Nigdy nikogo nie oszukałem, ale dobre uczynki rzadko spotykają się z nagrodą. Pierwszy raz w życiu wyjechałem za granicę na zarobek, ufając, że w cywilizowanym kraju nikt mnie nie oszuka. Szef okazał się jednak zwykłym krętaczem i odmówił mi wypłaty pieniędzy, które mi się należały. Postanowiłem więc zemścić się na nim i wziąłem sobie coś, co było dla niego najcenniejsze.
Przyjaciel namówił mnie na wyjazd
– Daj spokój, stary! Przyda ci się dodatkowa kasa – przekonywał mnie Damian, mój przyjaciel.
– Sam nie wiem. Chyba jednak poszukam czegoś w Polsce. Może zaczepię się w jakimś magazynie.
– I ile zarobisz w tym magazynie? Jakieś grosze. A Niemiec płaci w euro.
– Słyszałem, że tam pomiatają Polakami. Że mają nas za tanią siłę roboczą. Zresztą sam mówiłeś, że ten nadzorca niewolników zna tylko krzyk, jako sposób na komunikację z pracownikami.
– Wcale nie jest tak źle. Płaci uczciwie, a to najważniejsze. A że krzyczy... taki już jest ten język. Mówię ci, oni nawet między sobą tak rozmawiają.
– Ile stamtąd przywiozę?
– No, wreszcie zadałeś jakieś sensowne pytanie.
Skusiła mnie dobra kasa
Wcale nie miałem ochoty jechać na ogórki. Nie to, że bałem się harówki. Jestem do tego przyzwyczajony, bo zacząłem zarabiać na swoje potrzeby, odkąd skończyłem osiemnaście lat. W każde wakacje łapałem się jakiejś roboty, żeby choć trochę odciążyć rodziców. Zawsze w Polsce. Nie chciałem jeździć na saksy. Może i za granicą płacą więcej, ale sporo się nasłuchałem, że traktują nas tam, jakbyśmy nie mieli godności.
Postanowiłem jednak spróbować i na własnej skórze przekonać się, czy diabeł rzeczywiście jest taki straszny, jakim go malują. Damian zapewnił mnie, że jeżeli będę się uwijał, spokojnie zarobię 65 zł za godzinę pracy. W Polsce student nie ma szans na wakacyjną fuchę za taką kasę.
– Ale wiesz przecież, że nie mówię po niemiecku.
– Co z tego? Spokojnie dogadasz się po angielsku, a w razie czego, mogę być twoim tłumaczem.
Praca była ciężka
Trzy tygodnie później byliśmy już na miejscu. To było wielkie gospodarstwo. W życiu nie widziałem większego. Szef mieszkał w pięknym domu z wypielęgnowanym ogrodem. Za płotem rozciągały się jego włości – zabudowania gospodarcze, chłodnie, magazyny, baraki pracownicze i pola ciągnące się po horyzont. To wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
– Dziś musimy odpocząć – powiedział Damian. – Jutro pobudka o piątej i ruszamy na zbiory.
– Tak od razu? Bez nawet jednego dnia na zainstalowanie się?
– A co myślałeś? Przyjechaliśmy tu do pracy.
Harówka była cięższa niż przypuszczałem. Po trzech dniach nadgarstki bolały mnie niemiłosiernie, a twarz napuchła mi jak po dwunastu rundach z mistrzem świata w boksie. Ale dawałem radę. Miałem silną motywację.
Po pracy wszyscy byli tak zmęczeni, że nikomu nie w głowie były wyjścia na miasto. Po kolacji odpoczywaliśmy przed barakami. Nie było to ani ciekawe, ani ekscytujące, ale na nic więcej nie starczało siły.
Szef pilnował swojej córki
Pewnego dnia zauważyłem, że wzdłuż magazynów przechadza się młoda blondynka.
– Stary, co to za laska? – zapytałem, gdy zobaczyłem ją pierwszy raz.
– To Sara, córka szefa.
– Podobno Niemki wyglądają jak straszydła. A tu taka ślicznotka...
– Nawet o tym nie myśl! – upomniał mnie Damian.
– Co? Przecież nie myślę o niczym zdrożnym – usprawiedliwiłem się.
– Jakbym cię nie znał. Zaufaj mi, to nie jest dziewczyna, z którą można się ot tak zabawić. Hans strzeże swojej córeczki jak oka w głowie i jeżeli tylko zauważy, że patrzysz na nią pożądliwie, wywali cię na zbity pysk.
– Chyba trochę wyolbrzymiasz.
– Wcale nie. W zeszłym roku jeden Polak zagwizdał, gdy obok niego przechodziła, a stary dostał piany. Zaczął wykrzykiwać, że poniżył jego córkę i kazał mu spakować swoje rzeczy. Podobno nawet nie zapłacił mu za robotę.
– Tak, jasne. Powiedz lepiej, że wkręcasz mnie, bo chcesz ją dla siebie.
Był jak cerber
Damian nie musiał mówić nic więcej. Gdy wypowiadałem te słowa, do Sary podszedł młody chłopak, który z nami pracował. Mówił do niej łamaną angielszczyzną. Nie zrozumiałem niczego, ale z tonu głosu, mimiki i gestykulacji łatwo można było wywnioskować, że zaleca się do ślicznej Niemki. Pech chciał, że w tym momencie Hans nadjechał ciągnikiem.
Wyskoczył z kabiny, podbiegł do tego chłopaka i zaczął okładać go rękawicą, którą trzymał w ręce. Krzyczał coś po niemiecku, jakby go musztrował.
– Co on mówi? – zapytałem Damiana.
– Stary, nawet ja tak nie przeklinam. Summa summarum chodzi o to, że nieszczęśnik jeszcze dziś ma opuścić jego gospodarstwo.
– Kurczę! Nie żartowałeś!
– A co myślałeś?
Postanowiłem sobie, że gdy tylko zobaczę Sarę, od razu odwrócę głowę. Nie chciałem zadzierać z tym furiatem, tym bardziej, że do końca wyjazdu zostały nam jeszcze niecałe dwa tygodnie.
Wyjazd się przedłużył
Dzień powrotu do Polski zbliżał się wielkimi krokami, a ja cieszyłem się na samą myśl o wyjeździe. Trafiła się jednak okazja na przedłużenie pobytu i dodatkowy zarobek.
– Marcel, mam dobrą informację – ucieszył się Damian. – Hans chce, żebyśmy zostali jeszcze tydzień.
– W życiu! – zaprotestowałem. – Mam już dosyć zbierania ogórków. Do końca życia nie włożę do ust tego przeklętego warzywa.
– Nie chodzi o zbiory. Stary potrzebuje kogoś do opryskiwania chwastów na polach truskawek. To łatwa i przyjemna robota. Spacerujesz sobie między rzędami ze zbiornikiem na plecach i słuchawkami na uszach, a gdy na trafisz na coś, co nie powinno tam rosnąć, robisz oprysk. Proste, prawda? Płaci minimalną stawkę, ale praca jest lekka.
Dałem się namówić. Pomyślałem: „Co mi szkodzi? To tylko tydzień”.
Drań nas oskubał
W końcu nastał dzień rozliczenia. Poszliśmy do biura, w którym urzędował Hans. Z uwagi na moją nieznajomość niemieckiego, rozmawiał z nami po angielsku, co, jak później stwierdził Damian, było bardzo „wielkoduszne” z jego strony.
– Spisaliście się, chłopcy – zdobył się na miłe słowo. – Oto wasze pieniądze.
Damian schował kopertę do kieszeni, ale ja nie byłem taki ufny jak on. Przeliczyłem dokładnie każdy banknot.
– A gdzie pieniądze za chwasty? – zapytałem zdziwiony.
– Wszystko jest tutaj – odpowiedział.
– Nie, pomylił się pan. Ta suma należy mi się za zbiory. A co z wypłatą za ostatni tydzień?
Otworzył zeszyt, w którym prowadził ewidencję i rozłożył ramiona, jakby chciał powiedzieć, że nie wie, o czym mówię. Spojrzałem na jego zapiski. Drań jeden zaniżył nam godziny przepracowane na ogórkach, w taki sposób, żeby pokryć to tygodniem opryskiwania! Gdy mu to wypomniałem, zaczął na mnie wrzeszczeć po niemiecku i wyrzucił nas z biura.
– Co za łajza! – wkurzyłem się.
– Nie wiem, co powiedzieć. Nigdy nic takiego mi się nie przydarzyło, a przyjeżdżam tu od trzech lat. Naprawdę nie wiem, co tu się stało.
– Wycyckał nas, oto co się stało.
Poznałem Sarę
Autokar do Polski mieliśmy dopiero następnego dnia, więc musieliśmy spędzić jeszcze jeden dzień u tego przeklętego oszusta. Spacerowałem po gospodarstwie i rozmyślałem, co zrobić z tą sytuacją, gdy wpadłem na Sarę wychodzącą zza rogu. Odbiła się ode mnie i upadła, a ja zaoferowałem jej pomocną dłoń.
– Przepraszam, chyba się zamyśliłem. Nic ci nie jest?
– Nie, wszystko w porządku – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. – Jestem Sara.
– Marcel – przedstawiłem się.
– Wyglądasz na smutnego.
Zaprzeczyłem, ale ona spojrzała na mnie z miną mówiącą: „Nie ściemniaj”.
– To mój ojciec, prawda? Okantował cię?
– Zdarzało się to wcześniej?
– Oczywiście. Gdy jest słabszy sezon, zawsze próbuje to sobie w ten sposób odbić – wyjaśniła, a na jej twarzy malowała się autentyczna odraza do jego zachowania.
Zemszczę się na tym oszuście
Pomyślałem sobie, że to miła dziewczyna. Miła i ładna, a w dodatku jest oczkiem w głowie tego oszusta. Na szybko uknułem w głowie szatański plan. „Nie chcesz wypłacić mi należnych pieniędzy, to odbiję sobie stratę w inny sposób” – pomyślałem.
– Chciałem się przespacerować, żeby rozładować złość. Może pójdziesz ze mną?
– Bardzo chętnie.
Nie musiałem jej specjalnie uwodzić. Sama była chętna. Spędziliśmy miłe chwile wśród pól i wracaliśmy w wyśmienitych nastrojach, trzymając się za ręce. Gdy zbliżaliśmy się do jej domu, natknęliśmy się na Hansa. Właśnie na to liczyłem. Jego mina, gdy zobaczył mnie ze swoją córką, była bezcenne. Oczywiście wściekł się i ostatnią noc za granicą musieliśmy spędzić w hotelu, ale było warto.
Marcel, 22 lata
Czytaj także: „Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”
„Żona ma trzy razy większą wypłatę ode mnie. Ją stać na wakacje pod palmami, a mnie na te na balkonie”
„Dla żony byłem fajtłapą w życiu i ofermą w łóżku. Zdziwiła się, gdy moją męskość doceniła dziewczyna syna”