w życiu Natalii, starałam się być pomocna. Kilka miesięcy wcześniej pomogłam znaleźć niedrogi dom weselny, sama wykłóciłam się z właścicielem o jak najniższą cenę. Widziałam, że zarówno siostra, jak i przyszły mąż Natalii są mi wdzięczni, bo biorąc pod uwagę dużą liczbę gości – 80 osób – oszczędności na weselnej uczcie okazały się całkiem spore. A przecież młodzi zamierzają zaciągnąć kredyt na mieszkanie, więc każdy grosz się liczy.
Potem jeszcze u znajomej kwiaciarki za połowę ceny zamówiłam ślubną wiązankę, taką, o jakiej marzyła Natalia. Codziennie siostrzenica miała dla mnie nowe zadanie Sądziłam, że moja pomoc w przygotowaniach do ślubu na tym się skończy.
Sama też musiałam się jakoś przygotować: kupić sukienkę i buty, jakiś świeży garnitur dla męża, któremu ostatnio się trochę przytyło. Takich sprawunków nie robi się w pięć minut. Miałam więc pełne ręce roboty, bo nikt mnie przecież nie zwolnił w tym czasie z codziennych obowiązków.
Byłam tym wszystkim wykończona
Niestety, moja siostra myślała inaczej. Im bliżej było do daty ślubu Natalki, tym częstsze stały się telefony z rozkazami od jej matki. A to miałam pomóc wypisywać zaproszenia, bo panna młoda ma sesję, a ja tak ładnie piszę; a to podjechać ze szwagrem do ogrodnika pod miastem, żeby zamówić kwiaty do dekoracji sali; a to wreszcie zawieźć teściową mojej siostry do krawcowej na drugi koniec miasta, bo ona sama jest strasznie zajęta i nie wyrabia się ze wszystkim.
„No, tego już za wiele!” – pomyślałam. Rozumiałam, że przygotowania do ślubu są czasochłonne, ale w końcu to moja siostrzenica wychodzi za mąż, nie ja.
– Niech Jarek się ruszy – sądziłam, że to sprawa mojego szwagra. – To w końcu jego matka, dlaczego ja mam jeździć na drugi koniec miasta i zajmować się przeróbką jej kiecki?
– No, wiesz?! – oburzyła się Mańka. –Jarek i tak ma dużo na głowie. Chodzi tylko o jedną przymiarkę.
Dla świętego spokoju machnęłam ręką. Wyprawa z tą zrzędliwą babą wyprowadziła mnie z równowagi. Nie dość, że nie była gotowa o umówionej godzinie, to jeszcze musiałam ją zawieźć na bazar. Straciłam całe popołudnie i wieczór. To jednak nie był koniec żądań mojej siostry.
Następnego dnia zadzwoniła z nowym poleceniem:
– Musisz przenocować Waldków. Przyjadą z samego rana w piątek.
– Ty chyba oszalałaś! – krzyknęłam. – Gdzie ja ich położę? Czy Natalia musiała spraszać wszystkich krewnych? – pytałam wściekła i załamana wizją goszczenia przez kilka dni starego wujka i ciotki, a może jeszcze ich syna.
– I tak masz szczęście, że Wojtek nie chciał jechać ze starymi i zostaje w Gdańsku – skwitowała bezczelnie moja siostrzyczka. – Jakoś się przemęczycie. Przecież to tylko dwie, góra trzy noce – dodała i odłożyła słuchawkę.
Cała wrzałam ze złości. Siostra doskonale wiedziała, że jak zawsze się posłucham, bo jestem od niej młodsza, że dla dobra sprawy zgodzę się na wszystko. Tym razem jednak nie chodziło tylko o mnie, o moje zdanie, spokój i wygodę. Dla Sławka, mojego męża, wujek Waldek i ciocia Zosia to przecież zupełnie obcy ludzie. Goszczenie ich wiązało się z odebraniem ich z dworca w godzinach pracy, oddaniem im do dyspozycji całego pokoju w naszym ciasnym mieszkaniu, w końcu z szykowaniem posiłków, obsługiwaniem. Byłam załamana.
W dniu ślubu Natalii zdałam sobie sprawę, że jestem zmęczona i wcale nie chce mi się iść na tę całą imprezę. Wesele się udało, ale ja miałam wszystkiego dość. Pewnie gdyby nie mąż, zostałabym w domu. Ale on zachowywał się nienagannie, nawet pomagał mi powlekać pościel dla wujostwa. Czułam, że w środku cały się gotuje ze złości, lecz starał się zachować zimną krew.
Ślub był ładny. Natalia wyglądała świeżo i pięknie. Wesele trwało do rana – prawie wszyscy goście zostali do końca. Niestety, również nasi tymczasowi domownicy. Byłam już tak zmęczona, że chciałam się urwać w nocy, ale wujek Waldek szalał na parkiecie do świtu. Kiedy w niedzielę odprowadziliśmy wujostwo na pociąg, byłam nieprzytomna z niewyspania, i zaraz po przekroczeniu progu mieszkania padłam na kanapę. Zdążyłam ledwie zasnąć, kiedy rozległ się dzwonek telefonu.
Ależ mnie zdenerwowała
Spojrzałam na wyświetlacz. To była Mańka. „Pewnie chce podziękować” – pomyślałam, jednak to, co usłyszałam, rozbudziło mnie całkiem.
– Wiesz, sądziłam, że mocniej kochasz swoją siostrzenicę – zaczęła bez żadnego wstępu moja starsza siostra.
– To znaczy? – spytałam skołowana.
– To znaczy, że kto jak kto, ale ty mogłaś wysilić się na lepszy prezent ślubny, a nie jakieś tam sztućce – rzuciła Mańka ze wściekłością.
– Marysiu, to przecież porządne duńskie sztućce. A co ty byś chciała?
– Natalka liczyła na pieniądze. Wiesz przecież, że młodzi zbierają na mieszkanie, a ty jakieś widelce – wykrzykiwała.
Z trudem opanowałam zdenerwowanie i twardo odpowiedziałam:
– No cóż, sądziłam, że kiedy już razem zamieszkają, będą im potrzebne łyżki, noże, widelce… To bardzo drogie i wartościowe przedmioty, na całe życie. I kosztowały całkiem sporo, ale skoro uważasz, że zawiodłam Natalkę, jest mi przykro. Tym bardziej że to nie jedyny prezent, jaki ode mnie dostała.
Kiedy odkładałam słuchawkę, cała się trzęsłam. Jeszcze nie zdążyłam posprzątać mieszkania po najeździe gości, których – jak się teraz okazuje –zaproszono jedynie po to, żeby Natalka zebrała jak najwięcej kasy na weselu. „Załatwiłam tanią salę, pomagałam więcej, niż trzeba, sama wykosztowałam się na ubrania, których nie kupowalibyśmy, gdyby nie ten ślub. Mam gigantyczną dziurę w budżecie, i za to wszystko taka mnie wdzięczność spotkała!” – myślałam rozgoryczona.
Od ślubu Natalii minęły cztery tygodnie. Jeszcze do mnie ani razu nie zadzwoniła. Chyba naprawdę jest zawiedziona… Poczekam, aż wszystko sobie przemyśli.
Ewelina, 34 lata
Czytaj także:
„Mówię rodzinie, że jestem ważnym kierownikiem, a sprzedaję hot dogi na stacji benzynowej. Jak się wyda, będzie wstyd”
„Zawsze w podróży lubiłam poznawać nowe smaki. Tym razem poznałam menu izby przyjęć szpitala na Cyprze”
„Przepisałam na syna mieszkanie, a on się go pozbył. Teraz mam do wyboru meldunek pod mostem albo etat darmowej niańki”