„Spotkałam pierwszą miłość na zjeździe absolwentów. Dawno się tak nie wyszalałam w łóżku i nie żałuję”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, With love of photography
„Czułam, że między nami iskrzy coś, co dawno wydawało mi się zapomniane. Gdy zbliżyliśmy się do siebie na parkiecie, poczułam, że serce bije mi szybciej. Maks przyciągnął mnie do siebie bliżej, a ja nie protestowałam”.
/ 07.06.2024 22:00
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, With love of photography

Chociaż od lat jestem szczęśliwą mężatką, o Maksie zawsze myślałam w kategoriach „tego, który mi się wyślizgnął z rąk”. Byliśmy tacy młodzi i głupi, rozwaliliśmy ten związek z kompletnie abstrakcyjnych powodów. Trudno więc czasem się nie zastawiać co by było, gdyby...

Po naszym zerwaniu, które miało miejsce tuż po maturze, przez pewien czas się wzajemnie unikaliśmy. Ale jakiś rok czy dwa lata później, na jednej z imprez, wybaczyliśmy sobie dawne błędy, porozmawialiśmy i na nowo ustanowiliśmy przyjacielskie relacje. Składaliśmy sobie życzenia na święta czy urodziny, ale poza tym nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Ta znajomość naturalnie się rozpłynęła, po prostu poszliśmy do przodu.

Wyszłam za mąż z rozsądku

I wtedy, jakoś pod koniec studiów, poznałam Piotrka, z którym bardzo szybko weszłam w dość poważny związek. Był o wiele dojrzalszy niż ten, pełen uniesień, ale i dołków, który miałam z Maksem. Może to była kwestia mojej dojrzałości, a może Piotrek po prostu był o wiele bardziej wyważonym, poważnym partnerem, a może jedno i drugie. Pewnie, mieliśmy spięcia, jak każda para, ale od samego początku przeczuwałam, że Piotr może być tym jedynym. Fajerwerki, co prawda, były tylko na samym początku, ale potem było bezpieczeństwo, zaufanie i przyjaźń.

Gdy więc Piotrek oświadczył mi się niedługo po obronie dyplomu, zgodziłam się bez wahania. To była taka odpowiedzialna i dorosła decyzja. Byłam pewna, że nigdy jej nie pożałuję.

– Córcia, cieszę się twoim szczęściem, ale pozwól sobie na trochę romantyzmu, trochę szaleństwa... – radziła mi mama, kiedy zabierałam się za przygotowania do ślubu. – Mówisz o tym wszystkim tak pragmatycznie, tak chłodno.

– Bo prawdziwa miłość to chyba nie fajerwerki i motyle w brzuchu, tylko stabilność, bezpieczeństwo, prawda? – zapytałam retorycznie.

– No... tak, ale jesteście młodzi i świeżo zaręczeni. Odrobina motyli nie zaszkodzi – uśmiechnęła się do mnie.

Bałam się, że będę żałować

Niby słyszałam, co do mnie mówi, ale nieszczególnie potrafiłam to zastosować. Nasz związek był inny, niewiele w nim było z młodzieńczych porywów serca, ale widziałam w tym dotychczas same zalety. Aż do wieczoru panieńskiego, podczas którego trochę za dużo wypiłam i wyszły ze mnie pijackie wyznania.

– Wiem, że to jest mądry wybór, wiem, że będzie mi z nim dobrze. Ale motyle i przyspieszone bicie serca czułam dotychczas tylko z Maksem... – wybełkotałam nad ranem, kiedy zeszło na intymne tematy.

Miałam szczęście, że przyjaciółki natychmiast zaczęły mnie przekonywać, że nie jest ze mną nic nie tak, choć mogły spojrzeć po sobie z ukosa i zacząć mnie oceniać.

– To normalne, Karola, to było w liceum! Wszystko się wtedy odbiera o wiele intensywniej. To taki szczeniacki okres – przekonywała mnie Agata.

– Pewnie, że tak – przytaknęła jej Alicja. – W małżeństwie nie chodzi o szaleństwa, ale o stabilność!

– Wiem, tak też sobie mówię... Ale czasem mi brakuje tych szaleństw. Zwłaszcza w łóżku...

– To się da wypracować, nic się nie martw! Najważniejsze, że się kochacie, że chcecie ze sobą być. A takie techniczne sprawy jak temperatura w sypialni to wszystko kwestia pracy. Ja też tak miałam z Karolem – pocieszała mnie dalej Alicja.

Zaczęłam życie z Piotrem

Dałam się przekonać i nie zwątpiłam w siłę naszej relacji. Co do Maksa, oczywiście zaprosiłam go na ślub, ale miał wtedy zaplanowany długi zagraniczny wyjazd i nie mógł się pojawić. Dostałam jednak od niego piękne kwiaty i butelkę szampana, które przysłał do naszego mieszkania kurierem.

Ceremonia była bardziej romantyczna niż się spodziewałam i nawet mnie zdarzyło się kilkukrotnie uronić kilka łez wzruszenia. Motyle jednak utrzymywały się przez następny miesiąc, a potem znowu znikły. Nasze pożycie, po upojnej podróży poślubnej, znowu stało się rzadsze i mało ekscytujące. Wielokrotnie próbowałam nad tym pracować: kupowałam wymyślne koszulki nocne, kusiłam Piotrka oryginalnymi randkami czy wymyślnymi scenariuszami igraszek, ale nic nie działało. Mąż chyba po prostu był znacznie mniej temperamentny niż ja i nie potrafiłam w żaden sposób na to wpłynąć.

Po pewnym czasie zaczęłam więc powoli godzić się z faktem, że nasze pożycie już zawsze będzie tak wyglądać. I wtedy coraz częściej zaczęły mi się śnić upojne noce z Maksem, chociaż doskonale wiedziałam, że to głupie wytwory mojej wyobraźni, które nic nie znaczą. A jednak zostawały w moich myślach na długo i zdarzało mi się do nich wracać nawet długo po przebudzeniu. I wtedy, jak na złość, zadzwoniła do mnie przyjaciółka z wieścią, że... wybieramy się na zjazd absolwentów.

Byłam podekscytowana

– Zapłaciłam już za nas, nie ma wykrętów! – zaświergotała mi przez telefon.

– No w porządku – zaśmiałam się.

Nie ukrywam, od razu zaczęłam się zastanawiać czy Maks się pojawi. Napisałam do niego, niby od niechcenia. A kiedy potwierdził, poczułam w żołądku dziwny, niewyjaśniony ucisk. Złapałam się też na tym, że im szybciej zbliżało się to wydarzenie, tym bardziej byłam podekscytowana.

W dniu zjazdu wystroiłam się w swoją najlepszą sukienkę, poszłam do fryzjera, zrobiłam staranny makijaż. Chociaż nie chciałam tego przyznać nawet przed sobą, pod świadomie chciałam zrobić wrażenie na Maksie. Chciałam, żeby spojrzał na mnie z zachwytem, a może nawet pożądaniem. Chciałam znowu, chociaż przez chwilę, poczuć, że ktoś mnie pragnie.

Wróciły wspomnienia

Wieczór rozpoczął się od nostalgicznych rozmów i śmiechu z dawnymi przyjaciółmi. Wspominaliśmy lata spędzone w liceum, nasze marzenia, młodzieńcze głupoty. Było wesoło, ale i wzruszająco. Gdy jednak w tłumie zauważyłam w końcu Maksa, rozpromieniłam się i natychmiast przywołałam go gestem do naszego stolika. Patrzył na mnie z ogromnym zaciekawieniem, co, nie ukrywam, niezwykle mi schlebiało. Od razu też przeszedł do komplementów.

– Ale pięknie wyglądasz! Dobrze cię widzieć – zawołał, obejmując mnie serdecznie.

– Ciebie również. Jak się miewasz? – zapytałam, czując lekki dreszcz emocji.

Rozmowa z Maksem była jak powrót do przeszłości. Opowiadał o swoich przygodach, podróżach i pracy. Mojej uwadze nie umknęło, że nie wspominał o żadnej kobiecie. Im dłużej trwał wieczór, tym bardziej rozmowa zaczęła zbaczać na bardziej osobiste tory.

– Słuchaj, przepraszam, że nie dałem rady dotrzeć na twój ślub... Bardzo mi głupio.

– No co ty, przecież miałeś plany – machnęłam ręką.

– Nie miałem. Musze ci się do tego przyznać. Chyba po prostu nie miałem odwagi, żeby zobaczyć, jak wiążesz się na całe życie z innym facetem. Nawet nie wiesz, ile razy od naszego ostatniego spotkania chciałem do ciebie zadzwonić i...

Zapomniałam o całym świecie

Nie dokończył, choć napięcie między nami stało się elektryzujące. Noc była długa, a alkohol rozluźnił nasze zahamowania. Czułam, że między nami iskrzy coś, co dawno wydawało mi się zapomniane. Gdy zbliżyliśmy się do siebie na parkiecie, poczułam, że serce bije mi szybciej. Maks przyciągnął mnie do siebie bliżej, a ja nie protestowałam. W końcu nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku, a już kwadrans później znaleźliśmy się w jego pokoju hotelowym. To, co się tam wydarzyło, było nie do opisania.

Maks kochał się ze mną tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali, a ja oddałam się tej chwili z całkowitym zaangażowaniem. Co gorsza, nie czułam poczucia winy. Aż do rana, kiedy alkohol z nas wyparował, a zakazana, szalona noc zamieniła się w ranek. Rano, budząc się obok niego, poczułam się jak najgorsza osoba na świecie. Było wspaniale, dawno się tak nie wyszalałam, ale myśli o Piotrze nie dawały mi spokoju. Wiedziałam, że muszę wrócić do rzeczywistości, że to, co się wydarzyło, było chwilowym uniesieniem, które nie miało prawa się zdarzyć... W końcu Maks obudził się i obdarzył mnie uśmiechem.

To się więcej nie powtórzy

– To była niesamowita noc – powiedział delikatnie gładząc moje ramię.

– Tak, była – odpowiedziałam, starając się ukryć smutek w głosie. – Ale przepraszam cię, to nie może się powtórzyć – oznajmiłam sucho, po czym zostawiłam go samego w łóżku, zdziwionego i chyba rozczarowanego, a następnie jak najszybciej ulotniłam się z hotelu.

W drodze powrotnej do domu mimo wszystko zalałam się łzami. „Mam takiego wspaniałego męża, który nigdy niczym nie zawinił, nigdy nie potraktował mnie źle, ani razu! Jak mogłam zrobić mu takie świństwo?” Biłam się z myślami, bo z jednej strony żałowałam, a z drugiej to było mi bardzo potrzebne.

Nie mam pojęcia, co zrobię z tym grzechem. Wiem jednak, że nic już w moim życiu nie będzie takie samo... Przekroczyłam granicę, zza której nie ma powrotu.

Karolina, 29 lat

Czytaj także: „Rodzina mogła zawsze na mnie liczyć, ale ja na nich już nie. Gdy byłam w potrzebie, pomógł mi tylko obcy facet”
„Zostawiłam narzeczonego przed ślubem, bo zmienił się w gbura i marudnego lenia. Uciekając, poznałam miłość życia”
„Rozwód nie był dla mnie porażką. Postanowiłam hucznie świętować odzyskaną wolność i panieńskie nazwisko”

 

Redakcja poleca

REKLAMA