„Rodzina mogła zawsze na mnie liczyć, ale ja na nich już nie. Gdy byłam w potrzebie, pomógł mi tylko obcy facet”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Anna Bizon
„Noga regenerowała się w żółwim tempie, przez co byłam uwięziona w domu. Zakupy online uratowały mi życie, inaczej padłabym z głodu. Moja siostra odwiedziła mnie zaledwie jeden raz, a przyjaciółka wykręcała się podczas każdej rozmowy”.
/ 07.06.2024 14:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Anna Bizon

Karma wraca. Pragnę w to wierzyć całym sercem, jednak ostatnie sytuacje temu przeczą. Moja babcia zawsze mówiła, że należy się dzielić dobrem z innymi i pomagać. Dziś, po wielu latach chciałabym jej powiedzieć, że się myliła!

– Do zobaczenia! – pożegnały się koleżanki, kiedy kończyły zmianę.

No cóż, mi nie było jeszcze dane wrócić do domu, bo czekało mnie zrobienie raportu. Ilekroć los rzucał mi pod nogi to niewdzięczne zadanie, gdzieś w głębi duszy liczyłam, że mój trud zostanie doceniony i zapadnie w pamięć.

Byłam za dobra

Mówiąc wprost –  zdobywam kolejne punkty u koleżanek z pracy, przysługę do odbioru w przyszłości. Teoretycznie raport powinien być pisany po kolei przez wszystkie pielęgniarki, ale zawsze coś im wyskakiwało. A to pociecha z gorączką, a to migrena, a to wizyta teściowej na obiedzie.

Dziewczyny pędziły do domu z różnych powodów, zostawiając mnie z niewdzięczną robotą na głowie. Chyba sądziły, że pisanie raportów to moje odgórnie przydzielone zadanie. 

Ciężko mi odmawiać innym. Ilekroć mam ochotę to zrobić, wydaje mi się, że ktoś się na mnie obrazi, zerwie kontakty i będzie myślał o mnie najgorzej. I co ciekawe, mam rację. Zrozumiałam, że jeśli zależy mi na sympatii innych, muszę na nią zapracować.

Każdy dostawał, co chciał

Kłopoty z umówieniem siostry do lekarza? Nie ma sprawy, przecież Ala jest zatrudniona w szpitalu, więc „ogarnie" termin. 

– Wizyta za miesiąc? – krzywiła się siostra, gdy z dumą oznajmiałam jej o swoim sukcesie. – Tak późno? A co, u was brakuje lekarzy?

„Mamy ich pod dostatkiem. Na szpitalnym oddziale, bo tam pracuję" – cisnęło mi się na usta, ale ugryzłam się w język, bo nie chciałam rozpoczynać dyskusji. I tak by tego nie pojęła. Nigdy nie potrafiłam powiedzieć "nie", kiedy ktoś zwracał się do mnie z jakąś prośbą. Moja komórka non stop dzwoni. Rodzina i przyjaciele, a nawet dalsi znajomi.

Nie umiałam być asertywna

– Naszą Alę to wszyscy uwielbiają, taki dobry z niej człowiek –  tak o mnie mawiała babcia, a ja byłam dumna.

Moim zdaniem tak to powinno wyglądać. Bliscy nie powinni zaniedbywać ze sobą kontaktów, powinni ze sobą regularnie rozmawiać. Ostatnio jednak dostrzegłam, że mam na głowie coraz więcej spraw do ogarnięcia. Nie swoich. Muszę odebrać przesyłkę kurierską dla mojego szwagra.

– Przecież i tak będziesz wtedy w mieszkaniu, więc to dla ciebie nie problem – słyszałam.

No tak, ale akurat tamtego dnia zarwałam całą noc w pracy i marzyłam tylko o tym, żeby się porządnie wyspać. Niestety mój szwagier zupełnie nie liczył się z moim zmęczeniem. Mimo to nie wypadało mi odmówić, bo pewnie by się na mnie obraził. Dlatego ostatecznie zrobiłam to, o co mnie poprosił. Stwierdziłam, że to i tak łatwiejsze niż ewentualna opieka nad gromadką zasmarkanych dzieciaków siostry.

Siostra wciskała mi dzieci

A wszystkiemu winna była moja praca na zmiany. Ponieważ miałam sporo wolnego czasu, siostra podrzucała mi swoje kaszlące łobuziaki, zapewniając, że zabierze je, gdy tylko będzie w stanie. No cóż, z tym bywało bardzo różnie...

– Ala, jesteś jutro na zmianie? – najbardziej przerażały mnie tego typu telefony.

– Masz na myśli szpital? Nie – mówiłam prawdę, mimo że ciarki przeszły mnie po plecach. – Ale dorabiam jako pielęgniarka w opiece domowej, więc...

– Oj, to raptem parę godzinek – siostra zbagatelizowała moją fuchę po godzinach. – Chyba dziś nie muszę odbierać maluchów? Mają lekką gorączkę, niech zostaną u ciebie. 

No tak, moja siostra jak zwykle trafiła w sedno. Dzieciaki z katarem powinny siedzieć w domu. No ale w swoim! Siedziałam cicho i przytakiwałam, bo przecież nie wypada odmówić, gdy chodzi o opiekę nad dziećmi. 

Mama miała pretensje

Z moimi siostrzeńcami spędziłam cały weekend, więc do roboty przyszłam ledwo żywa. Dwanaście godzin na nogach to prawdziwe wyzwanie. Człowiek lata od pacjenta do pacjenta i nawet nie ma kiedy przysiąść. Obchód, leki do wydania, kroplówki do wymiany, roboty co niemiara. Do domu wracałam totalnie wykończona. Ale zmęczona czy nie, jeszcze musiałam skoczyć do mamy i zobaczyć, jak sobie radzi.

Rzadko mnie odwiedzasz, córuś – mówiła za każdym razem, gdy do niej dzwoniłam. – Sąsiadki syn to co chwilę do niej wpada, zakupy zrobi, coś naprawi jak potrzeba. A ja tutaj sama jak palec siedzę. Ale nie będę zrzędzić, jakoś tam daję sobie radę.

Moja mama zawsze powtarzała, że powinnam poświęcić jej więcej uwagi. I miała rację, bo jakoś nie umiałam wygospodarować dla niej choćby chwili. Moja siostra, pochłonięta sprawami swojej rodziny, też nie była w stanie pomóc. Ale ode mnie mama oczekiwała jednak czegoś więcej. No bo czym ja się zajmuję? Pracą? Przecież każdy zarabia na chleb, a mimo to jakoś znajdują czas, by zaopiekować się starzejącymi się rodzicami. Każdy, tylko nie ja.

Byłam jak telefon zaufania

Czas najwyższy wziąć się w garść. Moje kontakty z ludźmi też nie wyglądały najlepiej. Gdyby nie dwie kumpele, które znam od zawsze, to byłabym zupełnie sama jak palec. Karolina wprawdzie żyła hen daleko, ale za to Kasia była blisko i regularnie do mnie wydzwaniała, żeby ponarzekać na swoje problemy. Do kogo innego mogła się zwrócić po wsparcie, jeśli nie do mnie? Spędzałyśmy długie godziny na rozmowach, chociaż nie zawsze byłam w stanie poświęcić jej tyle uwagi, ile potrzebowała.

– Zadzwonię później, w tej chwili mam pilne sprawy do załatwienia – tłumaczyłam przyciszonym głosem, bo akurat byłam w pracy.

Moja przyjaciółka Kasia zazwyczaj akceptowała to, choć od czasu do czasu narzekała, że nie mogła na mnie polegać w trudnych chwilach, kiedy potrzebowała mojego wsparcia najbardziej. Ja jednak ignorowałam jej pretensje, tłumacząc sobie, że przez swój kiepski nastrój wypowiada słowa, których za moment nie będzie pamiętać.

I rzeczywiście, tak było. Oddzwaniałam do niej po jakimś czasie i gadałyśmy jak gdyby nigdy nic. Oczywiście głównie o jej problemach. Przekonałam się, że tak jest najprościej, bo gdy próbowałam skierować rozmowę na moje sprawy, Kasia nie wykazywała większego zainteresowania.

To była chwila nieuwagi

Niedawno Kaśka zadzwoniła do mnie z płaczem, jak za każdym razem po zerwaniu z facetem. Akurat tego dnia gadałyśmy przez telefon, kiedy szłam do domu. Skupiona na rozmowie nie zauważyłam nierówności na chodniku i myk. Coś chrupnęło w kolanie. Z bólu o mało nie zemdlałam.

– Halo, jesteś? Alicja! – Kasia nie kryła zniecierpliwienia.

Poczułam ulgę, że ją mam. Nie zostałam sama z tym problemem. Szybko jej powiedziałam, co się stało.

– I co teraz? – Kasia wydawała się kompletnie zagubiona.

– Muszę iść do lekarza, a nie mogę chodzić – urwałam, szukając wsparcia.

– Gdybym tylko mogła, od razu bym do ciebie wpadła – zaoferowała się Kasia – ale w tym korku to zajmie wieki, zanim dojadę. Zadzwoń lepiej do swojej siostry, jest niedaleko. Ewentualnie zamów taksówkę, tak dotrzesz najszybciej do lekarza.

Zakończyłam rozmowę. Nie miałam pojęcia, jakie miałam oczekiwania i nie zamierzałam się nad tym teraz zastanawiać. Czas pomyśleć o sobie. O tej godzinie moja siostra odbiera maluchy z przedszkola, więc odpada. A może szwagier? Powinien być dostępny, chyba że poszedł się spotkać z kumplami.

Musiałam radzić sobie sama

Postępując zgodnie z radą Kasi, wezwałam taksówkę. Owinęłam sobie kolano chustką, a następnie podjęłam próbę zrobienia kroku. Dosłownie jęczałam z bólu. Ludzie przechodzący obok przyglądali mi się z zaciekawieniem, ale trzymali dystans. Dotarło do mnie, że powinnam przełamać opory i zwrócić się do kogoś z prośbą o wsparcie.

– Przepraszam, że przeszkadzam… – zagadnęłam wysokiego faceta.

– Złamała pani nogę? – spytał.

– Raczej nie, ale i tak nie dam rady iść.

– Dokąd?

Pomógł mi obcy facet

Taksówka, którą zamówiłam, zaparkowała w zasięgu wzroku, ale dla mnie w tej chwili to był spory dystans.

– Muszę jechać do szpitala – kiwnęłam głową w stronę auta. – Sama nie dam rady pokonać tej trasy.

Niech pani się o mnie oprze – polecił mężczyzna, niemal wnosząc mnie do środka pojazdu. – Jedziemy do najbliższego szpitala –  poinformował taksówkarza, zajmując miejsce obok mnie.

–  To pan ze mną pojedzie? – zaskoczył mnie.

– A jak inaczej pani wysiądzie z taksówki?

Nie zdążyłam podziękować

Przekroczyłam próg izby przyjęć, niesiona na rękach mężczyzny.

–  O, Ala! –  powitała mnie radośnie koleżanka z rejestracji.

–  Widzę, że znają tu panią –  mój wybawca poczuł się odsunięty.

–  Pracuję na tym oddziale jako pielęgniarka – odparłam, wyjaśniając sytuację.

–  W takim razie chyba nie jestem już potrzebny – wycofał się pospiesznie, gdy tylko sanitariusz Marcin pojawił się z wózkiem inwalidzkim.

– Przejmujemy opiekę nad tą panią –  zażartował Marcin.

Ratownik medyczny pognał ze mną w kierunku windy, nie dając mi szansy na podziękowanie mojemu towarzyszowi.

– Jak kocha, to poczeka – skomentował Marcin, śmiejąc się.

Zawiodłam się na rodzinie

Miałam ochotę zrobić mu krzywdę. Noga regenerowała się w żółwim tempie, przez co byłam uwięziona w domu. Zakupy online uratowały mi życie, inaczej padłabym z głodu. Moja siostra odwiedziła mnie zaledwie jeden raz, a przyjaciółka wykręcała się podczas każdej rozmowy. Czekał ją wyjazd służbowy, więc nie mogła poświęcić mi ani chwili. Aktualnie nie potrzebowała mojego wsparcia, dlatego telefon milczał jak zaklęty.

Jakoś nikt niczego ode mnie nie chciał. „Czekają, aż wrócę do zdrowia i znów będę im pomagać" – przyszło mi do głowy, ale szybko odpędziłam tę myśl. Na pewno gdyby było to możliwe, zaopiekowaliby się mną najlepiej jak potrafią. Po prostu teraz byli zabiegani. Tak się akurat wszystko poukładało. Jednak tak naprawdę okłamywałam samą siebie.

Alicja, 32 lata

Czytaj także: „Od 20 lat mam dla córki idealną partię. Weterynarz z polem to prestiż. Nie to co ten jej ulizany goguś z miasta”
„Mój pierwszy mąż mnie zdradzał, drugi się awanturował, a trzeci zwiał. Nawet syn mnie zostawił. Nie rozumiem facetów”
„Teściowa zrobiła z naszego domu prywatną imprezownię. Sprasza koleżanki emerytki i oprowadza je jak po swoim”

 

Redakcja poleca

REKLAMA