„Spóźniłam się 2 godziny na randkę z facetem z sieci. Myślałam, że to fatum, ale okazało się, że los nade mną czuwał”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Catherine Delahaye
„Niechcący trąciłam łokciem butelkę stojącą na półce. Słoiczek potłukł się na drobne kawałki, spadając na płytki. Jaskrawopomarańczowy płyn ochlapał moją białą kieckę”.
/ 04.08.2024 08:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, Catherine Delahaye

Przygotowywałam się do spotkania z facetem i miałam co do niego spore oczekiwania. Choć do tej pory kontaktowaliśmy się z Pawłem tylko wirtualnie, to trudno się dziwić mojemu podnieceniu, wywołanemu perspektywą randki w realu. Pierwszy raz natknęłam się na niego na stronie dla singli, gdzie założyłam konto tuż po tym, jak zostawił mnie mój były. Już drugi facet porzucił mnie w ciągu niecałych trzech lat.

Nie wierzyłam, że kogoś poznam

Miesiące mijały. Zdarzały się sporadyczne zaczepki, pojedyncze maile czy okazjonalne pogawędki przez Skype’a, ale na tym zazwyczaj kontakt się kończył. Moja powściągliwa reakcja na sugestie erotyczne, czasem bardziej, czasem mniej subtelne, szybko studziła zapał potencjalnych adoratorów. Nie szukałam przelotnej przygody na jedną noc, marzyłam o kimś, z kim mogłabym dzielić życie na dobre i na złe.

Kiedy już zwątpiłam, że tą drogą poznam wartościową osobę, odezwał się on. Wysłał obszerną wiadomość, napisaną pięknym, nienagannym językiem, co wcale nie zdarza się tak często. Od razu zaznaczył, że nie interesują go przelotne romanse, czuje się osamotniony i pragnąłby wypełnić pustkę w swoim życiu kobiecą obecnością, przyjaźnią, a gdyby ta relacja z czasem przerodziła się w głębsze i bardziej intymne uczucie, byłby przeszczęśliwy.

Stwierdził, że ja jestem w sam raz. Wspomniał też, że oczarowały go moje oczy, spoglądające ciepło i radośnie ze zdjęcia.

Coś drgnęło w moim sercu

Napisałam mu, że jego nastawienie mi odpowiada i poprosiłam go o przesłanie fotki, bo nie dodał żadnej na swoim profilu. Ponieważ w kolejnych paru mailach ciągle tego nie robił, zaczęłam się zastanawiać, czy nie ma jakiejś skazy na urodzie, ale wcale mnie to nie zniechęciło. Z doświadczenia wiem już, że wrażliwe serce i bystrość umysłu są dużo cenniejsze niż atrakcyjna aparycja. Lepszy jest przecież czarujący brzydal niż przystojny burak.

Kiedy wreszcie zobaczyłam, co jest w załączniku do kolejnego maila, po prostu zaniemówiłam. Patrzył na mnie ze zdjęcia super przystojny facet. Widać było, że fotki zrobił gdzieś w górach, więc chyba faktycznie lubi chodzić po szlakach, tak jak napisał. Ale i tak jakoś nie byłam do końca pewna, więc zaproponowałam, żebyśmy pogadali przez Skype’a. Powiedział, że okej i jeszcze zażartował, że będzie mógł zobaczyć, czy naprawdę jestem taka śliczna jak na moich fotkach.

Tamtego wieczoru, gdy zobaczyliśmy się na monitorach naszych laptopów, byłam mile zaskoczona. Nasze pogawędki odbywały się w tak luźnej atmosferze, że poczułam, jakbyśmy przyjaźnili się od wielu lat. Od tamtej pory nasze nocne konwersacje stały się nieodłącznym elementem dnia. Rankami zazwyczaj otrzymywałam jakieś ciepłe słowa, typu „niech dzisiejszy dzień będzie dla ciebie słoneczny i radosny”.

Kompletnie straciłam głowę

– Haniu, nie uważasz, że nadszedł czas, abyśmy w końcu spotkali się w realnym świecie? – spytał pewnego wieczoru podczas naszej wideorozmowy. – Szczerze mówiąc, od dawna o tym marzę.

– Ja również – odparłam. – To, co widzę na ekranie, bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak wyglądasz w rzeczywistości – dodałam.

– Kiedy mógłbym wpaść z wizytą?

Naszła mnie chęć, żeby rzucić „od razu”, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że lepiej się nie spieszyć. Stanęło na tym, że spotkamy się za dwa tygodnie. Planowałam dobrze spożytkować te dni i zrobić z siebie prawdziwą boginię. Ustaliliśmy, że poczekam na niego w jednej z kafejek na starówce.

Akurat kończyłam się szykować na spotkanie. Byłam o krok od wyjścia z domu, kiedy rozpętało się to zamieszanie z olejkiem rokitnikowym. Chcąc tylko poprawić rzęsy, niechcący trąciłam łokciem butelkę stojącą na półce. Słoiczek gruchnął o zlew, pękł z trzaskiem i potłukł się na drobne kawałki, spadając na płytki. Jaskrawopomarańczowy płyn ochlapał moją białą kieckę i rozchlapał się po całej łazience.

– A niech to licho! – wrzasnęłam wkurzona, zdając sobie sprawę, że muszę to ogarnąć.

Nie odzywał się

Pobiegłam szybko do kuchni, żeby zgarnąć trochę ręczników papierowych i wytrzeć tę tłustą plamę. Jeden z okruszków szkła wbił mi się boleśnie w dłoń. Musiałam przerwać porządki i zająć się opatrywaniem ręki.

Chciałam zadzwonić do Pawła, powiedzieć mu, że przyjadę później, ale nie odbierał telefonu. „Najprawdopodobniej jest jeszcze w drodze” – przeszło mi przez myśl, więc zajęłam się dalej sprzątaniem bałaganu. Zerknęłam w lustro i aż się skrzywiłam.

– O rety, co za widok! – mruknęłam pod nosem.

Moja twarz wyglądała jak jakiś abstrakcyjny obraz. Na czubku nosa widniały rzucające się w oczy rude plamki, a mokre kosmyki przyklejone były do spoconego czoła. Policzki płonęły szkarłatem od nadmiaru emocji i gorąca. Ponownie wybrałam numer Pawła, ale wciąż nie odbierał. Nagrałam mu się na pocztę, prosząc, żeby się nigdzie nie ruszał. Mogę mieć lekkie opóźnienie!

Zjawienie się na spotkaniu z niemal dwugodzinnym spóźnieniem okazało się fatalnym pomysłem. Po dotarciu na miejsce nie zastałam śladu po Pawle. „Skończyłaś studia, a nadal brak ci rozumu” – skarciłam siebie w duchu. Kto przy zdrowych zmysłach czekałby tyle czasu?

Raz za razem wykręcałam jego numer. Na próżno. Wystukałam też serię SMS-ów z najszczerszymi przeprosinami. Zero odzewu. Nic nie dała też próba nawiązania kontaktu przez Skype’a. Jakby zapadł się pod ziemię.

Ogarniał mnie niepokój

A jeśli przydarzyło mu się coś złego? Straszliwie się spóźniłam, ale to chyba nie powód, żeby tak ostentacyjnie mnie olewać? Ludziom różne rzeczy się zdarzają. W sumie powinnam być na niego zła, że nawet nie zadzwonił upewnić się, czy nic mi nie jest.

Ale i tak czułam się paskudnie. Paweł był dla mnie ważny, a tu taki pechowy zbieg okoliczności. Klęłam w duchu dzień, w którym skusiłam się na ten przeklęty olejek, zwabiona reklamą o jego niezwykłych właściwościach. Wszystko, co zrobił, to zrujnował mój związek z Pawłem.

Zbierało mi się na łzy i przyszło mi do głowy, że chyba ciąży nade mną jakieś fatum. W końcu to nie pierwszy chłopak, z którym mi nie wyszło. A przecież wiązałam z tą relacją takie nadzieje…

Bez większego entuzjazmu sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor, licząc na to, że uda mi się choć trochę oderwać od ponurych rozważań. Akurat leciał serwis informacyjny i reportaż ze znajomymi ulicami w tle. Ledwie docierały do mnie słowa spikerki, tak byłam rozbita.

– Popołudniowa akcja funkcjonariuszy doprowadziła do ujęcia niebezpiecznego przestępcy – mówiła dziennikarka, podczas gdy kamera pokazywała dwóch policjantów zakładających kajdanki na nadgarstki jakiegoś faceta. Zatkało mnie. Mimo czarnego paska na oczach zatrzymanego nie miałam wątpliwości, że to Paweł.

Podkręciłam głośność

– Włodzimierz O. usłyszy zarzuty licznych przestępstw, między innymi oszustw, kradzieży i rozbojów. Na jego celowniku znajdowały się kobiety, z którymi nawiązywał znajomości przez internet…

Kolejnego dnia, gdy przyszli do mnie funkcjonariusze policji, poznałam więcej szczegółów tej sprawy. Trafili do mnie dzięki numerowi komórki, który znaleźli w jego telefonie. To właśnie od nich dowiedziałam się, że facet podający się za Pawła od dłuższego czasu oszukiwał kobiety poznane w sieci. Oczarowywał je, uwodził, a potem proponował randkę, na której podawał im tabletki, oszałamiając swoje ofiary. Następnie zabierał wszystkie ich kosztowności, porzucał gdzieś na uboczu i znikał bez śladu.

Okazało się, że mój niedoszły adorator miał na koncie przestępstwa. Delikatniejszą wersją jego działań były włamania do domów ofiar, których adres i klucze zdobywał wcześniej podstępem. Zdarzało się jednak, że uciekał się do przemocy, aby zmusić swoje ofiary do wyjawienia PIN-u do karty płatniczej, a następnie je okradał. Mundurowi chcieli jak najwięcej dowiedzieć się o naszych kontaktach i powodach, dla których randka się nie odbyła.

Z zażenowaniem, ale całkowicie szczerze wyjawiłam im prawdę o naszym związku i przystałam na składanie zeznań w sądzie. Pawła można było określić jedynie jako perfidnego łajdaka, który mnie okłamał i uwiódł, co samo w sobie było straszne. Jednak z drugiej strony, dzięki niesamowitemu splotowi zdarzeń, udało mi się uniknąć naprawdę poważnych kłopotów.

To był łut szczęścia

Co ja sobie myślałam, powierzając swój los kompletnie obcemu facetowi? Dręczyło mnie to nawet gdy było już po wszystkim. O mały włos, a dałabym się oszukać, okraść, a kto wie, może nawet skończyłabym poturbowana? Przy tym perspektywa rozstania z następnym chłopakiem wydawała się drobnostką.

Historia z olejkiem rokitnikowym nabrała zupełnie innego znaczenia. Okazało się, że ten z pozoru błahy incydent uchronił mnie przed naprawdę poważnymi problemami. Kto by pomyślał, że taka drobna rzecz jak potłuczenie buteleczki z olejkiem pozwoli mi uniknąć większych tarapatów? Chyba faktycznie ten olejek ma jakieś magiczne właściwości…

Zastanawiam się, czy każde wydarzenie ma jakieś głębsze znaczenie? Takie przemyślenia naszły mnie, gdy funkcjonariusze opuścili moje mieszkanie. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu się denerwować gdy sprawy nie układają się po naszej myśli. Kto wie, może właśnie dzięki takiemu „pechowi” unikamy znacznie poważniejszych kłopotów? Być może przeznaczenie sięga dalej i z czasem okazuje się, że to, co nas spotkało, wyszło nam na dobre?

Fotografię zatłuszczonej sukienki wstawiłam w ramkę i postawiłam obok laptopa – jako ostrzeżenie na przyszłość. Zainwestowałam również w nowy olej, który stosuję do pielęgnacji ciała i włosów.

Olga, 26 lat

Czytaj także:
„Mój narzeczony był na każde skinienie koleżanek. Dla zemsty poszłam o krok dalej”
„Pojechałem za granicę na ogórki. Pracodawca mnie oszukał, więc w ramach zapłaty wziąłem sobie jego córkę”
„Wspólne wakacje miały być naszą ostatnią deską ratunku. Nie wiedziałam, że mój chłopak miał swoje własne niecne plany”

Redakcja poleca

REKLAMA